Byłam zauroczona tym miejscem. Te dwa fioletowe księżyce zapierały dech w piersiach. Ciekawe jak to zrobili. Cóż niedokońca wiedziałam kto to są mnisi szepczących, ale koniecznie chciałam ich poznać. Małe prowizoryczne chatki, namioty, krzątający się mieszkańcy i biegające dzieci, stwarzały przytulną atmosferę. Na środku "wioski" stała piękna, okrągła świątynia z białego marmuru. Niestety tą chwilę przerwała nam jakaś wadera.
-A więc żyjesz.-powiedziała wilczyca pogardliwym głosem. Gapiłam się na nią jak oszołomiona. Mówi do mnie? Szybko jednak zorientowałam się, że patrzy na moją towarzyszkę. Teraz razem z Eleną mierzyły się nawzajem wzrokiem.
-A więc żyję?-powtórzyła Elena- Czyżby to była jakaś aluzja?
-Czy to jest ktoś kogo powinnam znać?-szepnęłam do mej towarzyszki
-Nie ufasz swojej rodzonej kuzynce?-spytała wilczyca z sztuczną troską w głosie. No to mam odpowiedź.
-Przyznaj się Farla, to ty wysłałaś tego atronacha- powiedziała Elena przez zaciśnięte zęby. Wyglądała jakby zaraz miała ją rozszarpać
-Ja?- Farla spytała się z udawaną niewiedzą. W jej oczach błyszczało czyste zło-Hmm..może?
-Myślisz, że ci to ujdzie na sucho? Kiedy to powiem wygnamy cię stąd raz na zawsze!
Farla zaśmiała się. Był to zimny, pusty, złośliwy, śmiech, bez krztyny jakiegokolwiek humoru.
-Myślisz, że ktokolwiek uwierzy, że biedna, mała Farla, której umarł kuzyn, a którego kochała ponad życie- wytarła wyimaginowaną łzę i pociągnęła nosem- byłaby w stanie zrobić coś takiego?
-Pożałujesz-powiedziała przez zaciśnięte zęby Elena. Chyba traciła nad sobą panowanie. Gdy jej kuzynka wspomniała o Calebie po policzku popłynęła jej łza. Położyłam jej łapę na ramieniu. Farla uśmiechnęła się szyderczo.
-Nic na mnie nie masz-wysyczała. Nagle przez wioskę potoczył się dźwięk trąb-Wybacz-powiedziała już normalnym głosem-Czekają mnie w świątyni-obróciła się napięcie i odeszła w tłum. Elena wyglądała na ostro wkurzoną
-Chodź- powiedziałam do niej- Na takich jak ona szkoda czasu
***
Z bliska świątynia była wyższa niż myślałam. Portal pokryty był runami, a naprzeciw, wewnątrz kaplicy, blisko ściany znajdował się piękny, kryształowy ołtarz. Światło wpadało przez świetlik w suficie, który podtrzymywały ustawione blisko ścian okręgiem białe kolumny. Zewnętrzne jak i wewnętrzne ściany zdobiły ornamenty roślinne. Co jakiś czas ktoś witał się z standardowo z Eleną. Wyglądało to mniej więcej tak: "Och! Elena? To na prawdę ty?! Składam kondolencje z powodu Caleba...Pamiętam jeszcze jak byłaś malutkim szczeniaczkiem! Och tak, to były czasy....ple, ple, ple, bla, bla, bla, bla, pitu, pitu" itd. Mnie zwykle nawet nie zauważali. Czułam się jak powietrze. Ale cóż nie ma na co dramatyzować. W kaplicy zebrała się praktycznie cała wataha. Ja z Eleną stanęłyśmy z przodu. Niedaleko dostrzegłam Farlę, a obok niej dość podobnego do niej basiora. Był tylko nieco większy, masywniejszy i o ostrzejszych rysach. Czy możliwe, żeby to był Corpus? Zamyślania przerwał mi donośny głos. Należał on do wysokiego, łysego mężczyzny, ubranego w srebrno-szarą szatę.
-Witajcie wszyscy tu zgromadzeni!-krzyknął rozkładając ręce......
czwartek, 14 maja 2015
niedziela, 10 maja 2015
Od Rangiku
Czy tylko mi się zdaje, że Cailte, jest jakieś przeklęte? Co tu przyjdę to ktoś głoduje, albo umiera. No ludzie, ile można?! Spojrzałam na wilka przed mną, jego ciało było całe pocięte, wszędzie miał rany. Nie miałam szans go uratować, a jednak ktoś mnie wezwał, ktoś miał nadzieje... eh miłość, to ona dała temu komuś nadzieje, ktoś tego basiora kochał. Jednak czemu nie stał teraz przy nim i nie błagał mnie o pomoc, nie rozumiem tego. Ten świat jest na prawdę dziwny. Powoli wstałam, nie miałam po co tu tyle siedzieć, tylko marnowałam czas.
-Przepraszam, że nie mam jak ci pomóc. Szybkiej śmierci- powoli ruszyłam, przed siebie, do drzwi wyjściowych. Za sobą słyszałam płacz. Megan, daj mi mocy, żebym mogła go uleczyć. Poczułam, że mam więcej mocy. Wróciłam do wilka. Oby tym razem pomoc bogini podziałała... Wysunęłam nad basiora rękę, z której zaczął sączyć się srebrny pył.
-Rangiku, już skończyłaś?- usłyszałam za sobą głos Caspiana, który mnie tu przyprowadził. Nie rozumiem dlaczego nie mógł zrobić tego jeden ze strażników, tylko dowódca zwiadowców. Bałagan w naszej administracji boli.
<Caspian? Nie umiem pisać, no nie? Ale Tyv się nie gniewa, więc problemu chyba nie ma ^^>
-Przepraszam, że nie mam jak ci pomóc. Szybkiej śmierci- powoli ruszyłam, przed siebie, do drzwi wyjściowych. Za sobą słyszałam płacz. Megan, daj mi mocy, żebym mogła go uleczyć. Poczułam, że mam więcej mocy. Wróciłam do wilka. Oby tym razem pomoc bogini podziałała... Wysunęłam nad basiora rękę, z której zaczął sączyć się srebrny pył.
-Rangiku, już skończyłaś?- usłyszałam za sobą głos Caspiana, który mnie tu przyprowadził. Nie rozumiem dlaczego nie mógł zrobić tego jeden ze strażników, tylko dowódca zwiadowców. Bałagan w naszej administracji boli.
<Caspian? Nie umiem pisać, no nie? Ale Tyv się nie gniewa, więc problemu chyba nie ma ^^>
Ogłoszenia
Cicho tu jakoś, ale rozumiem to... koniec roku szkolnego, trza wszystko poprawić. Ten powodzenia, samych czerwonych pasków.
- Ze względu na to iż zaczynają nam wystawiać oceny proponowane, co oznacza, że każdy z nas ma dużo popraw, od dnia dzisiejszego do początku wakacji nie odejmuję PŻ,
- W przyszłym tygodniu opublikuje questy, które stworzyłyśmy razem z Eleną, więc przygotujcie swoje plecaki i poćwiczcie kondycje,
- Oddam Sanariona w dobre ręce, bo nie mam na niego totalnie czasu. Masz ochotę go przygarnąć? Zapraszam do kontaktu ze mną, tym samym sposobem co zawsze,
Alfa, Elise
czwartek, 7 maja 2015
Od Eleny - c.d Isil
Atronach lasu przybrał
dość niecodzienny kształt niedźwiedzia. Spodziewałam się, że w
końcu na niego natrafimy, ale nie wiedziałam, że tak szybko. Wiła,
inna nazwa na tego atronacha, legła na boku. Zielone światło
zaczęło wypływać z martwej kupki kamieni i wirować wokół
zabitego. Coraz szybciej i szybciej. Wiedziałam co się za chwilę
stanie.
- Uciekaj! -zdążyłam
krzyknąć i wskoczyłam na pobliski kamień. Isil rzuciła mi
zdezorientowane spojrzenie i nie ruszyła się z miejsca. Atronach,
coś na wzór samobójców zamachowców, wysadził się w powietrze.
Efektem tego wybuchu było lecące wszędzie błoto. Isil oberwała
mokrą ziemią prosto w twarz. Łapami zrobiła tzw. wycieraczki i
ściągnęła błoto z oczu. Nie mogłam opanować chichotu.
- Eee.. Isil -zaczęłam,
pokazując na jej pysk.
-Nie komentuj proszę
-uniosła łapy do góry i opuszczając głowę z westchnieniem.-Jest
tu gdzieś strumyk, albo jakieś źródło?
-Tak kilka kroków stąd- odpowiedziałam, przypominając sobie przestudiowane mapy przed wyprawą. Wskazałam jej drogę nad wodę i starałam się powstrzymać od uśmiechu, gdy wadera odwróciła się ciężko pod ciężarem błota.
-Zaraz przyjdę- rzuciła Isil i poszła się umyć. A ja posprzątałam po tym pobojowisku.
-Tak kilka kroków stąd- odpowiedziałam, przypominając sobie przestudiowane mapy przed wyprawą. Wskazałam jej drogę nad wodę i starałam się powstrzymać od uśmiechu, gdy wadera odwróciła się ciężko pod ciężarem błota.
-Zaraz przyjdę- rzuciła Isil i poszła się umyć. A ja posprzątałam po tym pobojowisku.
Było 5 dzień od kiedy
wyruszyłyśmy do Kaplicy Medei. Dobrze się nam szło. Isil była
dobrą kompanką. Potrafiła słuchać, ale gadać też. Miała wiele
ciekawych opowieści w zanadrzu. Ale gdy tylko pytałam ją o jej
przeszłość, to zamykała się, jak małża na powierzchni. Nic nie
potrafiłam od niej wyciągnąć. Nagle Isil się uśmiechnęła.
- Chyba jesteśmy już
blisko -powiedziała, wskazując głową przed siebie. Spojrzałam we
wskazanym kierunku. Za wzniesieniem unosił się dym, ulatujący z
komin.
- Tak -Nie mogłam
powstrzymać uśmiechu, ale też niepokojącego uscisku w żołądku.
Wrażenie było takie, jakby ktoś bawił się moim jelitem cienkim.
Nie byłam tam od bardzo dawna. Nawet nie wiem, czy mnie pamiętają.
Zrobiłam kolejny krok i przed moimi oczami rozległ się wspaniały
widok. Skupisko namiotów i posklejanych domów sięgało, aż po
horyzont. Wilki i ludzie krążyli po tej osadzie, krzycząc i
wołając. Słychać było śmiech i radość. Wokół unosił się
słodki zapach ziaren kakaowca i orientalnych przypraw. Uśmiechnęłam
się. Dopełnieniem tego pięknego krajobrazu były dwa fioletowe księżyce.
Iluzja stworzona przez Mnichów Szepczących.
- Ale tu pięknie
-zachwyciła się Isil. Tylko pokiwałam potakująco głową.
- A więc żyjesz
-usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się. To była Farla. Na
jej paskudnej buźce malował się pogardliwy grymas.
<cd. Isil>
Od Isil-c.d Eleny
-Nie według mnie bardzo ciekawa- odparłam z uśmiechem. Naprawdę tak myślałam. Elena przewróciła oczami.
-Dzięki, że mnie pocieszasz- mruknęła, również się uśmiechając. Po chwili wyciągnęła się i ziewnęła.- Czemu nie zamieniłaś się w człowieka gdy rozbijałyśmy obóz? Nie byłoby Ci łatwiej?-chwilę zastanawiałam się nad tym pytaniem. No tak wbijanie śledzi od namiotu pyskiem, było dość problematyczne.
-Eee..Nie- pragnęłam zmienić temat. Może za dnia byłby mniejszy problem, ale przy pełni wyglądałam noo...ciekawie. Długie szare włosy, runiczne znaki na twarzy i ciemnografitowozłota sukienka. A co tam jak szaleć to szaleć- Widzę, że jesteś zmęczona. Nie chcesz iść spać?-zagadnęłam
-Chyba masz rację-Elena się znów przeciągnęła- Lepiej się położę.
-Dobranoc- powiedziałam, ale wilczyca zniknęła już w namiocie. Zaczęłam myśleć o tym co się dzisiaj stało. Oczywiście nie chciałam na nią krzyknąć, nie chciałam w ogóle tego powiedzieć na głos. Krzyczałam na Valara. Wiem, że może dramatyzuję, ale uważam, że można stracić cierpliwość po ok.6 godzinach podróży śpiewania prawie bez przerwy piosnek w stylu:
" Słońce świeci, ptaszek kwili. Może byśmy ich zabili?" ~by Valar.
Musiał mieć wyjątkowo dobry nastrój. Spróbowałam to zignorować i cieszyć się księżycem. Był naprawdę piękny.
***
Minęło już na pewno kilka dobrych godzin, ale ja nie miałam serca budzić Eleny. Wyglądała na zmęczoną. Co prawda nie powiedziała wprost, że powinnyśmy zostać na warcie, ale dla mnie było to oczywiste. Po chwili wyczułam jakiś dziwny zapach. Gdy szłyśmy Elena coś o tym wspominała, ale nie zwróciłam na to uwagi. Teraz prócz zapachu doszło jeszcze szeleszczenie i dziwne zielonkawe światło. Nagle z krzaków wyskoczyły... kamienie?! Tak, kamienie wraz z błotem i czymś podobnym do lian. Były unoszone przez owo zielonkawe światło, zaczęły się formować i przybrały kształt średniej wielkości niedźwiedzia. Niedźwiedź łypnął na mnie groźnie, przynajmniej tak mi się wydawało.
-Aha.. no dobra-normalnie już światło gdzieś w ciemnicy lasu, by mnie przestraszyło, ale świadomość prywatnej "maszyny do zabijania" znieczuliła mnie na tego typu fakty. Subtelnie się cofnęłam i odchyliłam poły namiotu.-Eee.. Elena? Proponuje ci wstać, nie wiem czy u was w tym lesie są jakieś dobre duszki, ale ten nie wygląda przyjaźnie- Wadera tylko mruknęła coś pod nosem i przewróciła się na drugi bok. Tymczasem niedźwiedź wyprężył się i nastroszył kamienie (jakkolwiek to brzmi).-Elcia wstawaj-powiedziałam stanowczo. Podobna reakcja-Elena!-krzyknęłam, a potwór ruszył w stronę namiotu- Uch!-W ostatniej chwili siłą wyciągnęłam ją ze środka. Niedźwiedź widząc, że wbiega w pusty namiot, próbował wyhamować, ale zahaczył nogą o linę i się zaplątał. Dało to nam kilka dodatkowych sekund.
-Co się stało?!- powiedziała oprzytomniała Elena
-To się stało- odparłam wskazując w stronę namiotu.
-Atronach! Zapomniałam ci powiedzieć- powiedziała łapiąc się za głowę- Musiałam być naprawdę zmęczona. Dobrze, że zostałaś na warcie
-Później podziękujesz. Teraz proszę stań za mną- powiedziałam, próbując wymyślić jakiś plan. Wiedziałam, że potwór zaraz się uwolni.
-Nie- zaskoczona obróciłam się w jej kierunku- Pozwól, że to ty staniesz za mną.
Elena skoczyła w kierunku bestii, obnażając pazury i kły.
-Ale...-podniosłam łapę, próbując coś powiedzieć. Nie minęło kilka chwil za nim wadera kilka sprawnymi ruchami uśmierciła nieproszonego gościa. Następnie zeskoczyła i sprintem pobiegła za najbliższy kamień. Zdążyła jeszcze krzyknąć:
-Uciekaj!
Wtedy prosto w twarz uderzyła mnie wielka kula błota. Tak błota. Brudnego i śmierdzącego błota. Lekko zdezorientowana i zniesmaczona otarłam je z oczu. Moja towarzyszka ostrożnie wyszła zza kamienia
-Eee..Isil..
-Nie komentuj proszę. Jest tu gdzieś strumyk, albo jakieś źródło?
-Tak kilka kroków stąd- powiedziała wskazując mi drogę i z trudem powstrzymując się od chichotu.
-Zaraz przyjdę- stwierdziłam i udałam się we wskazanym kierunku .
***
Po kilkudziesięciu minutach zmyłam z siebie całe błoto, a Elena naprawiła szkody jakie wyrządził Atronach. Do świtu zostało jakieś 5 godzin.
-Może teraz ja przejmę wartę?- spytała wadera.
-Jak jesteś zmęczona to mogę jeszcze trochę tu postać.
-Nie, jutro chcę pokonać dłuższą trasę. Musisz być wypoczęta- uśmiechnęła się.
Wiedziałam, że moja energia trwa tylko nocą, przez co ciężko mi będzie zasnąć, ale rzeczywiście w ciągu dnia mogłam nie dać rady. Tym razem nie polemizowałam.
<Elena;)>
-Dzięki, że mnie pocieszasz- mruknęła, również się uśmiechając. Po chwili wyciągnęła się i ziewnęła.- Czemu nie zamieniłaś się w człowieka gdy rozbijałyśmy obóz? Nie byłoby Ci łatwiej?-chwilę zastanawiałam się nad tym pytaniem. No tak wbijanie śledzi od namiotu pyskiem, było dość problematyczne.
-Eee..Nie- pragnęłam zmienić temat. Może za dnia byłby mniejszy problem, ale przy pełni wyglądałam noo...ciekawie. Długie szare włosy, runiczne znaki na twarzy i ciemnografitowozłota sukienka. A co tam jak szaleć to szaleć- Widzę, że jesteś zmęczona. Nie chcesz iść spać?-zagadnęłam
-Chyba masz rację-Elena się znów przeciągnęła- Lepiej się położę.
-Dobranoc- powiedziałam, ale wilczyca zniknęła już w namiocie. Zaczęłam myśleć o tym co się dzisiaj stało. Oczywiście nie chciałam na nią krzyknąć, nie chciałam w ogóle tego powiedzieć na głos. Krzyczałam na Valara. Wiem, że może dramatyzuję, ale uważam, że można stracić cierpliwość po ok.6 godzinach podróży śpiewania prawie bez przerwy piosnek w stylu:
" Słońce świeci, ptaszek kwili. Może byśmy ich zabili?" ~by Valar.
Musiał mieć wyjątkowo dobry nastrój. Spróbowałam to zignorować i cieszyć się księżycem. Był naprawdę piękny.
***
Minęło już na pewno kilka dobrych godzin, ale ja nie miałam serca budzić Eleny. Wyglądała na zmęczoną. Co prawda nie powiedziała wprost, że powinnyśmy zostać na warcie, ale dla mnie było to oczywiste. Po chwili wyczułam jakiś dziwny zapach. Gdy szłyśmy Elena coś o tym wspominała, ale nie zwróciłam na to uwagi. Teraz prócz zapachu doszło jeszcze szeleszczenie i dziwne zielonkawe światło. Nagle z krzaków wyskoczyły... kamienie?! Tak, kamienie wraz z błotem i czymś podobnym do lian. Były unoszone przez owo zielonkawe światło, zaczęły się formować i przybrały kształt średniej wielkości niedźwiedzia. Niedźwiedź łypnął na mnie groźnie, przynajmniej tak mi się wydawało.
-Aha.. no dobra-normalnie już światło gdzieś w ciemnicy lasu, by mnie przestraszyło, ale świadomość prywatnej "maszyny do zabijania" znieczuliła mnie na tego typu fakty. Subtelnie się cofnęłam i odchyliłam poły namiotu.-Eee.. Elena? Proponuje ci wstać, nie wiem czy u was w tym lesie są jakieś dobre duszki, ale ten nie wygląda przyjaźnie- Wadera tylko mruknęła coś pod nosem i przewróciła się na drugi bok. Tymczasem niedźwiedź wyprężył się i nastroszył kamienie (jakkolwiek to brzmi).-Elcia wstawaj-powiedziałam stanowczo. Podobna reakcja-Elena!-krzyknęłam, a potwór ruszył w stronę namiotu- Uch!-W ostatniej chwili siłą wyciągnęłam ją ze środka. Niedźwiedź widząc, że wbiega w pusty namiot, próbował wyhamować, ale zahaczył nogą o linę i się zaplątał. Dało to nam kilka dodatkowych sekund.
-Co się stało?!- powiedziała oprzytomniała Elena
-To się stało- odparłam wskazując w stronę namiotu.
-Atronach! Zapomniałam ci powiedzieć- powiedziała łapiąc się za głowę- Musiałam być naprawdę zmęczona. Dobrze, że zostałaś na warcie
-Później podziękujesz. Teraz proszę stań za mną- powiedziałam, próbując wymyślić jakiś plan. Wiedziałam, że potwór zaraz się uwolni.
-Nie- zaskoczona obróciłam się w jej kierunku- Pozwól, że to ty staniesz za mną.
Elena skoczyła w kierunku bestii, obnażając pazury i kły.
-Ale...-podniosłam łapę, próbując coś powiedzieć. Nie minęło kilka chwil za nim wadera kilka sprawnymi ruchami uśmierciła nieproszonego gościa. Następnie zeskoczyła i sprintem pobiegła za najbliższy kamień. Zdążyła jeszcze krzyknąć:
-Uciekaj!
Wtedy prosto w twarz uderzyła mnie wielka kula błota. Tak błota. Brudnego i śmierdzącego błota. Lekko zdezorientowana i zniesmaczona otarłam je z oczu. Moja towarzyszka ostrożnie wyszła zza kamienia
-Eee..Isil..
-Nie komentuj proszę. Jest tu gdzieś strumyk, albo jakieś źródło?
-Tak kilka kroków stąd- powiedziała wskazując mi drogę i z trudem powstrzymując się od chichotu.
-Zaraz przyjdę- stwierdziłam i udałam się we wskazanym kierunku .
***
Po kilkudziesięciu minutach zmyłam z siebie całe błoto, a Elena naprawiła szkody jakie wyrządził Atronach. Do świtu zostało jakieś 5 godzin.
-Może teraz ja przejmę wartę?- spytała wadera.
-Jak jesteś zmęczona to mogę jeszcze trochę tu postać.
-Nie, jutro chcę pokonać dłuższą trasę. Musisz być wypoczęta- uśmiechnęła się.
Wiedziałam, że moja energia trwa tylko nocą, przez co ciężko mi będzie zasnąć, ale rzeczywiście w ciągu dnia mogłam nie dać rady. Tym razem nie polemizowałam.
<Elena;)>
wtorek, 5 maja 2015
Od Eleny-c.d Isil
- Isil, ja cię proszę -westchnęłam
po raz kolejny. Szara wadera pokręciła przecząco głową z
uśmiechem. Wzięła 2/3 rzeczy i nawet się nie zziajała. A
biegłyśmy/szłyśmy już 2 godziny. Czułam lekkie wyrzuty, że się
tak zgodziłam, więc przez następne pół godziny nasza rozmowa
brzmiała mniej więcej tak:
- Jaka dzisiaj ładna pogoda. Widzisz?
Słońce wygląda, jak płonący dysk -mówi Isil z rozmarzeniem.
- Yhy, a może chcesz oddać mi trochę
bagażu?
Ignore perfekt.
- Chyba widziałam wiewiórkę. A tak
przy okazji, nie jesteś trochę zmęczona? Może ja troszkę poniosę
za ciebie, co?
…
- Widzę, że słabniesz. Może
poniosę?
W końcu zrezygnowałam z moich
nieudolnych wysiłków. Isil i tak nie wyglądała na zmęczoną.
Wręcz przeciwnie. Każdy krok, jakby dodawał jej sił. Księżyc,
okrągły jak ser cheedar, świecił nam nad głowami. Nagle w moje
nozdrza dostał się dziwny zapach.
- Czujesz to? -zapytałam. Uniosłam
głowę i zaczęłam węszyć.- Pachnie, jak....
Nie dokończyłam. Przerwała mi
wściekła Isil:
- Zamknij się!!
Otworzyłam usta ze zdumienia. Jeszcze
nigdy się tak nie zachowała. Nagle wadera zorientowała się, że
powiedziała to na głos.
- O, przepraszam. Myślałam, że
zobaczyłam tygrysa -wyjąkała, odwracając głowę.
- Tygrysa? W lesie?
- Yyy, nie tygrysa -zaśmiała się
nerwowo.- Rysia. Widziałam rysia.
- Rysia? -powtórzyłam. Isil zdała
sobie sprawę ze zrobionej przez siebie gafy.
- O. Mówiłam do siebie. Mówiłam do
siebie.
- Może rozbijemy obóz? Jest już koło
12. W nocy.
Moja towarzyszka pokiwała ochoczo
głową, byle tylko uwolnić się od mojego sceptycznego spojrzenia.
Gdy wszystko było gotowe, usiadłyśmy przed ogniskiem.
- Przydałyby się poduszki -westchnęła
Isil, goszcząc się na twardej ziemi. Pstryknęłam palcami. Wadera
uniosła głowę. Wzruszyłam ramionami. Chwilę potem ujrzałam
zbliżające się do nas dwie kaszmirowe poduszki.
- Tak, wiem. Strasznie głupia moc.
Westchnęłam.
<cd. Isil>
Subskrybuj:
Posty (Atom)