Byłam zauroczona tym miejscem. Te dwa fioletowe księżyce zapierały dech w piersiach. Ciekawe jak to zrobili. Cóż niedokońca wiedziałam kto to są mnisi szepczących, ale koniecznie chciałam ich poznać. Małe prowizoryczne chatki, namioty, krzątający się mieszkańcy i biegające dzieci, stwarzały przytulną atmosferę. Na środku "wioski" stała piękna, okrągła świątynia z białego marmuru. Niestety tą chwilę przerwała nam jakaś wadera.
-A więc żyjesz.-powiedziała wilczyca pogardliwym głosem. Gapiłam się na nią jak oszołomiona. Mówi do mnie? Szybko jednak zorientowałam się, że patrzy na moją towarzyszkę. Teraz razem z Eleną mierzyły się nawzajem wzrokiem.
-A więc żyję?-powtórzyła Elena- Czyżby to była jakaś aluzja?
-Czy to jest ktoś kogo powinnam znać?-szepnęłam do mej towarzyszki
-Nie ufasz swojej rodzonej kuzynce?-spytała wilczyca z sztuczną troską w głosie. No to mam odpowiedź.
-Przyznaj się Farla, to ty wysłałaś tego atronacha- powiedziała Elena przez zaciśnięte zęby. Wyglądała jakby zaraz miała ją rozszarpać
-Ja?- Farla spytała się z udawaną niewiedzą. W jej oczach błyszczało czyste zło-Hmm..może?
-Myślisz, że ci to ujdzie na sucho? Kiedy to powiem wygnamy cię stąd raz na zawsze!
Farla zaśmiała się. Był to zimny, pusty, złośliwy, śmiech, bez krztyny jakiegokolwiek humoru.
-Myślisz, że ktokolwiek uwierzy, że biedna, mała Farla, której umarł kuzyn, a którego kochała ponad życie- wytarła wyimaginowaną łzę i pociągnęła nosem- byłaby w stanie zrobić coś takiego?
-Pożałujesz-powiedziała przez zaciśnięte zęby Elena. Chyba traciła nad sobą panowanie. Gdy jej kuzynka wspomniała o Calebie po policzku popłynęła jej łza. Położyłam jej łapę na ramieniu. Farla uśmiechnęła się szyderczo.
-Nic na mnie nie masz-wysyczała. Nagle przez wioskę potoczył się dźwięk trąb-Wybacz-powiedziała już normalnym głosem-Czekają mnie w świątyni-obróciła się napięcie i odeszła w tłum. Elena wyglądała na ostro wkurzoną
-Chodź- powiedziałam do niej- Na takich jak ona szkoda czasu
***
Z bliska świątynia była wyższa niż myślałam. Portal pokryty był runami, a naprzeciw, wewnątrz kaplicy, blisko ściany znajdował się piękny, kryształowy ołtarz. Światło wpadało przez świetlik w suficie, który podtrzymywały ustawione blisko ścian okręgiem białe kolumny. Zewnętrzne jak i wewnętrzne ściany zdobiły ornamenty roślinne. Co jakiś czas ktoś witał się z standardowo z Eleną. Wyglądało to mniej więcej tak: "Och! Elena? To na prawdę ty?! Składam kondolencje z powodu Caleba...Pamiętam jeszcze jak byłaś malutkim szczeniaczkiem! Och tak, to były czasy....ple, ple, ple, bla, bla, bla, bla, pitu, pitu" itd. Mnie zwykle nawet nie zauważali. Czułam się jak powietrze. Ale cóż nie ma na co dramatyzować. W kaplicy zebrała się praktycznie cała wataha. Ja z Eleną stanęłyśmy z przodu. Niedaleko dostrzegłam Farlę, a obok niej dość podobnego do niej basiora. Był tylko nieco większy, masywniejszy i o ostrzejszych rysach. Czy możliwe, żeby to był Corpus? Zamyślania przerwał mi donośny głos. Należał on do wysokiego, łysego mężczyzny, ubranego w srebrno-szarą szatę.
-Witajcie wszyscy tu zgromadzeni!-krzyknął rozkładając ręce......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz