sobota, 31 stycznia 2015

Od Kasumi c.d Tyvsy

-Co chcesz, za wykonaną robotę?- zapytała szara wadera, po powrocie z odwiedzin martwej już siostry. Chwila zastanowienia wystarczyła by ocenić moją obecną sytuację.
-Chciałabym posadę w twojej watasze.-rzuciłam od niechcenia.
-Zgoda-odpowiedziała nie wzruszona. Po chwili dodała:
-Więc chodźmy do naszego jakże licznego grona-poczułam nutkę sarkazmu. Nie ma się co dziwić, trwa wojna, ciekawe czy zleci mi jakieś zadanie i rozkaże walczyć. Zasypałyśmy ognisko piaskiem i ruszyłyśmy w las, po chwili dołącza do nas Kano, jak zwykle nie zareagowałam gdy wskoczył na mój grzbiet, robi to zawsze gdy ruszamy w dłuższą podróż. Po niecałej godzinie marszu naszym oczom ukazał się dosyć spory, zwęglony i zniszczony zamek. Ale syf-pomyślałam. Przy wejściu Tyvsa poprosiła jedną z pokojówek o przydzielenie mi pokoju.
-Obawiam się, że wszystkie pokoje które nadają się do zamieszkania są już zajęte.-powiedziała lekko zwieszając głowę.Po chwili w pokoju pojawiła się kolejna wadera.
-Wydaje mi się, ze w piwnicach jest jakiś pokój, ale nie ma tam łóżka i...
-Może być-przerwałam. Wszystkie trzy pary oczu zwróciły się w moją stronę. Służące dłużej zatrzymały wzrok, przyglądając się mojemu towarzyszowi.
-Na pewno?-odezwała się czerwonowłosa.
-Tak, z resztą powinny tam być lochy w których na pewno znajdę jakiś materac.-stwierdziłam. Byłam tu już i wiedziałam o który pokój chodzi pokojówce, jak również, że będę miała tam spokój.
-W takim razie załatwione, ja pójdę już do siebie a te dwie panie zaprowadzą cie do twojego lokum.-zauważyłam przejaw strachu na pyskach pokojówek, lecz już po chwili byłam prowadzona po schodach. 
-Oto on-powiedziała jedna z nich wskazując na wielkie, drewniane, zdobione drzwi. I kto znów miał racje? Otworzyłam drzwi dobrze znanego mi pomieszczenia, zostawiając przestraszone wadery bez odpowiedzi. Kano zeskoczył ze mnie na ziemię, a ja zrzuciłam płaszcz.
-Dobrze, ze krew nie jest tak widoczna na czarnym materiale-powiedziałam cicho. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, było czystsze, pewnie tu posprzątały. Kano już w formie opierał się o wielki, masywny regał, kaptur bluzy prawie całkowicie zasłaniał jego blond włosy z pod których było widać już tylko nos i usta.
-I tak powinnaś go wyprać-uśmiechnął się szyderczo. Spiorunowałam go wzrokiem, dobrze wie jak nie znoszę brudu.
-Ja zajmę się płaszczem a ty ogarnij nam wyrko.-powiedziałam, po czym przybrałam formę człowieka i z płaszczem w ręce wyszłam za drzwi. Było ciemno mimo kilku pochodni, które bardziej grzały niż oświetlały korytarz. Ruszyłam w stronę lochów gdzie w każdej celi znajdowały się umywalki. Wyczułam obecność mojego towarzysza jakieś pięć metrów za mną, już wiedziałam co zamierza. 3.. 2... 1... Wykonałam nagły zwrot i stanęłam z Kanem twarzą w twarz. Nasze nosy prawie się stykały, a jego ręce znieruchomiały, wisząc w powietrzu na poziomie mojej tali.
-Nigdy się nie nauczysz?-powiedziałam, z kamienną twarzą.
-Zobaczysz, jeszcze kiedyś mi się uda-uśmiechnął się i miną mnie jak gdyby nigdy nic, westchnęłam i ruszyłam za nim. Szliśmy w ciszy, on z kapturem na głowie i rękoma w kieszeniach, ja z płaszczem przewieszonym na rękach, wpatrująca się w niego. Znaleźliśmy się na miejscu, podeszłam do kranu i odkręciłam wodę, wkładając moje odzienie to umywalki, woda spłukiwała krew barwiąc się na czerwono. Kano podnosił materac, który oparł o ścianę i zabrał się za podnoszenie ramy łózka. Wycisnęłam wodę z materiału, obróciłam się w stronę chłopaka i oparłam o zlew.
-Może ci pomóc?-zapytałam, widząc jak się męczy.
-Dam radę-powiedział podnosząc ramę i przechodząc obok mnie.
-Ale możesz zabrać materac.-dodał zanim wyszedł z celi. Podeszłam do ściany i złapałam za materiał wolną ręką. Po chwili szłam już ramie w ramie z Kanem. Widziałam jak mu ciężko, jest słaby fizycznie ale nadrabia to  siłą psychiczną,sprytem i zwinnością.
-Nie za ciężko ci?-uśmiechnęłam się prawie niewidocznie.
-Nie, po prostu mi niewygodnie-zrobił z ust cienką linie, cicho się zaśmiałam. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Przed nami pojawiły się drzwi naszego lokum, postawiłam materac i otworzyłam je przytrzymując tak, aby Kano dał radę wejść. Gdy już to zrobiłam zabrałam materac i weszłam za nim. Umieściłam materac na postawionym już łóżku, a moją narzutkę przewiesiłam na krześle aby wyschła.
-Kan, pójdź na górę po pościel-powiedziałam siadając na łóżku.
-Oookej, a gdzie ją znajdę?-zapytał. Westchnęłam głośno.
-Poproś jakąś pokojówkę one pewnie coś znajdą.-powiedziałam i położyłam się na plecach. Zamknęłam oczy, usłyszałam kroki i skrzypienie drzwi, teraz mogłam się nacieszyć chwilą spokoju. Poczułam naciągany na mnie materiał. Otworzyłam oczy i usiadłam.
-Nie śpię-rzuciłam,wstając i biorąc ze sobą kołdrę, którą rzuciłam na stolik, gdzie leżała pozostała część pościeli. Zabrałam prześcieradło i naciągnęłam je na materac. Koło mnie przeleciały dwie poduszki lądując w przeznaczonym dla nich miejscu. Zwróciłam głowę w stronę towarzysza a ten wzruszył tylko ramionami.
Podeszłam do niego a on podał mi kołdrę. Narzuciłam ją na łóżko następnie na nim siadając.
-Kas, ja skoczę na górę coś zjeść.-powiedział drapiąc się w tył głowy.
-Okey.-chłopak wyszedł a ja rozebrałam się zostawiając tylko bieliznę, ułożyłam ubrania na stoliku,zgasiłam większość zapalonych świeczek i położyłam się, okrywając porządnie  pościelą. Po chwili znalazłam się w objęciach morfeusza. Sen nie trwał długo, obudziły mnie kroki.
-Przepraszam-szepną widząc jak patrze w jego stronę. Miałam gęsią skórkę, w pokoju zrobiło się chłodniej przez mniejszą ilość ognia. Jedyna zapalona świeczka stała na niewielkiej szafce obok łóżka. 
-Przyniosłem nasze rzeczy-powiedział stawiając dwie czarne torby na ziemi. Więc spałam jednak trochę dłużej.
Wygramoliłam się z łóżka i zabrałam swoją torbę, wyciągnęłam z niej za dużą koszulkę którą dostałam od Kana zamiast piżamy. Nałożyłam ją i wróciłam pod kołdrę. za mną wskoczył czarny kot i ułożył się na drugiej poduszce. Zasnęłam głaszcząc jego miękkie futro.

Od Tyvsy- c.d Seanit

Siedziałam spokojnie przy ognisku, czekając na Kasumi. Z mojego ciała uleciała już cała euforia, zabicia siostry. Czułam się nawet lekko winna, ale to chyba normalne, po prostu odzywa się w mnie śmiertelnik.
-Po niej- usłyszałam za sobą głos zabójczyni
-Dziękuję, jeżeli pozwolisz pójdę pozbyć się jej ducha, żeby nie wygadała się Maki'emu co się stało- powoli wstałam z miejsca
-Oczywiście, zgaduję że mam tu zostać?
-Owszem- ruszyłam w głąb lasu. Po chwili dotarłam do ciała siostry. Leżała tam spokojnie jakby po prostu zasnęła, jedyne co ukazywało prawdę, to stróżki krwi ściekające z jej całego ciała. Podeszłam do niej i zmieniła się w człowieka. Delikatnie położyłam na jej pysku rękę. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak okropna jestem. Zabiłam własną siostrę i to za to, że chciała pokoju! Przytuliłam jej ciało do siebie. Po policzku ściekła mi łza... nie odczynię tego co było, nie mam się co martwić... mam! Kazałam zabić, bo po prostu nie pasował mi jej charakter! Jestem beznadziejna! Chwilę siedziałam tak w bezruchu, trzymając w objęciach, nieruchome ciało Seuś, gdy się otrząsnęłam, powoli zaczęłam zajmować jej umysł.

☾☼☽

Wokół mnie było czarno, tak właśnie czarno. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim, no ale cóż w umyśle martwego wilka jeszcze nie byłam. Przed mną leżała moja siostra, tylko że jej futro było ciemniejsze, niż zazwyczaj, a oczy krwisto-czerwone. Patrzyła na mnie ze smutkiem i groźbą za razem.
-Jesteś z siebie dumna?- warknęła
-Tak- starałam się mówić opanowanie, choć w środku cała wrzałam, chciałam wybuchnąć płaczem. Wadera podniosła się i powolnym krokiem podeszła do mnie.
-Moon się wścieknie
-Nie powiesz jej
-Bo?
-Bo chcesz, aby księżyc świecił?
-A może już nie chcę, po śmierci, nie musi mi na tym wszystkim zależeć
-Seuś, pros...- przerwała mi:
-Nie mów tak do mnie!- przewróciłam oczyma, powoli przestaje żałować, że ją zabiłam
-Więc... Seanit, proszę cię, nie mów nikomu kto cię zabił, ani z czyjego polecenia
-Co będę miała w zamian?
-Karzę Maki'emu wysłać cię w tą ładniejszą część Henhold, bo patrząc na kolor tego pomieszczenia, nie jest ci dane tam trafić
-Umowa stoi, a teraz znikaj z mojego umysłu, nawet trupowi nie dasz pobyć samemu

☾☼☽

-Co chcesz, za wykonaną robotę?- spytałam się Kasumi, gdy byłam wystarczająco blisko niej, aby mnie usłyszała.

<Kasumi?>

Nowy towarzysz!

Kano

400 post!


Nowa wadera!

Kasumi

Od Eleny- c.d Zero BlackFire

- Jak ma na imię?-zapytałam.
- Rahmi. Nawet go lubię.
Uśmiechnęłam się. Nie było to trudne. Gdzieś w kącikach umysłu majaczyło mi wspomnienie pocałunku.
- Musisz mnie kiedyś z nim poznać.
- Czemu?-zapytał podejrzliwie. Zaśmiałam się. Jego mina była bezcenna.
- Po prostu lubię poznawać nowych ludzi. A to jeszcze twoja rodzina.
Ulżyło mu. Poszliśmy leśną dróżką. Coś jeszcze leżało mi na sercu. Nie chciałam o tym mówić, ale wiedziałam że muszę.
- Zero, jest jeszcze jedna sprawa.
Spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Pewnie zauważyłeś, że... Niezbyt się z Lysterią lubimy. Głównie to ty jesteś powodem naszych sprzeczek.
- A co ja takiego zrobiłem?
Uspokoiłam go:
- Nic, nic. Po prostu obie się w tobie zakochałyśmy. I dlatego Lys nie przepada za mną. Nawet bardzo.
Zero skrzywił się.
- Ja chcę cię o coś poprosić. Nie wspominaj Lysterii o mnie. To ją jeszcze bardziej utwierdzi w przekonaniu, że jestem zła.
Kiwnął głową na zgodę.
- Nie jesteś zła.-zaprzeczył po chwili.- Już to że nie chcesz się z nią kłócić świadczy o tobie, że masz dobre serce.
Te słowa były dla mnie ukojeniem. Poszliśmy na jakąś polanę. Było jasno i prawie w ogóle nie napadał tu śnieg. Położyliśmy się koło siebie. Zamknęłam oczy i cieszyłam się tą ulotną chwilą. Gdy otworzyłam oczy, Zero patrzył na mnie ze swoim zniewalającym uśmiechem. Pogładził mnie po włosach.
- Wyglądasz pięknie, gdy śpisz.
- Nie spałam.
Uśmiechnął się szerzej.
- To jak zamykasz oczy.
Jakiś ptak zaćwierkał w drzewach.
- A ty, Elen? Masz jakąś rodzinę?-zapytał, przytulając mnie. Było mi bardzo przyjemnie.
- Tak. Brata bliźniaka, babcię, no i ciebie.
- Jestem twoją rodziną.
- Tak. No chyba, że cię to krępuje.-Uniosłam jedną brew.
- Nie. Tak jest dobrze. Masz brata bliźniaka?
Światło delikatnie przebijało się przez korony drzew.
- Tak. Ale jesteśmy zupełnie inni. Dwujajowi. Ale nie lubię o nim rozmawiać.
Oczy same mi się zamykały. Wtuliłam się w Zero, a ten otoczył mnie ramionami. Był taki ciepły.
- Kocham cię.-szepnęłam. Zero pocałował mnie w czoło. Zasnęłam.

<ciąg dalszy Zero>

Od Zero BlackFier- c.d Eleny

-W sumie to aktualnie jesteś najważniejsza dla mnie ty.-pocałowałem ją i dodałem-No i niewielka rodzina...
-Jak to niewielka?-lekko przekręciła głowę ze zdziwienia.
-Nie znam moich rodziców.-oznajmiłem-Znam tylko moich kuzynów, którzy są do mnie trochę podobni... No i jeszcze Lysteria. To moja ,,gwiezdna siostra.''
-Co masz na myśli o kuzynach?-udawała, że nie słyszała nic o Lysterii.
~~Ech te wadery.
-No...-zacząłem-Oni też tracą czasami kontrolę, oprócz jednego. Dziwne, prawda?
-Ale to twoi kuzyni, więc macie podobne geny, czego można się spodziewać?-oznajmiła z uśmiechem.
-Nie o to mi chodzi. Dlaczego jeden z nich nie traci kontroli nad sobą?-spytałem zastanawiając się.
-Może zawsze jest spokojny czy coś...
Zastanowiłem się:
~~Rahmi spokojny? Hahaha!
-Nie, on raczej jest dla niektórych trochę chamski.-przyznałem-Nawet bardzo. Dla niektórych jest zimny jak lód i zabija jak ja. Jak się go dobrze pozna, to trzeba przyznać, że jest całkiem spoko.
-To może on jest nie ma tej dobrej strony?
-Ma, każdy ma.

<Elena?>

Od Zero BlackFire- c.d Lysterii

Zastanowiłem się przez chwilę. Raczej nic nie czułem do Lysterii, ale nie chciałem jej ranić. Spuściłem głowę.
-To znaczy nie?-spytała, przyglądając mi się uważnie.
Spojrzałem na nią smutnymi oczami. Nic nie powiedziałem.
-No widzisz?!-powiedziała trochę zawiedziona-Ty nic do mnie nie czujesz, jak mam być szczęśliwa lub tym bardziej wesoła?! Nie da się!
~~Ech...
-Ja się w tobie zakochałam Zero i nigdy nie przestanę!-krzyknęła, a po jej policzkach zaczęły lecieć łzy.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła, zasłaniając twarz rękoma. Po kilku sekundach znikła z mojego pola widzenia. Zostałem sam. Nastała cisza, a z nieba zaczął padać śnieg. Spojrzałem w górę.
~~Pięknie zabijam fizycznie, ale i też uczuciowo. Przeze mnie Elena i Lysteria się kłócą. Umiem łamać serca. Po prostu super.
Stałem tak przez chwilę spoglądając w niebo i zastanawiając się po co ja jeszcze żyje. Przez chwilę chciałem się zabić, ale nie zrobiłem tego.
~~Samobójstwo jest dla tchórzy. Ja nie jestem tchórzem. Nie jestem!
Straciłem w połowie kontrolę i moje ciało przejęła bestia. Skierowałem się w stronę zamku. Śnieg naokoło mnie topniał pod wpływem ciepła. Co chwilę paliłem drzewa, które rosły nieopodal mnie. Gasiły jej jedynie płatki śniegu. To było trochę dziwne, jakby śnieg chciał mnie uspokoić i ratować niewinne drzewa. Stanąłem i odwróciłem się za siebie. Wszystkie drzewa, które się paliły, były zgaszone, a śnieg, który się roztopił znowu był na ich miejscu śnieg.
~~Dziwne. Bardzo dziwne...
Odzyskałem kontrolę i przemieniłem się. Kto by pomyślał, że śnieg może kogoś uspokoić. Uśmiechnąłem się i pobiegłem do zamku. Chciałem komuś to powiedzieć. Przez przypadek wpadłem na Lysterie.
-Wybacz.-pomogłem jej wstać i zacząłem opowiadać.

<Lysteria?>

Od Killer'a - c.d Lysterii

-Twój koń?-spytałem się Lysterii, a ona przytaknęła-Ładny.
-Wiem.-oznajmiła z dumą w głosie, ale po chwili dodała-Dzięki.
Gdy koń został podkuty, wilk zaczął tworzyć zbroję. Czy ona będzie dla tego konia?
-Ta zbroja dla konia?-spytałem, patrząc na ogiera.
-Tak.-odparła.
-Po co mu?-znowu zadałem pytanie-
-Na bitwę i ogólnie, żeby miał.-powiedziała-Będzie mu ładnie.
-Dobry pomysł z tą zbroją.-zamyśliłem się.
-Może.-mruknęła.
-Ja bym na takie coś nie wpadł. Kto by pomyślał, że takie coś da się stworzyć.

<Lysteria?>

piątek, 30 stycznia 2015

Seanit nie żyje!

"Są chwile, by działać, i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los"
Paulo Coelho


Słońce od magi,
a księżyc od... życia


Siostro, byłaś za dobra dla tego świata... 
Dobrze, że nie żyjesz...

Od Tyvsy- c.d Caspiana

-Nie, giniemy razem, nie ma poddawania się- powiedziałam oschło i spojrzałam przelotnie w jego oczy, a potem wróciłam do spisywania rzeczy, które pamiętam na temat przyzywania duchów.
-Bo?
-Bo jest nas za mało, żeby się poddawać... i tak mamy małe szanse...-mówiłam, nie odrywając wzroku od kartki, basior przerwał mi:
-I tak nie mamy szans! Bez nich, czy z nimi, równie dobrze mogła byś się oddać w ręce Marsa i było by po kłopocie!- syknął... owszem ma racje, ale tu nie chodzi tylko o mnie, Mars wykończy wszystkich, nawet tych którzy uciekną do Caillte.
-Wyjdź!- ryknęłam na niego, a on nie poruszył się z miejsca
-Oni się boją, Tyvso. Wystraszeni nie dadzą rady walczyć.
-A powiedz mi czego się boją? Bo może ja nie rozumiem ich strachu- uśmiechnęłam się do niego szyderczo, a on spojrzał się na mnie lekko wystraszony... oczy robią swoje...


<Caspian?>

Od Caspiana c.d. Killer'a

-A ktoś ma plan?-spytał Killer patrząc to na mnie, to na Zero-Chociaż pułapkę?
Rozległa się wszechogarniająca cisza. Kątem oka zobaczyłem, że Zero co chwilę otwiera pysk, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili go zamyka i potrząsa głową. Killer podszedł do łóżka i zrezygnowany usiadł koło mnie. Nagle wybuchłem śmiechem.
-Co wy sobie wyobrażacie? Nasza wataha liczy teraz 18 wilków, z czego tylko 3, 3 (!) są w pełni sprawne. Nasza jedyna przewaga to to, że posiadamy niezwykłe moce i umiejętności.
-No właśnie!-krzyknął rozentuzjazmowany Killer-Tym sposobem...
-Jeszcze nie skończyłem-syknąłem na niego. Nie spałem od kilku dni, w ostatnim tygodniu zjadłem tylko garść jagód i udo jelenia, a stres dosłownie zżerał mnie od środka... więc niech nikt się nie dziwi, że jestem taki rozdrażniony. Wziąłem głęboki wdech i trochę się uspokoiłem.
-Kontynuując, my mamy moce, a Mars? On jest bogiem, jest prawie niepokonany, ma 5 razy więcej silniejsze moce niż każdy z nas, oczywiście nie licząc Tyvsy. Dodatkowo ma pod ręką 2 potężne golemy, 12 srebrnych, zabijających bez litości wilków i, co najważniejsze, liczące kilkadziesiąt tysięcy osób wojsko, składające się z doskonale wyszkolonych ludzi-wojowników-zacząłem krzyczeć- Jak niby mamy ich pokonać, co?!
-Mamy jeszcze Tyvse-wtrącił Zero. Prychnąłem.
-Naprawdę myślisz, że Tyvsa da im wszystkim radę?-wilk podniósł łapę i już chciał coś powiedzieć, ale natychmiast znieruchomiał, gdy spiorunowałem go spojrzeniem. Odchrząknąłem- Otóż widzicie... ona sama jest już na skraju załamania. Może sprawia wrażenie spokojnej i opanowanej, ale w środku cała wrze.
-Kłamiesz- nagle zarzucił mi Killer.
-Niby po co miałbym to robić?-patrzyłem na niego wyczekująco. Jestem pewien, że w moich oczach było widać iskierki złości.
-Nooo...-zaciął się. Przewróciłem oczami i podszedłem do drzwi.
-Są chwile, by działać, i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los... *
-Chcesz się tak po prostu poddać?! Bez jakiejkolwiek walki?!-wykrzyknął zdumiony Killer, gdy otwierałem drzwi. Westchnąłem.
-Wolę już umrzeć walcząc, niż siedzieć z założonymi łapami i czekać na śmierć-usłyszałem za sobą i gwałtownie trzasnąłem drzwiami. Znalazłem się naprzeciwko starego, zniszczonego obrazu. Była na nim przedstawiona rodzina dwunogów. Najstarszy mężczyzna trzymał jakieś zawiniątko, z którego wystawała malutka główka. Kobieta uśmiechała się do dwóch dziewczyn, które przytulały się i z radością na nią patrzyły. Poczułem łzę spływającą mi po pysku. Przybrałem postać człowieka i zwiesiłem głowę. Patrzyłem na moje ręce, które po chwili zacisnęły się w pięść. Stałem tak, kompletnie wykończony i zrezygnowany, dopóki nie usłyszałem cichego płaczu. Potrząsnąłem głową i zacząłem iść w stronę źródła dźwięku. Otarłem jeszcze mokre policzki i w marszu zmieniłem się w czarnoszarego wilka. Muszę być silny-myślałem- Muszę być... idealny.
Minąłem zakręt. Moim oczom ukazała się skulona przy ścianie pokojówka. Była drobną, bezbronną wilczycą. Płakała. Nagle podniosła pysk i zauważyła mnie.
-Spokojnie, co się stało?-spytałem, gdy zobaczyłem jej pełne strachu spojrzenie. Wadera szybko wytarła łapami oczy i wstała, lekko się chwiejąc.
-Prze... przepraszam-zdołała wydusić i ze wzrokiem wbitym w podłogę próbowała mnie wyminąć. Zatrzymałem ją, kładąc jej łapę na barku.
-Spokojnie-powtórzyłem- Powiedz, co się stało. Wilczyca zasłoniła pysk łapami. Z lekkim zmieszaniem objąłem ją i zaczęliśmy iść w stronę pokoju dla personelu-czyli dla 3 strażników, 1 kucharza i 5 pokojówek...
-Bo...-zaczęła- dzisiaj rano przydzielono mi sprzątanie lochów, tych znajdujących się najniżej. Miały to zrobić ze mną jeszcze 3 inne wilczyce. Podczas mycia celi w pewnym momencie zostałam sama. Reszta poszła po nowe ścierki, bo tamte już im się całkowicie zabrudziły. Po kilku minutach usłyszałam narastający warkot dobiegający z celi naprzeciwko. Szybko skuliłam się w kącie. Po chwili do pomieszczenia weszła przerażająca istota. Widziałam tylko jej zarys i... i...-zaczęła chlipać-i te okropne, zielonkawozłote ślepia. Patrzyły prosto na mnie. Stwór zaczął powoli iść w moim kierunku, gdy nagle z oddali rozległy się głosy innych pokojówek. Bestia odwróciła głowę w ich stronę, po czym wybiegła z celi-teraz wilczyca rozpaczliwie płakała. Na samo wyobrażenie stwora przechodziły mnie ciarki. Przystanąłem i mocno przytuliłem wystraszoną do bólu wilczycę. Dobrze wiedziałem, że czuły dotyk potrafi uspokoić każdego, nawet najbardziej przerażoną osobę. Stanąłem obok wilczycy i delikatnie zacząłem ją pchać w kierunku drzwi do pokoju. Otworzyłem je przed nią, jak na dżentelmena przystało. Nie zdążyłem wykonać żadnego więcej ruchu, gdy przestraszoną pokojówkę otoczyły jej przyjaciółki. Natychmiast się nią zajęły, a ja z wyrazem ulgi na pysku ruszyłem do pokoju Tyvsy,
Ostrożnie zapukałem.
-Proszę-krzyknęła z wnętrza alfa. Szybko wślizgnąłem się do pomieszczenia i ujrzałem Tyvsę, w postaci człowieka, pochylającą się nad zniszczonymi książkami i trzymającą pióro w ręku. Naprawdę dziwiłem się, skąd ona bierze siły i energię na coś takiego.
-Słucham-spojrzała na mnie z uwagą- Jak kolejne złe wieści to po prostu zapisz je na kartce i zostaw na stoliku-wskazała głową duży, drewniany stół stojący na środku pokoju.
-Na nasze szczęście przyszedłem tylko z pewnym pomysłem. A konkretniej, czy pozwoliłabyś tym, którzy chcą na opuszczenie zamku i udanie się do Caillite?

<Tyv? Zero albo Killer?>

*Paulo Coelho

Od Lysterii

Wreszcie wyszłam ze szpitala. Siedziałam tam raptem kilka godzin ,ale i tak coraz mocniej przesiąkałam atmosferą tego miejsca. Wyszłam z zamku. Czas poszukać czegoś co będzie mnie wozić podczas bitwy. Zauważyłam stado koni. Zmieniłam się w człowieka i podeszłam do nich. Tak jestem miękka. Zbliżenie się do nich sprawiło ,że przez policzek przepłynęła mi gorąca łza. Ostatnio płaczę za często. 
~co Ci jest?~spytała jedna klacz. 
~ wasz towarzysz poległ w walce. Przepraszam. ~konie odsunęły się odemnie. Pięknie one też mi nie ufają. Chyba jestem teraz sama. Dobra jest Zero ,ale kto wie jak potoczą się nasze losy? Jeżeli Elena coś sobie zrobi to będzie na mnie ,bo w końcu kto ją do tego doprowadził.
Postanowiłam jednak dogadać się z nimi. 
~teraz was potrzebuje. Niedługo bitwa , a sami wiecie co się z tym łączy. Wiecie też jak walczę i , że bez was nie dam rady. ~ myślę ,że to ich nie przekonało. 
~a jak nam coś się stanie? On zginął ,a my co? Nas potraktują ulgowo? Wątpię. ~ prychnął jeden ogier. 
~Wolicie zdechnąć? Mars was nie oszczędzi! ~ odparłam. 
Stado cofnęło się. Mars ich przeraża. Trafiłam w czuły punkt. Nagle stado białych zwierząt rozstąpiło się i ze środka wyszedł ogromny kary ogier. Jego pojawienie się zdziwiło mnie. Nigdy go nie widziałam.
~Jesteście na tyle głupi ,że nie widzicie jej zamiarów? Mars zabije i zniszczy wszystko co znajdzie się na jego drodze~ po tych słowach odwrócił się do mnie i powiedział~ będę twoim towarzyszem ~ po czym ukłonił się. Wykonałam tę czynność. Nagle z jego boków wyrosły skrzydła i rogi. ~ Nie skaż mnie tylko na śmierć, przez nierozwazne zachowanie. ~ odparł, gdy dotknęłam jego aksamitnej sierści. Może zlecę wykonanie zbroi dla niego? Tak to dobry pomysł. Wskoczyłam na jego grzbiet i skierowałam się w kierunku zamku.Stanęłam koło kuźni i zleciłam wykonananie zbroi ,oraz poprosiłam o wykonanie siodła. Kiedy gładziłam go po łopatce podczas wbijania podków jakiś wilk spojrzał na mnie i spytał. 
-...

<Ktoś? >

Od Alex'a

Ah, jak ja uwielbiam być torturowany. Zapach twojego pieczonego ciała o poranku i potworny ból głowy, który rozsadza cię od środka. Czego można więcej chcieć? Ale miało to też swoje dobre strony. Tak, dobre. Miałem wiele czasu na rozmyślania. Gdy ciało zwijało się w męczarniach, umysł dryfował sobie w przestworzach. Doszedłem do kilku ważnych wniosków:
1. Jestem skończonym idiotą. Równie dobrze zamiast tu wchodzić, mogłem związać się i podać Marsowi na złotej tacy.
2. Od dziś mam alergię na bogów. Powinien mi lekarz wydać taki papier. Alergia na bogów: grozi uduszeniem, dostaniem niańki, torturowaniem, a w częstych wypadkach śmiercią.
3. Nie kocham Eleny. Nie patrzcie tak na mnie. Fakt, kochałem ją. Ale zrozumiałem dopiero teraz, że.. Ona nie jest dla mnie. Kochała kogoś innego, ja to uszanowałem i nawet było mi z tym dobrze. Oczyściłem się z goryczy i poczucia niesprawiedliwości. Wreszcie czułem się wolny.
Gdy Mars opuścił twierdzę, poczułem przy sobie obecność Clare. Z tych 20 osób tylko jej nie udało mi się uratować. Głaskała mnie po głowie i szeptała moje imię. Odpłynąłem. Obudziłem się w jakimś jasnym pomieszczeniu. Światło raziło mnie po oczach. Zasłoniłem ręką oczy. Czekaj, czekaj... Ręką?!! Podniosłem się gwałtownie na łóżku. Ręka. Nie łapa. Ręka!
- Spokojnie, Alex. Już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczny.-powiedziała do mnie Clare, próbując mnie uspokoić.
- Ja mam ręce!-wysapałem przerażony. Uniosłem kończyny w górę i przyjrzałem się im. Dwie ręce z pięcioma palcami. Co chwila zginałem je w pięści. Oczy otworzyły mi się szeroko ze zdumienia.
- Jestem człowiekiem.-wyszeptałem.
- Tak.-Clare zrobiła smutną minę.- Mars cię zamienił po torturach. Tak mi przykro.
- Ale przecież to nie twoja wina.-zaoponowałem.
- Nie, ale i tak czuję się winna. A do tego...
Głos jej się załamał. Po policzkach spłyneły jej łzy. Czułem, że to nie koniec złych wieści.
- Czy ja o czymś nie wiem?
Z jej pięknych oczu bił ogromny smutek.
- Alex.. Ty jesteś niemagiczny. Ty już na zawsze pozostaniesz człowiekiem.
Zachwiałem się, jakby ktoś na mnie wpadł. Potrzebowałem kilku chwil, by przyswoić tę informację i uspokoić się, by nie mówić męskim sopranem.
- Ale jak to?
- Zamiana w człowieka następuje tylko wtedy, gdy sam to robisz albo ktoś cię zmienia.
- To niech Tyvsa mnie zmieni.
- To nie tak. Jak ktoś cię przemieni to tylko on może to odwrócić.
Z niemocą opadłem na poduszki. Czyli pozostanę taki już na zawsze? Ja nawet chodzić w tym ciele nie umiem! Przetarłem twarz ręką i dotknąłem swoich włosów. Były ciemne i kontrastowały się z moją jasną skórą. Ręką odkryłem z siebie kołdrę i przerzuciłem nogi przez łóżko. Popierając się dłońmi, wstałem. Prawie od razu, nie czując swojego środka ciężkości, upadłem. Czeka mnie długi, i dość bolesny, trening

czwartek, 29 stycznia 2015

Od Killer'a - c.d Zero BlackFire

Zerowi od razu poprawił się humor. Uśmiechnąłem się.
-To chodź, idziemy do zamku z tymi zdobyczami.-powiedziałem patrząc się na zabite stado-Ucieszą się, że tyle zebraliśmy.
-Ale jak je wszystkie weźmiemy?-spytał.
-Kurcze o tym nie pomyślałem.-oznajmiłem-Weź tyle ile się da i wracamy.
Wzięliśmy tyle ile mogliśmy i ruszyliśmy do zamku. Polubiłem Zera., już chyba mogłem nazwać go kumplem.

/później/

Siedziałem z Zerem i Caspian'em na łóżku. Nie wiedzieliśmy co mamy robić. Tylko my to tej ,,rozgrzewce'' byliśmy w pełni sił. Było cicho, każdy z nas zastanawiał się co mamy robić. W końcu Zero się zerwał na równe nogi i oznajmił:
-Nie możemy tak bezczynnie siedzieć, oni niedługo znowu zaatakują! Wyjdźmy z zamku, znajdźmy ich i skopmy im tyłki!
-To jest zbyt niebezpieczne. Pomyśl też o nas.-odezwał się Caspian-Musimy wymyślić plan.
-A ktoś ma plan?-spytałem spoglądając na Zero i na basiora-Chociaż pułapkę?
Nikt się nie odezwa?. Siedzieliśmy w milczeniu.

<Caspian? Zero?>

Od Eleny-c.d Killer'a

Zaśmiałam się.
- To że jesteś wyjątkowy, nie robi z ciebie potwora. Masz po prostu inny pysk, co nie zmienia, tego ze możesz być kimś takim jak inni
- Naprawdę?-zdziwił się. Chyba jeszcze nikt tak nie powiedział.
- Oczywiście. Twój wygląd jest niesamowity i nie wiem, czemu niektórzy cię obrażają. Jesteś bardzo sympatyczny.
- Serio tak myślisz?
Uśmiechnęłam się do niego.
- I ciebie naprawdę to nie przeraża?
- Gdybym była twoim wrogiem to pewnie by mnie to przerażało. Ale jesteśmy po tej samej stronie, więc mnie to fascynuje.
Wzięłam trochę śniegu i zaczęłam lepić podobiznę Killera. Najpierw łapy, potem brzuch i szyję. Najładniej wyszła mi czaszka. Wyglądała, jakby była ze szkła. Killer z zachwytem wziął małą figurkę. Starając się jej nie zniszczyć, oglądał ją ze wszystkich stron.
- Wow! To jest piękne.-powiedział zdumiony. Byłam z siebie bardzo zadowolona.
- Gdybym umiała, to zrobiłabym z tego śniegu, szkło. A może ty umiesz? 

<Killer>

Od Seanit c.d Tyvsy

Siedziałam ukryta w gąszczu drzew, otaczały mnie ciche odgłosy wojny, a ponad mną słychać było śpiew ptaków. Wątpiłam w to że ktoś mnie znajdzie, że zostanę odkryta. Zastanawiałam się nad słowami siostry, czym ją tak wkurzyłam? Przecież każdy ma prawo żyć, to źle, że się martwię?
Nie byłam pewna co o tym sądzić więc postanowiłam się zdrzemnąć, postanowiłam użyć mocy których nie używałam prawie wcale, i dzięki chwili skupienia wzniosłam wokół siebie kopiec ziemi.
Gruba warstwa ziemi dała ukojenie moim uszom, mogłam się wyciszyć i zdrzemnąć.
~~☾~~
-Seanit!-obudziło mnie wołanie, szybko wygramoliłam się z kryjówki, i potruchtałam w stronę z której słyszałam wołanie. Przeszłam kilkanaście metrów a wołanie ucichło. Stałam na kawałku ziemi otoczona zewsząd drzewami, wszystkie ścieżki były zamaskowane krzakami. Wciągnęłam powietrze nosem próbując odnaleźć dobrze mi znany zapach, ale wyczulam tylko niepokój.
~~☾~~
Szmer między krzakami. Ilu ich jest?
Coraz wyraźniejsze kroki, które okrążały mnie zewsząd. Pułapka?
Złamana gałąź tuż za mną. Wróg?
Nagły obrót, silne łapy pchające mnie na drzewo.
Czarny kaptur spod którego wystawało różowe pasmo włosów.
 Ale to nie wszystko, za napastnikiem stała moja siostra.
Tyvsa podeszła do mnie i ściągnęła z mojej szyi medalion.
-Widzisz siostro, moje groźby są prawdziwe, a ratowanie wrogów niebezpieczne... można przypłacić za to życiem- zaśmiała się szyderczo. Co?! Masz zamiar zabić własną siostrę?!
-Nie masz serca warknęłam przez zęby.
-Może i go nie mam ale chociaż mam rozum, którego najzwyczajniej w świecie tobie brakowało- wadera ruszyła w głąb lasu.
- Żegnaj siostrzyczko- rzuciła nie obracając się. Gdy zniknęła mi z oczu spojrzałam na zakapturzoną postać. Zobaczyłam tylko czerwone ślepia, potem był już tylko przeszywający ból, coś przeszyło mój brzuch na wylot, a kły zabójcy wbiły się w moje gardło. Krzyczałam z bólu, ale nikt mnie nie słyszał, przynajmniej tak sądziłam, w oczach zbierały się łzy przerażenia. To już koniec? Walka nie miała sensu, wilk był zbyt silny, a ja byłam już praktycznie martwa. Teraz widzę już tylko ciemność, i czuje śmiertelny zacisk szczęk na gardle. Po chwili nie ma już nic...

<Tyvsa? Nie zapomnij o Kasumi ;n;>

Od Killer'a - c.d Eleny

W tym momencie w ciągu sekundy, na moim pysku pojawił się smutek, radość, załamanie i szczęście, lecz te uczucie zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Często tak się dzieje, przypomniałem sobie moje dobre i złe dni. Przeszłość. 
-Ach, różne rzeczy.-spojrzałem w księżyc bez wyrazu twarzy.
-Czyli?-spytała trochę zdziwiona tym moim wcześniejszym wyrazem twarzy Elena.
-Po prostu wspominałem, a w dodatku wolę noc niż dzień.-oznajmiłem z lekkim uśmiechem na pysku nadal spoglądając na księżyc-W dzień mi jest tak jakoś ciężko, w nocy dobrze się czuję. Jest mi lżej. Często wyłażę z zamku na dwór w nocy.
-Dziwne.-zastanowiła się.
-Po mnie się można wszystkiego spodziewać.-powiedziałem.
-Dlaczego?
-Jestem trochę dziwny, można powiedzieć, że nawet nawiedzony. Sama o tym już wiesz.
-Co masz na myśli?-przekręciła lekko głowę ze zdziwienia.
-Spójrz na mój pysk, jeśli jeszcze można nazwać to pyskiem.-Elena przyglądała mi się chwilę-Co widzisz?
-Czaszkę...
-No właśnie. Nie wydaję ci się to choćby trochę dziwne?

<Elena?>

środa, 28 stycznia 2015

Od Eleny - c.d Angeli

- Gdy cię tam zostawię, uciekniesz.-stwierdziłam.
- Mhm.. Kusząca wizja.
Zaśmiałam się. Polubiłam ją. Tak naprawdę to nie miałam tu żadnej przyjaciółki. Wszyscy albo się mnie bali, albo uważali, że jestem głupia. Było mi ciężko, ale postanowiłam się nie poddawać. Bo gdybym się poddała, nie wstałabym już z ziemi.
- Zróbmy tak. Na razie przenocujesz u mnie. Mam duży pokój zmieścimy się. A potem coś wymyślę.
- No nie wiem.-Nie była przekonana.
- No proszę. Zgódź się.
Zrobiłam słodkie oczka.
- Ja.. Nie czuję się zbyt dobrze w towarzystwie.
- Nie każe ci się z nikim kontaktować. Będziesz tylko ty. Ja mogę gdzieś pójść.
- Nie chcę cię wyrzucać.
- To chociaż zostań na trochę.
Zastanawiała się

<Angela>

Od Eleny-c.d Killer'a

Zostałam sama. Błąkałam się w ciemności, próbując znaleźć jakieś światło. Byłam przerażona. Strach ściskał mi gardło.
- Pomocy!-krzyknęłam.- Niech ktoś mi pomoże!
Mój głos chwilę rozbrzmiewał echem, a potem zamilkł. Nikt nie odpowiedział na moje prośby.
- Proszę! Błagam!
Po policzkach popłynęły łzy.
- Błagam...
Obudziłam się w swoim pokoju. Prześcieradło było przemoczone i pomięte. Odetchnęłam kilka razy, by się uspokoić.
- To tylko koszmar.-mruknęłam do siebie.- Tylko koszmar.
Wzięłam kołdrę i zaniosłam ją do pralni. Ostatnio złe sny nękały mnie coraz częściej. Wyszłam na świeże powietrze. Zimny wiatr owionął mnie. Poczułam zapach sosnowego lasu. Wciągnęłam go w nozdrza. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam się bawić śniegiem. Lepiłam różne kształty.
- Ty też nie możesz spać?
Nie zauważyłam jak Killer do mnie podszedł. Z mojej piersi wydobył się zduszony krzyk.
- Killer! Przestraszyłeś mnie. Nie wiedziałam, że ktoś też ma problemy ze snem.
Usiadł koło mnie. Popatrzył na moje śnieżne budowle. Uśmiechnął się.
- Ładne. Masz talent.-powiedział.
- To? To takie.. Kupki śniegu.
Podniósł jakiegoś pingwina. Na szczęście się nie rozwalił.
- Co to?-zapytał.
- Pingwin. Żyją tylko w bardzo zimnych terenach. Widziałam takie w książce.
- Śliczny.
- Dziękuję. Czemu nie mogłeś spać?

<Killer>

Od Eleny-c.d Lysteria

Poczułam się głupio i pusto. Jestem bezduszna. Jak mogłam coś takiego powiedzieć?! Po policzkach popłynęły mi łzy czystego smutku.
- Przepraszam cię, Lys. Ja nie chciałam
Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Ja.. Czuję się teraz jak potwór. Moje osobiste odczucia przyćmiły mi to kim naprawdę jesteś. Uważałam cię za kogoś okropnego, a sama się taka stałam. Przepraszam... Ja... Jestem bezduszna. Nie potrafiłam użyć swojej empatii i oceniłam cię na tym, że pokochałaś tą samą osobę co ja.
Nadal była wściekła. A ja nadal kontynuowałam swój wewnętrzny monolog:
- Wybacz mi. Ja nie zasługuje na nikogo. Ani na miłość, ani na przyjaźń. Jeżeli dasz radę, to spróbuj mi wybaczyć. Ja po prostu czułam się gorsza. Ty jesteś boginią. Z super mocami. A ja? Musiałam się na kimś wyżyć. Jeszcze raz. Przepraszam.
Słone łzy zaćmiły mi widok. Wybiegłam z pomieszczenia. Schowałam się w jakiejś piwnicy. Leżałam tam w kałuży łez. Marząc tylko o jednym.
O ŚMIERCI...

Od Tyvsy- c.d Caspiana

-Zostaw mnie!- wydarłam się na siostrę, a ona tylko spojrzała na mnie spod łba. Szybkim krokiem starałyśmy się wydostać z zamku... to znaczy ja starałam, a Seuś najzwyczajniej w świecie chciała mnie doprowadzić do furii.
-Nie, bo zrobisz sobie krzywdę- odpowiedziała opanowana, zatrzymałam się i spojrzałam na nią mrożącym wzrokiem.
-Od kiedy ja, cię obchodzę, zawsze było tylko REN!
-Owszem jego sprawa jest ważna, bo go kocham... ale ty też jesteś ważna- normalnie myślałam, że zaraz ją rozszarpie, a potem powoli będę smażyć nad płomieniem który wyczaruję.
-Jest wojna, podczas wojny, nie myślimy tylko "to boli, zostawił mnie", ale myślimy też o tym jak pomóc innym- starała się mówić spokojnie, bo zdałam sobie sprawę, że może moja siostra, najzwyczajniej w świecie jest głupia i nie rozumie co staram się jej przekazać.
-Ja tak nie robię- zrobiła nadąsaną minę, jak małe dziecko, któremu się czegoś zakazuje
-Nie skądże... nie... a krowy latają- zaczęłam znów iść
-Co planujesz?- spytała, udając że nie usłyszała mojej wcześniejszej wypowiedzi
-Zajebać, wszystkich których się da, a potem iść na emeryturę- wyszłyśmy z zamku na świeże powietrze. Przy jednym z murów zobaczyłam ludzi. Nikt z nich nie wie, że mogę zmieniać się w człowieka, więc czemu by nie skorzystać... przemieniłam się w dwunoga. Rozejrzałam się po posadzce i podniosłam z niej, czyjś zaginiony miecz i dwa sztylety. Ciekawe czy ich właściciel już nie żyje?- zostań tu, zaraz wrócę
-Nie, idę z tobą, z resztą nie możesz wszystkich zabić, może oni zechcą z nami pertraktować
-Pociąg mi z oka jedzie- powiedziałam do niej, nie przekonana, a potem ruszyłam w stronę ludzi. Wadera coś mruknęła, ale nie ruszyła za mną. Chociaż na tyle się słucha. Gdy byłam przy naszych wrogach, uśmiechnęłam się do nich promiennie.
-Nie mieli z nami szans- powiedziałam na przywitanie. Wśród tej grupki, byli tylko faceci. Przyglądali się mi z zaciekawieniem, a jeden z nich gapił się na mój biust. Starałam się to zignorować.
-Są przy nas, jak małe, nic nie warte karaluchy- na uwagę, blondyna stojącego na uboczu, wszyscy się zaśmialiśmy.
-Ma pani, ochotę na spacer?- powiedział inny, nie wiadomo dla czego i podszedł do mnie bardzo blisko, kładąc przy tym na moim ramieniu rękę. To było jego największym błędem. Przez dotyk, mogę spokojnie zabijać, kogo mi się tylko podoba. Wyobraziłam sobie czarną smugę, która zaczęła wpełzać na chłopaka. Przy jego sercu wbiłam ją w nie brutalnie. Mężczyzna zastygł w bezruchu. Uśmiechnęłam się szyderczo, a potem dwoma ruchami, otoczyłam całą grupkę ogniem, tak aby nie mieli gdzie uciec.
-Boicie się?- spytałam. Powoli moim ciałem zaczynała władać, żądza mordu. Spojrzałam na nich, na moje słowa, zastygli tylko w bezruchu- pytałam się czy się boicie?- powiedziałam lekko głośniej. Niektórzy kiwnęli głową na tak. W stronę tych, którzy tego nie zrobili, poleciały lodowe igły, które przebiły ich, tak, że po chwili z "wojowników" sączyła się krew. Wiedziałam, że to ich nie zabije, więc moim kolejnym ruchem, było posłanie w ich stronę, ognistych kul, które zaczęły trawić ich ciało. Po okolicy, rozniosły się ich okropne jęki. Spojrzałam na resztę zgromadzonych.
-Który teraz?- zaśmiałam się, już totalnie nie panując nad sobą. Dwóch chłopaków, którzy stali przed mną zaczęło zwijać się z bólu. Czułam się niezniszczalna. To wszystko zdawało się być takie proste. Nagle poczułam ból, w okolicach brzucha, spojrzałam na to miejsce i zobaczyła, że mam w nie wbity krótki, zakrzywiony nóż, na którym spoczywała ręka tego samego blondyna, bo mówił że moja wataha jest jak karaluchy. Spojrzałam na niego spod łba. Chłopak cały się trząsł. Wyciągnęłam w jego stronę rękę i pogładziłam delikatnie policzek. Zaśmiałam się, a potem ciało mężczyzny, bezgłośnie opadło na ziemię. Spojrzałam na tamtych dwóch, których wcześniej torturowałam. Posłałam w ich stronę czarne stróżki mgły. Zaczęli się dusić. Nagle, w mgle pojawiła się moja siostra.
-Zostaw ich!- aby nie zrobić jej krzywdy, zaczęłam przyciągać do siebie mgłę. Gdy wokół niej i ludzi, powietrze było już całkowicie czyste, jeden z dwunogów. Wbił w łapę Seanit, nóż. Wadera jęknęła z bólu i kulejąc odsunęła się od napastnika. Spojrzałam na niego wściekła, a w stronę jego towarzysza poleciały, lodowe odłamki. Chłopak tylko jęknął, a potem wyzionął ducha. Ten który zaatakował Seanit, będzie miał o niebo lepszą śmierć. Podeszłam do niego i położyłam na nim rękę. Zaczął się wić i potwornie jęczeć. Odsunęła  się od niego. Będzie tak leżał jeszcze parę ładnych godzin, przypominając sobie wszystko co smutne, a potem umrze z głodu i wyczerpania.
-Pomóż mu!- krzyknęła moja siostra
-Czy ty na prawdę, jesteś aż tak głupia, gdyby nie ja on by cię pewnie zabił! To wojna, tu nie ma oszczędzania życia... powiesz jeszcze coś w tym stylu, a nawet ciebie uznam za zagrożenie i będę musiała zabić- wadera spojrzała na mnie jak na wariatkę, ale nic nie powiedziała. Jej cierpliwość czasem mnie wręcz dobija, wścieka bardziej, niż jakby dyskutowała. Ruszyłam przed siebie- Idę zabijać, albo się podporządkujesz i nie będziesz się wtrącać, albo zostajesz tutaj- nie czekając na jej odpowiedź zmieniłam się w wilka i zaczęłam biec. Sanit ruszyła za mną

☾☼☽

Słońce, świeciło pełnią mocy. Świat wokół nas był rozgrzany do granic możliwości, a ja jak gdyby nigdy nic, stałam schowana za krzakami i czekałam aż moja siostra mnie dogoni. Gdy była już ukryta razem za mną, zaczęłam tłumaczyć jej plan:
-Widzisz, tamte namioty- wskazałam na pięć czerwonych, budowli z materiału, wadera kiwnęła głową na znak, że widzi- zaraz je podpalę, w tym czasie ty, uciekniesz stąd jak najdalej, a ja pozabijam uciekinierów, po czym ruszę zniszczyć namioty, znajdujące się za tamtymi drzewami
-Nie zostawię cię
-Owszem zostawisz, bo nie nadajesz się do walki i będziesz dla mnie tylko zbędnym balastem- zaczęłam kreować, dużą ognistą kulę- do zobaczenia, siostro- kula poleciała w stronę namiotów. Rozległ się okropny huk. Ogień zaczął rozprzestrzeniać się po pierwszych dwóch budowlach, a do trzech pozostałych, nie miał zamiaru się dostać. Rzuciłam w nie kolejnymi dwoma kulami ognia. Po okolicy, niosły się krzyki przerażenia. Ruszyłam w stronę wielkiego ogniska. Poczułam, że coś tyka mnie w bok.
-Przecież, mówiłam ci że... ja pieprze! Masz uciekać!- ryknęłam na Seanit. Wadera skuliła się, jednak nie zrobiła ani jednego kroku w tył. Ja ją normalnie zabiję.
-Nie
-Okey, tylko nie zdziw się jeżeli twoje życie dzisiaj się zakończy- ruszyłam w stronę z której dochodziło najwięcej ludzkich głosów. Przy jednym z namiotów, stała jakaś kobieta i troje mężczyzny, nawoływali w stronę płonącego namiotu. Nagle zaczęli zwijać się z bólu. Uśmiechnęłam się szyderczo. Dwunogi zaczęli się dusić, a ja patrzyłam na to z zadowoleniem. Potem, moje Boskie ja wzięło nad mną kontrolę. Wszystko zaczęło się zlewać, a ja zabijałam każdego kogo tylko spotkałam, na swojej drodze

☾☼☽

-Nadal chcesz mi pomóc?- spytała się siostry, leniwie żując jagody, które wcześniej nazbierałam. To zbieranie ich dało mi więcej, niż się spodziewałam. Wymyśliłam jak się pozbyć mojej siostry,która tylko stwarzała nam wszystkim zagrożenie.
-Tak
-W taki  razie. Spotkamy się tu za dwie godziny. To znaczy,ty tu zostaniesz, a ja pójdę po posiłki do Caillte
-Czemu nie mogę iść z tobą?
-Bo nie umiesz zmieniać się w nic skrzydlatego- z moich pleców, wyrosły skrzydła. Jak zwykle lekko to bolało.
-Dobra, umowa stoi- wzniosłam się w powietrze. Moja siostra nie wiedziała się, że właśnie podpisała się pod wyrokiem swojej śmierci...

☾☼☽

Pod sobą widziałam tysiące ludzi i wilków, wrogą armię, była ona tak ogromna że zajęła prawie całą południowo-wschodnią i południową część Magicznego Lasu. Ich siła, ich liczebność przerastała moje wszelkie marzenia, o tym aby moja wataha miała tylu członków. Jedną bitwą mogli by nas zmieść z powierzchni ziemi i nawet tego nie odczuć... jednak tego nie robili. Tylko czemu? Moim oczom zaczął ukazywać się Świecący Las, byłam blisko swojego celu.

☾☼☽



-Szukam dobrego zabójcy- powiedziałam do jakiejś wadery, przy straganie. Przed wkroczeniem do
Caillte zmieniłam się w niepozornie wyglądającą waderę, aby nie przyciągnąć do siebie tłumu gapiów i wilków szukających od mnie pomocy.
-Skąd panienka wie, że ja mogę kogoś takiego znać- pyskiem wskazałam na jej tatuaż, tak aby tylko ona mogła to zobaczyć
-Znam ten znak, aż nazbyt dobrze- powiedziałam spokojnym głosem, a wadera uśmiechnęła się do mnie.
-Dawno nikt nie potrzebował zabójców, wojna niszczy za nich- skrzywiła się. Szukanie klientów, było pewnie jej głównym źródłem dochodów, a teraz to źródło nagle się wyczerpało. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, a ona odwzajemniła się tym samym- chodź za mną- machnęła na jakiegoś młodego basiora aby popilnował straganu, a sama zaczęła iść w stronę lasu. Gdy przekroczyłyśmy rzekę, naszym oczom ukazała się, mała chata. Wadera poprowadziła mnie do niej- dalej nie wchodzę, pani Kasumi zakazuje mi bycia przy rozmowach z klientami- kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam i zapukałam do drzwi, zza których po chwili, oschły głos, krzyknął, "wejść". Weszłam do środka i zmieniłam się w swoją normalną postać. Na środku izby stała jakaś wadera, miała na sobie czarny płaszcz i z kamiennym wyrazem twarzy, przyglądała się mi i zgaduję, że wcześniej mojej przemianie.
-Kogo, my tu mamy... alfa we własnej osobie nas odwiedziła- syknęła w moją stronę, a ja puściłam jej uwagę mimo uszy. 
-Umiesz zabijać?
-Głupie pytanie- Usłyszałam szelest.Po podłodze, koło łap zabójczyni chodził czarny kot. Patrzył na mnie swoimi złotymi ślepiami i wyglądał tak jakby miał mnie zaraz zjeść tylko za to, że rozmawiam z jego panią.
-Może i głupie, ale ważne- prychnęłam. Czy w tych czasach, nikt już nie szanuje alf, każdy tylko chce mnie z równowagi wyprowadzić, a co ja na to biedna mogę no nic. Bo jak ich zabiję, to kim będę rządzić?
-Umiem- jaka skromna, przewróciłam oczyma
-To mam dla ciebie zlecenie, zabijesz moją siostrę- uśmiechnęła się szyderczo, jednak było to tak nieznaczne, że prawie nie widoczne.







☾☼☽

-Więc zrobimy tak...- przerwałam jej:
-To ja tu jestem od myślenia, ty masz po prostu zabijać
-Gdzie w tym sens?- prychnęła
-Każdy zabity przez mnie, zostaje naznaczony, dlatego musiałam kogoś wynająć- szłyśmy w stronę kapliczki Moon. Przed zabiciem opiekunki, muszę zadbać jeszcze o ten głupi księżyc, bo jak zgaśnie wszyscy będą tylko narzekać- z resztą, zaczęłam już realizować swój plan
-Czyli?
-Seanit aktualnie, niczego nie świadoma, siedzi sobie w lesie i czeka na mnie, co za tym idzie, gdy usłyszy jak ją wołam ruszy w stronę mojego głosu- zrobiłam przerwę, aby ominąć parę gałęzi
-Mów dalej...
-Jako iż znam telepatię, w łatwy sposób mogę ją zawołać, będą nawet... parę kilometrów od niej, ale tym razem nie ma to dla nas znaczenia, bo nam wystarczy tylko parę metrów- uśmiechnęłam się złowieszczo, robię się zła, za bardzo zła...wariuję- Seuś, podejdzie w miejsce, z którego, rzekomo, będzie wydobywał się mój głos, a potem ty przyszpilisz ją do ziemi, bądź drzewa, po prostu unieruchomisz. Jako iż chcę, młodej dać nauczkę, wygłoszę jej krótkie kazanie, po którym ty ją zabijesz
-Nie pracuję, na oczach innych
-W takim razie, po moich pięknych słowach, odejdę w las, a ty zrobisz swoje

☾☼☽

Bogini księżyca, patrzyła na mnie jak na wariatkę, a ja tylko uśmiechałam się do niej nieznacznie.
-Po co, tak szybko chcesz żeby to Demetire, stała się opiekunką księżyca?
-Bo jest wojna, a moja siostra nie chce się schować- powtórzyłam już chyba po raz setny
-Dobrze więc, wystarczy że nałożysz małej naszyjnik Seanit...mam nadzieję, że nic nie kombinujesz...- wszystko wokół się rozpłynęło.

☾☼☽

Patrzyłam się na swoją siostrę, która była przytrzymywana przez Kasumi. Wadera przyglądała się mi z dezorientacją i przerażeniem, a ja tylko uśmiechałam się do niej. Ogarniało mnie szaleństwo. Mój największy problem miał się właśnie rozwiązać. Podeszłam do niej i ściągnęłam jej z szyi, mały wisiorek, w kształcie księżyce połączonego ze słońcem, na którego środku, znajdował się żółty kryształek. Gdy ozdóbka znalazła się w moich łapach, jego kolor zmienił się na ciemno niebieski, taki sam jak mają oczy Deme.
-Widzisz siostro, moje groźby są prawdziwe, a ratowanie wrogów niebezpieczne... można przypłacić za to życiem- zaśmiałam się szyderczo, w jej oczach widać było wszechogarniającą panikę. Z resztą co w tym dziwnego, za chwilę umrze.
-Nie masz serca- powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Może i go nie mam ale chociaż mam rozum, którego najzwyczajniej w świecie tobie brakowało- ruszyłam w głąb lasu- żegnaj siostrzyczko- nie odwracałam się nawet gdy to mówiłam. Po lesie rozniósł się wrzask Seanit, a potem nastała błoga cisz, zwiastująca koniec życia byłej opiekunki księżyca...

<Seanit?>

Od Angeli c.d Eleny

- Dobra. Muszę już iść - powiedziałam po chwili. Nie było sensu tracić czasu na bezsensowną paplaninę.
- Coo? Tak szybko? Nie zostaniesz? - zapytała wadera, a na mój pysk powoli wychodził pobłażliwy uśmieszek. To prawda że wcześniej
szukałam jakiejś watahy no, ale życie samotniczki też mi się bardzo podoba!
- Oczywiście że nie! Ja... ja.. Tylko zabłądziłam - odpowiedziałam szybko i odetchnęłam, a w mojej głowie chyba wybuchł wulkan...
Usłyszałam tylko: ''Nie umiesz kłamać''.
- To czemu się zawahałaś? No weź, nie daj się prosić - namawiała mnie Elena. ''Zostań'' - znów ten arogancki, oschły głos! Z całych
sił chciałam odpowiedzieć ''Zamknij się''.
- Muszę? - zapytałam i spuściłam łeb. Moja mina wyrażała niezadowolenie.
- Jasne! Przecież jak ci się spodoba to zostaniesz! - Nie dało się przeoczyć że wadera była pełna pozytywnej energii. ''Zostań'' -
czy to kiedyś minie? I w tej chwili poczułam znaczną ulgę i wszystko w mojej głowie wróciło do porządku. Może jednak nie zwariowałam.
- Taak. Może - nie chciałam ostudzać jej zapału. Nawet ja nie jestem taka wredna.
- Za mną! - zarządziła Elena, a ja posłuchałam i pobiegłam za nią. Szłyśmy jakimiś ścieżkami. Zbyt skomplikowanymi bym mogła wszystko
zapamiętać, ale droga powrotna i utkwiła mi w pamięci! Miałam wrażenie że specjalnie mnie tak prowadzi.
- To nie ma sensu. I tak nie mam gdzie przenocować - mruknęłam. Jeszcze raz spoglądnęłam tęsknie w stronę plaży.
- Ależ masz! Zostaniesz u mnie! - Ele *tak postanowiłam ją nazywać* uśmiechała się promiennie.
- Spójrz! Tam jest taka mała, milusia jama. Może tam zostanę? - zaproponowałam.

Od Angeli cd. Tyvsy

- I co znalazłaś tam coś ciekawego? - zapytałam i ziewnęłam. Jej szyderczy uśmieszek stanowczo mi nie pasował! Phi. Od teraz będę
ćwiczyła kontrolę umysłu. Takie coś nie może się ponownie zdarzyć. To moja pięta Achillesa.
- Owszem. Masz bardzo nudne wspomnienia wiesz? Chyba nawet ludzie mogliby mieć lepsze - odpowiedziała mi Tyvsa.
- Ale jednak zainteresowały cię. W jednym z nich spędziłaś trochę więcej czasu niż powinnaś - warknęłam oschle. Nie będzie mi tu
pokazywała swojej ''przewagi''. O nie! Co to to nie! - Wypuść mnie. Nie zdam ci się na nic. Przy pierwszej lepszej okazji i tak stąd ucieknę. Pamiętaj mogę udawać
twojego sprzymierzeńca, ale prawda zawsze będzie inna - dodałam po chwili milczenia.
- Czy ja się przesłyszałam? Ty śmiesz mi grozić? Mnie? - nie dowierzała wadera. Och, a myślałam że nie można być tak głupim. Pobiła
wszelkie rekordy.
- Nie odważyłabym się, Tyvso - uśmiechnęłam się złośliwie. Czyli nawet takie wilki da się wyprowadzić z równowagi. Ciekawe, ciekawe,
chociaż... Gdyby spojrzenie mogło zabijać to przypuszczam że już leżałabym na ziemi.
- Sama przypieczętowujesz swój los - wysyczała przez zaciśnięte zęby alfa.
- Tak, tak. Masz jakieś inne ostrzeżenia, bo wiesz.. To robi się nudne, a żeby przez ciebie gość nie był zadowolony z pobytu?
Oj, nieładnie - pokręciłam łapą.
- Ty jesteś gościem? - wadera wybuchnęła śmiechem - Więzień... To dobre określenie - rzekła, kiedy się już uspokoiła.
- To nie tłumaczy twoich planów co do mnie... Więc albo mnie wtajemnicz, albo wypuść, bo ja nie mam zamiaru tracić czasu - warknęłam.
Siedzenie w okropnej, wodnej bańce jest poniżej krytyki! Ale... Są i plusy. Udało mi się jej dokuczyć. To moje małe, słodkie
zwycięstwo.

<Tyvsa?>

Od Lysterii

Przenieśli mnie do innej sali. Skrzydło szpitalne było ogromne ,ale równie przerażające jak inne części zamku. Poprosiłam Elene i Zero. Jemu chciałam coś wytłumaczyć ,a jej chyba tylko na wrzucać. Kiedy weszli Zero miał wściekła minę. Och czyżby Elenka coś mu powiedziała? 
- Czemu kłamałaś?! Myślałaś ,że to zmieni moje zdanie? 
- Nie. 
- To o co chodzi do cholery?!
Nie chciałeś łuku ,jedyną bronią była furia- na jego pysku malowało się...zdziwienie i trochę głupawy grymas oznaczający zapewne wstyd. 
- Przepraszam Cię Lys, chyba powinienem był Cię spytać zanim wysłucham opinii innych. - odparł patrząc na Elene oskarżycielsko po czym pocałował mnie w policzek co wywołało furię u Eleny co ta próbowała bezskutecznie ukryć. 
- Zdrowiej szybko i nie skręć jej karku. - powiedział wychodząc. 
- po co mnie zawołałaś kretynko? 
- Wiesz ,że inni też mają uczucia? 
- Tak czytam aury jak zdążyłaś zauważyć. 
- To czemu w ogóle nie liczysz się z tym co ja czuję? 
-Ty nie czujesz ty kradniesz mi Zero ,i chcesz mi zniszczyć życie. Pewnie spiskujesz z Marsem. 
- Wyobraź sobie ,że trafiłam tu właśnie z powodu walki z armią nieprzyjaciela. 
- To nie zmienia faktu ,że jesteś bezduszna i pusta. 
- Może nie chcesz widzieć tego kim jestem? 
- Ja wszystko widzę! Jeżeli masz cokolwiek oprócz zła w sobie to powiedz mi dlaczego nie pomogłaś Alexowi? 
- Może nie czułam się na siłach? Z resztą z mojego powodu Mars złapał by go dwa razy szybciej. Jestem jak magnes. Przyciągam Marsa. 
- To czemu tak głupio się tłumaczyłaś Tyvsie? 
- Czy to ja tu rzucam aurowe czary? Przecież wiem ,że maczałaś w tym palce. - wadera spojrzała na mnie zestresowana. Chyba poczuła ,że jednak jestem przygotowana. Ja miałam uczucia ,a ona to czuła. 
- Jakbyś się czuła gdyby , ktoś tobą manipulował? Uważał Cię za bezduszną i bezuczuciową? Obrzucał obelgami i mówił o tobie per ,, zapchlony tyłek'' ?
- Ty to słyszałaś?!
- Jakbyś się czuła? 
- źle...- wyjąkała
-To się odemnie odwal i zrozum mnie.

< Elena? >

Od Lysteri-c.d Zero BlackFire

Ech ,czułam chyba to samo. Ja nie mam sensu istnienia. Jestem ta zła niechciana, próbuję zniszczyć innym życie itd. Jednak nikt nie patrzy na to kim jestem. Dla Eleny jestem bezwartościową szmatą ,próbującą zabrać jej szczęście. Dla Alexa nic nie pomocną idiotką myślącą tylko o sobie ,nie chcącą pomagać egoistką. Tyvsa może być nastawiona do mnie sceptycznie ,w końcu jestem córką jej największych wrogów. Zero... tak byłam chamska i wredna. Czemu coś takiego mówiłam? Wściekłość i ból przyćmiły mi rozum ,to jedyna odpowiedź. Może odbierał moje zachowanie ,jako próbę wymuszenia na nim czegoś? 
- Ja mam ten sam problem ,tylko , że u mnie trwa to ponad 300 lat i do tego... - spojrzałam na niego ciężko- nie wiem kiedy zdechnę...
- Możesz mi powiedzieć co ty widzisz w takim dupku jak ja? 
- Może to ,że jest do mnie podobny? Z resztą miłość nie wybiera i ma się wielkie szczęście jak się ją znajdzie- odpowiedziałam próbując się uśmiechnąć ,ale nie wyszło mi to. Pewnie znów pomyślał ,że coś na nim wymuszam. Jakiekolwiek próbowałam kontakty z innymi mi nie wychodziły.
- Błagam Cię ,ja jestem straszny! Morduje ,zabijam itd.
-Ciebie przynajmniej tolerują. 
- Co? 
- Tyvsa uważa Cię za dobrego wojownika. Alex myśli o tobie jak o genialnym kumplu ,Elena -tu głos mi się załamał. Chyba jestem miękka jak masło. - Cię... nie ważne i sam wiesz co o tobie myślę. Ja dla nich jestem płaska jak kartka i pusta jak próżnia. Nie mam wartości. Więc weź się w garść nie masz tak źle. Będziesz miał rodzinę ,szczeniaki ,przyjaciół. Ja pewnie zostanę sama i będę się wam ładnie przyglądać z boku. Jeżeli Neptune zdechnie to usiąde sobie na tronie w jej pałacyku i tak mi życie minie. Bądź szczęśliwy tym co masz , bo masz naprawdę dużo ,tyle o czym ja zawsze marzyłam ,chociaż wiem ,że zawsze jest lepsze to czego nam brakuje i to czego nie mamy. 
- Może dla mnie masz wartość? Pomyślałaś o tym? - głupie serce zabiło mocniej ,ale umysł wiedział ,że to tylko przyjacielskie wyznanie. Znowu chciałam go pocałować ,jak wtedy na plaży ,ale nie. Dla niego ważna jest ta idio... nie myśl tak. Rozwaliłabym ten jej pusty łeb strz... o czym ja myślę? Przytuliłam Zero. Znowu mózg był wolniejszy od serca i powiedziałam 
- Kocham Cię. - O dziwo nie odsunął się ,ale ja strasznie źle się z tym czułam.
- Kochasz Elene ?
- Może? Czemu pytasz?
- Proszę zrozum mnie. Nawet jeśli umysł chce myśleć logicznie serce wyrywa się przed szereg. Przepraszam Cię za ten pocałunek i całą tą scenę. Czemu wszystkim wychodzi tylko ja jestem inna!- powiedziałam kopiąc w kamień. -Każda historia kończy się pocałunkiem ślubem ,albo śmiercią w ramionach ukochanej osoby ,a ja nawet nie mam matki! Zdechnę w zapchlonym więzieniu ,lub pod wodą i tyle!- znowu poleciały łzy. Zero przytulił mnie mocniej.
- Miałaś się uspokoić. Proszę nie płacz. - mówił. Elena wydawała mi się coraz bardziej pusta. No tak kto ma swoje szczęśliwe zakończenie i inne pierdoły? Księżniczki ,nie złe czarownice.
- Proszę nie lituj się nade mną - odparłam patrząc mu w oczy. Moje spojrzenie mówiło jednak tylko , aby właśnie to zrobił. Pokochał na siłę. Nie wiedziałam co on o mnie myśli ,a chciałbym. Myślę ,że wyglądałam jakbym była zmęczona życiem i trzymaniem w sobie bólu urazy i smutku. Uczucia trzeba kiedyś z siebie wyrzucić. 
- Czemu nie wzięłaś eliksiru od Neptune? 
- Nie lubię chodzić na skróty i jak widzę to nie popłaca. - zbliżyłam swoje usta do jego warg ,ale w ostatniej chwili delikatnie je odsunelam. Zdałam sobie sprawę ,że muszę go tym ranić. 
- Możesz mi powiedzieć ,czy choćby przez chwilę byłam kimś więcej niż przyjaciółką i ,, siostrą"?

< Zero? >

wtorek, 27 stycznia 2015

Od Eleny-c.d Zero BlackFire

Nie wiem czy tak było zawsze, ale od dziecka miewam dziwne sny. Są długie, przeplatane i często zmieniają nastrój. Mogą to być koszmary, komedie czy dramaty. Prawie nigdy z nich coś rozumiem. Czasami się sprawdzają, ale zbyt często to tylko chore mżonki. Teraz też nie było wyjątku. Śniło mi się, że wyglądam przez okno i widzę Lysterię całującą się z Zero (co było dla mnie koszmarem) potem przeniosłam się nad jezioro gdzie Alex z Demetire jeżdżą na lodzie(co było nawet urocze) następnie zamiast nich pojawił się Jupiter biegajacy z paluszkami rybnymi wokół zamku(co było tak komiczne, że gdybym mogła to zeszłabym ze śmiechu). Pod koniec snu, usłyszałam tylko: to dla ciebie. Obudziłam się nad ranem. Ptaszki ćwierkały, śnieg padał za oknem, a kołdra przyjemnie mnie grzała. Delikatnie pomacałam sobie żebra. Nie czułam takiego bólu, jak wczoraj. Nowe maście medyków, jak widać się sprawdzały. Nagle zauważyłam, że na stole coś leży. Królik. Wstałam i spałaszowałam go szybko. Ciekawe kto go tu przyniósł. Ktoś zapukał do drzwi i wszedł niepewnie. To Zero. Wyobraźcie sobie takie uczucie. Miłość... Mój organizm chyba dobrze nie funkcjonował. Czułam, jakby ktoś przyspieszył mi puls, krew szybciej krążyła mi w żyłach, uczucie nieważkości i niewyobrażalnego szczęścia.
- Jak się czujesz?-zapytał. Nadal dręczyło go poczucie winy.
- Wspaniale. Jak nowo narodzona.
Uśmiechnął się.
- Wyjdziemy gdzieś?
- Chętnie.
Przechadzaliśmy się po lesie. Dużo rozmawialiśmy. Jeszcze z  nikim mi się tak dobrze nie rozmawiało. Pewne pytanie nurtowało mnie od pewnego czasu.
- Pamiętasz, jak byliśmy przy wodospadzie?
- Jak mógłbym zapomnieć?
Uśmiechnęłam się lekko.
- I pamiętasz nasze 2 pytania?
- Tak. Do czego zmierzasz?
- Kim była dla ciebie ta ważna osoba?
Zatrzymałam się i ,,spokojnie" czekałam na odpowiedź.

<ciąg dalszy Zero>

Od Zero BlackFire- c.d Eleny

Zarumieniłem się, a to zauważyła Elena, która się zaśmiała. Pocałowałem ją. Podczas jedzenia, rozmawialiśmy o różnych rzeczach, a było tak dużo tematów, że nawet wszystkich nie pamiętam. Po jedzeniu pomogłem Elenie wstać i dojść do pokoju, widać było, że ciężko jej, a to w dodatku wszystko przeze mnie. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia. Elena położyła się do łóżka.
-Wybacz.-powiedziałem, spuszczając głowę.
-Ale za co?-spytała, nie rozumiejąc.
~~Ona nadal nie wie?
-No, że cię o mało co nie zabiłem. Dupek ze mnie. Teraz cierpisz.
-To ty jeszcze o tym pamiętasz?-zaśmiała się-W ogóle nie musisz mnie przepraszać. Już to przechodziliśmy. Z tymi ,,stylowymi'' bandażami wcale nie jest tak źle.
Zaśmiałem się. Po kilku takich rozmowach Elena poszła spać, więc wyszedłem na dwór nie chciałem jej przeszkadzać. Szedłem przez las i bezmyślnie zabiłem królika. Byłem zły na siebie.
~~A może miał rodzinę, marzenia? No taka jest natura, co zrobisz. Ta w szczególności natura mordercy.
Wróciłem z zajączkiem do zamku. Zaniosłem go Elenie, nie byłem głody, a ta nie będzie musiała się męczyć schodzeniem.

<Elena?>

Od Eleny

Patrzyło na mnie wiele par oczu. Wiele brudnych dzieciaków, z przekrwionymi oczami wielkości pięciozłotówek, wychudzone i głodne. Biedne. Życie ich nie rozpieszczało.
- Ona jest prawdziwa?-zapytał jakiś maluch. Taksowali mnie wzrokiem. Jakiś szczeniak tknął mnie palcem.
- Chyba tak.
Patrzyli na mnie z wyczekiwaniem.
,, Gdzie ty mnie przeniosłeś?" spytałam Jupitera.
,, Prosto do jednej z cel."
Przełknęłam ślinę.
- Czy jest tu ktoś dorosły? -zapytałam. Z tymi dziećmi raczej bym się nie dogadała. Maluchy rozstąpiły się i utworzyły coś na kształt tunelu. Na jego końcu siedziała, jakaś staruszka. Futro miała, jak po płukance. Białe, a na końcach lekko fioletowe. Zmarszczki znaczyły jej całą twarz. W łapach trzymała jakąś kraciastą szmatkę. Podeszłam do niej i powiedziałam:
- Chcę wam pomóc.
Spojrzała na mnie. Była ślepa. Oczy miała przesłonięte bielmem.
- To, że wyskoczyłaś z jakiejś kupy wirującej aury, to nie znaczy, że masz dobre zamiary.
Zatkało mnie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
- Ale...-zaczęłam.
- Cicho. Przeszkadzasz.
- W czym?
- Tak naprawdę to w niczym, ale chcę, żebyś się zamknęła.
Oburzyłam się. Zacisnęłam usta z niesmakiem. Usiadłam w kącie. Coś mi nie dawało spokoju. Jak ona mogła widzieć, że wychodzę z portalu, jeżeli była niewidoma?
,, Jest wiekowa." powiedział Jupiter.
,, Ale to nie wyjaśnia tego co powiedziała."
,, Właśnie wyjaśnia. Nauczyła się słuchać."
,, Co to?"
,, Bardzo przydatna umiejętność. Może cię kiedyś nauczę."
Zastanawiałam się nad wyjściem z tej mało komfortowej sytuacji. Jak wyjść z tej celi? Wyjęłam siarkę. A gdyby tak?
- Czy ktoś z was umie zapalać ogień? Albo ma krzesiwo albo coś podobnego.-spytałam wilczki. Spojrzały po sobie. Przed szereg wystąpiła mała wadera. Była jedną z czystszych i lepiej odżywionych maluchów w pomieszczeniu.
- Mame Horii czasami zdarza się pierdnąć ogniem, ale to jak jest najedzona. Co teraz nie zdarza się często.
,, To też dlatego, że jest wiekowa?” uniosłam brew.
,, Problemy gastryczne zdarzają się w tym wieku.”
- To też się nada. Jak masz na imię?
Uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Lily.
Zamarłam. Przecież siostra Alexa miała tak na imię.
- Czy masz może starszego brata?
- Tak. Nazywa się Alex.
Zachwiałam się. Nie mogę jej powiedzieć, że jej brat jest uwięziony i brutalnie torturowany. Udawałam szczęście. Mój uśmiech wyszedł mi dość blado, ale chyba w to uwierzyli.
- Posłuchajcie. Mam plan, jak wydostać nas z tego więzienia.
Wszyscy utworzyli krąg wokół mnie. Na ich twarzach po raz pierwszy pojawiła się nadzieja. Wytłumaczyłam im na czym polega ich plan. Ostatecznie się zgodzili. Wszyscy rzucili się do roboty. Jupiter oznajmił mi, że Mars opuścił twierdzę. Najgorszy był moment z pierdnięciem Horii. Fuj.. Ściany rozwaliły się z hukiem. Na przyszłość zapamiętać: mniej siarki do detonacji budynków. Rozdałam resztę substancji i kazałam im lecieć do innych cel. Nie musiałam długo czekać. W oddali już słuchać było odgłos spadających głazów i sypiących się zabudowań. Teraz została tylko jedna rzecz do załatwienia. Mianowicie: Alex. Już zbierałam się w sobie, by pobiec korytarzem, gdy Lily złapała mnie za łapę. Spojrzałam na nią pytająco.
- Ja nie wiem, gdzie jest moja rodzina. Wiem, że mama, tata i brat uciekli, ale nie wiem gdzie są.
Zbierało się jej na płacz. Przytuliłam ją. Ostatnio robię to coraz częściej.
- Mam dla ciebie złą wiadomość i dobrą.
Popatrzyła mi głęboko w oczy. Przypominała mi trochę Demetire.
- Dobra jest taka, że wiem, gdzie jest twój brat. A zła... że jest tutaj.. torturowany.
Nie mogłam jej okłamywać. Zadrgała jej dolna warga, ale nie popłynęły jej łzy. Wzięłam ją za łapę i pociągnęłam za sobą.
- Tak naprawdę to dlatego się tu wzięłam. By go stąd zabrać.
Znalazłyśmy go w wielkim pomieszczeniu. Leżał na środku i krwawił. Koło niego siedziała jakaś biała wadera i płacząc wymawiała jego imię.
- Co się stało?!-zapytałam.
- On.. zmienia się w człowieka.-wyjąkała.- Mars tak długo go torturował. Więc skazał go na największą męczarnię. Nieodwracalną zamianę w człowieka.
- Musimy go stąd zabrać.
Przede mną otworzył się portal. Ciało Alexa było podrapane, pokrwawione i poobijane. Drżał. Co chwila widziałam jego dwie postacie. Wysokiego bruneta i jego jako wilka. Przerzuciłyśmy go przez portal. Biała wadera też poszła z nami. Znalazłyśmy się w szpitalu. Wilki otaczały Lysterię ze wszystkich stron.
- Co się stało?
- Jest ranna. -Ktoś mi odpowiedział.
- Alex też.
Dopiero teraz zauważyli nas. Zero. Był tam. Podbiegłam do niego, przytuliłam go i zaczęłam płakać.
- Nie wiem czy mam cię ochotę pocałować czy zabić.-powiedział.
- Czemu zabić?-zdziwiłam się.
- Lysteria mi powiedziała, że poszłaś do Alexa bo go kochasz nad życie. A tam jest Alex.
- Poszłam po Alexa, bo Lysterii nie chciało się ruszyć swojej zapchlonej *upy! A ja miałam jakiś honor!

<ciąg dalszy Lys, Zero i Alexa>

Od Lysterii- c.d Eleny

No tak Elena zrobi wszystko by mnie o czernić. Chwila... no chyba wiem co trzeba zrobić. Otworzyłam drzwi i zkontaktowałam się z końmi. Będą za 10 min. Pobiegłam do pokoju Tyvsy. Wbiegłam z hukiem. Tyvsa spojrzała na mnie.
- Muszę iść - powiedziałam.
- Już dość zrobiłaś na dzisiaj. - powiedziała z pogardą
-Nie mogę umrzeć. No prawie. . .
- Co za idiotyzmy opowiadasz!?
- Nie wierzysz to sobie czytaj moją pamięć. Mam gdzieś co sobie pomyślisz. - rzuciłam. Tyvsa niechętnie spojrzała w moje oczy.
- Czekaj Neptune obiecała na Styks i Hades...- przytaknęłam z uśmiechając się nieznacznie.
- Jeżeli Cię nie ochroni to rozsypie się w proch i zginie wraz ze swoją armią. - Dokończyła podekscytowana. Ja jednak nie podzielałam jej zdania ,bo znowu poczułam ból.
- Przepraszam... -powiedziała Tyvsa - jeszcze nie raz się zako... - nie dokończyła ,przecież znała prawdę. Już się z tym pogodziłam ,teraz trzeba żyć bólem ,śmiercią ,wojną i cierpieniem. Nie ma dla mnie pocieszenia ,nikogo kto by mnie pocieszył. Piętno Neptune.
- Lysteria idź , ale spytam Cię o jedno. Czy wiesz po co Neptune Cię urodziła? - spytała Tyvsa.
- Nie? O co chodzi? - odpowiedziałam jej zgodnie z prawdą.
- Jesteś jej następczynią. Gdy ona umrze zajmiesz jej miejsce.
- Dobra ja lecę. Wrócę jak zetnę parę głów.
- Chcesz , żeby Zero z tobą poszedł?
- Nie Neptune chciała go zabić ,a to nie będzie bezpieczne. - rzuciłam biegnąc przed siebie.
Przed wejściem stał koń. Biały dostojny Rumak. Zmieniłam się w człowieka i złapałam za łuk pozostawiony na moim ciele. Wskoczyłam na niego zręcznie.
- Czas na rzeź- powiedziałam po czym koń ruszył na przód cwałem. Miotałam strzałami we wszystkie strony. Kilka pierwszych rzędów polegało. Wbiegłam w wojsko. Niestety byłam zbyt pewna siebie ,i okazało się ,że ciosy ,które nie przyniosą mi śmierci mogą być spokojnie zadawane. Dzięki bogu zbroja była wytrzymała wiec nie wszystko docierało do mojego ciała. Nagle usłyszałam głos Zero. Obejrzałam się przez co straciłam koncentracje i gdyby nie zaostrzony łuk mój koń by zginął. Co nie zmieniło faktu ,że zostałam trafiona w nogę.
- Co ty robisz!
- Przyłączam się tak jak Tyvsa mi kazała. - dzięki bardzo mi się to przyda.
- Mam drugi łuk zmieniaj się w człowieka i strzelaj ,powiedziałam rozrywając szyk bojowy strzałą wybuchającą. Co sprawiło ,że mój koń upadł i ledwo udało nam się wstać.
- Nie to jest okropne! - krzyknął Zero. No cóż ,ja wiem jak go wkurzyć. Nie pozostało mu nic innego jak furia.
- Wiesz ,że Elena uciekła do Alexa? Mieliśmy Ci powiedzieć ,że nie żyje ,abyś ich nie szukał. Bała się ,że go zabijesz. - Zero był widocznie wkurzony ,ale to nie było wystarczająco. Kontynuowałam. Traciłam koncentracje. Chyba się wykrwawie. . .
- Jakie z nich są gołąbeczki. Tak zakochanej Eleny jeszcze nie widziałam. Powiem mu , że to były bzdury ,ale teraz musiał zmienić się w bestię. Udało się! Mordował bez problemu. Zeskoczylam z konia i rzuciłam się w wir walki. Cięłam sztyletem ,nsbijałam wrogów na łuk i strzelałam nim. Zostałam trafiona w nogę co utrudniało mi ruch. Wskoczyłam na konia i chciałam rozprzestrzenić mgłę i uciec bezpiecznie z Zero ,jednak w tej chwili drasnęła mnie kolejna strzała. No jasne jak powoli się wykrwawie od wielu strzał nikt nie złamie umowy. Strzały przebijaly moje ciało.Ktoś zabił konia więc upadłam. Krew się lała. Mocno przeżyłam jego śmierć ,ale nie było na to czasu.
- Zero uciekaj -darłam się rzucając mgłę na wojska. Zobaczyłam go przez mroczki. Był normalny. Nie dawał rady. Pobiegłam i wystawiłam się zamiast niego do ostatecznego ciosu. Miecz skruszył się ,a ja zmieniłam się w wilka.
- To nie prawda. - powiedziałam. Czarne kropki latały mi przed oczami. Zero ciągnął mnie do pałacu. Zemdlałam i obudziłam się w szpitalu. Nade mną stało kilka wilków. Szukałam wzrokiem Tyvsy i Zero.

<Ktoś? >

Od Zero BlackFire- c.d Lysterii

-A teraz się uspokój, ok?-spytałem gdy skończyliśmy.
Tylko tak mogłem jej pomóc. Byłem trochę smutny. Nie no dobra, nie będę nikogo okłamywać, byłem naprawdę mocno smutny. To co powiedziała Lysteria, może jest prawdą? Jestem dupkiem wiedziałem to od samego początku, już od moich urodzin. Skończony idiota ze mnie, już nikt mojego życia nie uratuje. Wszystko do d**y. Aż odechciało mi się żyć.
-Ok.-odparła.
Burza ustała. Czy to ona ją stworzyła? Chyba. Ruszyliśmy do zamku w milczeniu. Cały czas myślałem i myślałem.
~~ZWARIUJE!!! Za dużo tego wszystkiego! Na tyle pytań szukam odpowiedzi, a na żadne nie znam! Nie no dobra, na jakieś tam znam, ale nosz kurde no! Po prostu świetnie! Lepiej być nie mogło! Zabijam co popadnie, moje ciało przejmuje jakaś nieznana mi dotąd dusza, dwie wadery się we mnie zakochały, w takim kretynie jak ja! Jak można się zakochać w takim palancie. Gorzej być nie mogło.
-Ej, co ty taki zamyślony?-moje rozmyślanie przerwała Lysteria.
Spojrzałem na nią smutno. Nie wiedziałem co powiedzieć. Humor mi się całkiem zepsuł.
-Nie...-miałem coś powiedzieć, ale urwałem.
Nagle usłyszałem jak coś wielkiego biegnie w naszą stronę. Ziemia trochę drżała.
-Czujesz to?-spytałem ją, patrząc się w ziemię.
-Ale co?-nie rozumiała.
~~Może mi się wydawało? Nie. Jednak nie.
W naszą stronę biegłe jakiś czarny byk.
~~A jednak gorzej być mogło. Jeszcze jego tu zabrakło! Super! Nareszcie mogę się na kimś wyżyć!
Straciłem w połowie kontrolę. Przemieniłem się. Ze złością w oczach patrzyłem na byka. Szczeknąłem w jego stronę. Byk przyśpieszył.
-Lysteria idź się schować.-rozkazałem.
-Ale...
-Proszę.
Schowała się w krzakach i patrzyła co ja robię. Znowu patrzyłem na byka.
-No chodź, debilny byku!-krzyknąłem do byka-Boisz się?! Uciekasz?! Strach cię obleciał?!
Byk coś tam byknął, biegnąc prosto na mnie.
-Fajnie.-mruknąłem do niego.
Nareszcie do mnie dobiegł. Biegł prosto na mnie, chciał mnie staranować.
-Zero!-krzyknęła przerażona Lysteria.
W ostatnim momencie skoczyłem nad bykiem i ugryzłem go w garb. Usłyszałem ryk zwierzęcia, zeskoczyłem.
-Spokojnie panuje nad sytuacją. Muszę się na nim wyżyć.-oznajmiłem.
Byk spojrzał na mnie wściekle. Odsłoniłem kły. Rzucił się na mnie. Nie zdążyłem odskoczyć. Udało mu się zrobić ranę na mojej prawej łapię. Polała się krew.
-Zero!-usłyszałem głos.
Zacząłem kuleć. Ze złości spaliłem pobliskie drzewo. Całkowicie straciłem kontrole.
-Przeklęty byku, na co czekasz?!-darłem się na cały głos-Dobij mnie!!!
Byk rzucił się na mnie. Skoczyłem na niego i powaliłem. Zacząłem go torturować. Odrywać mu członki i podpalałem jego sierść. To wszystko było straszne. Ostateczny cios było podpalenie. Po minucie zamiast byka był proch. Dyszałem ciężko, jeszcze nie byłem przemieniony. Lysteria patrzyła przerażona. Było mi mało. Zacząłem podpalać drzewa ze złości. Nie wiem co mi się stało. Po jakiś 2 godzina uspokoiłem się. Wróciłem do mojej normalnej postaci.
-Zero żyjesz?-spytała przerażona Lysteria.
-Niestety już cztery lata.-mruknąłem smutny.
Jeszcze nigdy się tak nie czułem.

<Lysteria?>

Od Zero BlackFire- c.d Killer'a

Znowu byłem sobą przerażony. Jestem potworem i niech już nikt nie zaprzeczy, bo się załamie.
~~Dlaczego?! Pytam się dlaczego!?
Killer podszedł powolnymi krokami do mnie. Nie dziwie się, też bym tak podszedł gdybym zobaczył takiego zabójce jak ja. Zakryłem twarz moimi łapami i zwróciłem się do Killer'a:
-Killer, lepiej odejdź ode mnie.
-Dlaczego?-spytał nie rozumiejąc.
Odsłoniłem twarz i spojrzałem na Killer'a.
~~Czy on nie rozumie, że mogę go w każdej chwili zabić?
-Rozejrzyj się dookoła, ok?-rozejrzał się-Co widzisz?
-Em... Całe zdechłe stado.-oznajmił, rozglądając się.
-A kto je zabił?-spytałem.
-Ty...-przyznał niechętnie.
-No właśnie ja Killer. JA. Odejdź zanim zabiję cię przez przypadek.-mój głos był pełen bólu, spuściłem głowę.
-Ej, chłopie nie załamuj się wszystko będzie dobrze.-usiadł obok mnie i poklepał mnie po plecach.
-Jak ma być dobrze?-rzekłem-Jestem potworem, istną bestią żądną krwi i mordu.
-Nie prawda. Nie jesteś.-ostro zaprzeczył, chciałem mu zaprzeczyć, ale nie dał mi dojść do słowa i ciągnął dalej-Ty jesteś bardzo fajnym wilkiem, takie coś nie może cię załamywać. Musisz iść dalej, uwierzyć w siebie.
-Serio?-spytałem zdziwiony.
-Pewnie!-uśmiechnął się.
-Może masz rację...-przyznałem niechętnie.
-Na pewno mam.-od razu poprawił mi humor.

<Killer?>

Od Eleny

Szłam na plażę. Potrzebowałam świeżego powietrza. Te wszystkie problemy mnie wykończą. I poleżeć z Zero na plaży i cieszyć się życiem. Ale był zajęty. Tak, naprawdę go kochałam. Nagle zauważyłam ruch. To nie był ktoś z Watahy. Gardłowo warknęłam. Rzuciłam się na wilka. Przeturlałam się z nieznajomym wilkiem, próbując z nim wygrać. Nadal warcząc, spojrzałam wilkowi w twarz. To była wadera. Miała niebiesko-granatowe futro. Patrzyła na mnie jak na coś nowego.
- Ty jesteś prawdziwa?-zapytała.
- Oczywiście, że tak. Kim jesteś? Jeżeli kolejna od Marsa to nie ręcze za siebie.-warknęłam. Nadal patrzyła na mnie zdumiona.
- Kto to Mars?
Co ona? Naprawdę nie wie.
- Krwiożerczy bóg z manią zdrady.
- A.
- Jak się nazywasz?
- Angela. A ty?
- Elena

<ciąg dalszy Angeli>

Od Alex'a- c.d Lysterii

Gdy skończył się trening, byłem... Czułem się beznadziejnie. Jestem bez mocy, jestem głupi, nieprzydatny. Maki i Tyvsa byli bogami, Lysteria też. Elena miała swoją aurę, Zero potrafił się zmieniać, Deme jest opiekunką Słońca, Nico Księżyca.  A ja? Jestem nikim. Chyba zaczynam mieć depresję. Zaczęły mnie nękać wizje mojej rodziny. Lily, mama i ojciec. Bardzo mi ich brakowało. Siostrzyczka, jej dziecięca radość z życia. Deme trochę ją przypominała. Może dlatego tak ją kochałem. Pomyślałem o nich po raz pierwszy od przyjścia na tereny Watahy Wiecznego Księżyca. Nie żebym się o nich nie martwił. Martwiłem się bardzo. Jednak natłok różnych zdarzeń po prostu mnie rozstroił. Czy udało im się uciec? Postanowiłem zapytać o to Lysterię. Przecież ona też była więziona. Znalazłem ją na polanie. Rozmawiała z końmi. Te stworzenia wszystkich się bały i uciekały przed każdym kto próbował się do nich zbliżyć. A Lys normalnie sobie z nimi rozmawiała. Podeszłem do niej. Konie spłoszyły się i odbiegły.
- Opowiedz mi o więzieniu Marsa.-poprosiłem, siadając koło niej. Przewróciła oczami.
- Po co ci to?-spytała.
- Moja rodzina tam jest.
- Jak to się stało?
- Wiesz, że Mars werbuje nowe watahy. No to, moja wataha też została zmuszona by za niego walczyć.
- Alfa o tym wie?-nie była pewna czy może mi zaufać.
- Tak. Dlatego dostałem niańkę.
- Kogo?
- Elenę.-odparłem niechętnie.
- A.- Jaki wysoko postawiony komentarz.
- Nie przyszedłem tu po to, by ci się zwierzać. Chciałem cię spytać...
- Nie.
- Nawet nie wiesz co chciałem powiedzieć!-oburzyłem się.
- Wiem. Czy pamiętam coś z pobytu u Marsa. Nie, niezbyt.
- Klamiesz.-stwierdziłem.
- Co ty? W Elenę się bawisz?
- Proszę, pomóż mi.
Westchnęła ciężko.
- Nie pamiętam wiele.
- Ale zawsze coś.
- Co chcesz wiedzieć?-spytała z rezygnacją. Uśmiechnąłem się.
- Plan budynku, ilosć wartowników, więźniów. Jakie mają sale.
Położyłem głowę na łapach i patrzyłem na nią z wyczekiwaniem.
- Budynek ma 4 piętra, nie licząc parteru. Nie wiem gdzie są więźniowie i jakie mają sale, ale prawdopodobnie na górze. Stamtąd trudno uciec.
Słuchałem jej pilnie. Każda informacja była na wagę złota. W mojej głowie zaczął się tworzyć szalony plan.
- A strażnicy?
- Nigdzie ich nie widziałam, ale to nie znaczy, że ich nie ma.
Jestem idiotą i głupkiem. I na dodatek szaleńcem. Jak mogłem coś takiego wymyślić?
- Muszę ich uratować.-mruknąłem do siebie.
- To byłby wyrok. Jak dobrowolne wchodzenie do paszczy lwa.
- To chodź ze mną.- zaproponowałem.
- Nie. Nie jestem kamikadze, którego nie da się zabić. Mogę umrzeć. A wiesz.. Chcę sobie jeszcze trochę pożyć.
Zacisnąłem szczęki tak mocno, że aż czułem zgrzytające zęby.
- Nie to nie. Sam sobie poradzę.-warknąłem. Miałem dość, że wszyscy traktują mnie z góry. Dostałem etykietkę i teraz wszyscy mnie tak oceniali. Alex-idiota bez mocy, omijać z daleka. Poszedłem do swojego pokoju. Zgarnąłem kilka przedmiotów do torby, przewiesiłem sobie ją przez ramię. Założyłem zbroję. Były to skórzane pasy, złączone ze sobą tak ciasno, że prawie nic nie mogło ich rozerwać. Ale i tak liczyłem na lepszą. Inni dostali żelazne, ćwiekowe czy tytanowe. No a jak. Oni są ważni. A ja mogę iść się bujać. Schowałem kilka gwiazdek do torby i wyszedłem z zamku. Wiatr delikatnie muskał moją twarz. Mój umysł próbował znaleźć szybsze dostanie się do twierdzy Marsa. Poprzednio droga zajęła mi dzień. Nie miałem tyle czasu. Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Znalazłem Killera. Nie przerażał mnie. Lubiłem go. Wszyscy go odrzucali bo był trochę inny. Miał inną twarz i tyle. Odczuwał te same emocje co inni. Odrzucali go z powodu wyglądu. Dupki. Uśmiechnąłem się do niego.
- Mam do ciebie prośbę. Jeżeli masz czas, oczywiście.-powiedziałem.
- Jasne. O co chodzi?-odparł.
- Zgubiłem coś, koło jaskini, gdzie znaleźliśmy Lysterię. To półdnia drogi stąd. Mógłbyś mnie tam teleportować?
- Spoko. Złap mnie za łapę.
Zrobiłem co kazał. Chwilę potem byliśmy na miejscu.
- Wszystko w porządku?-zapytał. Zaśmiałem się.
- Jak na rollcosterze!
- Mam ci pomóc szukać?
- Nie, dzięki. Nie wiem ile zajmie mi znalezienie tego. Wrócę sam. Dzięki, chłopie. Równy z ciebie gość.
Poklepałem go po ramieniu. Poczekałem, aż się wyteleportuje i pobiegłem w las. Pożaru nie było widać. Na jego miejsce wróciły rośliny. Śnieg, bo jakże by inaczej, też tam był. Instynktownie znalazłem drogę. Twierdza odcinała się od jasnego nieba. Z ciałem przy ziemi sunąłem w stronę budynku. Gdy szedłem przez te kilkanaście metrów, zdążyłem 3 razy się rozmyślić, 2 razy zawrócić i 5 razy wytykać sobie, jakim to jestem kretynem. W końcu zmobilizowałem się. Po cichu wszedłem do twierdzy. Całe moje ciało było napięte, jak struna. Zewsząd oczekiwałem ataku. Znowu uderzyło mnie to, że nigdzie nie było straży. Może Mars myślał, że nikt nie będzie tak głupi, by wejść do siedziby wroga. Jak widać byłem wyjątkiem. Wdrapałem się na czwarte piętro. Nadal nikogo w zasięgu wzroku. Niepewność i strach ściskały mi gardło. Usłyszałem jakieś rozmowy. Kierowałem się nimi, by dojść do źródła. I znalazłem ich. W bardzo dużej celi mieściło się 20 wilków. 9/10 to były jeszcze dzieci, które niedawno przestały ssać mleko. Tylko dwie osoby były starsze. Biała wadera i czarny basior. Wadera próbowała uspokoić małe dzieci. Basior tylko prychał z pogardą.
- Jake, pomógł byś mi.- poprosiła go.
- Sama dobrze sobie radzisz, Clare.-odparł, nawet nie racząc na nią spojrzeć. Podszedłem do krat. Clare wydała z siebie zduszony okrzyk. Wszyscy na mnie spojrzeli. Przeszukiwałem ich wzrokiem, szukając siostry. Nie było jej tu.
- Czy jest was więcej?-zapytałem Clare.
- Tak, my to zaledwie garstka.
Nie było zamka w drzwiach. Może to takie samo zapięcie, jak u mnie. Spróbowałem. Drzwi otworzyły się. Clare i Jake otworzyli szeroko oczy ze zdumienia. Szybko się jednak opamiętali.
- Jake, pójdziesz pierwszy. Wyprowadzisz szczeniaki. Ja pójdę na końcu.
Jake wyprowadził maluchy z celi. Clare zatrzymała się na chwilę przy mnie.
- Dziękuję. Gdyby nie ty.. Chybabym się załamała.
- Nie ma za co.-zmieszałem się lekko. Nagle wokoło zaczęła się robić czerwona para.
- Ooł. Pan Czerwona Rąsia chyba chce się ujawnić.
- To tak się wydostałeś.- powiedział Mars.- Dość to obrzydliwe. Ale imponujące.
Clare schowała się za mną. Próbowałem ją osłonić.
- Chcę cię jeszcze trochę potorturować.
Zemdlałem. Ale ze mnie chojrak. Pstryk i oczy w słup. Jestem taki heroiczny. Obudziłem się w powietrzu. Krzyknąłem.
- No nareszcie się obudziłeś. Gdybyś spał to torturowanie ciebie, nie byłoby takie pasjonujące.
- Każdy ma to co lubi.-odparłem. I wtedy zaczęły się tortury. Ciało zwijało mi się z bólu. Bolało mnie wszystko. Nawet mały palec u prawej łapy, który kiedyś wybiłem. Po półgodzinie przestał. Mrowiło mnie od stóp do głów.
- I jak się czujesz?-zapytał się mnie.- Mam nadzieję, że bolało. Przez ciebie straciłem 19 monet przetargowych.
- Gdybyś trochę mnie przesunął to miałbym ładny widok z okna.
Trzasnął mną o podłogę.
- Na razie sobie poleż. Muszę sprawdzić, jak moja armia rozgramia twoją.