wtorek, 28 kwietnia 2015

Obliczacz KM !

Tak, Pat się postarał i zrobił "Obliczacz KM".
Klikacie spację, wklepujecie opowiadanie, piszecie czyje, i tadam, obok w tabeli macie wynik.
Nie musicie dziękować.
Na samym dole po prawej stronie na pasku jest owy obliczacz.
A ja spadam.
Nie mam czasu :v
Papa.


Alfa, Pat.
Wcale nie pozdrawia.
Heehhehehehehehhehe
Nieno to tylko żarty.
E dobra serio muszę spadać.
To ten, pozdrawiam.

Od Demetire- c.d Alex'a

-To jest Lily?- spytałam się Alex'a. Nadal nie mogłam pojąć, że to na prawdę jest ona. Alex bardzo dużo opowiadał mi o swojej siostrze. Zawsze chciałam ją poznać, bo wspomnienia Alex'a związane z nią, były tak jakby częścią mnie.
-Tak, to jest Lily- odpowiedział, uwalniając się z uścisku wadery. Po chwili uśmiechnął się do niej i troskliwie poczochrał jej czubek pyska. Wadera zaśmiała się. Widać było, że obydwoje bardzo się za sobą stęsknili. W końcu, nie widzieli się przecież całe pół roku, a to ogrom czasu.

<Alex? Ja wiem, mega krótkie i beznadziejne, ale nie mam siły D:>

Od Isil- c.d Eleny

W sumie byłam dość zaskoczona propozycją Eleny. No.. my się ledwo poznałyśmy. Podczas rozmowy z Lucasem, zdążył mi wyjaśnić kto to Caleb, kim jest on, kim jest Lys itd. Rozumiałam, że utrata bliźniaka musi być ciężka, ale nie wiem czy byłam gotowa na taki wyjazd z prawie nieznajomą, choć bardzo życzliwą osobą. Z drugiej strony nie chciałam zostać tu sama. Jeszcze nikogo nie znałam i pewnie przez jakiś czas byłabym skazana na Valara.. O tak, zdecydowanie lepiej było jechać.
-To jak ile czasu potrzebujesz na spakowanie się? Ja już jestem gotowa-uśmiechnęłam się z lekką nutką ironi. Przecież i tak nic ze sobą nie miałam.
-Conajmniej pół godziny-powiedziała wilczyca- Nie wiem co może się tam nam przydać. Jak mi pomożesz może się szybciej uwiniemy
-Driverujemy (tiiaa..inglisz perfekcjoniszxD) na pieszo?
-Tak-Elena chwilę się zamyśliła-Chyba bagaż będzie ciężki...Roździelimy go pół na pół
Spojrzałam na niebo. Już powoli się ściemniało. Niedługo wyjdzie księżyc, świetnie. A dzisiaj mamy pełnię, to jeszcze lepiej.
-Wiesz co..-uśmiechnęłam się sama do siebie- Wezmę większą część balastu

<Elena?:)>

Od Eleny cd. Isil i Zero

Spojrzałam Airis prosto w oczy. Ona nie wiedziała, że zrobiła źle. Od zawsze była niezrównoważona psychiczne. Podejrzewałam to od czasu, gdy próbowała wrzucić Ivo do kociołka z wrząca wodą, krzycząc: Kąpiel!
- Airis, co ty wyprawiasz? -zapytał Zero i chciał wyrwać małej różdżkę. Airis jednak przytuliła patyk do serca i ugryzła dłoń Zero. Chłopak nawet nie krzyknął. Rzucił mi pytające spojrzenie. Zrzuciłam z siebie kołdrę i podeszłam do swojej … ,,córki”.
- Wyjdź -Moje spojrzenie było stalowe. Airis przez chwilę się wahała, ale gdy zrobiłam krok w jej stronę, uciekła, uprzednio wystawiwszy mi język. Odwróciłam się w stronę Lysterii. W jej oczach wyczytałam wściekłość i skrywaną rozpacz. Nawet nie musiałam czytać z oczu. Jej aura wszystko zdradzała.
- A więc chcesz się zabić -mruknęłam z pogardą.- I myślisz, że to coś pomoże?
- Przeżyłam o wiele więcej od ciebie -warknęła.
- Jak się zabijesz to trafisz do Henhold. A kto tam pracuje? -zapytałam z ironią. W oczach Lys zabłysł ból i zrozumienie.- Tak! Twój kochany Anubis! Myślisz, że po śmierci będzie ci łatwiej? Mylisz się.
Lysteria dyszała z wściekłości. Nachyliłam się i szepnęłam jej do ucha:
- Nie podejmuj niewłaściwych decyzji, póki nie wrócę, dobrze?
Minęłam ją w drzwiach. Przeszłam do kuchni, gdzie spotkałam Ivo. Mój syn uśmiechnął się do mnie i zapytał:
- Czemu się kłóciliście?
- Nie kłóciliśmy -odparłam. Wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu.
- Jasne -parsknął i wyjął z lodówki mrożony sok. Jego kasztanowe włosy lśniły, a oczy się śmiały. Nie wierzył mi.
- Wiesz, gdzie są moje amulety?-zapytałam, starając się skierować rozmowę na inne tory. Mimo bardzo młodego wieku Ivan czasami zachowywał się doroślej niż powinien.
- Mówisz, mamo, o tych? -Uniósł rękę na której wisiały moje talizmany. Rzuciłam mu pobłażliwe spojrzenie i zgarnęłam moją własność. Od razu gdy założyłam amulet od Jupitera, usłyszałam w głowie jego głos.
,, Witaj, córko. Dawno nie rozmawialiśmy.”
,, Jasne, aż cały jeden dzień.” pomyślałam z irytacją.
,, Mówisz tak samo, jak Rea. Z taką samą ironią. ” Melancholia w jego głosie była, aż nadto wyczuwalna.
- Gdzie Isil? -spytałam.
- Chodzi ci o tą białą waderę, mamo? -upewnił się Ivo. Pokiwałam potakująco głową.- Rozmawia na zewnątrz z Lucasem.
Podziękowałam mu skinieniem głowy i wyszłam przed dom. Nowa rozmawiała z moim przyjacielem.
- Isil, mam dla ciebie propozycję. Chciałabyś ze mną pojechać... na to rodzinne spotkanko? -zaproponowałam. Otworzyła usta ze zdumienia.
- Ja? Ale znasz mnie...
- Nie ważny jest dla mnie czas znajomości -przerwałam jej.- Ale to jakie wrażenie odczuwasz. Cóż, jesteś przynajmniej normalna. W przeciwieństwie do niektórych.
- No.. dobrze -wyjąkała, ale chyba cieszyła się, że może się stąd ulotnić.
- Wyjeżdżamy za godzinę -rzuciłam.
- Czekaj.. Co? -zdumiała się Isil, a z nią Lucas i Zero, który do nas dołączył.
- Za godzinę? -wydukali jednocześnie. Przewróciłam oczami.
- Tak. Zdążę się spakować i wyruszamy. Kaplica Medei jest bardzo bardzo daleko. Daleko za granicami. Nawet Takahiro nie byłby w stanie nas tam zanieść. A teraz przestańcie gadać.
,, Umiałbym was donieść.” powiedział do mnie feniks, przysłuchując się całej rozmowie.
,, Wiem, ale muszę stąd się wydostać, jak najszybciej. Im dłużej tu zostanę tym więcej osób zdenerwuje. Zaczynając od Lys.” pomyślałam z goryczą.
Podeszłam do Zero i pocałowałam go.
- Poradzisz sobie -szepnęłam mu do ucha.



<cd. Isil i Zero>

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Alex'a- c.d Demetire

Można powiedzieć, że było przyjemnie. Naprawdę było. Napchałem się wszystkim co Elena i Zero nam zaserwowali. Dzieciaki bawiły się w ogrodzie. Słońce prażyło mnie w plecy. Rozłożyłem się na trawie. Przymknąłem oczy. Nagle usłyszałem zaskoczone okrzyki. Uniosłem łeb. Tak, łeb. Już nie byłem człowiekiem. Byłem wilkiem. Po wojnie Tyvsa wróciła mi dawną postać. Byłem w tamtej chwili tak szczęśliwy, że miałem ochoty ją ucałować. Oczywiście, nie zrobiłem tego. Ona miała męża, a ja nie zamierzałem obudzić się ze sztyletem w gardle, ani trucizną w herbacie. Airis trzymała palce na czaszce Killera, a ja ze zdumieniem wpatrywałem się co ta mała wyprawia. Na miejsce nagiej kości zaczęła wpływać skóra i sierść. Killer prawie zaczął skakać ze szczęścia. Byłem tym zdumiony. Cóż, widziałem jak Deme bawi się swoją mocą, ale ona była Młodą Alfą. I jej rodzice byli bogami. To było normalne. Ale nadal nie mogłem uwierzyć w to, że szczeniaki rodzą się z mocami. To wykraczało za moje pojęcie wszechświata. Airis uśmiechnęła się szeroko, zdjęła palce i odbiegła gdzieś z Ivo. Szczerze? Go bardziej lubiłem, niż jego siostrę. Ktoś położył mi łapy na oczach.
- Zgadnij kto to? -usłyszałem słodki głos przy swoim uchu. Wszędzie bym go rozpoznał.
- Lily! -ucieszyłem się i odwróciłem głowę. Moja siostra stała tam z uśmiechem na twarzy. Wydoroślała. Cóż, była już dorosła. Ale nie widziałem jej już 6 miesięcy. Po śmierci Clare Lily postanowiła na trochę opuścić Watahę. Czuła się winna, że Clare umarła. Na początku ja też ją za to winiłem, ale w końcu zrozumiałem, że Clare podjęła własną decyzję i nic nie mogło jej powstrzymać. Mimo tego zawsze, gdy wymawiano jej imię albo wspomniano o niej, czułem że ogarnia mnie przejmujący smutek. Dopiero gdy zmarła zorientowałem się, że ją kocham. A wyleczyć serce nie jest łatwo.
- Stęskniłam się za tobą, braciszku -wyszeptała mi do ucha i objęła mnie mocno. Odwzajemniłem uścisk.
- To jest Lily? -nie dowierzała Demetire, patrząc w stronę mojej siostry.


<cd. Demetire>

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Lysterii- c.d Eleny, Isil i Zero

Wpadłam do pomieszczenia. Kopnęłam w drzwi, które zatrzasnęły się z hukiem.
-Dałaś nam już jasno do zrozumienia, że przybyłaś.- rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na łóżku leżała Elena. Kolejna histeria.
-No co się takiego stało, że pół watahy biegło tutaj. Ledwo co zatrzymałam Killera i Alexa. -powiedziałam z kpiną. Faceci spiorunowali mnie wzrokiem. Zapomniałam przecież ma swoich goryli.
-Lysteria przestań powiedziała cicho.
-Zemdlałaś ze szczęścia,  że zostałaś betą? Gratuluję-rzuciłam z przekąsem.
-I mogę zostać Alpha. To boli i to jest szok
-Ledwo co zaczęłaś się choć odrobinę liczyć i już chcesz Elise zdetronizować?- prychnęłam.
-Umarł mi brat. Czemu jesteś taka...-wymemlała
-Ojej jaka jesteś biedna, wiem co czujesz- powiedziałam ze sztuczną troską-wiem co czujesz. A nie przepraszam ja nigdy nie miałam rodziny- chciałam trzasnąć ją w policzek.-Ogarnij się!
-Lys przestań mnie gnębić. Masz Zero brata i Airis.
-Ty to kurwa nazywasz rodziną. Masz coś z mózgiem?!
-Przestań- odpowiedziała- nie wiesz co czuję.
-Ty tak samo! Uważasz, że masz źle, a masz wszystko w jak najlepszym porządku.
-Wcale nie! -krzyknęła. Zero i Lucas się odcięli.
-Masz faceta dziecko, które ma ojca i jeszcze urodziłaś normalnie. Ja miałam kurwa 14 lat pojmujesz?! Z resztą on nie jest moim bratem. Łączą nas jakieś pieprzone gwiazdki. No i zapomniałam szczeniak, który nawet nie nazywa mnie matką. Idealnie. A mój cudowny facet, którego nawet nie kochałam ma Boską żonę. Kurwa idealnie. -Zero złapał mnie za ramię.
-Czemu jesteś taka? -zapytał
-Mam ochotę się zabić. Nieposkromiona chęć i pragnienie.
-Boże odbiło Ci?!
-Nie. Myślę, że w moim życiu to idealny czas na próby samobójcze.
-Czemu chcesz to zrobić.
-Jako nastolatka zostałam zgwałcona przez Boga i wplątana w jego boskie historyjki. Straciłam najpiękniejszy okres w życiu i nie zmienię tego. Nie chcę być teraz marionetką. - Do pokoju wbiegła Airis z czarnym patykiem. Nakierowała go na Elenę.
-Crucio! - kobieta zaczęła się wić. Dziecko miało jakby satysfakcję z zaistniałej sytuacji.
-Boże kochanie co ty robisz?!-Krzyknął Zero
-Odpłacam się jej za oszustwo. Schowała to przede mną- zakończyła zaklęcie i pokazała nam patyk.
-Nie powinna odbierać mi moich rzeczy.

<Elena, Zero? Wiem jest wspaniałe. Elcia nie edytuj i nie mówcie Airis prawdy>

sobota, 25 kwietnia 2015

Od Tyvsy-"Ucieczka"

Leniwie podniosłam się z kanapy i rozejrzałam po pokoju. Na kanapie na przeciwko mnie siedział Nico i rozkładał pionki na szachownicy.
-Znów będziesz grał z wujkiem?-spytałam się go. Podniósł głowę aby na mnie spojrzeć uśmiechnęłam się do niego.
-Owszem, matko, wuj Mars chce nauczyć mnie myśleć strategicznie-jak zwykle odpowiedział zgodnie z etykieta panującą w Henhold, czyli z dystansem do osoby wyższej ranga. Westchnęłam, to smutne ze mój syn musi mnie traktować jak zupełnie obca osobę, ale nie mogę nic na to poradzić, sama wybrałam to miejsce na jego wychowanie.
-Seanit znów odwołała lekcje tańca- ni z tego ni z owego, dobiegło do mnie to zdanie. Spojrzałam w miejsce z którego się wydobyło. W drzwiach stał Maki i patrzył na mnie, nie zadowolony-zrób coś z tym bachorem, ja nie mam już siły, a ty się tu wylegujesz-spojrzałam na niego spod łba. To jego problem, on miał odpowiadać za jej naukę nie ja.
-To twój obowiązek, ty jesteś jej ojcem-spojrzał na mnie z dezaprobatą, a potem podszedł do mnie i mocno chwycił za włosy. Henhold zmienia. Dobrze powiedziane, ale zmienia tylko tych zrodzonych z mroku. Wypełnia ich całą duszę ciemnością i powoduje że powoli gubią siebie. Tak właśnie stało się z nim. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam, ale boli mnie to jak traktuje mnie jak zwykłą służącą i bolało mnie też jak po  kolei zabijał nasze dzieci, bo "mogły zabrać mu władze".
-A ty pieprzoną matką i masz się nią zająć!- mocno uderzył moja głową o oparcie sofy. Spojrzałam na Nico, patrzył z nienawiścią na ojca, jednak nie odezwał się nawet słowem. Wiedział, że dostało by mi się wtedy bardziej. Nawet ja nigdy z nim nie walczyłam, nie chciałam zrobić mu krzywdy. Za bardzo go kocham, aby coś mu zrobić. Spojrzałam mu w oczy, płonęły one nienawiścią i chęcią mordu. Maki zawarczał na mnie, a potem znów uderzył mną o oparcie. Nagle coś w nim pękło, poczułam że cały drży, a potem spanikowany patrzy na mnie i przyciąga do siebie. Mocno mnie przytula.
-Przepraszam, ja nie chciałem- szepcze, delikatnie głaszcząc mnie po bolącej głowie, z której powoli ściekała krew. Cała dygoczę, nadal się go boję. Dawno nie miał tak mocnego ataku, to znaczy dawno z nim nie rozmawiałam dłużej niż sekundę. Po moim policzku zaczęły  ściekać łzy. Dlaczego nie mogę choć raz zaznać szczęście? Co ja takiego zrobiłam temu światu? Chłopak pocałował mnie w czoło, a potem wypuścił ze swojego uścisku.
-Nico, idź po lekarza- powiedział spokojnym głosem do mojego syna. Usłyszałam, że młody szybko podniósł się z miejsca i ruszył korytarzem. Spojrzałam na swojego męża. Jego twarz była cała w mojej krwi, ręce też ociekały mu czerwonym płynem. Spojrzałam mu w oczy, żeby sprawdzić czy nic mi nie zrobi. Od jego ślepi zionął spokój, lekko się rozluźniłam i przysunęłam do niego. Po mimo tego co mi zrobił i tak nadal czułam się przy nim bezpiecznie. Bogowie się nie rozwodzą, zawsze się kochają nie ważne co by się stało. Pieprzona przysięga posłuszeństwa, dzięki niej stajemy się dla siebie nawzajem niewolnikami, uwięzionymi razem na wieki. Nie ważne jak daleko bym uciekła, jak dlatego on by poszedł, zawsze jakoś się odnajdziemy, a osobno będziemy słabi. Mocno wtuliłam się w jego pierś, cicho westchnął.
-Jestem, panie- usłyszałam głos Evalyn, jednej z tutejszych lekarek. Nadal nie mogę pojąć po co w podziemiach lekarze, przecież wszystko leczy się tutaj samo i to w bardzo szybkim tempie. Chłopak odsunął się od mnie i wstał z kanapy. Przed oczami miałam mroczki, więc gdy podeszła do mnie lekarka, nie mogłam widzieć co ze mną robi, więc siedziałam jak kłoda i dawałam jej robić ze sobą wszystko co chcę. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Cicho jęknęłam gdy Evalyn zaczęła oczyszczać rany które powstały na mojej głowie. Nagle dotarł do mnie krzyk mojego syna, a potem poczułam, że coś wbija się w moją klatkę piersiową. Zrobiło się ciemno, a ja cały czas słyszałam krzyk Nico.

~*~*~

Szybko machnęłam ręką, tak aby strażnik obok nie zdążył krzyknąć. W jego stronę poleciały czarne stróżki dymu, a potem mężczyzna powoli opadł na ziemię. Obejrzałam się za siebie. Nico i Jilin, patrzyli z przerażeniem na mężczyznę. Wiedzieli, że go zabiłam. Moja moc w Henhold staje się na tyle potężna, że nie mogę ogłuszać, a śmierć zadaję… tak po prost. Przebiegliśmy przez dobrze znany mi korytarz. Wokół nas dobiegały pośpieszne kroki. Odkryli, że zniknęłam. Poczułam, na sobie rękę syna. Zatrzymał mnie. Nagle na przeciwnym korytarzy przebiegli strażnicy. Spojrzeli w naszą stronę jednak, nie zwrócili na nas uwagi. Nico musiał wytworzyć tarcze, która sprawiała, że byliśmy niewidzialni. Spojrzałam na niego, ciężko dyszał. To wystarczyło mi jako potwierdzenie, że to jego sprawka. Ruszyliśmy dalej. Nasze kroki mieszał się z krokami strażników. W końcu udało nam się dobiec do sali przyjęć. Byliśmy bezpieczni.

~*~*~

-Jeszcze raz, bo nie mogę w to uwierzyć- powiedziałam, do Jilin, a ona cicho westchnęła.
-Maki, chciał cię zabić. To znaczy byłaś prawie martwa, stanęło ci serce. Całkowicie stracił panowanie nad sobą, a potem powiedział, że ma tego dość i wyszedł gdzieś, wcześniej pobił też Nico, ale nie było to nic poważnego- moje całe bezpieczeństwo legło w gruzach. Musiałam uciekać z miejsca, które nazywałam domem. Rozejrzałam się po miejscu w którym byliśmy. Zewsząd otaczały nas drzewa.
-Musimy gdzieś się ukryć
-W Cailte przyjmą nas z otwartymi rękoma
-Nie mogą wiedzieć kim jestem
-I tak nas przyjmą, moja matka tam rządzi
-To dobrze- podniosłam się z ziemi i zaczęłam tworzyć swoją nową postać. Moje ręce zaczęły zmieniać się w łapy. Jedyne czego nie umiałam zmienić to swoich oczu. Za długo siedziałam, w postaci Boga. Spojrzałam na Nico, doszłam do wniosku że jego wygląd może zostać zwykłym. Wystarczy, że zmieni się w wilka. Wątpię, żeby Maki szukał nas tak daleko.



<Ktoś chce się na nas napatoczyć, w lesie lub w Cailte? Przypominam, że macie nas nie rozpoznać ^^>

czwartek, 23 kwietnia 2015

Od Zero BlackFire-c.d Eleny, Isil i innych

Właśnie odprowadzałem dzieci do naszego domu z polowania. Miałem iść odwiedzić Rahmi'ego. Oczywiście mu nie chciało się do nas przychodzić.
~~Nic nowego...
Co do dzieci:dzisiaj z tym polowaniem poszło im całkiem nieźle. Muszę przyznać, że byłem z nich dumny... Bardzo dumny. Poszło im lepiej niż ostatnio. Wcześniej udało im się zabić zająca, a dzisiaj młodego jelonka! Z uśmiechem na twarzy wracaliśmy do domu. Nagle wpadł na nas Takahiro. Już leżałem na ziemi. Dzieci zaczęły się śmiać. Towarzysz mej ukochanej nie miał zamiaru do żartów. Zauważyłem to w jego oczach. Ptak był bardzo przestraszony i zdezorientowany.
-Takahiro, co w ciebie wstąpiło?-mój ton nie był naganny, raczej zdziwiony.
Wstałem, a on zaczął przeraźliwie...krakać? No coś w tym stylu... Patrzyłem na niego zdziwiony. Ten zauważył moje zdziwienie. Ułożył się na ziemi i wskazał mi swój grzbiet. Zrozumiałem, że coś się stało i muszę z nim lecieć. Wziąłem szczeniaki w pysk i włożyłem na grzbiet złotego ptaka. Następnie wskoczyłem na niego. Od razu gdy znalazłem się na grzbiecie ptaka, ten oderwał się od ziemi i poszybował w górę.

***

Ptak wylądował przed naszym domem. Dzieci pierwsze do niego wpadły ze śmiechem.
~~Ach, te dzieci...
Wbiegłem do domu drugi. Zobaczyłem jak dzieci bawią się z jakąś obcą waderą. Co to wszystko ma znaczyć? Stanąłem jak wryty patrząc na obcą. Ta zauważyła mnie i przestała się bawić.
-Isil-przedstawiła się niepewnie wadera, wyciągając łapę w moją stronę.
Spojrzałem znacząco na Ivo i Airis. Od razu zrozumiały co mam na myśli. Poszły do swoich pokoi. Znowu mój wzrok skierował się na nieznajomą. Było to trochę dziwne, ale nie ufałem jej. Coś w niej jest nie tak... Zmierzyłem ją wzrokiem. Chciałem się na nią rzucić i ją zaatakować, ale powstrzymałem się, w ostatniej chwili. Wadera raczej nie zauważyła mojego postępowania. I dobrze.
-Gdzie Elena?-jakoś nie miałem zamiaru jej poznać.
-Z Lucasem w sypialni.-wybałuszyłem na nią oczy i skierowałem się do sypialni, wadera zdążyła za mną krzyknąć-To nie tak miało zabrzmieć!-ale i tak ją już nie słuchałem.
Zobaczyłem Elenę, która siedzi na łóżku. Była cała blada. Obok niej na krześle siedzi jakiś chłopak. Jacyś nowi czy co? Od razu po mnie do sypialni wtargnęła Lysteria (nie wiem jakim cudem). Zaciągnęła nas do rozmowy, zamykając drzwi. Zaczęliśmy rozmawiać:
-...

<Elena? Isil? Lysteria? Powróciłem radujcie się xd)

Od Kasumi c.d Caspiana

 - Jestem jaki jestem, okej? Nie robię tego specjalnie, uwierz mi... chciałem... chcę tylko znaleźć sobie przyjaciela... przyjaciółkę w tym nowym miejscu. Przepraszam, okej? -zmierzyłam go wzrokiem. Przyjaźń... wzajemne zaufanie? troska? sama nie wiem, owszem mam przyjaciół, ale ich znam od szczenięcia. Do głowy wpadły mi urywki wspomnień, od tych pięknych po okropne. Lekko potrząsnęłam głową i leciutko się uśmiechnęłam.
- Niech ci będzie... Ale następnym razem tak łatwo nie będzie ci wziąć mnie na litość -parsknęłam.
-N-naprawdę?-zapytał lekko zaskoczony.
-Nie chce mi się z tobą kłócić, więc tak. Okey, ale nie licz ze tak z dnia na dzień ci zaufam. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w las.
-Kas?-zapytał. Poczułam krople deszczu na skórze.
-Idź, ja muszę coś załatwić.-powiedziałam i zaczęłam biec w między czasie zmieniając się w wilka.
- - - - - - - - - - - - - - - 

Udałam się do miasteczka w którym wcześniej mieszkałam. Mój dom znajdował się na skraju lasu więc mogłam dotrzeć tam bez zwracania na siebie uwagi innych mieszkańców. Gdy znalazłam się pod domem, wyczułam zapach krwi. Cudownie uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi. Zaraz po wejściu ukazała mi się klapka w podłodze, oczywiście nikt inny o niej nie wie. Skierowałam się w jej stronę, otworzyłam ją i wyjęłam skórzaną torbę. Z której niemal natychmiast zaczęłam jeść mięso.
Od razu poczułam się lepiej. Po zaspokojeniu głodu jestem bezpieczna, przynajmniej na razie.
- - - - - - - - - - - - - - -
rok później
Ciemne chmury zasłoniły słońce, a po chwili lunął deszcz, delikatne, chłodne uderzenia na grzbiecie dawały mi ukojenie i zmywały ze mnie resztki krwi. Rozejrzałam się ostatni raz, w obawie, czy ktoś mnie czasem nie obserwuje. Mając pewność, że jestem sama, zarzuciłam na siebie truchło zwierzęcia i pognałam w dobrze znane mi miejsce. Biegnąc przez las, nagle wpadłam na Caspiana.
-Kurw...-przeklęłam pod nosem.
-Kas? Co ty tu?-spojrzał na mnie zaskoczony. Po chwili jego wzrok spoczął na ciele na moim grzbiecie.
-Co ty? Kto... KAS?-zaczął wypytywać ciut przestraszony. Przewróciłam oczami i na szybko wymyślając historie powiedziałam ja przyjacielowi.
-Szłam lasem w poszukiwaniu zwierzyny i natknęłam się na nią, postanowiłam ją zabrać, ponieważ wydaje mi się, że wiem skąd jest i miło by było gdyby jej rodzina się dowiedziała itp.
-To do ciebie nie podobne, miło by było? Haha haha-basior zaczął się śmiać. Parsknęłam i ruszyłam dalej.
-Ej, czekaj no! Może ci pomogę?-krzyknął za mną.
-NIE!-warknęłam przyśpieszając tępo biegu.
-Jesteś pewna?-wilk pojawił się koło mnie. Jestem za wolna.
-Tak, daj mi spokój co?! Jak skończę to do ciebie wpadnę.-powiedziałam będąc pewna, że to na niego zadziała.
-Uh, no okey...-powiedział smutnie i odbiegł w inną stronę.

<Caspian?>

środa, 22 kwietnia 2015

Od Isil-c.d Eleny

Razem z czerwonowłosym próbowałam uspokoić Elenę. Nie było to łatwe zadanie. Rzucała się i darła, przez co trudno było nam utrzymać ją w miejscu, ale w końcu się nam udało.
-Nie żyje, nie żyje...-jęczała leżąc  na podłodze
-Nie martw się, będzie dobrze, jakoś sobie poradzimy..-powiedziałam przytulając ją. A niby co mogłam zrobić? Nawet nie wiedziałam kto ten cały Calab, Caleb czy jak mu tam.
-Lucas-szepnął chłopak stojący za plecami Eleny i wyciągnął do mnie ręke
-Isil. Miło poznać-również szepnęłam i uścisnęłam mu dłoń
Po chwili do pokoju w którym byłam ja, Elena i Lucas wpadła dwójka rozchichotanych szczeniąt. Na nasz widok stanęli jak wyryci.
-Mamo?-spytała roztrzęsiona córka Eleny. Obok niej stał mniejszy wilczek o równie przerażonym wzroku. To pewnie była Airis i Ivo. Znając naturę dzieci szybko zainterweniowałam.
-Hej pysiaczki-uśmiechnęłam się zakłopotana- Mamie nic ne jest po prostu gorzej się poczuła
Spojrzałam znacząco na Lucasa
-No.. tak!-odpowiedział gwałtownie, lekko zdenerwowany. Na szczęście Elena się odezwała
-Nic mi nie jest. To Ciocia Isil (o dostałam awans-_-) -wychrypiała, przełykając łzy
-To ja może zabiorę mamę do pokoju.- powiedział Lucas i pomógł Elenie wstać. Szczeniaki po chwili jakby odzyskały wigor. Spojrzały na mnie zaciekawionymi oczami.
-To jak?-zrozumiałam, że zostałam sama na polu bitwy-Kto się chce pobawić?
...
Po chwili do domu wbiegł jakiś wilk. Był wysoki, miał czarno-czerwone futro i dziki wzrok. To pewnie był Zero. Spojrzał na mnie i stanął jak wyryty (serio tak strasznie wyglądam?!)
-Isil-powiedziałam, niepewnie wyciągając łapę, bardziej pytając niż mówiąc. Wilk obrzucił mnie wzrokiem i spojrzał na Airis i Ivo dając im znać, że mają wracać do pokoi. Bez słowa się ulotniły.
-Gdzie jest Elena?-spytał nagląco
-Z Lucasem w sypialni-wybałuszył na mnie oczy-To nie tak miało zabrzmieć!!-zdążyłam za nim krzyknąć, ale on już zdążył mnie wyminąć i wtargnął do pokoju. Lucas siedział na krześle na przeciw łóżka na którym siedziała Elena. Po chwili do domku wpadła jakaś inna wilczyca, czarno-niebieska. Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
-Lysteria
-Isil
-Elena, Zero?
No i wskazałam ręką w stronę pokoju. Teraz już wszyscy w komplecie, siedzieli tam i rozmawiali. Położyłam się na dywanie w salonie. Nagle usłyszałam mrożący krew w żyłach głos.
"Widzisz tego tam czarno-czerwonego?"
Wszędzie rozpoznałabym ten ton. Westchnęłam z irytacją
"Valarauco"
"Nie ciocia Grażynka. Widzisz tego tam?"
"Daj mi spokój"
"Widzisz?"
Powtórnie westchnęłam
"Chodzi ci o Zero?"
"Mam gdzieś jak się nazywa. Myślisz, że było by trudno?"
"Trudno co?"
Tym razem to on westchnął poirytowany.
"Zabić go, wygląda na godnego przeciwnika. Na pewno konałby dłużej"
"Nie będe nikogo zabijać ani z nikim walczyć. Jeśli to do ciebie nie dotarło, chcę się z nimi zaprzyjaźnić" odpowiedziałam stanowczo
"Nie ty, ja. Second Soul, przeciwko Second Soul" wtedy coś się we mnie gwałtownie zmieniło. Nie jestem jedyna?
" On też tak ma?" spytałam z nadzieją w głosie
"Nie" ta odpowiedź była bardziej miażdżąca niż jakakolwiek inna "Ale sam z siebie potrafi się przemienić, oczywiście zachowując swoją duszę" powiedział to niezykle jadowicie, próbując mi najwyrażniej dopiec. Chwilę się nad tym zastanawiałam. Już miałam mu coś odpowiedzieć, gdy z rozmyslań wyrwał mnie czyjś głos
-Isil pozwolisz tu na chwilę?

<Elena,Zero,Lysteria?:)>

wtorek, 21 kwietnia 2015

Elena zostaje betą!

Wielkie brawa dla Eleny od dzisiaj będzie musiała sprzątać cały bałagan po mnie... w sensie ten z zarządzaniem.
Życzę jej (i zapewne wy też), aby nie zginęła zapypana pod gruzami Twierdzy Alf i aby nie dostała depresji przez nas.

Alfa, Elise, która wcale nie zapomniała tego opublikować wcześniej...

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Czuję się zignorowana!

Sami się domyślcie czemu, za podanie mi odpowiedzi, dostaniesz 10KM (cieszcie się moją szczodrością .-.)



Alfa, Elise

niedziela, 19 kwietnia 2015

Od Eleny- c.d Isil

Isil uśmiechnęła się do mnie niepewnie i podążyła za mną, lekko zdenerwowana. W czasie drogi opowiadałam jej o watasze, starając się rozluźnić atmosferę. Nasza rozmowa brzmiała mniej więcej tak:
- Kiedyś nazywaliśmy się Watahą Wiecznego Księżyca, ale była wojna (tłumaczenie) a teraz jesteśmy Watahą Bogów Śmierci.
- Yhy.
- Naszymi Alfami są Pat i Elise. Ale są zajęci sprawami, o których nie mam pojęcia, więc większość osób przychodzi albo do mnie albo do Zero.
- A.
- Możesz wybrać sobie kim chcesz być, a mamy dużo wolnych miejsc.
- Aha.
I tak dalej i tak dalej. Wilczyca starała się nie odzywać. Może bała się, że palnie jakąś głupotę. Jej aura miała sraczkowatozielony kolor. Zmieszanie. Doszliśmy do mojego domu. Było to połączenie ludzkiego domu z wilczą jaskinią. Teraz, gdy Słońce wróciło, a szczeniaki zaczęły się rodzić z mocami, zmienianie postaci było o wiele naturalniejsze, niż wcześniej. Czasami potrafiłam zgasić ogień w kominku, jako wilk, ściągnąć garnek z metalowych podpórek, jako człowiek i jako wilk zanieść potrawkę do jadalni. A to wszystko jednym ruchem. Popchnęłam drzwi i weszłam do środka.
- Mieszkasz tu? -zapytała Isil, przyglądając się tajemniczym runom wymalowanym na drzwiach.
- Ja, mój partner i moje dzieci -odpowiedziałam i ruchem ręki pokazałam, żeby weszła do środka. Zrobiła wielkie oczy.
- Masz dzieci? Nie wyglądasz tak staro -stwierdziła. Zaśmiałam się. Polubiłam ją.
- Dziękuję. Cóż, dość... młodo zaszłam w ciążę -zarumieniłam się. Ten temat był bardzo delikatny.- Aktualnie mam 26 lat, a moje dzieci po 6.
- Uff -westchnęła wadera z ulgą.- Już się bałam.
Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Czemu tu przyszłyśmy? Nie miałam iść do Alfy? -zapytała Isil, siadając na dywanie obok mnie.
- Miałaś. Ale Elise i Pata nie ma na razie. Poszli paktować z jakimiś dzikimi ludami północy. Będą za dwa dni. Będziesz mogła u mnie przenocować, jeśli chcesz.
- Ale czy to nie będzie dla was problem? -upewniła się z troską.
- Nie. Myślę że Ivan i Airis będą zachwyceni. Zero jedzie dzisiaj do swojego kuzyna Rahmiego, więc raczej dla niego to nie robi różnicy.
- Coś wspominałaś o Zero. To twój mąż?
Spłonęłam rumieńcem. Zero nie był moim mężem. Nie wiem, czy nie chciał się ze mną ożenić, a ja nie naciskałam. Postanowiłam dać mu trochę czasu. Jednak kochałam go mocno, nawet mimo tego że nie byliśmy małżeństwem.
- Nie. To mój partner.
Gdy zamilkłyśmy w domu zrobiło się nagle strasznie cicho.
- A gdzie są bliźniaki? -spytała Isil. Położyła głowę na łapach i patrzyła na mnie spokojnym wzrokiem. O mało nie zapytałam: Jakie bliźniaki?, gdy zorientowałam się, że oficjalna wersja wydarzeń podaje, że Airis jest siostrą Ivo. Kochałam ją, jak własną córkę, ale nadal pozostawała potomkinią Lysterii.
- Są z Zero na polowaniu. Ja też byłam, zanim zobaczyłam ciebie. Odstawi ich do domu i pójdzie.
- Kto to Rahmi? -zaciekawiła się Isil. ,,Nie chcesz wiedzieć.” pomyślałam, ale zanim zdążyłam otworzyć pysk, ktoś zapukał do drzwi. Wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia, a ja wstałam i uchyliłam drzwi. Na zewnątrz stał Lucas. Na oczach miał okulary pilotki, które dałam mu bardzo dawno temu. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę. Podał mi list. Był już rozpieczętowany.
- Tak mi przykro -wyszeptał czerwonowłosy. Z lękiem w sercu wyjęłam cienki papier z koperty. Zaczęłam czytać.

,,Droga Eleno,
Prawowita następczyni stanowiska Alfy, córko Adamasa i Tryniti, posiadaczko wielu imion w tym:
Pani Aur, Wracająca z Zaświatów, Przyjaciółka Bogini, Ratująca Niewinnych.
Mamy zaszczyt poinformować Cię, że twój brat, Caleb, były Alfa Watahy Bractwa Szepczących, zmarł. Powodem jego śmierci była choroba psychiczna, na którą cierpiał od lat. W końcu popełnił samobójstwo. Informujemy Panią, że musi się Pani stawić 2 tygodnie od otrzymania listu w Kaplicy Medei. Tam odbędą się zawody, walki o władzę, które wyłonią kto z 3 krewnych Alfy jest najlepszy na to stanowisko. Pani, Pani Kuzynka Faria i jej brat, Corpus.

Z poważaniem,
Mnisi Szepczących.

Czułam się, jakbym dostała obuchem. Krew odpłynęła mi z twarzy i zachwiałam się. W ostatniej chwili Lucas mnie złapał. Ułożył mnie na ziemi i głaskał mnie po włosach z troską i współczuciem.
- Co się stało? -zapytała Isil, podbiegając do mnie. Złapałam ją za rękę.
- Caleb... nie żyje -wyszeptałam. Po głowie chodziły mi tylko te makabryczne słowa. Caleb nie żyje. Caleb nie żyje. Wysłałam myśl do Takahiro: Znajdź Zero. Szybko.
Drgawki zaczęły obejmować moje ciało. Umarł. Już go nigdy nie zobaczę. Nie darzyłam go zbytnią sympatią, ale był moim bliźniakiem. Czułam się, jakby ktoś i mnie zabił. Zaczęłam krzyczeć. I jeszcze miałam zostać Alfą. Tylko ja tego nie chciałam. Problem w tym, że Faria i Corpus zniszczyli by tę Watahę w ciągu 2 dni.
- Caleb nie żyję -powtórzyłam rozdzierającym głosem. Moje wrzaski nie ustawały. Ciało przestało mnie słuchać. Chyba coś mnie zabijało.

<cd. Isil i Zero>

Ankieta


Ankietę dostarczyły profilki.pl

Night zostaje wygnana!


Zdjęcie zaginęło
Night
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera
Steruje: Ipatka98

Od Demetire- c.d Lysterii

Patrzyłam chwilę na Killer'a jednak jakoś nie za zbytnio ciekawiło mnie jego "cudowne ozdrowienie", ostatnio coraz bardziej normalnym staje się czarowanie. Słońce wróciło to magia też. Spojrzałam na swojego wujka, Alex'a. Można powiedzieć, że zastępował mi rodzinę. Elise i Pat całe dnie zajmowali się watahą, biegali w tą i z powrotem krzycząc przy tym niemiłosiernie na cały dwór...ale co się im dziwić maja do postawienia na nogi całą ogromną watahę. Alex uśmiechnął się do mnie, poczułam motylki w brzuchu. Czemu poczułam motylki w brzuchu? Speszona odwróciłam wzrok i udałam że jak wszystkich interesuje mnie głowa Killer'a.

<Alex, Zero, Killer, Rahmi, Lysteria?>

Od Isil

Chodziłam po lesie, podziwiając jego piękno. Mój eee..."znajomy", powiedział mi, że zaledwie rok temu była tu wojna. Las wydawał się prawie nienaruszony. Może gdzieniegdzie na korze drzew widniały jeszcze pozostałości zaschniętej krwi i już prawie niewidoczne ślady po cięciach mieczem. To znaczy, że jestem blisko celu. Dla bezpieczeństwa zmieniłam się w wilka. Po chwili usłyszałam niedaleko jakiś szelest. Nie próbowałam się ukryć. Nawet gdyby był to ktoś niekoniecznie przyjacielsko nastawiony, raczej nic mi nie groziło. Obróciłam się w stronę hałasu. Po chwili z lasu wyszła brązowa wilczyca o ciemnych oczach. Spojrzała na mnie lekko zszokowana.
-Cześć. Jestem Isil-przedstawiłam się, podnosząc łapę w geście pokojowym.
-Elena. Kim jesteś? Po czyjej stoisz stronie?-spytała, podejrzliwie lustrując mnie wzrokiem
-Noo.. po twojej?-rzekłam lekko zdezorientowana
-Ty się mnie pytasz?-Elena lekko uniosła brew
-No raczej nie po stronie bogów-odpowiedziałam, wilczyca jakby się rozluźniła
-Do jakiej należysz watahy?-spytała juz nieco ufniejszym głosem
-Noo..ja..-nie wiedziałam zbytnio co jej powiedzieć
-Rozumiem-nie sądze, żeby naprawdę to rozumiała-Chcesz dołączyć do Watahy Bogów Śmierci? Nie martw się wprowadzę cię. Kiedyś nazywała się Watahą Wiecznego Księżyca, ale te czasy już minęły..-wilczyca się zamyśliła, jakby wspominając jakieś nieprzyjemne zdarzenia. Chwilę tak stała.
-Jasne z wielką checią-gwałtownie wyrwałam ją z zamyślenia. Elena się uśmiechnęła i powiedziała
-Zobaczysz, jak trochę u nas pobędziesz to się zaklimatyzujesz.  Chodź za mną- Posłusznie za nią podążyłam. Lecz raczej znając moje szczęście i przypadłość nie zabawię tam długo..

<Elena:)?>

piątek, 10 kwietnia 2015

Wesołe miasteczko!

Piątek, piąteczek, piątunio... każdy się cieszy, więc pocieszmy się i my.

Uwaga, uwaga!
Panie i panowie, a także wy małe szczenięta!
Do naszej watahy przyjeżdża... wesołe miasteczko!
Zapraszam do przejścia się po naszych cudownych straganach, na których czeka na was wiele zabaw i konkursów!


Stragan pani Zosi, ogniollubki

-Witam, witam, młodzieńcze, co sprowadza cię w moje skromne progi?- pani Zosia schyla się pod stragan- ojejku! gdzie jest moja ukochana smoczyca! Biegnij! Biegnij! Masz mi ją znaleźć, inaczej cię spalę... zresztą jak już wiele innych, głupców którzy podeszli tu nie w porę
Co robisz?

  1. Pomagasz pani Zosi pisząc co najmniej 20 zdaniowe opowiadanie o tym jak znajdujesz jej smoka,
  2. Uciekasz gdzie pieprz rośnie, pisząc o tym co najmniej 20 zdaniowe opowiadanie,

Stragan z zabawkami

Na jednym ze straganów widzisz przepiękną zabawkę, która zahipnotyzowuję cię do tego stopnia, że musisz ją mieć. Podchodzisz do sprzedawcy i pytasz o ten przedmiot, a sprzedawca mówi, że zabawka nie jest na sprzedaż. Napisz 40 zdaniowe opowiadanie o tym jak znajdujesz sposób na zdobycie zabawki.

Stragan z watą cukrową

Po całym wesołym miasteczku roznosi się cudowny, słodki zapach waty cukrowej, postanawiasz sobie ją kupić. Znajdujesz stragan, na którym można kupić ten słodycz. Koło straganu siedzi jakiś gruby chłopak i  opycha się cały czas watą cukrową płacząc przy tym. Zaciekawia cię jego zachowanie, podchodzisz i pytasz się go co się stało.
-Jestem uzależniony od waty cukrowej- odpowiada chłopak i wpycha sobie do buzi ogromną ilość słodkiego puchu.
Co robisz?
  1. Pomagasz chłopakowi po przez napisanie 50 zdaniowego opowiadania o tym jak znajdujesz sposób na zniesienie jego uzależnienia, udaje ci się znaleźć sposób,
  2. Pomagasz chłopkowi po przez napisanie 50 zdaniowego opowiadania o tym jak znajdujesz sposób na zniesienie jego uzależnienia, nie udaje ci się znaleźć sposobu,
  3. Udajesz, że nie słyszałeś co chłopak powiedział i zajadasz się w spokoju watą, opisujesz to w 20 zdaniach (możesz pójść na jakąś kolejkę, czy zrobić coś innego),

Nagrody za wykonie tych zadań są owiane tajemnicą, ale powinny być hojne gdyż macie na napisanie opowiadań bardzo mało czasu, a jak widzicie musza być one dosyć długie.  Zapraszam was też do opisania swojego dnia spędzonego w wesołym miasteczku(napomknę też o tym iż to wesołe miasteczko powinno być lekko dziwne i tajemnicze, wiecie żeby nie było nudno), za takie opowiadanie dostaniecie 2 razy więcej KM niż normalnie.

Za pomysł i wykonanie dziękuję, Ary, która/y pomimo odejścia z watahy nadal ją bardzo wspiera.

[Edit] Event trwa do nastepnej niedzieli godz. 23:59


Życzę owocnej weny,
Alfa, Elise

wtorek, 7 kwietnia 2015

Od Caspiana - c.d. Kasumi

Siedziała na na powalonym pniu drzewa. Myślała, a przynajmniej tak wyglądała. Mimo, że stałem za nią i widziałem tylko jej plecy, widziałem też, że rozkoszuje się tą chwilą.
- Będzie padać - nagle zabrała głos. Jakim cudem tak szybko mnie wyczuła? Przecież wiał dość mocny wiatr. 
- Raczej tak - podszedłem do Kasumi, udawając niewzruszonego, i usiadłem koło niej.
- Nie raczej, tylko na pewno - stwierdziła, lekko się odsuwając. Zacisnąłem usta, widząc jej reakcję na mnie.
- Skąd wiesz? - ciągnąłem.
- Przecież to widać, baranie. Zobacz tylko na te chmury - Czy mi się zdawało, czy ona mówiła do mnie jak do dziecka? Zaśmiałem się.
- No tak... Posłuchaj, ja.. ja nie chciałem wtedy tak zareagować, przepraszam, jeśli cię przestraszyłem czy coś...
- Co?! - dziewczyna zerwała się z pnia, oburzona, i stanęła naprzeciwko mnie - Ja? Bać się takiego idioty jak ty?! - O, jak milusio.
- Kto wie... - zażartowałem, próbując rozładować napięcie. Pudło. Dziewczyna zamachnęła się i wymierzyła mi siarczystego plaskacza w policzek. Potarłem obolałe miejsce.
- Posłuchaj, wilczku, JA nie boję się NIKOGO, a zwłaszcza takiego chłystka jak ty, zrozumiałeś? - Pokiwałem głową, żeby tylko bardziej jej nie zdenerwować. Hej! Ja chciałem dobrze! - A teraz proszę, wynoś się, chcę nacieszyć się tą chwilą, póki doszczędnie mi jej nie zepsułeś - Westchnąłem zirytowany.
- Co ty do mnie masz?!
- Słucham?! Może to, że cały czas mnie nachodzisz, denerwujesz, doprowadzasz do białej gorączki, zakłócasz mój spokój, grrr... ciągle tylko wszystko komentujesz z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem! Wynoś się!
- Przepraszam! - założyłem ręcę na głowę - Jestem jaki jestem, okej? Nie robię tego specjalnie, uwierz mi... chciałem... chcę tylko znaleźć sobie przyjaciela... przyjaciółkę w tym nowym miejscu. Przepraszam, okej? - zmierzyła mnie wzrokiem. Stała tak kilka minut, aż w końcu warknęła.
- Niech ci będzie... Ale następnym razem tak łatwo nie będzie ci wziąć mnie na litość - Czyżbym zauważył lekki uśmiech w kącikach jej ust?

<Kasumi? Bo to wcale nie tak, że kompletnie nie miałam pomysłu... i wcale nie tak, że zrobiłam z tego jakieś popierdolone romansidło xD >

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Zapomniałam

Nadal będę pisać jako Tyvsa, ale tylko czasami i tylko za moją zgodą będzie można ze mna op pisać, ale ogólnie będę opisywac Tyvsą, jej losy w Henhold i inne tego typu sprawy.

Alfa, Elise

Od Lysterii

Wzięłam małe pudełko do ręki. Czarna ,hebanowa szkatułka o długości mniej więcej 11 cali. Tyle zostało mi po życiu sprzed wojny... i Anubisie. Los chciał by nasze ostatnie spotkanie przypadło w dniu narodzin Airis i jego ślubu. Ozyrys już zajął się tym ,abym wedle klątwy Tyvsy , już nigdy go nie zobaczyła. Dziwne było to ,że nie poczułam ,żadnego bólu gdy się o tym dowiedziałam... ,,Tam miłość twoja zostanie poznana". Dowiedziałam się ,że nie była prawdziwa. Może i dobrze ,jednak teraz serce bolało mnie i ściskało ,a fale żalu i smutku ciągle przytłaczały. Ale czy chciałam ,aby to dziecko ze mną było? Sama nie mam całkowitej pewności ,a jednak idę tam. Poczułam pierwszą od dawna łzę ,która zwilżyła mój policzek. Nie łzę smutku ,lecz bezsilności.

***pół roku wcześniej***

-Elena!- krzyknęłam za waderą. Noc przed ostatecznym starciem ,wybrałam idealny moment ,ale nie ma na co czekać.
-Co - spytała rozpromieniona. No cóż zaraz przestanie tak się cieszyć ,bóg jeden wie czym.
-Musisz mi wyświadczyć przysługę- powiedziałam chłodno ,ale gardło mi się ściskało. Oddam jej moje dziecko... Nie ma innego wyjścia.
-Niby co?- spytała. Wyjęłam spod płaszcza złote zawiniątko. W środku widać było białego szczeniaka. Elcia wybałuszyła oczy.
-Czemu niby ja? Przecież mnie nienawidzisz!- wykrztusiła.
-Jesteś jedyną osobą ,której mogłabym ją powierzyć - wyrzuciłam przez ściśnięte gardło.
-Dlaczego to robisz?
-Bo chcę ,aby przeżyła. Mogę spytać z czego się tak cieszysz?
-Mała będzie miała brata za 2 miesiące -powiedziała tylko lekko uśmiechnięta. Złapała za zawiniątko i odbiegła w stronę namiotu.

****

Z torbą zakurzonych ksiąg i szkatułką stałam koło okna i przyglądałam się sytuacji zaistniałej w domu. Po wojnie Elena wraz z Zero przeprowadzili się do chatki pod zamkiem ,ciągle będącym w odbudowie. Za każdym razem bałam się tam wejść. Dzisiaj dzieciaki obchodzą urodziny. Młody urodził się o 1,5 miesiąca za wcześni ,więc ,,rodzice" traktują ich jak bliźniaki. Specjalnie dla mnie na dzisiaj przybrali ludzką postać. Widać to było po markotnym wyrazie twarzy mężczyzny. Wyglądali jak typowa rodzina. Elena w białej sukience w granatowe kwiaty ,sięgającej pod kolana krzątała się w kuchni ,Zero buczał na kanapie ,a dzieci bawiły się w salonie. Między nimi stał biały króliczek. Doszłam do przykrych wniosków ,że króliczek nie musi być ich zwierzątkiem ,ale raczej przekąską. Uświadomiłam sobie ,że zupełnie nie pasuję do nich. Zmierzwione wiatrem ,aktualnie czerwone włosy ,czarne ,jeansowe szorty z ćwiekami ,poszarpane na końcach. Czerwone rajstopy ,jakby z siatki pasowały do czerwonej poszarpanej koszulki ,na którą narzucona była czarna ,skórzana kurtka bez rękawów. Wszystkiego dopełniały czarne glany i amulety wiszące na mojej szyi. Niezgodne z całym strojem były ,rzecz jasna, łucznicze ochraniacze. Wzięłam oddech i bez pukania znalazłam się we wnętrzu. Pachniało domowym jedzenie z nutką jakiś owoców. Jeżyn.
-Cześć! - krzyknęłam oznajmiając swoje przybycie. Brunetka zdjęła żaroodporne rękawice zmniejszyła ogień i podeszła do mnie ,wraz z chłopakiem. Cały czas zastanawiam się ,czemu nie wzięli jeszcze ślubu, ale cóż nie moja sprawa.
-Cześć kochana- powiedziała i przytuliła mnie. Oddanie Airis miało tylko jeden plus... może nie tylko. Zawsze mogłam do nich przyjść ,jak do prawdziwej rodziny. Mimo tego ,że w dalszym ciągu moje stosunki z Zero nie są takie jak być powinny ,jakoś z nimi funkcjonuję.
-Cześć bracie - powiedziałam wbrew sobie do chłopaka. Widziałam przebłysk zazdrości w oczach Elci. Może gdyby nie te cholerne gwiazdy wszystko inaczej by się poukładało?
-Ciocia!- krzyknęły maluchy i podbiegły do mnie. Klęknęłam ,a brzdące wpadły na mnie z takim impetem ,że prawie się przewróciłam.

****

Odśpiewaliśmy ,,sto lat" ,a dzieci zdmuchnęły świeczki. Jako ludzie ,mieli po około 6 lat ,ale jako wilki pół roku. Zero ,Rahmi i Killer wraz z Waderą ,którą kiedyś zamknęłam w bańce ,poszli nad wodospad ,a ja pomagałam w tym czasie uprzątnąć jej naczynia. Lada chwila miał przybyć Alex z Demetire. Pełnił rolę jej wujka ,po odejściu Tyvsy. Wadera dalej nie wiedziała ,że jest córką patronów watahy ,i raczej nikt nie zamierzał tego zmieniać. W sumie są bardzo podobne z Airis ,jeżeli chodzi o historię. Jest kilka szczegółów ,które je różni ,na przykład jej matka jest boginią ,którą wielbią ,a Airis została urodzona przez zgorzkniałą pannicę ,córeczkę największych gnoi wśród bogów.
- Czy dalej coś czujesz do Zero?- wyrwała mnie z zamyślenia Elena.
-Gdybym Ci odpowiedziała ,pewnie byś zginęła - powiedziałam tylko
- Niby czemu ja?- spytała zainteresowana
- Rzuciłabyś się na mnie ,a ja w ramach samoobrony bym Cię zabiła- rzuciłam
- Skąd ten pomysł?- dopytywała z uśmiechem
-Kiedy ty się z nim miziałaś ,ja ćwiczyłam walkę wręcz- powiedziałam ,a kobieta wybuchła szczerym śmiechem. Musiałam jej jednak coś powiedzieć.
- Elena daj to proszę Airis za jakiś czas ok?- spytałam podając jej myśliwską torbę z księgami od bogów ,a na końcu szkatułkę.
-Co to jest?- spytała wskazując na tą ostatnią.
-Nie wiem- odparłam
-To się dowiemy- powiedziała i otworzyła ją. W środku leżał czarny patyk ozdobiony kamieniami szlachetnymi ,zapewne brylantami. Przeczytałam karteczkę leżącą na przedmiocie. ,,Heban 11 cali ,Włos Testrala bardzo sztywna" Co to do cholery znaczy? Podniosłam przedmiot ,a pod nim znajdował się list. Czarny błyszczący papier ,a atrament był złoty. Pieczęć Anubisa. Mogła go otworzyć dopiero Airis ,gdy stanie się dorosła. Rzuciłam Elenie porozumiewawcze spojrzenie ,a ta schowała kopertę w jakiejś szafce.

****

Już jako wilki cała dziesiątka wybrała się na polanę. Jedliśmy ubitą przez innych srnę. Ciszę przerwał nam Killer. Podbiegł do nas ,zaraz za nim biegła mała.
-Nie uwierzycie ,co ona wyrabia!- uniosłam brew. Czaszkogłowy złapał mała egipską śmierć ,a jego łeb ,jakby odrósł. Ciało z powrotem się na nim pojawiło.

<Czas namieszać ^^! Zero,Killer? Może Demetire?W sumie wymienię jeszcze Alex'a i Rahmiego. Elcia daj innym szansę ^^>

niedziela, 5 kwietnia 2015

Szczęśliwych Świąt!

Jako iż nie umiem składać źyczeń wielkanocnych, to skorzystam z pierwszych lepszych życzen, jaki podyktuje mi babcia:

"Serdeczne życzenia wielkanocne Wesołego Alleluja oraz dużo zdrowia i pogody ducha. Niech radość Wielkanocy napełni nasz serca nadzieją i obfitością łask od Chrystusa Zmartwychwstałego."

A tak na serio, życzę wam po prostu szczęścia, abyście spędzili te święta jak najbezpieczniej i w jak najfajniejszym gronie ludzi...no i żeby nikt was w wiadrze nie utopił.

Alfa, Elise




sobota, 4 kwietnia 2015

Ogłoszenia i takie tam

Jak widzicie remont został zakończony, a wataha... nie jest już dawną watahą, bo z Watahy Wiecznego Księżyca zmieniła się w Watahę Bogów Śmierci, co za tym idzie czeka nas parę zmian:

  1. W raz z końcem wojny, wszelkie opowiadania do dokończenia nie muszą zostać dokończone, jednak jeżeli mają w sobie tematykę wojenną, a chcecie je kontynuować, proszę je jak najszybciej zakończyć i przejść do czasów powojennych,
  2. Słońce znów praży nam pyski, co oznacza, że po pierwsze jest ciepło i nie ma śniegu, a po drugie że wasze potomstwo będzie rodziło się z mocami (yay!),
  3. Zmienia się alfa, co już raczej zauważyliście, ale jej właścicielka to nadal ta sama dobra/zła Tyvsa,
  4. Opowiadania od Tyvsy, nadal będą się pojawiać na blogu i nadal to ja będę nią sterować,
  5. Demetire myśli, że jej rodzicami są Pat i Elise i błagam was, nie popsujcie tego w swoich opowiadaniach,
  6. Każdy kto ma moce, jest proszony o wysłanie mi zdjęcia swojego wilka jako człowieka,
  7. Chat przeniósł się na dół bloga,
  8. Watahę Bogów Śmierci oficjalnie uważam za otwartą!
Polecam poprzeglądać podstrony, bo troszkę się pozmieniało, nie dużo, ale zmiany są.
No i to chyba tyle, życzę owocnej weny.


Samica alfa, Elise

Tyvsa odchodzi!

Tyvsa
Megan i Seth
Wiek: 301 lat
Płeć: Samica
Sterowała: Tyvsa

Od Tyvsy- "A więc to dziś"

Elise delikatnie poprawiała mi włosy, a ja starałam się uśmiechać do swojego odbicia w lustrze. Długa, biała suknia opisała moje ciało. Przez jej jasny kolor, moja skóra po raz pierwszy nie wyglądała na bladą.
-Wyglądasz prześlicznie- powiedziała moja siostra zakrywając mi twarz cieniutkim welonem. Uśmiechnęłam się do niej. Cały ślub i wesele organizowała właśnie ona i nie pozwalała mi nawet spojrzeć na najmniejszą dekorację, wszystko miało być dla mnie niespodzianką.
-Mogę już wyjść?- kiwnęła do mnie głową na tak, a ja ruszyłam w stronę drzwi, które jedna ze służących otworzyła przed mną. Nawet tu na drugim piętrze, wszystko było przyozdobione białym materiałem, na którym umocowane były maleńkie, białe różyczki. Ruszyłam przed siebie.
-Podoba się?- spytała się mnie Elise
-Bardzo...wiesz zastanawia mnie dlaczego twój ślub był taki skromny?- parę dni po tym, jak zabiłam Marsa, Elise i Pat wzięli ślub. Nie jakiś wytworny, zwykły kameralny ślub.
-Byliśmy jeszcze w żałobie
-Mogłaś zaczekać
-Mogłam, ale nie chciałam... bałam się, że potem nie będę miała szansy- umilkła i aż do drzwi prowadzących na dzieciniec, obydwie nie odezwałyśmy się ani słowem.
-Połączyliśmy ludzkie tradycje z wilczymi i Boskimi, tak jak chcieliście- szepnęła mi tylko, a potem ogromne drzwi otworzyły się ukazując, tłum wilków, ludzi i smoków. Na środku tego wszystkiego pod ogromnym, białym łukiem stali Maki i Seth. Powoli ruszyłam w ich stronę. Jako Bogini nie mogłam iść z ojcem, jakaś tradycja tego zakazywała, a także w trakcie tego pochodu nie towarzyszył mi marsz grany na organach, to zaś było tradycją wilków. Gdy znalazłam się obok ukochanego, złapałam go za rękę, a on uśmiechnął się. Mój ojciec z zadowoleniem, kiwnął głową i zaczął mówić:
-Ludzi składają przysięgnę wierności, wilki wzajemnej pomocy, a Bogowie posłuszeństwa. Jako przedstawiciele każdego z tych gatunków, przyrzeczecie sobie, każdą z tych trzech rzeczy.

~*~*~

Śmiechy, muzyka, to wszystko powoli zaczynało mnie dobijać, jak mogliśmy się cieszyć, jak miesiąc temu wszyscy mogliśmy zginąć. Jesteśmy głupi.
-Tyvsa czas na nas- usłyszałam w głowie głos Maki'ego, który parę sekund później pojawił się obok mnie. Spojrzałam na scenę, na której śpiewała Jilin i w raz ze swoim mężem (jak to brzmi .-.) ruszyłam w jej stronę, a potem na nią weszłam. Większość zgromadzonych, nie zwróciła nawet na to uwagi, więc najzwyczajniej w świecie krzyknęłam na cały dziedziniec:
-CISZA!- wszyscy spojrzeli się na mnie i momentalnie zamilkli- dziękuję. Mieszkam tu już ładne 300 lat, tyle wie każdy z was, ale nie każdy wie, że mam dość tego miejsca...- urwałam, jakoś dziwnie nie miałam ochoty ciągnąć tego przedstawienia, więc od razu przeszłam do sedna sprawy- Wielkie brawa dla nowej pary alfa, Elise i Pata!- wszędzie rozległy się szumy. Niektórzy nawet patrzyli na mnie tak, jakby chcieli mnie zabić.
-Nie bójcie się, zawsze będziemy nad wami czuwać, zawsze tu będziemy, nasza magia jest waszą magią- zaczął mówić Maki- a dzięki tej magii, dajemy wam błogosławieństwo, które sprawi że będzie wam się łatwo rozwijać na tych ziemiach- zmieniliśmy się w mgłę, która zaniosła nas do Henhold. W końcu udało się mi uwolnić. W końcu, nie będę musiała się o nich martwić.


Tak wiem, beznadzieje, ale chciałam już to wszystko zakończyć
Uwaga, uwaga! To się wydarzyło, tak jakby rok temu... czyli od teraz jest już rok po wojnie

Polegli

W trakcie wojny poległo 9 wilków.
Na zawsze pozostaną w naszej pamięci.

Koniec Wojny

Gruzy leżały porozsypywane po ogromnej sali tronowej, a pomiędzy nimi stali ludzi. Na środku całego zbiorowiska, stał mocno zbudowany basior i patrzył na wszystko władczym wzrokiem. Jego wzrok przykuła czerwono włosa dziewczyna, okryta czarnym płaszczem. Basiora przeszły ciarki, czyli to dzisiaj ma umrzeć. Dziś w końcu przywrócą blask słońcu.
-Panie, co dalej?- zapytał jeden z ludzi. Basior tylko łypnął na niego groźnie. Nie było mu w głowie dalej ciągnąć tą szopkę, przecież niedługo umrze. Powoli ruszył w stronę tronu i usiadł na nim. Przez chwilę przyglądał się sufitowi, na którym widniały sceny z przepowiedni jego przodków. Teraz była jego kolej, aby rozsławić się spełniając swoje przeznaczenie. Dlaczego jego życie nie mogło, zależeć od jego decyzji, tylko od słów zapisanych na jakiejś głupiej ścianie? Dlaczego miał umrzeć, za coś co spowodował niechcący, kierowany przepowiednią? W sali rozniósł się huk, a potem resztki szyb opadły na ziemię, raniąc przy tym ludzi stojących najbliżej okien. Basior niewzruszony siedział na tronie, a gdy do sali wpadły wilki i zaczęły atakować jego ludzi, po prostu przyglądał się z wyczekiwaniem czerwonowłosej, która ze smutną miną, powoli sunęła w jego stronę. Widział jej napięte mięśnie, każdy jej oddech zdawał się dla niego trwać wieczność, a ona tylko powolnym krokiem szła w jego stronę. Spod jej płaszcza wysunął się krótki nóż. Przez myśl przeszło mu, że pewnie nie raz chciała się nim zabić. Podniósł się z siedzenia i z opanowaniem zbliżył się do swojej przyszłej morderczyni.
-Nie chcę tego robić- szepnęła, gdy był wystarczająco blisko by mógł to usłyszeć
-Przedstawienie musi trwać- powiedział drżącym głosem, a potem zmienił się w człowieka. Przez chwilę z jego ciała wylatywały czerwone smużki dymu. Dziewczyna głośno pobrała powietrze i starła ze swojego policzka łzę. Chciała krzyknąć wszystkim, że basior który przed nią stoi nie jest tak na prawdę zły, że to wszystko co robił to głupia przepowiednia, nad którą od wielu pokoleń ich rodziny nie umieją zapanować. Jednak nie mogła, coś jej nie pozwalało, coś kazało jej sądzić, że chłopak jest potworem i chce wszystkich zabić. Powoli podniosła do góry nóż. Wszystko wokół ucichło, cała drgała, nagle nóż opadł na dół, wbijając się prosto w serce chłopaka. Dziewczyna cicho krzyknęła. Nienaturalne czerwone światło słońca, zmieniło się w żółte, sprawiając że na chwilę oślepła. Wokół niej rozniosły się wiwaty, a ona po prostu siedziała, na zimnej posadce, na którą nie wiadomo kiedy opadła i płakała za swoim przyjaciele z dzieciństw, którego zabiła...

czwartek, 2 kwietnia 2015

Remont

Po pierwsze: Prima Aprilis, uważaj bo się pomylisz!
A po drugie, wataha przez około 2 dni zostaje zawieszona na czas gruntownego remontu.


Alfa, Tyvsa

środa, 1 kwietnia 2015

Wataha Wiecznego Smrodu z Gęby

Tyvsa zrezygnowała, a mi się nie chce tego prowadzić :v

Wienc ten, zamykam watahę.


Pozdrawiam,
Nie-alfa, a może już alfa...
Bynajmniej Pat.