Atronach lasu przybrał
dość niecodzienny kształt niedźwiedzia. Spodziewałam się, że w
końcu na niego natrafimy, ale nie wiedziałam, że tak szybko. Wiła,
inna nazwa na tego atronacha, legła na boku. Zielone światło
zaczęło wypływać z martwej kupki kamieni i wirować wokół
zabitego. Coraz szybciej i szybciej. Wiedziałam co się za chwilę
stanie.
- Uciekaj! -zdążyłam
krzyknąć i wskoczyłam na pobliski kamień. Isil rzuciła mi
zdezorientowane spojrzenie i nie ruszyła się z miejsca. Atronach,
coś na wzór samobójców zamachowców, wysadził się w powietrze.
Efektem tego wybuchu było lecące wszędzie błoto. Isil oberwała
mokrą ziemią prosto w twarz. Łapami zrobiła tzw. wycieraczki i
ściągnęła błoto z oczu. Nie mogłam opanować chichotu.
- Eee.. Isil -zaczęłam,
pokazując na jej pysk.
-Nie komentuj proszę
-uniosła łapy do góry i opuszczając głowę z westchnieniem.-Jest
tu gdzieś strumyk, albo jakieś źródło?
-Tak kilka kroków stąd- odpowiedziałam, przypominając sobie przestudiowane mapy przed wyprawą. Wskazałam jej drogę nad wodę i starałam się powstrzymać od uśmiechu, gdy wadera odwróciła się ciężko pod ciężarem błota.
-Zaraz przyjdę- rzuciła Isil i poszła się umyć. A ja posprzątałam po tym pobojowisku.
-Tak kilka kroków stąd- odpowiedziałam, przypominając sobie przestudiowane mapy przed wyprawą. Wskazałam jej drogę nad wodę i starałam się powstrzymać od uśmiechu, gdy wadera odwróciła się ciężko pod ciężarem błota.
-Zaraz przyjdę- rzuciła Isil i poszła się umyć. A ja posprzątałam po tym pobojowisku.
Było 5 dzień od kiedy
wyruszyłyśmy do Kaplicy Medei. Dobrze się nam szło. Isil była
dobrą kompanką. Potrafiła słuchać, ale gadać też. Miała wiele
ciekawych opowieści w zanadrzu. Ale gdy tylko pytałam ją o jej
przeszłość, to zamykała się, jak małża na powierzchni. Nic nie
potrafiłam od niej wyciągnąć. Nagle Isil się uśmiechnęła.
- Chyba jesteśmy już
blisko -powiedziała, wskazując głową przed siebie. Spojrzałam we
wskazanym kierunku. Za wzniesieniem unosił się dym, ulatujący z
komin.
- Tak -Nie mogłam
powstrzymać uśmiechu, ale też niepokojącego uscisku w żołądku.
Wrażenie było takie, jakby ktoś bawił się moim jelitem cienkim.
Nie byłam tam od bardzo dawna. Nawet nie wiem, czy mnie pamiętają.
Zrobiłam kolejny krok i przed moimi oczami rozległ się wspaniały
widok. Skupisko namiotów i posklejanych domów sięgało, aż po
horyzont. Wilki i ludzie krążyli po tej osadzie, krzycząc i
wołając. Słychać było śmiech i radość. Wokół unosił się
słodki zapach ziaren kakaowca i orientalnych przypraw. Uśmiechnęłam
się. Dopełnieniem tego pięknego krajobrazu były dwa fioletowe księżyce.
Iluzja stworzona przez Mnichów Szepczących.
- Ale tu pięknie
-zachwyciła się Isil. Tylko pokiwałam potakująco głową.
- A więc żyjesz
-usłyszałam za sobą głos. Odwróciłam się. To była Farla. Na
jej paskudnej buźce malował się pogardliwy grymas.
<cd. Isil>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz