Czy tylko mi się zdaje, że Cailte, jest jakieś przeklęte? Co tu przyjdę to ktoś głoduje, albo umiera. No ludzie, ile można?! Spojrzałam na wilka przed mną, jego ciało było całe pocięte, wszędzie miał rany. Nie miałam szans go uratować, a jednak ktoś mnie wezwał, ktoś miał nadzieje... eh miłość, to ona dała temu komuś nadzieje, ktoś tego basiora kochał. Jednak czemu nie stał teraz przy nim i nie błagał mnie o pomoc, nie rozumiem tego. Ten świat jest na prawdę dziwny. Powoli wstałam, nie miałam po co tu tyle siedzieć, tylko marnowałam czas.
-Przepraszam, że nie mam jak ci pomóc. Szybkiej śmierci- powoli ruszyłam, przed siebie, do drzwi wyjściowych. Za sobą słyszałam płacz. Megan, daj mi mocy, żebym mogła go uleczyć. Poczułam, że mam więcej mocy. Wróciłam do wilka. Oby tym razem pomoc bogini podziałała... Wysunęłam nad basiora rękę, z której zaczął sączyć się srebrny pył.
-Rangiku, już skończyłaś?- usłyszałam za sobą głos Caspiana, który mnie tu przyprowadził. Nie rozumiem dlaczego nie mógł zrobić tego jeden ze strażników, tylko dowódca zwiadowców. Bałagan w naszej administracji boli.
<Caspian? Nie umiem pisać, no nie? Ale Tyv się nie gniewa, więc problemu chyba nie ma ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz