- Isil, ja cię proszę -westchnęłam
po raz kolejny. Szara wadera pokręciła przecząco głową z
uśmiechem. Wzięła 2/3 rzeczy i nawet się nie zziajała. A
biegłyśmy/szłyśmy już 2 godziny. Czułam lekkie wyrzuty, że się
tak zgodziłam, więc przez następne pół godziny nasza rozmowa
brzmiała mniej więcej tak:
- Jaka dzisiaj ładna pogoda. Widzisz?
Słońce wygląda, jak płonący dysk -mówi Isil z rozmarzeniem.
- Yhy, a może chcesz oddać mi trochę
bagażu?
Ignore perfekt.
- Chyba widziałam wiewiórkę. A tak
przy okazji, nie jesteś trochę zmęczona? Może ja troszkę poniosę
za ciebie, co?
…
- Widzę, że słabniesz. Może
poniosę?
W końcu zrezygnowałam z moich
nieudolnych wysiłków. Isil i tak nie wyglądała na zmęczoną.
Wręcz przeciwnie. Każdy krok, jakby dodawał jej sił. Księżyc,
okrągły jak ser cheedar, świecił nam nad głowami. Nagle w moje
nozdrza dostał się dziwny zapach.
- Czujesz to? -zapytałam. Uniosłam
głowę i zaczęłam węszyć.- Pachnie, jak....
Nie dokończyłam. Przerwała mi
wściekła Isil:
- Zamknij się!!
Otworzyłam usta ze zdumienia. Jeszcze
nigdy się tak nie zachowała. Nagle wadera zorientowała się, że
powiedziała to na głos.
- O, przepraszam. Myślałam, że
zobaczyłam tygrysa -wyjąkała, odwracając głowę.
- Tygrysa? W lesie?
- Yyy, nie tygrysa -zaśmiała się
nerwowo.- Rysia. Widziałam rysia.
- Rysia? -powtórzyłam. Isil zdała
sobie sprawę ze zrobionej przez siebie gafy.
- O. Mówiłam do siebie. Mówiłam do
siebie.
- Może rozbijemy obóz? Jest już koło
12. W nocy.
Moja towarzyszka pokiwała ochoczo
głową, byle tylko uwolnić się od mojego sceptycznego spojrzenia.
Gdy wszystko było gotowe, usiadłyśmy przed ogniskiem.
- Przydałyby się poduszki -westchnęła
Isil, goszcząc się na twardej ziemi. Pstryknęłam palcami. Wadera
uniosła głowę. Wzruszyłam ramionami. Chwilę potem ujrzałam
zbliżające się do nas dwie kaszmirowe poduszki.
- Tak, wiem. Strasznie głupia moc.
Westchnęłam.
<cd. Isil>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz