To miejsce aż dudniło Eterem. Waliło
od wszystkiego mocą, od małego kamyczka, aż po wilki krążące po
drodze. Było tego za dużo. Byłam przyzwyczajona do gołych,
niezamierzonych wybuchów energii, a nie tak wielkiej harmonii. Było
mi niedobrze, kręciło mi się w głowie. Hałas też mi nie
pomagał. Po wielu tygodniach ciszy, niepokojącego bezgłosu ten
harmider zdawał się niszczyć mi bębenki. Zatoczyłam się do
najbliższego drzewa i zwymiotowałam. Niestety, to była tylko żółć.
Od kilku dni nie miałam nic w ustach. Zastanawiałam się cicho,
jakim cudem udało mi się dotrzeć tutaj, tak skrajnie wyczerpana,
poraniona. Z determinacją zdusiłam w sobie tę myśl. Nikt nie
będzie mi mówił co mogę, a czego nie. Nawet ja sama. Kolejne
kroki były męczarnią, drobny żwir przyczepiał się do moich
spodów, co akurat było moim najmniejszym zmartwieniem. Ale to było
jak z wchodzeniem po górach, musisz iść cały czas, nie
zatrzymywać się, bo będziesz jeszcze bardziej zmęczony, niż
gdybyś nie zrobił sobie przerwy.
Twierdza Alf wznosiła się nad
wszystkim, niczym matka nad głowami swoich dzieci. Kiedyś może
była okazem władzy i bogactwa, teraz emanowała jedynie cząstką
swojej dawnej świetności.
- Musisz znaleźć Alfę -usłyszałam
po swojej prawej. W powietrzu wisiał duch mojej babci, Agdy, jedyna
osoba, która się kiedyś przejęła moim życiem. Była niebieska.
- Wiem.
- Wiem, że wiesz. Ja ci tylko
przypominam. Z twoją pamięcią, aż dziwię się, że nie
zapomniałaś o własnym łbie -dorzuciła wywyższającym się
tonem. Warknęłam na nią. Przyzwyczaiłam się do jej przytyków,
ale nie zamierzałam tego ignorować.
- Nie mów jej o swojej przeszłości.
Inaczej cię nie przyjmie. Nie chcą wyrzutków -kontynuowała,
wiedząc, że i tak ją słucham. Zacisnęłam szczęki.- Wysławiaj
się zróżnicowanym słownictwem, a nie tymi twoimi gburowatymi
półsłówkami.
- Mhm -odparłam, żeby tylko zrobić
jej na złość. Rzuciła mi zdegustowane spojrzenie.
- Wyprostuj się. Masz sprawić, że
wydasz się atrakcyjna dla ich watahy. Zrozumiałaś?
- Tak. A teraz możesz się zamknąć
-mruknęłam i odesłałam ją do świata duchów. Była tak silnie
ze mną związana, że sama potrafiła się przy mnie pojawić. Jakiś
basior rzucił mi zdumione spojrzenie. Zignorowałam go.
Z bliska zamek wydawał się
majestatyczniejszy. Wrota były otwarte. Widziałam malarzy,
budowlańców, kilku wartowników i przemieszczające się między
nimi służące z poobiednim lunchem. Oczy mi zalśniły, język sam
wypadł zza warg. Jedzenie. Zapachniało tak apetycznie, że żołądek
skręcił mi się z głodu. Nagle jedna z podkuchennych upuściła
tacę ze kawałkami szynki. Wydała z siebie okrzyk zaskoczenia, gdy
nie zdążyła zareagować, gdy już zjadłam mięso z brudnej
podłogi.
- Co panienka wyprawia?! -wykrzyknęła.
Dokończyłam ostatni plaster i uniosłam głowę.- To ja... pójdę
po ścierkę...
Powstrzymałam cisnący mi się na
twarz uśmiech samozadowolenia. Nagle w zasięgu mojego pola widzenia
pojawiła się Alfa. Wiedziałam, że to ona. Eter wokół niej aż
falował, zacieśniał się. Nie.. on z niej wypływał. Podeszłam
do niej, czując niechciany respekt. Jeszcze na niego nie zasłużyła.
- Alfo... -podeszłam do niej i lekko
schyliłam głowę. Nie miałam siły się ukłonić.
<cd. Elise>