-Wiem,popełniłam błąd,że nie powiedziałam ci wcześniej i że to ciągnęłam,ale po prostu nie potrafiłam,to było dla mnie takie trudne.Prawda boli...dlatego jest naszym najtrudniejszym sprawdzianem i musimy się na niego przygotować!A ja nie potrafiłam!Tak samo ty teraz nie potrafisz,bo jesteś beznadziejny i słaby.Ciesze się,że cie jednak nie kocham!-wykrzyczała Tyvsa i zwiesiła głowę. Po chwili wybiegła z sali, a za nią Maki i Sea. Co takiego?! Dlatego nie była tyle dni w zamku! Dlatego tak dziwnie się zachowywała! Teraz wszystko rozumiem. Ale, ale wojna? Na dodatek ja byłem doradcą królewskim. Od teraz musiałem wziąć się w garść i ogarnąć ten cały bałagan. Tylko czy dam radę? Przynajmniej spróbuje. Rozejrzałem się. Prawie wszystkie wilki się na mnie patrzyły. W ich oczach widać było dezorientację. Teraz czekały na moje rozkazy. Przełknąłem ślinę. Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwi. Momentalnie odwróciłem głowę, ale nic nie zobaczyłem.
-Sanarion-podpowiedziała mi Elise stojąca koło mnie. Dobra, trzeba się wziąć do kupy i działać. Potrząsnąłem głową i zwróciłem się do wilków:
-Tak jak powiedziała Tyvsa nie panikujcie. Wojna równie dobrze może być za 5 lat, jak i jutro. Proszę, udajcie się do swoich komnat i oczekujcie następnych zebrań.-ogłosiłem. Wilki niechętnie skierowały się do drzwi. Gdy ostatni zniknął za drzwiami zwróciłem się do Elise:
-Odprowadzę cię do komnaty.-powiedziałem do niej po czym skierowałem się w stronę drzwi. Jednak kobieta ani drgnęła. No nie, miałem już dość tego wszystkiego, chciałem już po prostu pójść spać do swojego wygodnego, miękkiego łóżeczka, ale w nadchodzących dniach będę musiał się przyzwyczaić. Przez chwilę patrzyłem Elise prosto w oczy, co sprawiło mi lekką trudność, bo była bardzo wysoka.
-Co?!-spytałem zirytowany. Uśmiechnęła się złośliwie i spokojnym głosem odpowiedziała:
-Nie będziesz mi rozkazywał.-Zagotowałem się na pysku.
-A niby czemu nie?-zacząłem kłótnie.
-Bo sobie tego nie życzę?-powiedziała takim głosem, jakby to było oczywiste.
-A mnie to nie obchodzi?-odpowiedziałem-Więc może ruszysz swój szanowny tyłek i pójdziesz ze mną?-nie czekając na jej reakcję szybko przygryzłem jej ubranie i zacząłem ciągnąć. Poczułem mocne uderzenie na pysku i momentalnie puściłem ją.
-Nigdy więcej tak nie rób!-krzyknęła na mnie. W pierwszej chwili skuliłem się lekko, ale po kilku sekundach znów się wyprostowałem. Odzwyczaiłem się trochę od tego, że ktoś na mnie krzyczy.
-Jak sobie chcesz!-odkrzyknąłem jej i więcej nie spoglądając w jej stronę wyszedłem z komnaty. Skoro tak się zachowuje to niech sama sobie radzi. Ale przecież nie będzie wiedziała gdzie iść... e tam, co mnie to obchodzi. Prychnąłem i ruszyłem w stronę komnaty Sanariona. Ku mojemu zdziwieniu zastałem go tam, leżącego na łóżku.
-Czego chcesz?-zapytał gdy tylko mnie zobaczył.
-Przyszedłem cię pocieszyć.-uśmiechnąłem się do niego.
-Mam dość wszystkiego...-powiedział przybitym głosem.
-Nie jesteś jedyny.-zaśmiałem się.
-...miłości, Tyvsy, Makiego, innych wilków, w tym CIEBIE.-dokończył. Oniemiałem. Co mam robić? Wyjść i zostawić go w takim stanie, czy raczej pomóc mu wbrew jego woli? Postanowiłem zrobić to drugie. Usiadłem koło niego i zacząłem:
-Nie znam się na sprawach sercowych... ale ten... no wiesz... ten, tak, bo... tak... kiepski jestem, nie?
-Tak.-schował głowę w poduszki.
-No więc... mało kiedy za pierwszym razem trafia się na kogoś, z kim zostaje się do końca życia-odwrócił pysk w moją stronę i spojrzał mi w oczy.- Na pewno poznasz jeszcze inne wadery, które też cię zostawią ale w końcu trafisz na tą jedyną.-szybko dodałem.
-Naprawdę nie potrzebuje twojego pocieszania.-powiedział po dłuższej chwili.-Potrzebuję teraz wszystko przemyśleć. Po prostu wyjdź i zostaw mnie w spokoju, bo tylko pogorszysz sprawę.
-Okej.-odpowiedziałem smutno i wyszedłem. Jestem do niczego! Eghhh.
Nigdy nie umiałem pocieszać. Zwiesiłem głowę. Postałem w miejscu, jednak po chwili postanowiłem przejść się po ogrodach. Doczłapałem do drzwi i już miałem wyjść, gdy nagle zatrzymał mnie głos Elise:
-To pokazałbyś mi moją komnatę?-popatrzyłem na nią ze zdziwieniem.
-Niby czemu miałbym to robić?
-Po prostu mnie zaprowadź.-powiedziała nieznoszącym sprzeciwu głosem. Pokornie ruszyłem w stronę jej komnaty. Elise poszła za mną.
-Byłaś kiedyś jakimś dowódcą, czy coś?-spytałem się jej z ciekawością.
-Czy coś.-szybko odpowiedziała. Wydałem z siebie tylko ciche "Ahh" i nic więcej nie mówiąc doszliśmy do jej komnaty.
-Dzięki-mruknęła i weszła, zatrzaskując mi drzwi przed nosem. "No i super"-pomyślałem i ruszyłem do ogrodu. Tym razem doszedłem tam bez przeszkód. Położyłem się na miękkiej trawie i wsłuchałem się w odgłosy śpiewających ptaków. Przypominały mi matkę. To z nią zawsze to robiłem. Ojciec prawie zawsze pracował i nigdy nie miał dla nas czasu. Ogólnie wychowałem się bez niego i całkiem dobrze mi z tym.
Leżałem tam kilka godzin, rozmyślając o tym i tamtym, aż nagle usłyszałem łamanie gałęzi. Gwałtownie się odwróciłem i ujrzałem Elise.
-Znowu ty?-powiedzieliśmy to samo w tej samej chwili. Zaśmiałem się, ale po chwili ogarnąłem się, widząc, że Elise zachowała kamienną twarz.
-Byłem tu pierwszy.-szybko powiedziałem, gdy usiadła.
-A ja druga i co z tego?-w jej oczach można było zobaczyć płomienne iskierki. Mógłbym na nie patrzeć całe dnie. Potrząsnąłem głową i odpowiedziałem:
-Dużo, jest wiele innych ładnych miejsc do posiedzenia, idź gdzie indziej.
-Jeśli przeszkadza ci moje towarzystwo to ty sobie gdzieś pójdź.
-A tobie moje nie przeszkadza?-zaciekawiłem się.
-Jestem zdolna do tego, żeby cię ignorować.-syknęła i ułożyła się na trawie, grzbietem do mnie.
-To dobrze.-odpowiedziałem ze złością i ułożyłem się do snu.
-Dobrze.-usłyszałem tylko i po chwili zaczęło robić się wokół ciemno,zasnąłem.
<Tyvsa,opisz co robiłaś,możesz to dokończyć>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz