Wszyscy już doskonale znają nieogarniecie Pata, więc wysyłają wszystko do mnie, niech tak będzie, ale UWAGA wyjeżdżam, więc mogę nie mieć codziennie netów.
Alfa, Elise
Wszyscy już doskonale znają nieogarniecie Pata, więc wysyłają wszystko do mnie, niech tak będzie, ale UWAGA wyjeżdżam, więc mogę nie mieć codziennie netów.
Alfa, Elise
-Zaskoczę cię i zrobię.- Caspian uśmiecha się do mnie niewinnie.
Przez chwilę wpatruję się w niego jak głupia. Ta odpowiedź trochę zbija mnie z tropu. Mrugam kilka razy oczami z niedowierzaniem. Mam ochotę zapytać „słucham?!”, ale nie dostaję na to szansy. Zanim zdążę się obejrzeć, wilk już prowadzi mnie przez tereny watahy. Nie mam bladego pojęcia co tutaj robię, a tym bardziej, dlaczego pozwoliłam mu się prowadzić. Czy ja powiedziałam, że chcę porozmawiać z ich Alfą? Ech… to wszystko jest jakieś dziwne i pokręcone.
-Em, to… gdzie idziemy?- pytam się w końcu basiora. Ten odwraca się w moją stronę i odpowiada:
-Przecież mówiłem: zaprowadzę cię do naszej Alfy.
Marszczę brwi, próbując znaleźć w tym wszystkim jakiś ukryty sens, który najwyraźniej umknął mojej uwadze. No, zakładając oczywiście, że jakiś sens w tym wszystkim jest.
-Niby z jakiej paki?- pytam, nieświadomie używając slumskiej gwary. Zakrywam sobie usta dłonią, ale jest już za późno. Caspian mierzy mnie badawczym spojrzeniem.
-„Paki”?
-Nie ważne.- macham pospiesznie ręką.- Zmieńmy temat. Dlaczego prowadzisz mnie do Alfy?
Basior śmieje się krótko, jakbym właśnie zapytała się o coś bardzo oczywistego. Teraz przygląda mi się wyraźnie rozbawiony. Posyłam mu groźne, żądne mordu spojrzenie, ale on nic sobie z tego nie robi.
-Coż… zgodnie z obowiązującymi tutaj zasadami mam prawo zaprowadzić cię do Elise.
„Hm… czyli alfa ma na imię Elise, tak? No dobra, co dalej?”
-Za to, że weszłam na wasze tereny? To głupie.- przyznaję szczerze.
-Naprawdę? Cóż, takie zasady panują w wielu watahach, jeśli już musisz wiedzieć.- nie wiedziałam, ale teraz już wiem.
Przez chwilę idziemy z Caspianem w ciszy. Przemierzamy tereny nieznanej mi watahy. Widzę, jak kilka wilków przygląda mi się z zaciekawieniem, jakbym była największą atrakcją tego dnia. Staram się ignorować gapiów, ale części z nich posyłam diaboliczny uśmiech, lub patrzę na nich spode łba. Z rozbawieniem oglądam ich rekcje. Niektórzy robią wielkie oczy ze zdziwienia, inni udają, że tak naprawdę się nam nie przyglądali, a niewielka część wilków odpowiada na moje złośliwości takimi samymi zagraniami. Parskam śmiechem. Nie sądziłam, że kiedykolwiek spotkam tak zróżnicowane społeczeństwo.
-Może powinniście pomyśleć o ogrodzeniu?- rzucam złośliwie. Basior odwraca się w moją stronę zmieszany, jakbym właśnie przerwała mu jakieś filozoficzne myśli.
-Ogrodzenie?
Uśmiecham się przebiegle.
-No, najlepiej takie druciane z kolcami. O! Moglibyście nawet pomyśleć o jakiejś tabliczce ostrzegawczej. Wiesz, jednej z tych wielkich desek, pomalowanych na czerwono, z napisem „teren prywatny. Wstęp wzbroniony”. Tak aby następne wilki nie popełniły mojego błędu.- słuchając mojego pomysłu, Caspian zaczyna się śmiać. Ja również jestem zadowolona ze swojej uwagi, więc pozwalam sobie na niewielki półuśmiech.
-Masz ciekawe pomysły.- rzuca basior.
-Jeny, dzięki. A tak w ogóle… może moglibyśmy o tym zapomnieć? No wiesz, o tym, że weszłam na wasze tereny? Puściłbyś mnie wolno i byłoby po sprawie. Czuję się tutaj jak złodziej, oddawany w ręce policji.
-Ohhh, doprawdy? Co, wspomnienia wracają, nie?- wilk rzuca kąśliwie. Jestem pod wrażeniem, że na tym świecie istnieje ktoś, kto jest w stanie dorównać moim złośliwym komentarzom.
-Wspomnienia? No coś ty! Jeszcze nikomu nie dałam się złapać.- mówię dumnie. Zaraz jednak dochodzi do mnie fakt, że powiedziałam kilka słów za dużo. Zerkam na Caspiana i uśmiecham się niewinnie, ale wilk nie daje się nabrać.
-A więc mam do czynienia z przestępcą?- w odpowiedzi przykładam sobie łapę do ust i mówię:
-Może tak, a może nie. I niech zostanie to między nami.- puszczam wilkowi oczko i uśmiecham się tajemniczo. Wilk tylko wywraca oczami, ale kątem oka dostrzegam, że ta cała sytuacja odrobinę go bawi.
<Caspian? xp >
Usiedliśmy z pysznościami na murku. Alex podał mi jednego pączka. Zaczęłam go zjadać, jak zwykle zjadłam go bardzo szybko i poprosiłam o kolejnego. Jak ja uwielbiam pączki, a tak żadko mogę je jeść. Na zamku zazwyczaj dostaje inne rzeczy na deser... bardziej wykwintne.
-Alex, co robi dzisiaj mama?- spytałam cicho. Zawsze to on opowiadał mi o tym co ona robi w ciągu dnia, bo alfa najzwyczajniej w świecie nie miała dla mnie za dużo czasu. Nigdy nie miałam jej tego za złe, czasami nawet się cieszylam, bo bardzo lubię Alex'a.
-Planuje podpisać pakt pokojowy z pobliską watahą, a potem odwiedzi ojca, żeby pomóc mu w za żegnaniu, butów w SZ
-Dlaczego ona musi się tym zajmować?
-No wiesz, wojny nikt nie chce
-Chodzi mi o to z Smoczym Zaułkiem
-Wbrew pozorom Seth, nie jest już dobrym władcą- uśmiechnął się do mnie- chcesz 3? Nie mam już miejsca
-Jasne!- przytuliłam go, a on się zaśmiał. Wzięłam ostatniego pączka i szybko go zjadłam. Pojemność mojego brzucha jest przerażająca.
<Alex? Nie wiem jak nią pisać xD>
Jak Elise sie dowie, że poszłam sama do Cailte, to będę miała przechlapane. No ale cóż, raz kozie śmierć. Moje łapy powoli przemierzały główny trakt prowadzący do Cailte. Sama nie wiedziałam, czemu chcę tam iść, ale jakoś dziwnie ciągnęło mnie w to miejsce. Może to jest właśnie to dziwne przeznaczenie, ktore bohaterom z legend każe coś zrobić, aby potem stali się herosami. Moim oczom ukazała się ścieżka, prowadząca w stronę pola. Oczywiście, doszłam do wniosku, że warto by tam zawitać, bo nigdy dotąd nie miałam okazji. Skręciłam, w boczną drogę i znów ruszyłam przed siebie. Po pewnym czasie moim oczom, ukazał się spory dom. Na podwórzu, stała jakaś szara wadera i przyglądała się jak młody chłopak ćwiczy rzuty nożem. Obydwoje zdawali mi się tak dziwnie znajomi... jakbym znała ich od zawsze, a widzialam ich przecież pierwszy raz. Zaciekawiona, szybko podbiegłam w ich stronę, nagle wadera odwróciła się i spojrzała na mnie, ni to ze zdziwnieniem, ni to ze strachem, który przeplatał się ze szczęściem. Uśmiechnęłam sie do niej nieśmiało. Nagle poczułam, ze ktoś mnie ciągnie w drugą stronę. Odwróciłam się i zobaczyłam Alex'a.
-Wracamy do domu- powiedział stanowczo, jednak nadal z tą miła nutą w głosie. Czy to normalne, ze podoba mi się jego głos i mogła bym go słuchać całymi dniami? Spojrzałam jeszcze na wadere, która uśmiechnęła się do mnie i skinieniem głowy pokazała, że mam iść. Nie wiem czemu, ale jej ufałam.
<Alex? Ja nie dam rady pisać na komie? Dam! xD>
Biegłam. Gnałam jak najszybciej, w swojej ludzkiej postaci. Wybiegłem z miasta, jak duch, omijając zdezorientowanych strażników. Nie uciekałam z byle powodu. Za mną biegła gromada wieśniaków, którzy najchętniej zdarliby ze mnie skórę i spalili żywcem. Nie byli oni pierwszymi ani ostatnimi ludźmi, jakich okradłam, więc już dawno temu zdążyłam się przyzwyczaić do tego typu pościgów. Jednak, najdziwniejszą rzeczą jest to, że za każdym razem nie przestają mnie bawić.
Przedmioty, które zabieram.
Włamywanie się do cudzych domów.
Odcinanie sakiewek z pieniędzmi od paska.
Udawanie niewiniątka.
I wreszcie, miny wieśniaków, gdy odkrywają, że ta sama dziewczyna, z którą rozmawiali zaledwie wcześniejszego dnia, następnego potrafiła ich okraść.
Obok mnie przeleciały widły, które z hukiem wbiły się w pień drzewa. Ludzi za mną zaczęli krzyczeć, źle, że nie trafili swego celu.
-Banda skończonych idiotów.- mruknęłam do siebie, nie przestając biec.
Zatrzymałam się dopiero przed przepaścią. Nie było to jednak zwykłe urwisko, tylko wodospad.
-Teraz nam nie uciekniesz, panienko.- odezwał się jeden z wieśniaków.
-Ooohhh… doprawdy?
-Jeśli oddasz nam nasze rzeczy, może nie ukarzemy cię za to co zrobiłaś.
Uśmiechnęłam się do młodzieńca niewinnie. Chłopak wydal się trochę zmieszany.
-Coś złego? Ja?
-Dość tego!- przerwała nam starsza kobieta.- Oddawaj coś zabrała!
-No to sobie to weźcie.- posłałam wszystkim diaboliczne spojrzenie.
Zrobiłam kilka kroków w tył i skoczyłam z wodospadu. Zdziwione i przerażone miny wieśniaków były bezcenne. Kiedy spadałam, usłyszałam jak co poniektórzy krzyczą, wyzywając mnie od samobójców i wariatów.
„Co do tego drugiego się nie mylili.”
A później zanurkowałam w głębokiej wodzie. Gdy wyszłam na trawę byłam cała mokra, ale z ust nie schodził mi szaleńczy uśmiech.
~***~
Usiadłam na ziemi, opierając się o najbliższe drzewo. Ci wieśniacy, przekonani, że nie żyję, dali sobie ze mną spokój. Nikogo nie obchodzą trupy, więc ja mogłam chwilkę odetchnąć.
Zawędrowałam do lasu, chociaż nie zmieniłam się jeszcze w wilczycę. I chociaż jako kobieta miałam złą reputację, to lubiłam pozostawać w swej ludzkiej formie.
Westchnęłam. Mokre ubranie przykleiło mi się do skóry, krępując ruchy. Jednak nadal nie miałam ochoty zmieniać się w wilczycę. Poza tym w tej chwili ruch nie był mi potrzebny, już dość się nabiegałam.
Zamknęłam oczy, opierając głowę o korę drzewa. Nie obchodziło mnie to, że brudzę włosy. I tak jako kobieta wyglądam niedbale (co dziwne, jako wilczyca trochę mniej). Nie miałam w planach snu, chociaż nie spałam porządnie już od kilku dni. Ale co tam! Sen to tylko strata czasu, jeśli nic ciekawego ci się nie śni.
Zaczęłam nucić piosenkę. Była ona cicha i spokojna, co bardzo gryzło się z moim charakterem. Jednak, tylko takie utwory lubiłam śpiewać i tylko takie znałam. A, o dziwo, głos zawsze miałam ładny, chociaż nigdy nie uważałam tego za swój atut. Jednak nie potrafiłam porzucić śpiewania. Była to jedyna rzecz, dzięki której potrafiłam racjonalnie myśleć i zachować jako taką równowagę psychiczną.
Nagle usłyszałam szelest. I pęknięcie gałęzi. Nie był to jednak hałas, jaki spowodowałby człowiek. Ludzie zawsze byli źródłem wielkiego hałasu i nieładu. A ten dźwięk był cichszy, chociaż, nie umknął on uwadze moim wyczulonym zmysłom. Wyjęłam z kieszeni spodni (tak, dokładnie, nosiłam spodnie a nie sukienki) ostry nóż i podnosząc się, powoli udałam się w stronę hałasu. Wyczułam czyjąś obecność, jednak zapach nie przypominał człowieka, ani innej istoty podobnej do ludzi. Nie zastanawiając się, rzuciłam się na „wroga”. Nie miałam pojęcia kim jest dana istota, ale nie było to dla mnie ważne. Nauczyłam się już dawno, że ktoś, kto kryje się w krzakach nie ma dobrych intencji.
Ową istotą okazał się wilk. Miał on ciemne, czarno-fioletowe futro. W dodatku jego oczy miały dość niespotykaną barwę- jedno żółte, drugie niebieskie. Jednak, mimo tego, bez wahania przyłożyłam wilkowi nóż do gardła. Basior, mimo zagrożenia próbował dziabnąć mnie w rękę. To się nazywa odwaga.
-To nierówna walka.- mruknęłam do siebie.
To chyba jasne, że w ludzkiej postaci miałam większe szanse. Zwłaszcza z bronią w ręku i wieloletnim doświadczeniem. Dlatego też zmieniłam się w wilczycę, ukazując swoje prawdziwe oblicze. Nie byłam tym zachwycona, ale tez jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało.
Teraz byłam już wilczycą. Waderą, o imieniu Nocte. Minęło dużo czasu odkąd ostatnim razem zmieniłam się w zwierzę. Jednak nie aż tak dużo, bym zapomniała jak to jest być prawdziwą sobą.
Nóż, który wcześniej trzymałam przy gardle wilka, teraz upadł na ziemię, obok pyska nieznajomego. Basior wydał się trochę zaskoczony, jednak nie trwało to długo. Był znacznie silniejszy ode mnie, więc z łatwością przyszpilił mnie do ziemi. Teraz to ja byłam na przegranej pozycji. Chol.era! Że też zachciało mi się „równej walki”!
Wilk warczał, ukazując rząd ostrych zębów. Odpowiedziałam tym samym, by dać do zrozumienia, że nie można mnie lekceważyć. W końcu nieznajomy dał sobie spokój. Tak po prostu mnie puścił! Nie wiem co mu się poprzestawiało we łbie, ale to nie miało sensu.
-Coś ty za jeden.- warknęłam oszołomiona.- I czego się tak zakradasz, co?
Nieznajomy długo nie odpowiadał. Ja jednak byłam cierpliwa.
-To ja powinienem zadać to pytanie. Znajdujesz się na terenie watahy. To ty jesteś tutaj nieproszona.
-Ach tak? To co, ja mam się przedstawić pierwsza, hmm? Do dobrze, niech i tak będzie. Jestem Nocte. Ale spróbuj tylko mnie tak nazwać, to nogi powykręcam.- uśmiechnęłam się złośliwie. Wilk zerknął na nóż, który dalej leżał na ziemi.
-No, w to akurat uwierzę. Jestem Caspian. To jak mam się do ciebie zwracać?
-Nox. A teraz powiedz, po kiego do cholery tak się zakradasz, co? Uwierz mi, gdybym nie była chociażby odrobinkę uczciwa już leżałbyś na ziemi. Martwy.- rzuciłam basiorowi wyzywające spojrzenie. Byłam ciekawa co takiego odpowie.
<Caspian?>
Wataha jest... oddana w lapy Pata, to znaczy administrowanie jej. Pat prosze cie, abys dodawal wilki i wykreslil mnie w zarzadcach, wiesz taka wykreslajaca linia, a sb dospiala dodawanie nowych wilkow.
Eleno, zostajesz glownym dodawajacym opowiadania, Pat prosze umiesc tez to w zarzadcach.
Powinno mnie nie byc do grudnia, znajac zycie do tego czasu to wszystko umrze, z reszta tak bedzie nawet lepiej, bede miala kolejna rzecz do oplakiwania.
Sorry, ze tak was z tym zostawiam, ale nawalilam. Powodzenia w ogarnianiu!
Alfa, Elise
-Idę na polowanie. Zaraz wrócę.-powiedziałem do Eleny, która czytała bajkę dzieciom.
Ta tylko kiwnęła lekko głową i czytała dalej. Dzieci wsłuchiwały się w jej słowa jak zahipnotyzowane. Lubiły jak ktoś czyta im książkę przed snem. Zazwyczaj ja to robię, jednak kolacja sama się nie upoluje. Wyszedłem z pokoju dzieci, a następnie z naszego domu. Spojrzałem w niebo. Było bezchmurne i widać było piękny, okrągły księżyc.
~~To przywołuje wspomnienia...
Ruszyłem do lasu, który znajdował się niedaleko domu. Było w nim ciemno, jednak moje oczy po kilku minutach przyzwyczaiły się do tej ciemności. Szedłem tak przez chwilę rozglądając się za jakąś zwierzynom. W tym lesie jest pełno jakiś saren, zająców i wiewiórek. Więc czemu dzisiaj nic nie ma? Nagle usłyszałem szelest dobiegający z krzaczków. Po chwili wybiegła z nich wiewiórka. Bez żadnych trudności złapałem ją łapą. Wtedy usłyszałem cichy świst w powietrzu i ukuło coś mnie w plecy.
-Szlak.-warknąłem i wypuściłem wiewiórkę.
Moje powieki zaczęły się robić ciężkie i zacząłem tracić kontrolę w łapach.
~~Co jest...?
Upadłem na ziemię i zerknąłem na swoje plecy. Zobaczyłem jakąś igiełkę.
~~Środek usypiający?
-Za chwilę zaśnie...-usłyszałem obcy głos.
Zanim straciłem przytomność ujrzałem dwa cienie wilków.
***
Otworzyłem jedno oko. Zorientowałem się, że jestem w klatce. Metalowej klatce. Zerwałem się na łapy, jednak od razu po tym upadłem. Poprawiłem sobie grzywkę. Ktoś się zaśmiał. Podniosłem wzrok. Ujrzałem wilka w moim wieku. Był
-Siedź, jeszcze jesteś pod wpływem środka usypiającego.-mruknął wilk.
Miał rację. Nie wiedziałem dokładnie co się dzieję.
-Kim jesteś?-spytałem sennym głosem.
-Ach, gdzie moje maniery...-ukłonił się-Jestem Igor von Haunder. I będę musiał cię zabić... Miło mi.
<Elena lub może ktoś inny?>