Biegłam. Gnałam jak najszybciej, w swojej ludzkiej postaci. Wybiegłem z miasta, jak duch, omijając zdezorientowanych strażników. Nie uciekałam z byle powodu. Za mną biegła gromada wieśniaków, którzy najchętniej zdarliby ze mnie skórę i spalili żywcem. Nie byli oni pierwszymi ani ostatnimi ludźmi, jakich okradłam, więc już dawno temu zdążyłam się przyzwyczaić do tego typu pościgów. Jednak, najdziwniejszą rzeczą jest to, że za każdym razem nie przestają mnie bawić.
Przedmioty, które zabieram.
Włamywanie się do cudzych domów.
Odcinanie sakiewek z pieniędzmi od paska.
Udawanie niewiniątka.
I wreszcie, miny wieśniaków, gdy odkrywają, że ta sama dziewczyna, z którą rozmawiali zaledwie wcześniejszego dnia, następnego potrafiła ich okraść.
Obok mnie przeleciały widły, które z hukiem wbiły się w pień drzewa. Ludzi za mną zaczęli krzyczeć, źle, że nie trafili swego celu.
-Banda skończonych idiotów.- mruknęłam do siebie, nie przestając biec.
Zatrzymałam się dopiero przed przepaścią. Nie było to jednak zwykłe urwisko, tylko wodospad.
-Teraz nam nie uciekniesz, panienko.- odezwał się jeden z wieśniaków.
-Ooohhh… doprawdy?
-Jeśli oddasz nam nasze rzeczy, może nie ukarzemy cię za to co zrobiłaś.
Uśmiechnęłam się do młodzieńca niewinnie. Chłopak wydal się trochę zmieszany.
-Coś złego? Ja?
-Dość tego!- przerwała nam starsza kobieta.- Oddawaj coś zabrała!
-No to sobie to weźcie.- posłałam wszystkim diaboliczne spojrzenie.
Zrobiłam kilka kroków w tył i skoczyłam z wodospadu. Zdziwione i przerażone miny wieśniaków były bezcenne. Kiedy spadałam, usłyszałam jak co poniektórzy krzyczą, wyzywając mnie od samobójców i wariatów.
„Co do tego drugiego się nie mylili.”
A później zanurkowałam w głębokiej wodzie. Gdy wyszłam na trawę byłam cała mokra, ale z ust nie schodził mi szaleńczy uśmiech.
~***~
Usiadłam na ziemi, opierając się o najbliższe drzewo. Ci wieśniacy, przekonani, że nie żyję, dali sobie ze mną spokój. Nikogo nie obchodzą trupy, więc ja mogłam chwilkę odetchnąć.
Zawędrowałam do lasu, chociaż nie zmieniłam się jeszcze w wilczycę. I chociaż jako kobieta miałam złą reputację, to lubiłam pozostawać w swej ludzkiej formie.
Westchnęłam. Mokre ubranie przykleiło mi się do skóry, krępując ruchy. Jednak nadal nie miałam ochoty zmieniać się w wilczycę. Poza tym w tej chwili ruch nie był mi potrzebny, już dość się nabiegałam.
Zamknęłam oczy, opierając głowę o korę drzewa. Nie obchodziło mnie to, że brudzę włosy. I tak jako kobieta wyglądam niedbale (co dziwne, jako wilczyca trochę mniej). Nie miałam w planach snu, chociaż nie spałam porządnie już od kilku dni. Ale co tam! Sen to tylko strata czasu, jeśli nic ciekawego ci się nie śni.
Zaczęłam nucić piosenkę. Była ona cicha i spokojna, co bardzo gryzło się z moim charakterem. Jednak, tylko takie utwory lubiłam śpiewać i tylko takie znałam. A, o dziwo, głos zawsze miałam ładny, chociaż nigdy nie uważałam tego za swój atut. Jednak nie potrafiłam porzucić śpiewania. Była to jedyna rzecz, dzięki której potrafiłam racjonalnie myśleć i zachować jako taką równowagę psychiczną.
Nagle usłyszałam szelest. I pęknięcie gałęzi. Nie był to jednak hałas, jaki spowodowałby człowiek. Ludzie zawsze byli źródłem wielkiego hałasu i nieładu. A ten dźwięk był cichszy, chociaż, nie umknął on uwadze moim wyczulonym zmysłom. Wyjęłam z kieszeni spodni (tak, dokładnie, nosiłam spodnie a nie sukienki) ostry nóż i podnosząc się, powoli udałam się w stronę hałasu. Wyczułam czyjąś obecność, jednak zapach nie przypominał człowieka, ani innej istoty podobnej do ludzi. Nie zastanawiając się, rzuciłam się na „wroga”. Nie miałam pojęcia kim jest dana istota, ale nie było to dla mnie ważne. Nauczyłam się już dawno, że ktoś, kto kryje się w krzakach nie ma dobrych intencji.
Ową istotą okazał się wilk. Miał on ciemne, czarno-fioletowe futro. W dodatku jego oczy miały dość niespotykaną barwę- jedno żółte, drugie niebieskie. Jednak, mimo tego, bez wahania przyłożyłam wilkowi nóż do gardła. Basior, mimo zagrożenia próbował dziabnąć mnie w rękę. To się nazywa odwaga.
-To nierówna walka.- mruknęłam do siebie.
To chyba jasne, że w ludzkiej postaci miałam większe szanse. Zwłaszcza z bronią w ręku i wieloletnim doświadczeniem. Dlatego też zmieniłam się w wilczycę, ukazując swoje prawdziwe oblicze. Nie byłam tym zachwycona, ale tez jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało.
Teraz byłam już wilczycą. Waderą, o imieniu Nocte. Minęło dużo czasu odkąd ostatnim razem zmieniłam się w zwierzę. Jednak nie aż tak dużo, bym zapomniała jak to jest być prawdziwą sobą.
Nóż, który wcześniej trzymałam przy gardle wilka, teraz upadł na ziemię, obok pyska nieznajomego. Basior wydał się trochę zaskoczony, jednak nie trwało to długo. Był znacznie silniejszy ode mnie, więc z łatwością przyszpilił mnie do ziemi. Teraz to ja byłam na przegranej pozycji. Chol.era! Że też zachciało mi się „równej walki”!
Wilk warczał, ukazując rząd ostrych zębów. Odpowiedziałam tym samym, by dać do zrozumienia, że nie można mnie lekceważyć. W końcu nieznajomy dał sobie spokój. Tak po prostu mnie puścił! Nie wiem co mu się poprzestawiało we łbie, ale to nie miało sensu.
-Coś ty za jeden.- warknęłam oszołomiona.- I czego się tak zakradasz, co?
Nieznajomy długo nie odpowiadał. Ja jednak byłam cierpliwa.
-To ja powinienem zadać to pytanie. Znajdujesz się na terenie watahy. To ty jesteś tutaj nieproszona.
-Ach tak? To co, ja mam się przedstawić pierwsza, hmm? Do dobrze, niech i tak będzie. Jestem Nocte. Ale spróbuj tylko mnie tak nazwać, to nogi powykręcam.- uśmiechnęłam się złośliwie. Wilk zerknął na nóż, który dalej leżał na ziemi.
-No, w to akurat uwierzę. Jestem Caspian. To jak mam się do ciebie zwracać?
-Nox. A teraz powiedz, po kiego do cholery tak się zakradasz, co? Uwierz mi, gdybym nie była chociażby odrobinkę uczciwa już leżałbyś na ziemi. Martwy.- rzuciłam basiorowi wyzywające spojrzenie. Byłam ciekawa co takiego odpowie.
<Caspian?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz