Poczułam jakąś energię magiczną w ogrodzie,koło grobu Setha i Meg,więc ruszyłam w tamtą stronę,aby sprawdzić co się dzieje.Gdy wyczułam zapach Tyvsy,od razu wiedziałam o co chodzi,miała wspomnienie. Oby mówiło coś o przywróceniu słońca,bo to nasza jedyna okazja na odzyskanie magii...Po chwili marszu znalazłam bratanicę leżącą bez ruchu na ziemi,po pierwszym razie też zemdlałam,więc mnie to nie zdziwiło.Podeszłam do niej i zaczęłam ją podnosić,a ta lekko jęknęła i nawet nie otworzyła oczu,aby spojrzeć kto ją dotyka,pozwoliła mi się dociągnąć do najbliższego drzewa.Oparłam ją o nie.Usiadłam koło bezwładnego,szarego ciała Tyvsy i zaczęłam czekać,aż ta się ocknie.Po paru minutach wadera otworzyła oczy i stanęła na cztery łapy o pełni sił,nie zwracając na mnie największej uwagi.Stanęła w miejscu stojąc tak i najwidoczniej myślał o tym co jej się przed chwilą wydarzyło,a potem spostrzegła mnie.
-Dzień dobry,Kendro,co się stało?-miała zdezorientowaną minę
-Właśnie widziałaś wspomnienie swego ojca,choćby tak podejrzewam,bo równie dobrze mogłaś dowiedzieć się czegoś z historii Meg,albo jakiegoś innego swojego przodka-wstałam-chodź pokarzę ci coś-ruszyłam do przodu a ona za mną,gdy przeszłyśmy parę metrów,zatrzymałam się przed nagrobkiem.
Spojrzałam na Tyvsę i zobaczyłam,że robi wielkie oczy.
-Rodzice tu leżą,ale mówiłaś,że...-przerwałam jej:
-...że nie udało mi się ich pochować,wiem okłamałam cię,ale musiałam,za szybko byś tu przyszła i nie odzyskali byśmy wtedy słońca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz