-Ja... em... chciałam powiedzieć, że okey...-Usiadła obok mnie, a ja spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
-Mam na myśli ta randkę... tak, umówię się z tobą-dopowiedziała. Teraz chciało mi się płakać ze szczęścia, ale przypomniałem sobie o Renie i opamiętałem się.
-A co Ren na to?-zapytałem ją.
-Przecież nie będziemy robić nic złego, a Ren nie musi o tym wiedzieć-mrugnęła do mnie- To kiedy?
-Może być 2 godziny przed zachodem słońca-spytałem- a właściwie jego zarysu?
-Jasne, przyjdź po mnie do komnaty-uśmiechęła się i poszła do zamku. Teraz miałem bardzo trudne zadanie. Nagle wpadł mi do głowy świetny pomysł. Od razu zabrałem się do jego realizacji.
***
Gdy wszystko było już przygotowane poszedłem do komnaty Seanit. Zapukałem do jej drzwi:
-Proszę-krzyknęła swoim anielskim głosem-O, cieszę się, że już jesteś, idziemy?-spytała gdy mnie zobaczyła.
-Jasne-odparłem i przysunęłem się do niej tak, że nasze łopatki się stykały. Razem, stykając się ze sobą poszliśmy do ogrodu. Był tam mały staw ze złotymi rybkami. Ze wszystkich stron otaczały go drzewa, w większości brzozy i różnorodne kwiaty. Ruszyłem w stronę dębu. Obok niego czekał na nas koc w kratę i koszyk z jedzeniem, a na nim leżała świeża, żółta róża. Zerwałem ją zaledwie 20 minut temu przy kapliczce Suna. Podniosłem różę i zbliżyłem się do Seanit. Bacznie obserwowała moje ruchy. Delikatnie wsadziłem kwiat za jej ucho.
-Przepiękny, dziękuje ci-powiedziała-żałuję, że nie mogę siebie teraz zobaczyć.
-Powiem ci, że teraz jesteś najpiękniejszym stworzeniem, jakie kiedykolwiek zobaczyłem-wilczyca się zarumieniła. Nad nami było słychać głos ptaków, a obok plusk ryb w jeziorze. Myślałem, że śnię. Ta scena była zbyt piękna, żeby była prawdziwa.
-Wiesz, że to moje ulubione miejsce w całym zamku? Bardzo lubię tu czasem przyjść i pomyśleć o tym i tamtym-opowiedziała.
-Naprawdę? Ja też tu często przychodzę. Od samego początku mi się tu spodobało. Można spokojnie pochodzić, pomyśleć, albo zapomnieć o wszystkim i wsłuchać się w odgłosy ogrodu.
-No, dokładnie-doskonale się zrozumieliśmy.
-Masz ochotę na kilka owoców?-zapytałem.
-Pewnie-uśmiechnęła się. Otworzyłem koszyk i wyjąłem z niego świeże jagody i borówki oraz jabłka. Sea wzięła garść(?) jagód i jedno jabłko. Mi wystarczyło parę borówek.
-Mmm, skąd wiedziałeś, że najbardziej lubię jabłka i jagody?-spytała podejrzliwie.
-Nie wiedziałem-połknąłem owoce-Może intuicja mi podpowiedziała-zażartowałem. Dalej nic nie mówiąc słuchaliśmy ptaków. WIlczyca położyła się na kocu, a ja poszedłem za jej przykładem.
-Wiesz, że mam jeszcze świeżą dziczyznę?-chwilowo przerwałem ciszę.
-Naprawdę? Nie musiałeś się aż tak starać...
-To nasza pierwsza randka, musiałem- uśmiechnąłem się łobuzersko.
-W sumie możemy zjeść teraz-zaproponowała-później nie będzie mi się chciało-wyjaśniła z lekkim uśmieszkiem.
-Okej- wstałem i wyciągnąłem z dna koszyka grilowanego zająca, którego przygotowałem kilka godzin wcześniej. Dzięki drewnianemu koszykowi był jeszcze ciepły. Urwałem jedną nogę i podałem Seanit, a drugą urwałem sobie.
-O, jeszcze ciepłe-wgryzła się w mięso-mniam, pychota-powiedziała z pełnym pyskiem. Zaśmiałem się i sam ugryzłem dziczyznę. Mięso było soczyste i smaczne. Miało w sobie dużo tłuszczu, co mnie cieszyło, bo najbardziej ze wszystkiego go lubiłem.
-Przepraszam, że tak zareagowałem, gdy powiedziałaś "nie". Wtedy kiedy wyznałem ci miłość. Nie wiem co mnie poniosło. Kochałem cie, nadal cię kocham, ale nie mam zielonego pojęcia, czemu uciekłem. Chyba mnie tym zaskoczyłaś-wyznałem.
-Właściwie, to się nad tym zastanawiałam. Chyba masz rację, po prostu zaskoczyłam cię, ale przecież powiedzenie prawdy było lepsze, niż kłamstwo, prawda?
-Oczywiście!-od razu odpowiedziałem. Znowu się położyłem. Po kilku minutach Sea do mnie dołączyła. Położyła głowę na moim boku.
-Możemy być przyjaciółmi?-zapytała z wahaniem. Zagryzłem wargę (?).
-Jasne- Zmieniła pozycję. Teraz jej oczy znajdowały się dokładnie przed moimi. Dalej patrzyłem w te żółte ślepia, a ona w moje, złote. Nagle nad nami zawyły wilki. Gwałtownie się podniosłem, Sea też. Przed nami znajdował się księżyc. Jednak nie był zwyczajny, jak co noc, to była największa pełnia jaką widziałem w życiu, a widziałem nie jedną. Powierzchnia srebrnego globu lśniła białym światłem, intensywniej niż kiedykolwiek. Nie mogłem oderwać od niego oczu. Księżyc... pełen niegasnącego, pięknego blasku. Dawał nam życie przez wieki. Obok mnie Sea zaczęła śpiewać. Na dźwięk jej głosu wszystkie wilki przestały wyć. Wsłuchałem się w jej piosenkę. Nie rozumiałem słów, ale coś podpowiadało mi, że jest o księżycu. Po dłuższej chwili pozostałe wilki dołączyły do niej. Całe niebo pochłonęły głosy wilków. W końcu ja też zacząłem nucić, a później śpiewać. Mój głos nie mógł się równać z Seanit, ale starałem się ze wszystkich sił. Symfonia naszych głosów rozchodziła się echem przez wiele kilometrów. Coraz więcej wilków dołączało do nas. Usłyszałem Tyvsę i Elen. Wszyscy razem śpiewaliśmy aż do wschodu zarysu słońca. Poblask księżyca wtedy trochę zgasł i stopniowo wilki odchodziły. Mnie zaczęło boleć gardło, nieprzyzwyczajone do takiego wysiłku i też przestałem. Na samym końcu została Sea. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w jej głos. Nie był już tak czysty jak na początku, ale i tak był cudowny.
-Zasnąłeś?-nagle przestała.
-Co? Ja? Nie no co ty. Ja... em wsłuchałem się w twój głos-odparłem zakłopotany.-Nie spałem, naprawde. Przy twoim anielskim głosie nikt nie może zasnąć, bo nie chcą stracić ani sekundy- wymsknęło mi się, zanim zdążyłem ugryść się w język.
-Bez przesady, na pewno ktoś śpiewa lepiej ode mnie, tylko nikogo takiego jeszcze nie spotkałeś- zarumieniła się.
-Przejdziemy się?-próbowałem zmienić temat, w końcu obiecałem jej, że będzimey tylko przyjaciółmi.
-Jasne-odpowiedziała i razem powędrowaliśmy w stronę zamku.
-Też to słyszysz?-spytała się nagle Sea gdy byliśmy przy wejściu.. Wsłuchałem się. Słyszałem tylko śpiew ptaków, szum liści i... wycie wilka. Natychmiast pobiegłem w stronę tajemniczego ujadania. Dobiegało z ogrodu zakochanych. Poczułem zapach krwi. Przybiegłem na miejsce i zobaczyłem Pata leżącego w kałuży krwi. Przystanąłem. Po chwili dobiegła do mnie Seanit. Otrząsnąłem się i podszedłem do basiora. Jego łapa była wygięta w nienaturalny sposób. Nie znałem się za bardzo na medycynie, ale ma moje oko wyglądało to na złamanie, które trzeba będzie odpowiednio nastawić. Szybko przypomniałem sobie pierwszą pomoc w przypadku złamań otwartych. Chwyciłem najbliższy większy liść, obandażowałem nim rękę i unieruchomiłem ją. Zabiezpieczyłem wystającą kość tak, aby nie mogła się przemieszczać. Brzydziłem się, ale czego się nie robi w krytycznych sytuacjach. Zastanowiłem się co dalej. Zrobiłem pierwszą pomoc. A teraz... no tak! Chwyciłem, teraz już nieprzytomnego, Pata i pobiegłem z nim na plecach do komnaty Sana...
<Pat?>