Miałam się stawić wraz z innymi wilkami na zamku i przygotować się do ataku. Ale po co? Zawsze działałam na własną rękę i to się nie zmieni.
-Kano, chcesz walczyć to idź, ale potem się umyj.-chłopak zrobił do mnie zdziwioną minę.
-Nie mówię że musisz-powiedziałam i ruszyłam w las. Mój przyjaciel ruszył ze mną. Byłam pewna że tak będzie, nie chodziło tu tylko o to że nie umie walczyć ale, że nie zostawił by mnie samej. Zwłaszcza podczas wojny gdzie co chwila dochodzi do rozlewu krwi. Mimo że udało mi się w miarę opanować podczas akcji z Caspianem to wolałam nie ryzykować, dla swojego dobra jak również innych. Kas co się dzieje? Czemu myślisz o innych?-mówiła moja podświadomość. Co? Hahah nie, gówno mnie oni obchodzą!-odpowiedziałam jej. Czyżby stara Kas wracała? Haha nie pozwolę jej, a nawet jeżeli jej się uda to pokonam ją raz na zawsze. Zrobiłam to raz bez problemu, jak widać za słabo się postarałam.
-Dokąd zmierzamy?-z zamyślenia wyrwał mnie głos Kano. W sumie nie byłam pewna gdzie idziemy. Byle daleko.
-A masz jakiś pomysł?-spytałam.
-Um, zastanawiam się nad tamtą polanką.-powiedział i wskazał na pobliski rozciągający się na kilka kilometrów pasek zieleni.
-Tak, może jeszcze zaczniemy krzyczeć "TU JESTEŚMY MOŻECIE NAS ZAATAKOWAĆ".-obróciłam łeb w jego stronę.
-Przecież nic by ci nie zrobili, z resztą jesteśmy już daleko od pola bitwy.-nie ustępował.
-Nie wiem co takiego widzisz w tej polanie ale niech już będzie.-odpuściłam i skręciłam na polanę otoczona zewsząd lasem. Niebo było prawie czarne, na polanie wiał mocny lecz przyjemny wiatr który kołysał gałęziami drzew. Na środku polany był mały zaciemniony łuk drzew. Jak że zawsze lubiłam być ukryta udałam się w tamtą stronę. Na miejscu było kilka głazów otoczonych brzozami.
-I co? Podoba się?-zapytał Kano stojący tuż za mną.
-Ujdzie-parsknęłam i ułożyłam się na jednym z kamieni. Po niedługim czasie zasnęłam\llóyuy.
~~•○●○•~~
-Kas! Kas! Oni tu są!-obudziły mnie krzyki towarzysza. Po chwili dotarły do mnie jego słowa.
-Mówiłam ci przecież że łatwo nas znajda.-powiedziałam nie wzruszona.
-C-co teraz?-widać było ze Kano był przerażony.
-Nam nic nie będzie, ale widzę parę naszych więc po prostu bym się przeniosła.-zaskoczyłam z głazu i ruszyłam w stronę przeciwną pd walczących wilków i ludzi.
Szlam przed siebie w spokoju, kawałek dalej szedł Kano.
-Nie wstyd ci?
-Mi? Niby czego?-zdziwiłam się.
-Wataha do której należymy przelewa krew za te tereny a ty po prostu ich ignorujesz.-czarny kot parsknął i zawrócił.
-Kano, co ty robisz? Jeszcze niedawno narzekałeś na liczną ilość wilków i na to że codziennie musisz na jakiegoś wpadać.
-Tak, ale już się przyzwyczaiłem, w sumie to nie takie złe, fajnie mieć czasem po swojej stronie więcej niż jedną osobę.-kot przybrał formę chłopaka a z kieszeni wyciągną sztylet.
-Jak tam sobie chcesz. W razie czego uciekaj w moją stronę.-zawróciłam, i ruszyłam w stronę miejsca w którym jeszcze niedawno spalam. Blond włosy chłopak ruszył w stronę wrogów. Mimo wszystko mój towarzysz sprawnie wymachujac nożem co jakiś czas pokonywał wroga. Po niedługim czasie z pola bitwy wiatr przyniósł do mnie jakże kuszacy zapach krwi. Zaczęło mi to dokuczać więc postanowiłam że wrócę do lochu. Tam nic mi nie bedzie i uwolnie sie od zapachów oraz tefo całego widowiska. Nie obchodzi mnie ich wojna, mam własną.