Wszystkie wrogie wilki rzuciły się na mnie. Oczy lśniły im na czerwono. Coś kierowało ich ciałami. Byli wieloma ciałami pod władzą jednego umysłu. A ten umysł chciał zabić mnie. Wbiłam miecz w ciało wilka stojącego po mojej prawie. Jego krew obryzgała moją zbroję. Rąbałam, rżnęłam, krajałam, siekałam, przecinałam, rozpłatałam, ciachałam, miażdżyłam, dźgałam ostrzem, pchałam głębiej w ciało, rozpruwałam flaki, przyozdabiałam rubinową smugą. Jednak mój organizm miał swoje ograniczenia. Nie mógł znieść tempa jakie mu nadałam. Zaczęłam się męczyć. Oddech miałam urywany. Moje ruchy były wolniejsze i słabsze. Kilka pazurów zdążyło mnie dosięgnąć. Biały wilk się na mnie rzucił. Opadłam na trawę, wyrzucając go kopnięciem za siebie. Drżącymi rękami wyjęłam strzykawkę z kieszeni. Oblizałam wargi ze zdenerwowania. Coraz więcej przeciwników. Nie dałabym sobie rady. Musiałam łudzić się myślą, że Zero i Killer mnie obronią. Boże, to brzmi jakbym była delikatną księżniczką. Wcale się tak nie czułam. Wbiłam sobie narkotyk w nogę i nacisnęłam, wlewając płyn do mojego ciała. Poczułam ciepło. Przez moje żyły przebiegała energia. Moc, o wielkiej sile. Wstałam i wyciągnęłam drugą saksę. Uśmiechnęłam się złowieszczo. Zastrzyk energii miał wielką moc. Moje sztychy, wypady, bastllery, sinistry, flinty oraz kontrwypady były robione z gracją i zabójczą siłą. Zbierałam żniwo śmierci. Zero i Killer przestali walczyć. Wrogowie ginęli od mojego miecza. Podbiegł do mnie większy od innych wilk. On nie miał czerwonych oczu. Myślał samodzielnie. Jego brunatna sierść była zaplamiona krwią. Przez chwilę okrążaliśmy siebie. Rzucał mi wyzwanie. Niespodziewanie wyskoczył do przodu. Uchyliłam się i wykonałam zwód. Walka była zacięta. On używał wszystkiego: pazurów, kłów, barków, głowy, byle tylko mnie zniszczyć, wykończyć. Czułam, że zawartość strzykawki przestaje na mnie działać. Niczym jastrząb, spadający z przestworzy na bezbronnego, niczego nie spodziewającego się królika, który właśnie wyszedł z nory pożywić się trawą, marchewkami, korzonkami albo czymś innym, tajemniczym, mrocznym i nieznanym X, uniosłam swoje saksy, na runicznych ostrzach, na których połyskiwały symbole nieznanego znaczenia, uniosłam je do góry. Uderzyłam pionowo i przecinając go na pół. Narkotyk przestał działać. Moje ciało zmieniło się w kamień. Nie mogłam się poruszyć. Upadłam na trawę, zabarwioną czerwoną posoką. Umysł miałam normalny, jednak ciało nie chciało mnie słuchać. Zero i Killer podbiegli do mnie. Zero pochylił się nade mną.
-Elen, powiedz coś nie umieraj!-powiedział zdenerwowany. Nie wiedział co się stało- Kto cię zranił?! Co się stało?! K*rwa mać!
Martwił się. Było mi go naprawdę żal. Jednak nie mogłam wydusić z siebie, ani słowa wyjaśnienia. Rzucili się na nich. Miecz leżał zarazem tak blisko, a tak daleko.
- Killer! Ty z prawej, ja z lewej! -wykrzyknął Zero i zaczął walczyć. Krew bryzgała na mnie. Kilka kropli wpadło mi do gardła. Wielkim wysiłkiem udało mi się nie udławić. Chyba nigdy nie zapomnę słodko-gorzkiego posmaku krwi, spływającej mi przez przełyk. Najgorsza była sama świadomość, że wypiłam krew wilka, mojego pobratymcy. Ostatnie niedobitki wilków uciekły. Tylko jeden odważniejszy, albo głupszy, przebiegł obok Killera i Zero, skoczył na mnie i wbił mi zęby w brzuch. Zbroja wcisnęła mi się w żebra. Nie czułam niczego. Moje ciało zadrgało mimowolnie. Taka bezsilność. Nie potrafiąc się obronić. Miałam ochotę krzyczeć z frustracji, a nawet tyle nie było mi dane.
- Elena! -krzyknęli Zero i Killer jednocześnie. Podbiegli do mnie i odrzucili wilka na bok. Killer wykończył atakującego, zamieniając go dotykiem w szkło. No, prawie. Tylko głowa zamieniła się w to tworzywo. Reszta ciała wierzgała się chwilę, a potem opadła.
- Musimy ją stąd zabrać -rzekł Killer. Zero tylko przytaknął. Zmienił się w człowieka i podniósł mnie z ziemi.
- Spokojnie. Spokojnie -mruczał trochę do mnie, trochę do siebie. Chciałam mu powiedzieć, że nic mi nie jest, ale usta nie usłuchały rozkazu.
- Znasz jakieś dobre miejsce, żeby ją ukryć? -zapytał Zero. Marszczył brwi, gdy się denerwował.
- Lodowe Tunele -odpowiedział szybko Killer. Mój głowa opadła do tyłu. Hełm spadł mi z głowy, włosy wyślizgnęły się spod źle zaplecionej kitki, fruwając za mną. Nie mogłam podnieść głowy, żeby widzieć w którą stronę idziemy. Zdarzyło się coś, czego nie zapomnę. Zasnęłam z otwartymi oczami. Straciłam świadomość. Obudziłam się w jakiejś jaskini. Zero siedział koło mnie, bawiąc się moją bronią. Twarz miał ściśniętą strachem i napięciem. Poruszyłam się. Nareszcie moje ciało, zaczęło mnie słuchać. Miało też to swoją gorszą stronę. Poczułam ból w klatce piersiowej.
- Boli mnie -wyjąkałam. Nadal byłam bardzo słaba.- Zdejmij... zbroje.
Zgnieciona zbroja wbijała mi się boleśnie w żebra. Oddech miałam ciężki. (Tak jak powiedział chirurg sadysta) Mężczyźni to najmniej domyślne stworzenia na ziemi. Jeśli im nie powiesz, to się nie domyślą. Ale i tak ich tolerujemy. Bo bez nich byłoby nudno.
- O -wyjąkał tylko Zero i silnym ruchem rozwalił mi zbroję na dwoje. Od razu zwymiotowałam krwią na lodową posadzkę. Zero przyglądał mi się z niepokojem.
- Elena... Co się stało? -spytał delikatnie. Wytłumaczyłam mu całą sytuację. Pod koniec opowieści tylko kiwnął głową.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Nawet nie myślałam, że jej użyje. Przepraszam.
Lniana bluzka nie dawała wystarczającego ciepła. Zadrżałam z zimna.
- A gdzie Killer? -zapytałam słabo.
- Pobiegł poszukać jakiś bandaży.
- A.
Cisza wibrowała wśród ścian. Znowu zadrżałam. Zero objął mnie ramionami. Był bardzo gorący, co powinnam uznać za nienaturalne, ale byłam zbyt osłabiona, żeby się tym przejmować.
- Zero... -zaczęłam niepewnie.
- Tak?
- Ja przez chwilę bałam się, że tam umrę.
<cd. Zero i Killera>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz