-Znów będziesz grał z wujkiem?-spytałam się go. Podniósł głowę aby na mnie spojrzeć uśmiechnęłam się do niego.
-Owszem, matko, wuj Mars chce nauczyć mnie myśleć strategicznie-jak zwykle odpowiedział zgodnie z etykieta panującą w Henhold, czyli z dystansem do osoby wyższej ranga. Westchnęłam, to smutne ze mój syn musi mnie traktować jak zupełnie obca osobę, ale nie mogę nic na to poradzić, sama wybrałam to miejsce na jego wychowanie.
-Seanit znów odwołała lekcje tańca- ni z tego ni z owego, dobiegło do mnie to zdanie. Spojrzałam w miejsce z którego się wydobyło. W drzwiach stał Maki i patrzył na mnie, nie zadowolony-zrób coś z tym bachorem, ja nie mam już siły, a ty się tu wylegujesz-spojrzałam na niego spod łba. To jego problem, on miał odpowiadać za jej naukę nie ja.
-To twój obowiązek, ty jesteś jej ojcem-spojrzał na mnie z dezaprobatą, a potem podszedł do mnie i mocno chwycił za włosy. Henhold zmienia. Dobrze powiedziane, ale zmienia tylko tych zrodzonych z mroku. Wypełnia ich całą duszę ciemnością i powoduje że powoli gubią siebie. Tak właśnie stało się z nim. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam, ale boli mnie to jak traktuje mnie jak zwykłą służącą i bolało mnie też jak po kolei zabijał nasze dzieci, bo "mogły zabrać mu władze".
-A ty pieprzoną matką i masz się nią zająć!- mocno uderzył moja głową o oparcie sofy. Spojrzałam na Nico, patrzył z nienawiścią na ojca, jednak nie odezwał się nawet słowem. Wiedział, że dostało by mi się wtedy bardziej. Nawet ja nigdy z nim nie walczyłam, nie chciałam zrobić mu krzywdy. Za bardzo go kocham, aby coś mu zrobić. Spojrzałam mu w oczy, płonęły one nienawiścią i chęcią mordu. Maki zawarczał na mnie, a potem znów uderzył mną o oparcie. Nagle coś w nim pękło, poczułam że cały drży, a potem spanikowany patrzy na mnie i przyciąga do siebie. Mocno mnie przytula.
-Przepraszam, ja nie chciałem- szepcze, delikatnie głaszcząc mnie po bolącej głowie, z której powoli ściekała krew. Cała dygoczę, nadal się go boję. Dawno nie miał tak mocnego ataku, to znaczy dawno z nim nie rozmawiałam dłużej niż sekundę. Po moim policzku zaczęły ściekać łzy. Dlaczego nie mogę choć raz zaznać szczęście? Co ja takiego zrobiłam temu światu? Chłopak pocałował mnie w czoło, a potem wypuścił ze swojego uścisku.
-Nico, idź po lekarza- powiedział spokojnym głosem do mojego syna. Usłyszałam, że młody szybko podniósł się z miejsca i ruszył korytarzem. Spojrzałam na swojego męża. Jego twarz była cała w mojej krwi, ręce też ociekały mu czerwonym płynem. Spojrzałam mu w oczy, żeby sprawdzić czy nic mi nie zrobi. Od jego ślepi zionął spokój, lekko się rozluźniłam i przysunęłam do niego. Po mimo tego co mi zrobił i tak nadal czułam się przy nim bezpiecznie. Bogowie się nie rozwodzą, zawsze się kochają nie ważne co by się stało. Pieprzona przysięga posłuszeństwa, dzięki niej stajemy się dla siebie nawzajem niewolnikami, uwięzionymi razem na wieki. Nie ważne jak daleko bym uciekła, jak dlatego on by poszedł, zawsze jakoś się odnajdziemy, a osobno będziemy słabi. Mocno wtuliłam się w jego pierś, cicho westchnął.
-Jestem, panie- usłyszałam głos Evalyn, jednej z tutejszych lekarek. Nadal nie mogę pojąć po co w podziemiach lekarze, przecież wszystko leczy się tutaj samo i to w bardzo szybkim tempie. Chłopak odsunął się od mnie i wstał z kanapy. Przed oczami miałam mroczki, więc gdy podeszła do mnie lekarka, nie mogłam widzieć co ze mną robi, więc siedziałam jak kłoda i dawałam jej robić ze sobą wszystko co chcę. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Cicho jęknęłam gdy Evalyn zaczęła oczyszczać rany które powstały na mojej głowie. Nagle dotarł do mnie krzyk mojego syna, a potem poczułam, że coś wbija się w moją klatkę piersiową. Zrobiło się ciemno, a ja cały czas słyszałam krzyk Nico.
~*~*~
Szybko machnęłam ręką, tak aby strażnik obok nie zdążył krzyknąć. W jego stronę poleciały czarne stróżki dymu, a potem mężczyzna powoli opadł na ziemię. Obejrzałam się za siebie. Nico i Jilin, patrzyli z przerażeniem na mężczyznę. Wiedzieli, że go zabiłam. Moja moc w Henhold staje się na tyle potężna, że nie mogę ogłuszać, a śmierć zadaję… tak po prost. Przebiegliśmy przez dobrze znany mi korytarz. Wokół nas dobiegały pośpieszne kroki. Odkryli, że zniknęłam. Poczułam, na sobie rękę syna. Zatrzymał mnie. Nagle na przeciwnym korytarzy przebiegli strażnicy. Spojrzeli w naszą stronę jednak, nie zwrócili na nas uwagi. Nico musiał wytworzyć tarcze, która sprawiała, że byliśmy niewidzialni. Spojrzałam na niego, ciężko dyszał. To wystarczyło mi jako potwierdzenie, że to jego sprawka. Ruszyliśmy dalej. Nasze kroki mieszał się z krokami strażników. W końcu udało nam się dobiec do sali przyjęć. Byliśmy bezpieczni.
~*~*~
-Jeszcze raz, bo nie mogę w to uwierzyć- powiedziałam, do Jilin, a ona cicho westchnęła.
-Maki, chciał cię zabić. To znaczy byłaś prawie martwa, stanęło ci serce. Całkowicie stracił panowanie nad sobą, a potem powiedział, że ma tego dość i wyszedł gdzieś, wcześniej pobił też Nico, ale nie było to nic poważnego- moje całe bezpieczeństwo legło w gruzach. Musiałam uciekać z miejsca, które nazywałam domem. Rozejrzałam się po miejscu w którym byliśmy. Zewsząd otaczały nas drzewa.
-Musimy gdzieś się ukryć
-W Cailte przyjmą nas z otwartymi rękoma
-Nie mogą wiedzieć kim jestem
-I tak nas przyjmą, moja matka tam rządzi
-To dobrze- podniosłam się z ziemi i zaczęłam tworzyć swoją nową postać. Moje ręce zaczęły zmieniać się w łapy. Jedyne czego nie umiałam zmienić to swoich oczu. Za długo siedziałam, w postaci Boga. Spojrzałam na Nico, doszłam do wniosku że jego wygląd może zostać zwykłym. Wystarczy, że zmieni się w wilka. Wątpię, żeby Maki szukał nas tak daleko.
<Ktoś chce się na nas napatoczyć, w lesie lub w Cailte? Przypominam, że macie nas nie rozpoznać ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz