niedziela, 19 kwietnia 2015

Od Eleny- c.d Isil

Isil uśmiechnęła się do mnie niepewnie i podążyła za mną, lekko zdenerwowana. W czasie drogi opowiadałam jej o watasze, starając się rozluźnić atmosferę. Nasza rozmowa brzmiała mniej więcej tak:
- Kiedyś nazywaliśmy się Watahą Wiecznego Księżyca, ale była wojna (tłumaczenie) a teraz jesteśmy Watahą Bogów Śmierci.
- Yhy.
- Naszymi Alfami są Pat i Elise. Ale są zajęci sprawami, o których nie mam pojęcia, więc większość osób przychodzi albo do mnie albo do Zero.
- A.
- Możesz wybrać sobie kim chcesz być, a mamy dużo wolnych miejsc.
- Aha.
I tak dalej i tak dalej. Wilczyca starała się nie odzywać. Może bała się, że palnie jakąś głupotę. Jej aura miała sraczkowatozielony kolor. Zmieszanie. Doszliśmy do mojego domu. Było to połączenie ludzkiego domu z wilczą jaskinią. Teraz, gdy Słońce wróciło, a szczeniaki zaczęły się rodzić z mocami, zmienianie postaci było o wiele naturalniejsze, niż wcześniej. Czasami potrafiłam zgasić ogień w kominku, jako wilk, ściągnąć garnek z metalowych podpórek, jako człowiek i jako wilk zanieść potrawkę do jadalni. A to wszystko jednym ruchem. Popchnęłam drzwi i weszłam do środka.
- Mieszkasz tu? -zapytała Isil, przyglądając się tajemniczym runom wymalowanym na drzwiach.
- Ja, mój partner i moje dzieci -odpowiedziałam i ruchem ręki pokazałam, żeby weszła do środka. Zrobiła wielkie oczy.
- Masz dzieci? Nie wyglądasz tak staro -stwierdziła. Zaśmiałam się. Polubiłam ją.
- Dziękuję. Cóż, dość... młodo zaszłam w ciążę -zarumieniłam się. Ten temat był bardzo delikatny.- Aktualnie mam 26 lat, a moje dzieci po 6.
- Uff -westchnęła wadera z ulgą.- Już się bałam.
Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Czemu tu przyszłyśmy? Nie miałam iść do Alfy? -zapytała Isil, siadając na dywanie obok mnie.
- Miałaś. Ale Elise i Pata nie ma na razie. Poszli paktować z jakimiś dzikimi ludami północy. Będą za dwa dni. Będziesz mogła u mnie przenocować, jeśli chcesz.
- Ale czy to nie będzie dla was problem? -upewniła się z troską.
- Nie. Myślę że Ivan i Airis będą zachwyceni. Zero jedzie dzisiaj do swojego kuzyna Rahmiego, więc raczej dla niego to nie robi różnicy.
- Coś wspominałaś o Zero. To twój mąż?
Spłonęłam rumieńcem. Zero nie był moim mężem. Nie wiem, czy nie chciał się ze mną ożenić, a ja nie naciskałam. Postanowiłam dać mu trochę czasu. Jednak kochałam go mocno, nawet mimo tego że nie byliśmy małżeństwem.
- Nie. To mój partner.
Gdy zamilkłyśmy w domu zrobiło się nagle strasznie cicho.
- A gdzie są bliźniaki? -spytała Isil. Położyła głowę na łapach i patrzyła na mnie spokojnym wzrokiem. O mało nie zapytałam: Jakie bliźniaki?, gdy zorientowałam się, że oficjalna wersja wydarzeń podaje, że Airis jest siostrą Ivo. Kochałam ją, jak własną córkę, ale nadal pozostawała potomkinią Lysterii.
- Są z Zero na polowaniu. Ja też byłam, zanim zobaczyłam ciebie. Odstawi ich do domu i pójdzie.
- Kto to Rahmi? -zaciekawiła się Isil. ,,Nie chcesz wiedzieć.” pomyślałam, ale zanim zdążyłam otworzyć pysk, ktoś zapukał do drzwi. Wymieniłyśmy zdziwione spojrzenia, a ja wstałam i uchyliłam drzwi. Na zewnątrz stał Lucas. Na oczach miał okulary pilotki, które dałam mu bardzo dawno temu. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę. Podał mi list. Był już rozpieczętowany.
- Tak mi przykro -wyszeptał czerwonowłosy. Z lękiem w sercu wyjęłam cienki papier z koperty. Zaczęłam czytać.

,,Droga Eleno,
Prawowita następczyni stanowiska Alfy, córko Adamasa i Tryniti, posiadaczko wielu imion w tym:
Pani Aur, Wracająca z Zaświatów, Przyjaciółka Bogini, Ratująca Niewinnych.
Mamy zaszczyt poinformować Cię, że twój brat, Caleb, były Alfa Watahy Bractwa Szepczących, zmarł. Powodem jego śmierci była choroba psychiczna, na którą cierpiał od lat. W końcu popełnił samobójstwo. Informujemy Panią, że musi się Pani stawić 2 tygodnie od otrzymania listu w Kaplicy Medei. Tam odbędą się zawody, walki o władzę, które wyłonią kto z 3 krewnych Alfy jest najlepszy na to stanowisko. Pani, Pani Kuzynka Faria i jej brat, Corpus.

Z poważaniem,
Mnisi Szepczących.

Czułam się, jakbym dostała obuchem. Krew odpłynęła mi z twarzy i zachwiałam się. W ostatniej chwili Lucas mnie złapał. Ułożył mnie na ziemi i głaskał mnie po włosach z troską i współczuciem.
- Co się stało? -zapytała Isil, podbiegając do mnie. Złapałam ją za rękę.
- Caleb... nie żyje -wyszeptałam. Po głowie chodziły mi tylko te makabryczne słowa. Caleb nie żyje. Caleb nie żyje. Wysłałam myśl do Takahiro: Znajdź Zero. Szybko.
Drgawki zaczęły obejmować moje ciało. Umarł. Już go nigdy nie zobaczę. Nie darzyłam go zbytnią sympatią, ale był moim bliźniakiem. Czułam się, jakby ktoś i mnie zabił. Zaczęłam krzyczeć. I jeszcze miałam zostać Alfą. Tylko ja tego nie chciałam. Problem w tym, że Faria i Corpus zniszczyli by tę Watahę w ciągu 2 dni.
- Caleb nie żyję -powtórzyłam rozdzierającym głosem. Moje wrzaski nie ustawały. Ciało przestało mnie słuchać. Chyba coś mnie zabijało.

<cd. Isil i Zero>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz