Spojrzałam Airis prosto w oczy. Ona
nie wiedziała, że zrobiła źle. Od zawsze była niezrównoważona
psychiczne. Podejrzewałam to od czasu, gdy próbowała wrzucić Ivo
do kociołka z wrząca wodą, krzycząc: Kąpiel!
- Airis, co ty wyprawiasz? -zapytał
Zero i chciał wyrwać małej różdżkę. Airis jednak przytuliła
patyk do serca i ugryzła dłoń Zero. Chłopak nawet nie krzyknął.
Rzucił mi pytające spojrzenie. Zrzuciłam z siebie kołdrę i
podeszłam do swojej … ,,córki”.
- Wyjdź -Moje spojrzenie było
stalowe. Airis przez chwilę się wahała, ale gdy zrobiłam krok w
jej stronę, uciekła, uprzednio wystawiwszy mi język. Odwróciłam
się w stronę Lysterii. W jej oczach wyczytałam wściekłość i
skrywaną rozpacz. Nawet nie musiałam czytać z oczu. Jej aura
wszystko zdradzała.
- A więc chcesz się zabić -mruknęłam
z pogardą.- I myślisz, że to coś pomoże?
- Przeżyłam o wiele więcej od ciebie
-warknęła.
- Jak się zabijesz to trafisz do
Henhold. A kto tam pracuje? -zapytałam z ironią. W oczach Lys
zabłysł ból i zrozumienie.- Tak! Twój kochany Anubis! Myślisz,
że po śmierci będzie ci łatwiej? Mylisz się.
Lysteria dyszała z wściekłości.
Nachyliłam się i szepnęłam jej do ucha:
- Nie podejmuj niewłaściwych decyzji,
póki nie wrócę, dobrze?
Minęłam ją w drzwiach. Przeszłam do
kuchni, gdzie spotkałam Ivo. Mój syn uśmiechnął się do mnie i
zapytał:
- Czemu się kłóciliście?
- Nie kłóciliśmy -odparłam.
Wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu.
- Jasne -parsknął i wyjął z lodówki
mrożony sok. Jego kasztanowe włosy lśniły, a oczy się śmiały.
Nie wierzył mi.
- Wiesz, gdzie są moje
amulety?-zapytałam, starając się skierować rozmowę na inne tory.
Mimo bardzo młodego wieku Ivan czasami zachowywał się doroślej
niż powinien.
- Mówisz, mamo, o tych? -Uniósł rękę
na której wisiały moje talizmany. Rzuciłam mu pobłażliwe
spojrzenie i zgarnęłam moją własność. Od razu gdy założyłam
amulet od Jupitera, usłyszałam w głowie jego głos.
,, Witaj, córko. Dawno nie
rozmawialiśmy.”
,, Jasne, aż cały jeden dzień.”
pomyślałam z irytacją.
,, Mówisz tak samo, jak Rea. Z taką
samą ironią. ” Melancholia w jego głosie była, aż nadto
wyczuwalna.
- Gdzie Isil? -spytałam.
- Chodzi ci o tą białą waderę,
mamo? -upewnił się Ivo. Pokiwałam potakująco głową.- Rozmawia
na zewnątrz z Lucasem.
Podziękowałam mu skinieniem głowy i
wyszłam przed dom. Nowa rozmawiała z moim przyjacielem.
- Isil, mam dla ciebie propozycję.
Chciałabyś ze mną pojechać... na to rodzinne spotkanko?
-zaproponowałam. Otworzyła usta ze zdumienia.
- Ja? Ale znasz mnie...
- Nie ważny jest dla mnie czas
znajomości -przerwałam jej.- Ale to jakie wrażenie odczuwasz. Cóż,
jesteś przynajmniej normalna. W przeciwieństwie do niektórych.
- No.. dobrze -wyjąkała, ale chyba
cieszyła się, że może się stąd ulotnić.
- Wyjeżdżamy za godzinę -rzuciłam.
- Czekaj.. Co? -zdumiała się Isil, a
z nią Lucas i Zero, który do nas dołączył.
- Za godzinę? -wydukali jednocześnie.
Przewróciłam oczami.
- Tak. Zdążę się spakować i
wyruszamy. Kaplica Medei jest bardzo bardzo daleko. Daleko za
granicami. Nawet Takahiro nie byłby w stanie nas tam zanieść. A
teraz przestańcie gadać.
,, Umiałbym was donieść.”
powiedział do mnie feniks, przysłuchując się całej rozmowie.
,, Wiem, ale muszę stąd się
wydostać, jak najszybciej. Im dłużej tu zostanę tym więcej osób
zdenerwuje. Zaczynając od Lys.” pomyślałam z goryczą.
Podeszłam do Zero i pocałowałam go.
- Poradzisz sobie -szepnęłam mu do
ucha.
<cd. Isil i Zero>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz