-Pat, co ja mam zrobić z tą naszą Deme?- spytałam się męża, gdy wszedł do sali.
-Co tym razem zrobiła?- spytał spokojnie, zajmując swoje miejsce koło mojego, przyciagnał mnie do siebie delikatnie i pocałował. Westchnęłam, ten gest zdawał mi się tak nie naturalny, tak nie na miejscu.
-Ona nic, z reszta tak samo jak my
-Wiesz, ze ona wie że tak ma być?
-A wiesz że jednak nie wie?- odparłam drwiącym głosem
-Jej życie jest takie od zawsze, przyzwyczaiła się
-Problem w tym, że nie- Pat się skrzywił. Drzwi do sali otworzyły się, a do środka wszedł jeden ze strażników, informujący o tym że ktoś chce się z nami widzieć. Kiwnęłam do niego głowa na znak że ma ta osobę, bądź osoby wpuścić. Gdy zniknął zza drzwiami aby, przyprowadzić tu przybyszów, zrezygnowana przyglądałam się drzwiom, które po paru sekundach otworzyły się na oścież, a przez nie do środka weszła dwójka śmiesznie ubranych ludzi. Dziewczyna i chłopak. Kobieta wydawała mi się dziwnie znajoma, moja przybrana siostra miała identyczne, niebieskie włosy i podobna postawa, którą pokazywała każdemu że z niego kpi, miała tez ten pewny siebie krok, identyczny do chodu Donie.
-Księżniczka Donie Roise, pierworodna córka króla ludzi, Eudoriusa II, następczyni tronu Crinsotu, a także właścicielka Perfect Trio Circus i jej towarzysz Sir Joker Don Victorius, właściciel Perfect Trio Circus- zapowiedział ich strażnik, a ja słysząc swoje dawne nazwisko, wytrzeszczyłam oczy. Przed mną stała dziewczyna, która uciekła z dworu ludzi, aby poświęcić się zbieraninie najgorszych przestępców tego świata, ukrywających się pod cyrkowym namiotem. Obydwoje ukłonili się teatralnie. Doni podeszła lekko do przodu, a Joker oparł się o pierwszy filar i skrzyżował ręce. Na jego twarzy gościł obojętny wyraz twarzy, za to na twarzy dziewczyny widać było, doskonale znany mi, kpiący uśmieszek.
-Jak doskonale widzę, w końcu zawitała do nas Czarna Królowa, władczyni półświatka całego świata- powiedziałam do niej. Moja "siostra" spojrzała na mnie spod łba.
-Odezwała się moja nieskazitelna, biała, siostrzyczka-parsknęła, a ja zgromiłam ją wzrokiem, na co ona tylko skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechnęła się szelmowsko.
-Wszyscy wyjść!-rozkazałam strażnikom, oni posłusznie wycofali się bocznymi wyjściami. Spojrzałam na Pata, patrzył na mnie niepewnie jakby zastanawiał się czy jego też dotyczy ten rozkaz, uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco, a on widząc ten gest spoważniał.
-Mała Elisia boi się widowni, Joker i ja tez mamy wyjść?-jej kpiący głos powodował, że cała wrzałam, jak mogła być tak pewna siebie, gdy była w moim zamku, w którym aż roiło się od straży-Nie boje się, bo wiem ze gówno mi zrobią-nawet nie poczułam kiedy przeniknęła do mojej świadomości... przecież ona jest nie magiczna! Nie mogła mi czytać w myślach, to musiał być zbieg okoliczności. Spojrzałam na nią, delikatnie kiwała głową.
-Kiedy?
-Co kiedy, siostrzyczko?
-Kiedy dostałaś moc?
-Nie dostałam tylko wygrałam. Pomniejszych Bożków łatwo jest oszukać- zaśmiała się i wysunęła z rękawa parę kart-To jak możemy tu wystąpić, czy nie?- jej twarz spoważniała, chwile bałam się ze stosuje na mnie jakiś czar, jednak nie odczułam żadnej zmiany. Całkowicie nie wiedziałam czego mam się po niej spodziewać.
-Od dosyć dawna, panuje u nas smutek, wiec czemu nie... ale jedno przewinienie ze strony twoich podwładnych, a wysyłam do was wojsko-powiedziałam przez zęby. Nie miałam wyjścia, wiele moich poddanych cieszyło się na wizytę cyrku. Donie, wszystko przemyślała, najpierw ogłosiła swoje przybycie publiczności, a potem mi. Sprytnie.
-Przyjaciół- wycedziła, a ja spojrzałam na nią zdezorientowana- nie żądze nimi, Elise, nigdy nie będę tego robić- powiedziała wściekle i odwróciła się do mnie tyłem, po czym szybkim krokiem ruszyła w stronę chłopaka, który z nią przyszedł, od samego początku nie zmienił on ani swojej pozy, ani wyrazu twarzy. Dziwna z nich para. Przy samym wyjściu Donie, na powrót odwróciła się w moja stronę i zmusiła do tego też swojego towarzysza. Zamaszyście ukłoniła się i z grymasem bólu wyszła przez drzwi. Chłopak uśmiechnął się do mnie i delikatnie ukłonił, po czym znów zmienił swoja minę, na wcześniejsza i szybko wyszedł.
-Pat, powiedz Sanarionowi, że jeden jego oddział ma pilnować ich obozu- powiedziałam do swojego męża, a on szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi, w których wcześniej zniknęli cyrkowcy. Westchnęłam głośno, to wszystko mnie przerasta, nie wiem jak Tyvsa dawała sobie z tym rade przez tyle lat i na prawdę nie dziwie jej się, ze uciekła gdy tylko nadarzyła się taka okazja.
<Alex?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz