-Co mnie to obchodzi jak jest w innych watahach?!- powiedziała kucharka. Była białą wilczycą o sierści tak białej jak śnieg. Jej ogon był bardzo długi, a uszy wysoko postawione. Była lekko zaokrąglona. Widać było, że nieźle jej się powodzi jako kucharce. Nagle spojrzała na mnie:
-A ty kto?- uważnie mnie obejrzała, po czym zwróciła się do Tyvsy- Co ten brudny, śmierdzący wilk robi w twojej komnacie, alfo?
Nikt nie ma prawa mnie tak nazywać. Zagotowałem się na twarzy, ale po kilku sekundach opanowałem się i wygarnąłem jej:
-Ja przynajmniej umiem sobie poradzić. Ty gdybyś żyła poza zamkiem zginęłabyś w 2 dni, a twoje futro też nie byłoby za ładne.- odwróciłem się do Tyvsy- Więc od dzisiaj jestem twoim doradcą, tak?
-Jak najbardziej- mrugnęła do mnie-Co proponujesz zrobić z Elen?
-Od kiedy ten chłystek jest twoim doradcą?!- oburzyła się biała wilczyca.
-Elen!- odpowiedziała tamtej alfa- Zachowuj się!
-Jeszcze czego! Najpierw próbuje ukraść nam złoto, a potem zostaje doradcą! Oburzające! Naprawdę!
-Wyjdź! Zaczekaj przed drzwiami! Już!-zdenerwowała się Tyvsa. Kucharka spojrzała mi w oczy,nie odwróciłem wzroku, po czym wyszła trzaskając drzwiami.
-Przepraszam za nią, nie zwolniłam jej jeszcze tylko dlatego, że dobrze gotuje. Taki talent zdarza się naprawdę rzadko-wyjaśniła czarna wilczyca- Masz jakiś pomysł co z nią zrobić?- spytała.
-Tak, porozmawiam z nią, jak to nic nie da zrobimy jej kilkudniowy "urlop" w pobliskiej wiosce. A co do braku pożywienia, kucharki i służące nie muszą jeść resztek. Powiedz mi, czy wszyscy zjadają wszystko co dostaną na talerzu?
-Nie-odpowiedziała- dużo jedzenia się marnuje.
-No właśnie, dlatego proponuje zrobić szwedzki stół, każdy bierze tyle, ile mu wystarczy. Najpierw nakładają sobie Alfy, potem Bety, Dowódcy, Doradcy, pozostałe wilki i na sam koniec służba. Jedzenie które się zostanie nie będzie wyrzucane, tylko z powrotem zostanie włożone do spiżarni. Co ty na to?- zapytałem.
-To dobry pomysł-odparła- Zajmij się tym. Masz moje poparcie.
Nie sądziłem, że się zgodzi, a jednak. Spojrzałem jej głęboko w oczy.
-W końcu mogę się na coś przydać- uśmiechnąłem się- pójdę już, pewnie masz dużo roboty, bycie Alfą na pewno jest męczące...
-Haha nawet nie wiesz jak-zaśmiała się.- Dzięki za pomoc.
Gdy wychodziłem usłyszałem cichy pomruk- Dobrze, że go wtedy nie zamknęłam w lochu.
Poszedłem dalej korytarzem. Nagle wpadłem na kogoś. To była Elen. Całkowicie o niej zapomniałem!
-Miałeś ze mną rozmawiać, a nie mnie deptać.- syknęła biała wilczyca.
-Przepraszam, zamyśliłem się, chodźmy- odpowiedziałem ze spokojem.
-To o czym chcesz rozmawiać?-zapytała ze złością.
-Najpierw ci coś pokaże-uśmiechnąłem się tajemniczo i ruszyłem do przodu. W końcu dotarliśmy do stajni.
-No i co dalej, chudzielcu?-spytała.
-Zobaczysz-odpowiedziałem.
Podszedłem do jednego z woźnic:
-Dzień dobry.
-Yyy... dzień dobry- zmieszał się.
-Mam jedno pytanie do pana, jedzie pan do wioski?
-Tak, tak, do najbliższej
-A czy mógłby pan podwiesić mnie i tą panią tam? Mamy ważną sprawę do załatwienia-wyjaśniłem. Woźnica nie był do końca przekonany.
-Zapłacę złotem- dopowiedziałem. Od razu się uśmiechnął i odparł:
-Oczywiście, że podwiozę nowego doradcę królowej, to będzie dla mnie zaszczyt! Ale powiedz mi tylko, złoto nie będzie skradzione, prawda?-zapytał podejrzliwie- Nie no żartowałem, nawet jeśli to co z tego! Haha- zaśmiał się.
-Mogę panu przysiądź, że każda moneta została uczciwie zapracowana przeze mnie.- wyjaśniłem.
-Dobrze, dobrze, nie trzeba, wierzę ci.- mrugnął do mnie.
-To kiedy w końcu wyruszymy?-spytała niecierpliwie Elen.
-Możemy nawet teraz.-odpowiedział jej woźnica.
-No to ruszajmy wreszcie!-krzyknęła-Zaraz się przykleję do tej podłogi!
Woźnica otworzył nam drzwi. Wsiedliśmy do wozu i ruszyliśmy w drogę do wioski.
***
Całą drogę przejechaliśmy w milczeniu. Dopiero gdy wysiadłem usłyszałem komentarz Elen:
-Najpierw mnie obraża na oczach alfy, potem depcze mnie na korytarzu, a później zabiera do jakieś rudery...
-Przynajmniej się dzisiaj nie nudzisz-zaśmiałem się.
-Super, mój wymarzony dzień-odpowiedziała ze złością.
-Masz ochotę coś zjeść?-zapytałem.
-Z tej ruiny? Pf przez gardło mi nic nie przejdzie.-wyśmiała gospodę.
-Oj co ci szkodzi, wolisz chodzić głodna to okej, ja idę jeść-ruszyłem w stronę wejścia do budynku. Gdy wchodziłem usłyszałem głos:
-Niech ci będzie-Elen ruszyła w moją stronę.
Razem weszliśmy do gospody.
-Dzień dobry-powiedziałem do wilczycy za ladą.
-Dzień dobry-uśmiechnęła się-Usiądźcie, co chcielibyście zjeść?
-Ja poproszę garść jagód, a ty Elen?
-A co jest?-spytała biała wilczyca
-Mamy jelenie, sarny, łosie, różne ptaki, króliki i jagody-poinformowała ją.
-To poproszę królika.
-Dobrze, poczekacie 30 min?-zapytała
-Jasne-odparłem.
Wilczyca poszła do kuchni.
-Mam nadzieję, że nie zepsują tego królika-powiedziała Elen-bardzo trudno go upolować.
-Wątpię-odpowiedziałem-Mogłaś wziąć jagody, nie musiałabyś się martwić-zażartowałem.
-Haha, w sumie racja-zaśmiała się.
-Dobrze, a teraz pogadajmy o moich planach co do watahy-uśmiechnąłem się tajemniczo-Wiesz co to szwedzki stół?
-Nie... Co to?
-To jest zwykły stół, na którym stoją różne potrawy, np. kurczak, jagody i jeleń. Chodzi w nim o to, że każdy po kolei podchodzi i nabiera sobie na talerz tyle jedzenia ile potrzebuje. Najpierw nakładają sobie Alfy, potem Bety, Dowódcy, Doradcy, pozostałe wilki i na sam koniec służba.
-Czemu my ostatni? To nie fair.-oburzyła się.
-Fair, bez obrazy, ale jesteście na ostatniej pozycji w hierarchii i dlatego jecie ostatni.-wyjaśniłem.
-Niech ci będzie. Cały plan wydaje się całkiem niezły, ale co potem zrobimy z tym jedzeniem, jeśli nie wszystko zostanie zjedzone?-zapytała
-Proste, znowu zostanie włożone do spiżarni.
-Mądre, jeśli chcesz porozmawiam z służbą o tym-mrugnęła do mnie.
-Już niosę-usłyszałem głos za sobą. Podeszła do nas tamta wilczyca-Proszę oto królik-Postawiła talerz przed Elen- i garść jagód- postawiła 2 talerz przede mną-Smacznego.
-Dziękujemy-odezwałem się i wziąłem się za jedzenie. Jagody były smaczne, ale nie równały się z tymi, które rosły na mojej polanie.
-Jak królik?-spytałem białą waderę.
-Całkiem całkiem, ale ja robię lepsze- zaśmiała się. Gdy zjedliśmy przyszła do nas kelnerka i zabrała puste talerze. W końcu nadszedł moment na który cały czas czekałem:
-Wiesz... przepraszam, że cię tak obrażałam. Wtedy byłam naprawdę nie w nastroju.
-Co się stało?-zapytałem.
-Dostałam list od taty, moja mama umarła.
-Ah, to wszystko wyjaśnia, bardzo mi przykro.
-Niepotrzebnie, od dawna chorowała, przygotowałam się na to, ale i tak to bardzo boli-zaczęła płakać.
-Spokojnie-podszedłem do niej i przytuliłem ją- Pamiętaj, zawsze będzie przy tobie. Jestem pewien, że teraz stoi obok ciebie, ale ty jej nie widzisz. Podszedłem do stołu i zostawiłem 2 monety.
-Co powiesz na spacer do zamku?-zapytałem
-Okej-uśmiechnęła się przez łzy. Spojrzałem na jej oczy. Zawsze fascynował mnie widok zapłakanych oczu, ale teraz chciałem tylko żeby przestała płakać.
-Chodźmy-powiedziałem.
Całą drogę rozmawialiśmy o królikach, jeleniach, spacerach i zamkach. W końcu dotarliśmy do zamku.
-Już?-zapytała ze zdziwieniem- Ale szybko doszliśmy- uśmiechnęła się.
-Faktycznie- zgodziłem się z nią. Nagle podeszła do nas szefowa kuchni, wyglądała na niezadowoloną.
-Elen, gdzieś ty była? Wszyscy z kuchni cię szukali, musimy szybko zrobić kolację dla Alfy. Zajmij się tym-rozkazała.
-Przepraszam, już zabieram się do roboty-powiedziała ze skruchą.
-No mam nadzieję-odpowiedziała jej szefowa i poszła w swoją stronę.
-Bardzo cię przepraszam, muszę już iść, było super-przytuliła mnie i pobiegła do kuchni.
-Nie ma sprawy-krzyknąłem za nią.
Polubiłem ją. Była naprawdę fajna. Ta myśl sprawiła, że pomyślałem o Seanit, o jej pięknym szaro-białym futrze, cudownym uśmiechu i złotych oczach, które skradały dużo tajemnic. Tak, ciągle byłem w niej zakochany...