-Tyv,co się stało?-wyglądała na zaniepokojoną
-Nie pamiętasz,jak umarłaś?
-Tyv,ona nie umarła,to ty umarłaś.Miałaś przywidzenia...chyba,albo złysen,ktoś tobą manipulował?Nie wiem,ale jej nic nie było-uśmiechnął się do mnie,od kiedy on się tak często uśmiecha...z resztą nieważne.Mocnej wtuliłam się w jego futro.
-Możesz mi opisać co widziałaś?-spytała Sea
-Tak-zaczerpnęłam powietrza-Gdy pobiegłaś,wróciłam do pokoju i położyłam się spać,po paru godzinach snu zostałam,przez,kogoś lub coś obudzona.<uwaga,wkleiłam wcześniejsze op...wiem ambitnie xD>-Wstań księżniczko...wstań-ze snu wyrwał mnie czyjś głos.Szybko podniosłam się i rozejrzałam po komnacie.Nie było w niej nikogo,wstałam z łóżka i podeszłam do okna,na niebie lśniło...słońce!Ja wariuję,po prostu wariuję,albo to tylko sen...zaraz się obudzę,a słońce zniknie.Zawsze znika...
-Ależ ty głupia,księżniczko,to nie sen-słońce zgasło-tylko rzeczywistość...którą mogę sterować-na niebie zaświecił księżyc i po chwili zgasł,wszędzie zrobiło się ciemno.Poczułam,że tracę siły.
-Słońce od magi,a księżyc od...życia!-mówił ten sam,nieznajomy głos
-Ale,ono nie mogło zgasnąć...Sea żyje...-usłyszałam trzask drzwi komnaty,odwróciłam się w ich stronę.W drzwiach stał Sanarion,pysk miał cały zakrwawiony,a na plecach niósł czyjeś ciało...czyjeś szare ciało-kogo masz na plecach?-głos mi drżał,znałam odpowiedź,jednak chciałam ją usłyszeć,nie mogłam w to uwierzyć.
-Twoją siostrę-uśmiechnął się.Czemu on się uśmiechnął?!
-Co się...stało?-zobaczyłam,w jego oczach satysfakcję
-Zabiłem ją-powiedział to tak,jakby udało mu się jako pierwszemu dobiec do mety
-Kłamiesz!-wrzasnęłam
-Mylisz się księżniczko-znów ten głos-on nie kłamie.Zapewne chcesz to cofnąć?-stałam wyprostowana i gotowa do ataku,czegoś czego nawet nie widziałam.Sanarion by mi tego nigdy nie zrobił,nie skrzywdził by Seanit-Sądząc po twojej determinacji wymalowanej na pysku,tak...Zabij się,to ona ożyje,a w raz z nią Moon,znów rzuci troszkę blasku na twoją krainę...a jeżeli nie przystaniesz na moje warunki,to i tak zginiesz,ale w raz z tobą cały świat...wszyscy których kochasz-uśmiechnęłam się,właściwie nie wiem czemu...a nie zaraz wiem,bo zażyczył sobie bardzo mało,coś błahego...już raz chciałam się zabić,innego razu nawet myślałam,że nie żyję.To będzie proste.
-Zgadzam się-zrobił zdziwioną minę
-To dobrze,jak planujesz odebrać sobie życie
-Nożem
-Dobrze,miło będzie się na to popatrzeć.Jakieś ostatnie pytanie,życzenie-spojrzałam na niego spod łba,jednak musiałam go o coś spytać:
-Dlaczego nazywasz mnie księżniczką?
-Bo taki powinnaś nosić tytuł...i planuję cię nią uczynić,po śmierci...może nie do końca księżniczką,ale królową...
-O co ci chodzi?
-Koniec pytań-przed mną wylądował nóż.Złoty,z rubinami w rękojeści,gdyby nie fakt do czego miałam go użyć,uważała bym tą broń,za coś cudownego.Wyczarowałam rękę z wody i podniosłam go.Było to dla mnie dziecinną zabawą,kiedyś się cięłam,więc miałam wprawę w operowaniu nożem...Przyłożyłam czubek noża do klatki piersiowej,tam gdzie powinno być serce,a potem kazałam wodzie wbić nóż pod skórę.Poczułam straszliwy ból,a potem żeby skrócić swoje cierpienie,wbiłam nóż głębiej,tak,że przebił mi całe serce.Zdążyłam jeszcze tylko spojrzeć na Sanariona i Seuś,a potem wokół zrobiło się ciemno...<koniec wklejenia>No a potem zobaczyłam Sanariona,resztę znacie-westchnęłam,to było takie rzeczywiste,takie prawdziwe.Tylko nie było prawdą...jak mogło nie być prawdą.Spojrzałam na nóż leżący na podłodze.Przecież on tu nadal jest.To musiało być na prawdę,musiało być na prawdę.Nagle w głowie usłyszałam,ten sam głos co przed śmiercią:
-To prawda,Tyv,to się zdarzyło
-Kim jesteś,czego chcesz!-krzyknęłam
-Ciebie,księżniczko
-Po co ci ja?-spojrzałam na Sanariona,patrzył na mnie z dezorientacją.Czemu on go nie słyszy?!
-Trudno jest być Bogiem Śmierci...wiecznie jest się samotnym,a wnuczka Suna,otworzyła by mi wrota do sławy
-Bogiem śmierci?-San zesztywniał.Odwróciłam łeb w jego stronę,miał spanikowaną twarz.
-Nie rozmawiaj z nim,Tyv on cię zniszczy-wtedy przypomniało mi się coś,coś co nie należało do mnie."Wciągnęło" mnie w siebie
<300 lat wcześniej,w Smoczym Zaułku>
-Sanrionie!Słońce gaśnie-krzyknął,głos który mnie prześladuje
-Nie może gasnąć,przecież Seth,na pewno nie zginął.Nie jest na tyle głupi żeby brać w tym cholerstwie udział-odpowiedział mu San i spojrzał w niebo.Słońce świeciło słabo.
-Powinieneś im pomóc-koło białego basiora,powił się inny,czarny
-Nie uważam tak,to ich walka
-Ale Sun cię prosił...-Sanarion mu przerwał:-Zginął bym,oni przyszli tępić dzieci bogów,w tym mnie-San,jest dzieckiem jakiegoś boga,że jak?Przecież to niemożliwe!Nie on...on nie może.
-To ja pójdę!Może chociaż Kendra przeżyje,jak chcesz zostań!-wilk zaczął bieg,a San za pobiegł za nim.
-Bracie stój,Maki stój!-krzyczał za nim basior,ale Sanarion przecież nie ma brata!O co tu chodzi,przecież on ma tylko siostrę,Auriel?!
-Nie!-odpowiedział mu Maki
-Zginiesz
-No i,chociaż będę z ojcem!-przystanęli,rozpoznałam to miejsce,byliśmy pod zamkiem Setha.Niebo wokół twierdzy było całe czerwone i wszędzie unosił się zapach krwi i spalenizny.Wilki dalej ruszyły szybkim marszem.
-Nie chcesz z nim być
-Bo co,bo jest zły,doskonale wiesz,że i tak po śmierci zajmę jego miejsce
-Chcesz sprzeciwić się Sunowi,przecież byłeś mu taki wierny
-Wcale nie muszę się mu sprzeciwiać
-Zło cie opęta,nasz ojciec taki nie był
-Ja go nie znam sprzed panowania nad światem umarłych,więc i tak zrobię tak jak zechcę!
-Głupi jesteś!-Nagle zza wzniesienia wynurzył się okropny widok,wszędzie ciała.Wszędzie.Co chwile słychać było czyjeś pojękiwania i ten smród rozkładających się ciał,okropieństwo.Nie dziwię się,że matka nie pozwoliła mi wyjść na dwór po wojnie...
-Sunie,co tu się stało?-wydusił z siebie Sanarion
-Wojna-odpowiedział Maki i ruszył do miejsca,gdzie było widać kilka walczących wilków,tym razem biegł.Po drodze w stercie ciał rozpoznałam kilka osób...ciocię Fleur,Lunę i Neferet.Chciało mi się płakać,zdawało się jakby to wszystko wydarzyło się przed chwilą,a nie parę lat temu.Znaleźliśmy się przy grupce walczących wilków.
-Zajdę Breenę od tyłu,a ty idź pomóc Kendrze-zarządził San,a Maki się go posłuchał i po chwili stał przy mojej ciotce.Sanarion ruszył w stronę zdrajczyni i wtedy ujrzałam śmierć mego ojca,zobaczyłam,jak Brana,za pomocą jakiejś magi rzuca w niego włócznią.Wokół zrobiło się ciemno słońce zgasło,a wraz z nim mój ojciec...
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz