Zostawiłam Sanariona samego z Tyv, aby mógł w spokoju ją uleczyć. Poszłam do swojej komnaty.
Było cicho, za cicho.
-Sea!-wykrzykną basior i rzucił się na mnie.
-Oh, Ren to ty-zaśmiałam się. Zupełnie o nim zapomniałam. Rozejrzałam się po pokoju. Na podłodze leżały porozwalane książki.
-Czytałeś?-zapytałam podnosząc się z ziemi.
-Tak, chyba nie mam nic innego do roboty skoro mnie tu samego zostawiasz.
-A Atrey?
-Daj spokój, odleciał jak tylko zjadł.-Podeszłam do okna i oparłam głowę o parapet.
-Coś cie trapi.-stwierdził i podszedł do mnie. Westchnęłam.
-Moja siostra. Coś jest z nią nie tak. Widzi i robi rzeczy, których nie powinna.
-Jest chora?
-Nie, nie sądzę.
-A co takiego zrobiła?
-Chciała się zabić, i w sumie to zrobiła.-łza spłynęła mi po policzku.
-Ona.. ona się zabiła?!
-Wbiła sobie nuż w pierś, Sanarion próbuje ją ratować, ale nie wiem czy mu się uda.-Zrobiło mi się ciężko. Po policzku zaczęły płynąć mi łzy.
-Sanarion? Hej, czy ty płaczesz. Ah, głupi jestem. Twoja siostra chciała się zabić a ja się dziwię.-Basior przytulił mnie do siebie. Przez chwile płakałam wtulając się w futro Rena.
-Dowódca Wojsk.-dokończyłam po chwili.
-Kto?-zdziwił się Ren.
-Sanarion, to dowódca wojsk.-powtórzyłam.
-Ach, ale... poczekaj. Twoja siostra wbiła sobie nóż w pierś i dowódca wojsk próbuje ją ratować?
-Tak... To dziwne ale San mówił mi że jego moc może jej pomóc. I chyba coś do niej czuje.-uśmiechnęłam się.
-Rozumiem. Czy nie lepiej żebyś była przy niej? Już trochę minęło...
-Tak chyba masz racje.-Spojrzałam na niego, był nadal wychudzony.
-Ale najpierw muszę coś załatwić.-powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
-Czekaj, co załatwić?-zdziwił się.
-Jedzenie, dla pewnego wychudzonego wilka.-Spojrzałam na Rena, uśmiechną się. A jego brzuch odezwał się na wspomnienie jedzenia.
-Do zobaczenia-uśmiechnęłam się, i wyszłam.
Pobiegłam po schodach, w stronę kuchni. Nagle wpadłam na waderę z koszem ryb. Kosz runą na ziemię, a ja i wilczyca zaraz za nim.
-Ja, przepraszam.-rzuciłam.
-Nie... to, to ja przepraszam Księżniczko.-powiedziała, zdenerwowana wadera.
-Spokojnie, nic się nie stało, po za tym to ja na ciebie wpadłam.
-Uh, skoro tak. Czego tu panienka szuka?
-Chciałam cię poprosić o dostarczanie mi posiłków pod pokój, najlepiej podwójnych. Najlepiej zostaw talerze przed drzwiami i zapukaj.
-Dobrze, wedle rozkazów.-powiedziała.
-Nie zapytasz czemu?-zdziwiłam się.
-Nie, służenie panience jest moim obowiązkiem, nie powinnam się wtrącać w książęce sprawy.
-Okey. Dzięki-rzuciłam i pobiegłam na górę do komnaty Tyv.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
-Sea! Ty żyjesz!-krzyknęła Tyvsa próbując wstać.
-A czemu miałabym nie żyć? Nie zamierzałam się zabić...-powiedziałam podchodząc i obejmując siostrę.
-...Mnie raczej dziwi że do ty żyjesz.-dokończyłam. Łza spłynęła mi po policzku. A już myślałam, że ją straciłam, na podłodze było tyle krwi. Jakim cudem przeżyła.
<Tyv? :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz