-A ktoś ma plan?-spytał Killer patrząc to na mnie, to na Zero-Chociaż pułapkę?
Rozległa się wszechogarniająca cisza. Kątem oka zobaczyłem, że Zero co chwilę otwiera pysk, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili go zamyka i potrząsa głową. Killer podszedł do łóżka i zrezygnowany usiadł koło mnie. Nagle wybuchłem śmiechem.
-Co wy sobie wyobrażacie? Nasza wataha liczy teraz 18 wilków, z czego tylko 3, 3 (!) są w pełni sprawne. Nasza jedyna przewaga to to, że posiadamy niezwykłe moce i umiejętności.
-No właśnie!-krzyknął rozentuzjazmowany Killer-Tym sposobem...
-Jeszcze nie skończyłem-syknąłem na niego. Nie spałem od kilku dni, w ostatnim tygodniu zjadłem tylko garść jagód i udo jelenia, a stres dosłownie zżerał mnie od środka... więc niech nikt się nie dziwi, że jestem taki rozdrażniony. Wziąłem głęboki wdech i trochę się uspokoiłem.
-Kontynuując, my mamy moce, a Mars? On jest bogiem, jest prawie niepokonany, ma 5 razy więcej silniejsze moce niż każdy z nas, oczywiście nie licząc Tyvsy. Dodatkowo ma pod ręką 2 potężne golemy, 12 srebrnych, zabijających bez litości wilków i, co najważniejsze, liczące kilkadziesiąt tysięcy osób wojsko, składające się z doskonale wyszkolonych ludzi-wojowników-zacząłem krzyczeć- Jak niby mamy ich pokonać, co?!
-Mamy jeszcze Tyvse-wtrącił Zero. Prychnąłem.
-Naprawdę myślisz, że Tyvsa da im wszystkim radę?-wilk podniósł łapę i już chciał coś powiedzieć, ale natychmiast znieruchomiał, gdy spiorunowałem go spojrzeniem. Odchrząknąłem- Otóż widzicie... ona sama jest już na skraju załamania. Może sprawia wrażenie spokojnej i opanowanej, ale w środku cała wrze.
-Kłamiesz- nagle zarzucił mi Killer.
-Niby po co miałbym to robić?-patrzyłem na niego wyczekująco. Jestem pewien, że w moich oczach było widać iskierki złości.
-Nooo...-zaciął się. Przewróciłem oczami i podszedłem do drzwi.
-Są chwile, by działać, i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los... *
-Chcesz się tak po prostu poddać?! Bez jakiejkolwiek walki?!-wykrzyknął zdumiony Killer, gdy otwierałem drzwi. Westchnąłem.
-Wolę już umrzeć walcząc, niż siedzieć z założonymi łapami i czekać na śmierć-usłyszałem za sobą i gwałtownie trzasnąłem drzwiami. Znalazłem się naprzeciwko starego, zniszczonego obrazu. Była na nim przedstawiona rodzina dwunogów. Najstarszy mężczyzna trzymał jakieś zawiniątko, z którego wystawała malutka główka. Kobieta uśmiechała się do dwóch dziewczyn, które przytulały się i z radością na nią patrzyły. Poczułem łzę spływającą mi po pysku. Przybrałem postać człowieka i zwiesiłem głowę. Patrzyłem na moje ręce, które po chwili zacisnęły się w pięść. Stałem tak, kompletnie wykończony i zrezygnowany, dopóki nie usłyszałem cichego płaczu. Potrząsnąłem głową i zacząłem iść w stronę źródła dźwięku. Otarłem jeszcze mokre policzki i w marszu zmieniłem się w czarnoszarego wilka. Muszę być silny-myślałem- Muszę być... idealny.
Minąłem zakręt. Moim oczom ukazała się skulona przy ścianie pokojówka. Była drobną, bezbronną wilczycą. Płakała. Nagle podniosła pysk i zauważyła mnie.
-Spokojnie, co się stało?-spytałem, gdy zobaczyłem jej pełne strachu spojrzenie. Wadera szybko wytarła łapami oczy i wstała, lekko się chwiejąc.
-Prze... przepraszam-zdołała wydusić i ze wzrokiem wbitym w podłogę próbowała mnie wyminąć. Zatrzymałem ją, kładąc jej łapę na barku.
-Spokojnie-powtórzyłem- Powiedz, co się stało. Wilczyca zasłoniła pysk łapami. Z lekkim zmieszaniem objąłem ją i zaczęliśmy iść w stronę pokoju dla personelu-czyli dla 3 strażników, 1 kucharza i 5 pokojówek...
-Bo...-zaczęła- dzisiaj rano przydzielono mi sprzątanie lochów, tych znajdujących się najniżej. Miały to zrobić ze mną jeszcze 3 inne wilczyce. Podczas mycia celi w pewnym momencie zostałam sama. Reszta poszła po nowe ścierki, bo tamte już im się całkowicie zabrudziły. Po kilku minutach usłyszałam narastający warkot dobiegający z celi naprzeciwko. Szybko skuliłam się w kącie. Po chwili do pomieszczenia weszła przerażająca istota. Widziałam tylko jej zarys i... i...-zaczęła chlipać-i te okropne, zielonkawozłote ślepia. Patrzyły prosto na mnie. Stwór zaczął powoli iść w moim kierunku, gdy nagle z oddali rozległy się głosy innych pokojówek. Bestia odwróciła głowę w ich stronę, po czym wybiegła z celi-teraz wilczyca rozpaczliwie płakała. Na samo wyobrażenie stwora przechodziły mnie ciarki. Przystanąłem i mocno przytuliłem wystraszoną do bólu wilczycę. Dobrze wiedziałem, że czuły dotyk potrafi uspokoić każdego, nawet najbardziej przerażoną osobę. Stanąłem obok wilczycy i delikatnie zacząłem ją pchać w kierunku drzwi do pokoju. Otworzyłem je przed nią, jak na dżentelmena przystało. Nie zdążyłem wykonać żadnego więcej ruchu, gdy przestraszoną pokojówkę otoczyły jej przyjaciółki. Natychmiast się nią zajęły, a ja z wyrazem ulgi na pysku ruszyłem do pokoju Tyvsy,
Ostrożnie zapukałem.
-Proszę-krzyknęła z wnętrza alfa. Szybko wślizgnąłem się do pomieszczenia i ujrzałem Tyvsę, w postaci człowieka, pochylającą się nad zniszczonymi książkami i trzymającą pióro w ręku. Naprawdę dziwiłem się, skąd ona bierze siły i energię na coś takiego.
-Słucham-spojrzała na mnie z uwagą- Jak kolejne złe wieści to po prostu zapisz je na kartce i zostaw na stoliku-wskazała głową duży, drewniany stół stojący na środku pokoju.
-Na nasze szczęście przyszedłem tylko z pewnym pomysłem. A konkretniej, czy pozwoliłabyś tym, którzy chcą na opuszczenie zamku i udanie się do Caillite?
<Tyv? Zero albo Killer?>
*Paulo Coelho
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz