niedziela, 25 stycznia 2015

Od Caspiana- BITWA

-Eee... wszystko okej?- pytam zapłakanej, skulonej w kącie wilczycy.
-Tak, w porządku- cicho odpowiada i pochlipuje. Hm... przyjaciele- dobra rzecz, zwłaszcza gdy jest się nowym... co mi tam, pociesze ją, myślę. Ostrożnie siadam koło wadery. Kątem oka zauważam jej zaciekawiony wzrok.
-No, to opowiadaj- uśmiecham się rozbrajająco.
-Przecież mówiłam, że wszystko ok, głuchy jesteś?
-Może i głuchy, ale na pewno nie głupi. Czego się boisz? No dalej, nikomu nic nie wygadam-naciskam. Mieszanie się w problemy innych to moja specjalność. Między innymi to przez to mam tyle kłopotów...
-Niczego się nie boję-mówi dobitnym tonem, jednak ja nie zamierzam odpuścić.
-Taak?-droczę się- To czemu nie chcesz mi powiedzieć?
Wilczyca głęboko wzdycha.
-To nie twoja sprawa, okej?
-Oczywiście, że moja. Jeszcze przez jakiś czas będę mieszkał w tym zamku i chce być na bieżąco.
-Zawsze taki jesteś?
-Ale jaki?- zgrywam niewiniątko.
-Zawsze musisz wszędzie wpychać ten swój ciekawski pysk?-uśmiecha się.
Wzruszam ramionami.
-Taka moja natura.-Wadera zmierza mnie wzrokiem. Zaczyna wędrować po całym moim ciele z cieniem uśmiechu. W końcu dociera do moich oczu. Przyglądamy się sobie. Wilczyca odchrząka.
-Wiesz, że przez to nie będziesz miał za dużo przyjaciół?
-Naprawdę?-przybieram sarkastyczny ton- Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie-powoli wstaję.
-Nikt nie lubi wścibskich wilków-argumentuje- Co robisz?- pyta, gdy wyciągam do niej łapę.
-Chodź, przejdziemy się-mrugam do niej. Na ten gest tylko przewraca oczami.
-Niech ci będzie- zaczynamy iść przez korytarz.
-Znasz jakieś naprawdę ładne miejsce, w którym moglibyśmy pogadać?-pytam.
-Hmmm... może nasze pałacowe ogrody?-sugeruje, jednocześnie wycierając oczy łapami.
-Okej- robię krótką przerwę- Eee... a jak tam dojść?
Wadera znowu przewraca oczami.
-Poprowadzę-zaczyna iść szybkim krokiem. Momentalnie przystosowuję się do jej tempa.
-Gdzieś się spieszymy?-nie odpowiada. Dalej idziemy w milczeniu. W końcu docieramy do celu, a mi aż zapiera dech w piersiach.
-Jak pięknie!-wykrzykuję. Wilczyca cicho się śmieje.
-Co nie?
Z zaciekawieniem oglądam śliczne, błękitne kwiatki na ziemi. Podchodzę też do barwnych krzewów, na których wiszą różnokolorowe pąki. Mojej uwadze nie uchodzą biało-złote owoce na drzewach. Postanawiam zaryzykować i ostrożnie zrywam jabłkopodobnego cosia i już zbliżam pysk, żeby go ugryść, gdy zatrzymuje mnie głos wadery:
-Nie radzę-wyrzucam owoc za siebie.
-To, za przeproszeniem, po chuja rosną tutaj trujące rośliny- Gdyby nie ta wadera mógłbym nawet umrzeć!-myślę.
-W ogóle jak się nazywasz?-pytam się mojej "wybawicielki".
-Jestem Seaniii...-wilczyca nagle zamiera. Pysk ma zwrócony ku niebu.
-Jak?
Wadera patrzy na mnie i przez chwilę widzę w jej oczach prawdziwe przerażenie.
-Coś się stało?- rozglądam się za jakimś niebezpieczeństwem. Na niebie wisi ogromne, czerwone słońce.
-Co to ma znaczyć?-pytam się zaniepokojony.
-Chodźmy do Tyvsy- piszczy i zaczyna biec. Szybko dołączam do niej i razem biegniemy przez ogród, mijamy drzwi, wpinamy się po schodach i wpadamy do komnaty alfy. Na nasze nieszczęście nie ma jej tu. Zauważam leżącą na stoliku tackę z jagodami. Podchodzę do niej i jedna po drugiej pakuje owoce do pyska. Widząc to wilczyca prycha. Uśmiecham się zawadiacko i pytam:
-Masz jakiś pomysł, gdzie może być?
-Mam pewną teorię...-wadera wybiega z pokoju. Wydaję pełen zniecierpliwienia warkot i ruszam za nią. Przemierzamy wszystkie 3 piętra, włączając w to kuchnie, wszystkie łazienki i pokoje dla personelu. Po chwili docieramy też do Sali Narad. Wilczyca szybko puka i nie czekając na odpowiedź wchodzi.
-Gdzie oni są do diabła?!- krzyczy, gdy okazuje się, że tutaj też nikogo nie ma. Już mam wygłosić jakiś kąśliwy komentarz, gdy wokół nas rozlega się przerażający pisk wadery. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z moją towarzyszką i biegnę do źródła dźwięku. Okazuje się nim być jakaś pokojówka stojąca przy oknie. Ostrożnie podchodzę do niej.
-Coś się st...- przez okno widzę kilka tysięcy wilków, odzianych w pełną, żelazną zbroję i idącą w naszym kierunku znad morza.
-Wielkie nieba!- wykrzykuję i cofam się wgłąb pokoju.
-Co jest?- wilczyca, która dopiero teraz się pojawiła podchodzi do szyby. Wybałusza oczy, gdy widzi co się dzieje.
-Trzeba zawiadomić Tyv!- piszczy najwyższym głosikiem, który kiedykolwiek słyszałem.
-Spokojnie, ty jej poszukaj, a ja zawiadomię resztę i pobiegnę do strażników. Wilczyca kiwa głową i znika w drzwiach. Po kilku sekundach idę w jej ślady, zostawiając przerażoną pokojówkę w komnacie.
-Zaczyna się! Mars nas atakuje! Wszyscy zbiórka na dole i robimy naradę! Tyvsa, gdzie jesteś do jasnej cholery?!- krzyczę, gdy biegnę korytarzem. Jestem już przy schodach, gdy nagle słyszę przekręcanie klamki i przestraszone głosy wilków.
-Mars nas atakuje?!-odzywa się do mnie jeden z basiorów- Posłuchaj, jeśli to są tylko jakieś żałosne żarty...
-To nie jest żaden kawał-przerywam mu- Trzeba szybko wszystkich zawiadomić.
Kiwa głową ze zrozumieniem.
-Zajmę się tym, tylko najpierw trzeba powiedzieć to strażnikom. Może ty pójdź do nich, a ja powiadomię resztę watahy?
-Już moja w tym głowa, żeby wartownicy się dowiedzieli!-krzyczę do nich zbiegając po schodach.
-Czekaj! Pomogę ci!- słyszę inny głos za plecami, jednak ignoruję go i całą uwagę skupiam na szybkim pokonaniu schodów nie zaliczając żadnego przewrotu. Kątem oka zauważam za sobą jakiegoś wilka.
-Idź sobie- syczę na niego.
-Zobaczysz, przydam się na coś- odpowiada, wcale nie zniechęcony. Potykam się na ostatnim schodku, ale udaje mi się zachować równowagę.
-Ostrożnie-słyszę. Przewracam oczami. W końcu docieram do specjalnego pokoju dla strażników. Widzę kilka wilków zgromadzonych przy mapie.
-Mars nas atakuje. Znad morza idzie już na nas jego kilkutysięczne wojsko. Mamy mało czasu- mówię na jednym tchu. Strażnicy wyraźnie blednieją.
-Przygotować armaty, zawiadomić wartowników i zebrać wojsko. Wszyscy mają być w pełnym stanie gotowości- komenderuje jeden z nich- Tyvsa już coś postanowiła?
-Eee... ona jeszcze chyba o niczym nie wie...
-Co?! Zawiadom ją jak najszybciej!- wrzeszczy na mnie. Kiwam głową.
-Dalej będę jej szukał- Otwieram drzwi i wychodzę. Niespodziewanie wpadam na jakiegoś wilka. Tyvsę. Oboje tracimy równowagę. Szybko się podnoszę.
-Nareszcie! Wojska Marsa id...
-Już wiem o wszystkim- robię zaskoczoną minę. Nie zwracając już więcej na mnie uwagi alfa mija mnie i zwraca się do strażnika:
-Zbierz całe wojsko, wszystkie zdolne do walki wilki jakie mamy i wyślij je na starcie z przeciwnikiem- mówi kamiennym tonem, chociaż na jej pysku maluje się prawdziwa wściekłość. Po chwili jednak zapanowuje nad emocjami i przybiera swoją codzienną, niczego nie wyrażającą minę.
-Tak jest, alfo- strażnik lekko się kłoni i biegnie w swoją stronę.
-A co, jeśli pokonają naszych i nie będzie już nikogo do obrony zamku?- zwracam się do czarnej jak smoła wilczycy. Wzrusza ramionami.
-To zginiemy- mówi obojętnym tonem. Krzywię się.
-Rób co chcesz...-udaję się do swojej komnaty. Wyciągam spod stolika starą jak świat, drewnianą, spróchniałą skrzynkę. Otwieram ją i przyglądam się z podziwem metalowemu kastetowi.
-Tęskniłem- cicho szepczę, jednak po chwili zaczynam się śmiać. Co ja robię, myślę, czy ja właśnie gadałem do broni? Potrząsam głową i ze spodu skrzynki wyjmuję małą pochwę. Następnie niemal z niebiańską ostrożnością wyciągam kastet i wkładam go do odpowiedniej przegródki. Tak przygotowany wychodzę z pokoju i udaję się na dół. Stoi tam ogromna grupa wilków. Większość jest już przygotowana- są ubrani w czarne, błyszczące zbroje. Kilka ma na sobie nawet płaszcze. Dwóch, zapewne muzyków, dzierży w łapach ciemnobrązowe lutnie, różnej wielkości harfy i inne instrumenty, których nie rozpoznaje. Z boku za to stoją trzy, kompletnie nieprzygotowane wilki. Wyglądają na zdezorientowane. Podchodzę do nich.
-Hej! Co robicie?-pytam, gdy jestem już blisko.
-Yyyy...
-Na litość boską ogarnijcie sobie jakieś zbroje czy coś, a nie stoicie jak te kołki. Nikt wam tego nie przyniesie!- Ehh... czy oni naprawdę nie mogą myśleć sami? Obserwuję jak Tyvsa wspina się na wysoki podest. Gdy tylko udaje jej się wejść zabiera głos:
-Cisza!- wszyscy w jednej sekundzie przestają rozmawiać- Tak lepiej. Jeżeli mam być szczera i udawać jedną z was, to powiem tylko jedno. Zginiemy. Nie mamy szans moi drodzy, z waszym zaangażowaniem nie mamy szans. Wasza chęć do walki mnie przeraża... bo jej nie ma.-mów za siebie, cicho mruczę i uśmiecham się pod nosem- Równie dobrze już teraz możemy zrobić wielki pogrzeb i wyjdziemy na tym nawet lepiej, niż byśmy walczyli... tylko, że po co się poddawać, skoro w niektórych z nas drzemie ogromna siła, która sprawia, że jeden nasz wojownik, to jego dziesiątki? Wygramy to, o ile zaufacie mi i innym dowódcą. Walczcie, do upadłego, a nasza wataha nie przestanie istnieć. Walczcie... a w nagrodę dostaniecie życie- wilczyca schodzi z podestu i podchodzi do biało czerwonego wilka, a wśród zgromadzonych rozlegają się pełne entuzjazmu zawołania.
-Wiecie co i jak, do dzieła! Zniszczmy tego bydlaka!-dopowiada jakiś basior i w tej samej chwili wrota otwierają się. Wilki zaczynają wychodzić na zewnątrz i formować się w oddziały. Zaczynam iść w ich ślady, gdy zatrzymuje mnie czyjaś łapa na moim ramieniu. Odwracam się i widzę naszą alfę.
-Caspian, ty zostań w zamku.
-Ale... bardziej przydam się tam-patrzę na grupujących się żołnierzy.
-Nie- przeczy- twoim zadaniem będzie pilnowanie Demy.
-Dobrze, gdzie ona jest?
-W mojej komnacie- zaczynam iść we wskazanym kierunku.
-Cześć-uśmiecham się do malutkiego, kremowego wilczątka, gdy wchodzę do pokoju. Mała odwzajemnia uśmiech. Wygląda przesłodko. Podchodzi do mnie, a ja łapię ją za kark i schodzę na parter. Akurat w tej samej chwili w pomieszczeniu pojawia się wilk- cały jest czarny, nie licząc białego brzucha i plam na uszach, łapach i ogonie.
-Tyvsa! Tyvsa! On chciał nas zmylić! To pułapka! Podczas gdy nasze wojsko zaatakuje tych idących od morza, Mars ze swoją inną, kilkanaście razy liczniejszą armią przebije się do zamku od tyłu! Mamy mało czasu. -szybko wyjaśnia basior. Tyvsa kiwa głową. Dziwię się, że od razu jest gotowa na zmianę strategii.
-Odwołać wojsko. Niech wszyscy zajmą pozycję w zamku i wokół niego. Przygotować armaty-rozkazuje jakiemuś wilkowi.
-Już za późno. Już wyruszyli i są dwa kilometry od nas.-mówi przestraszonym głosem.
-Jak zdołali tam tak szybko dotrzeć?
-Widocznie mamy bardzo szybkich i sprawnych żołnierzy-uśmiecha się. W odpowiedzi Tyvsa klnie.
-Mogę szybko pobiec do nich i ich zatrzymać- naglę proponuję, dziwiąc samego siebie.
-Ty masz już zadanie.-alfa przewraca oczami.
-Em... Tyvso, nie powiedziałem ci wszystkiego... umiem się teleportować. Mogę tego teraz użyć i przenieść się do wojska- wypowiada się dziwaczny, czarny wilk z czaszką, na której nie ma ani żadnej skóry, żadnych mięśni czy jakiegokolwiek mięsa. Z miny alfy nie można nic odczytać.
-Zrób to- mówi tylko i odwraca się.-Caspian, schowaj się gdzieś z Deme-rzuca za sobą i rusza do przodu. Tylko gdzie, myślę.
-Jest tu jakiś schron?-pytam się pozostałych wilków.
-Tak, w tę stronę, do końca korytarza, w lewo, po schodach i znowu w lewo.-wyjaśnia czarnobiały basior.
-Dzięki- kieruję się we wskazaną stronę, cały czas trzymając Deme. Jesteśmy już przy zejściu gdy za nami rozlega się trzask łamanego szkła. Momentalnie zbiegam po schodach. Za sobą słyszę ciężkie kroki. Znajduję się w wąskim, słabo oświetlonym korytarzu, który po kilku metrach zakręca w lewo. Przed sobą widzę drzwi. Podchodzę do nich i naciskam klamkę. Ufff, otwarte. Szybko wchodzę. Pomieszczenie jest bardzo małe. Prawdopodobnie był tu kiedyś schowek. Na szczęście stoi tu dużo kartonów i skrzynek. Chowam się za nimi. Słyszę kroki na zewnątrz. Po chwili drzwi się otwierają. Ktoś podchodzi do pudeł. Cicho sadzam Deme w kącie i rzucam się na przeciwnika. Wgryzam się w jego gardło. Wilk szarpie się i drapie mnie pazurami, jednak ja nie puszczam. Po kilku minutach szamotaniny obcy poddaje się. Jego ciało wiotczeje. W końcu rozluźniam szczęki. Bezwładnie upada na podłogę. Natychmiast wracam po wilczątko i wybiegam z kryjówki. Rozglądam się. Za zakrętem coś się poruszyło. Decyduję się ruszyć w przeciwną stronę i po chwili biegnę po parterze.
-Caspian!- woła ktoś do mnie. Okazuje się być to doradca Tyvsy. Wskazuje łapą na ścianę. Nie rozumiem o co mu chodzi, dopóki nie dotyka głowy rzeźby i ukryte przejście się nie otwiera. Kiwam głową i ruszam do niego. Nagle zza ściany wyłaniają się trzy dwunożne postacie. Mają na sobie srebrne zbroje, a w ich oczach widać szaleńczą furię.
-Za tobą!- krzyczę do biało czerwonego basiora. W mgnieniu oka obraca się, jednak jest już za późno. Zdąża się tylko skulić, a jego bok przeszywają ostre jak brzytwa sztylety. Wydaję cichy jęk i biegnę do ukrytych drzwi. Przed sobą cały czas widzę wystraszone spojrzenie wilka i jego bezgłośny szept- "uciekaj". Kładę Deme w małym pokoju i zawracam, żeby pomścić sojusznika. Kieruje mną czysty gniew. W mgnieniu oka znajduję się przy wrogach. Szybkim ruchem łap po kolei wbijam pazury w ich ciała. Dwóch pada, a trzeci, z krwawiącą raną na nodze, zaczyna mnie atakować. Robię unik i zanim napastnik zrobi jeszcze jeden, nawet najmniejszy ruch wgryzam się w jego szyję. Jęczy i dołącza do swoich towarzyszy na podłodze. Mają za swoje, myślę. Słyszę ciche skomlenie dochodzące z wnętrza ukrytego przejścia. Podchodzę do wilczka i liżę go po pyszczku. Mała ziewa. Ostrożnie sadzam ją na grzbiecie i przyglądam się najbliższej ścianie. Gdzieś tu musi być przycisk... Bingo! Naciskam go i po chwili drzwi zamykają się z hukiem. Rozglądam się. Jestem w małym pomieszczeniu, oświetlanym tylko przez dwie pochodnie zawieszone na ścianach. Z sufitu kapie jakaś tajemnicza substancja, a na podłodze leżą stare, zniszczone dywany. Równolegle do mnie stoją podejrzane, częściowo podrapane drzwi. Sięgam po jedną z pochodni i kieruję się w ich stronę. Po chwili słyszę przytłumione głosy. Przyśpieszam. Jestem uratowany?- myślę. Równie dobrze mogą to być nieprzyjaciele, którzy odkryli jak się tu dostać. Jeśli tak, już jestem martwy, a ze mną też Deme.
-Tyvso, co teraz?-słyszę, gdy jestem blisko. Widzę naszą alfę w ludzkiej formie, stojącą w najdalszym kącie pokoju, tyłem do wszystkich. Obok niej leżą trzy wilki- pierwszy z nich to ten, który umie się teleportować, jest lekko zadrapany, ale poza tym chyba nic mu nie jest; drugiemu tak szczęście nie dopisało, jest nieprzytomny a z rany na udzie mocno leci mu krew; ostatni za to po prostu sobie śpi, wnioskuję to z głośnego chrapania dobiegającego z jego pyska. Za Tyvsą stoi jeszcze jedna, siwoniebieska wadera.
-Tyvso?- powtarza. Wilczyca nie odpowiada-Tyyyvso?
Przewracam oczami. Jacy niektórzy potrafią być wkurzający. Dziwię się, że alfa jeszcze na nią nie nawrzeszczała... ale znając ją zaraz to zrobi. Nagle siedząca na moim grzbiecie Deme zaczyna piszczeć. Wszystkie oczy zwracają się na mnie. Szybko ściągam małą i niosę do matki. Tyvsa uśmiecha się do niej. Pierwszy raz widzę jak to robi. Wygląda naprawdę pięknie. Ma nawet dwa dołeczki, tuż przy kącikach ust, a w oku cudowny błysk. Chciałbym mieć jakikolwiek aparat, żeby móc uwiecznić tą magiczną chwilę. Po kilku minutach wilczyca przytula dziecko, a następnie przystawia je do swoich sutków. Pewnie dlatego piszczała, myślę. Nagle z oddali słychać kaszlnięcie.
-Nie ruszajcie się, sprawdzę kto to- mówi stojący przy lewej ścianie wilk, którego dopiero teraz zauważam. Szybko wychodzi. Przez kilka minut trwa kompletna cisza. Tyvsa kończy karmić małą i cicho podaje mi ją. Super, wygląda na to, że przez cały czas będę musiał zgrywać opiekunkę, myślę. Ze strony, w którą poszedł wilk zaczyna dobiegać jakieś szuranie. Stopniowo robi się coraz głośniejsze. W końcu z cienia wyłania się wilk, a za nim Seaniii i jakiś biały basior. Oboje niosą nieprzytomnego czerwono-biało-brązowego wilka. Z wielkiej rany w gardle obficie leci mu krew.
-Połóżcie go tutaj- rozkazuje Tyvsa. Gdy tylko to robią, oboje upadają na podłogę.
-Trzeba czymś zatamować krew. Macie może jakiś kawałek materiału?- pyta wszystkich Tyvsa. Akurat w tej chwili przypomina mi się skórzana pochwa na kastet, którego wcale nie używałem. Zdejmuje ją, wyciągam broń i podaję torbę alfie. Patrzy na mnie ze zmarszczonymi brwiami i rozrywa materiał. Następnie obwiązuje nim szyję pacjenta.
-Na razie musi tak wytrzymać. Lepszą opiekę zapewnimy mu, gdy dojdziemy na miejsce. Przez całą drogę ktoś będzie musiał go nieść. Killer, Elesty?- patrzy na leżące wilki. Niechętnie kiwają głowami. Sam jestem okropnie zmęczony, a co dopiero oni, którzy walczyli.
-Gdy dojdziemy na miejsce? Czyli gdzie?- pyta siwoniebieska wilczyca. To ta, która wcześniej "męczyła" Tyvsę. Z pyska alfy słychać głośny warkot.
-Czy musicie do jasnej cholery zadawać tyle pytań?! To ja tutaj się staram, walczę dla was, staram się zrobić wszystko, żebyście byli bezpieczni, a wy co?! Marudzicie i stękacie! Skoro tak, to radźcie sobie sami!- rusza w stronę, z której wcześniej przyszedłem. Wilczyca spuszcza łeb.
-Przepraszam-mówi za nią cicho. W odpowiedzi słyszymy trzask drzwi.
-Zajmę się tym- mruga do nas Seaniii i rusza za Tyvsą.

***

-Siedzimy tutaj już z ładnych kilka godzin!-skarży się jakiś wilk. Nawet nie patrzę się w jego stronę. Całą uwagę skupiam na zabawię z Deme. Mała próbuje złapać mój ogon, podczas gdy ja ciągle nim ruszam. Ten widok jest tak rozkoszny, że co chwilę się śmieje. Kątem oka widzę, że inne wilki patrzą na mnie spode łba, ale nie przeszkadza mi to za bardzo. Nagle słyszymy kroki w pomieszczeniu obok i po chwili dochodzi do nas Tyvsa. Nic nie mówiąc przechodzi koło nas i znika w cieniu korytarza. Szybko wstaję, łapię małą i podążam za przywódcą. Reszta idzie w moje ślady.
-Chwila!- słyszę krzyk wilków niosących rannego. Zatrzymujemy się, ale zaraz po tym, jak doganiają nas znowu ruszamy.
-Idziemy do opuszczonego zamku na nieodkrytych terenach. Podziemne tunele zaprowadzą nas na początek Magicznego Lasu. Potem będziemy musieli iść pod gołym niebem. Nie robimy żadnych przystanków -oznajmia Tyvsa. W milczeniu kiwamy głowami. Tak właśnie opuszczamy dobrze znaną nam twierdzę i wyruszamy w poszukiwaniu nowej kryjówki.

***

Zrywam z krzaka dobrze znaną mi małą, granatową kuleczkę i wkładam ją do pyska. Zamykam oczy i rozkoszuję się lekko kwaśnym smakiem owocu. W mgnieniu oka połykam jagodę, a żołądek burczy prosząc o kolejną. Jednak teraz muszę zapomnieć o sobie i zebrać trochę jedzenia dla reszty. Zwłaszcza dla chorych, którzy muszą mieć dużo energii na gojenie ran. Dziś rano zmarł czarno-czerwono-biały wilk. Wykrwawił się na śmierć tuż po tym, jak wyszliśmy na powierzchnię. Wiem, że to okrutne, ale trochę się ucieszyliśmy. Teraz będziemy mogli iść znacznie szybciej, nie czekając na Killera i Elesty niosących chorego.

***

Odwracam się i patrzę na gęsty, mroczny las z którego przed chwilą wyszliśmy. Zastanawiam się, gdzie jest Seaniii... już dawno powinna tu być, a Tyvsa, gdy tylko o niej wspominam patrzy na mnie lodowatym wzrokiem i odchodzi. To wszystko powoli robi się podejrzane...

***

Przed nami maluje się ogromna, majestatyczna budowla. Gdy podchodzimy bliżej okazuje się być cała zwęglona, jednak my wszyscy, szczęśliwi, uśmiechamy się od ucha do ucha. Z tym zamkiem wiąże się pewna legenda: Ponoć zbudował go pewien szlachetny, i przy tym bogaty, rycerz. Na początku mieszkało tam z nim bardzo dużo osób, zaczynając od pokojówek i kucharzy, aż po jego żonę. Jednak po kilkudziesięciu latach zmarli oni ze starości i został sam. Zastanawiacie się pewnie, czemu nie umarł razem z nimi. Otóż nasz rycerz miał w posiadaniu pewien magiczny przedmiot, który zdobył podczas jednej wyprawy. Przedmiot ten nazywa się Pierścieniem Wieczności. Jest on niezwykle cenny- jego nosiciel nie starzeje się i nie może zginąć. Ponadto dzięki niemu można stworzyć olbrzymią, niezniszczalną tarczę potrafiącą objąć swym zasięgiem i ochronić nawet całe miasto. Jednak, wracając do naszego bohatera, został on sam jak palec. Przez całe stulecia samotności, biedak zwariował. Nie mógł wyjść z zamku, ponieważ myślał, że gdy tylko to zrobi, jego dawni przyjaciele zmartwychwstaną, a jak wróci, znowu zginą. Pewnego dnia z podziemi wyszedł okropny stwór. Udał się na cmentarz i przybrał postać żony rycerza. Następnie poszedł do owego rycerza i udawał jego małżonkę. Biedak, zaślepiony szczęściem, że wróciła nie zwracał uwagi na jej dziwne zachowanie. W końcu po paru latach oboje doczekali się dziecka. Wychowywali je na wspaniałego, dobrego człowieka i idealnego wojownika. Niestety, gdy chłopiec miał siedem lat obudziła się w nim druga natura. Poszedł do sypialni rodziców i próbował ich zabić. Matkę mu się udało, jednak ojciec, na szczęście, miał założony Pierścień Wieczności. Na jego oczach dzieciak przybrał swoją prawdziwą postać- obleśnego i przerażającego mutanta wilkołaka, żaby i nawrota. Zabrał oniemiałemu tacie pierścień i go udusił. Następnie schował gdzieś swoją zdobycz i spalił cały zamek, w tym siebie. Krążą pogłoski, że jednak śluz, pokrywający jego ciało nie pozwolił mu na to i potwór do dziś grasuje po zwęglonym zamku, chroniąc małej, niewinnie wyglądającej ozdoby.- Tą legendę opowiedziała nam Lysteria kilka dni temu. Wcześniej powiedziała jej to babka, którą spotkała kiedyś w pobliskim miasteczku. Nieźle się przestraszyliśmy słysząc to, ale wtedy to było co innego. Teraz, wchodząc do starego, zwęglonego zamku, baliśmy się nie na żarty.
-Chodzi wam o tą legendę?-pyta się Tyvsa widząc nasze miny. Gdy przytakujemy wybucha śmiechem- To przecież tylko bajki, ciołki! Ostrzegam, jeśli ktoś będzie mi się skarżył, że się boi, nic więcej nie myśląc wywalę go z naszej watahy-mówi poważnym tonem. Myśli jeszcze przez chwilę i dopowiada:
-Albo lepiej, najpierw zamknę go w najniższej celi, w podziemiach na kilka dni i dopiero wtedy wywalę- znów zanosi się śmiechem, a my spuszczamy łby. Skoro ta legenda to nieprawda, to skąd zwęglone ściany, podłogi, sufity i dach w budowli? Chcę zapytać o to alfę. W końcu dzisiaj dopisuje jej humor, a póki co nie może mnie wyrzucić, ze względu na małą ilość jedzenia. Patrząc na to, że tylko ja, Killer i Tyvsa jesteśmy w pełni sił i całkowicie zdrowi, żeby polować, wywalając mnie skazałaby wszystkich na śmierć. Jednak, mimo wszystko, w takich sprawach wolę nie ryzykować.

***

Pół godziny później siedzę na zniszczonym łóżku z Killerem i Zero, w przydzielonym nam przez Tyvsę małym, brudnym pokoju i zastanawiam się, co dalej z nami będzie...


<Tyv, napisałabyś co robiłaś w ciągu tych kilku godzin, gdy sb poszłaś? xD Poza nią może też dokończyć każdy wilk, któremu się tylko chce ;PP >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz