środa, 28 stycznia 2015

Od Tyvsy- c.d Caspiana

-Zostaw mnie!- wydarłam się na siostrę, a ona tylko spojrzała na mnie spod łba. Szybkim krokiem starałyśmy się wydostać z zamku... to znaczy ja starałam, a Seuś najzwyczajniej w świecie chciała mnie doprowadzić do furii.
-Nie, bo zrobisz sobie krzywdę- odpowiedziała opanowana, zatrzymałam się i spojrzałam na nią mrożącym wzrokiem.
-Od kiedy ja, cię obchodzę, zawsze było tylko REN!
-Owszem jego sprawa jest ważna, bo go kocham... ale ty też jesteś ważna- normalnie myślałam, że zaraz ją rozszarpie, a potem powoli będę smażyć nad płomieniem który wyczaruję.
-Jest wojna, podczas wojny, nie myślimy tylko "to boli, zostawił mnie", ale myślimy też o tym jak pomóc innym- starała się mówić spokojnie, bo zdałam sobie sprawę, że może moja siostra, najzwyczajniej w świecie jest głupia i nie rozumie co staram się jej przekazać.
-Ja tak nie robię- zrobiła nadąsaną minę, jak małe dziecko, któremu się czegoś zakazuje
-Nie skądże... nie... a krowy latają- zaczęłam znów iść
-Co planujesz?- spytała, udając że nie usłyszała mojej wcześniejszej wypowiedzi
-Zajebać, wszystkich których się da, a potem iść na emeryturę- wyszłyśmy z zamku na świeże powietrze. Przy jednym z murów zobaczyłam ludzi. Nikt z nich nie wie, że mogę zmieniać się w człowieka, więc czemu by nie skorzystać... przemieniłam się w dwunoga. Rozejrzałam się po posadzce i podniosłam z niej, czyjś zaginiony miecz i dwa sztylety. Ciekawe czy ich właściciel już nie żyje?- zostań tu, zaraz wrócę
-Nie, idę z tobą, z resztą nie możesz wszystkich zabić, może oni zechcą z nami pertraktować
-Pociąg mi z oka jedzie- powiedziałam do niej, nie przekonana, a potem ruszyłam w stronę ludzi. Wadera coś mruknęła, ale nie ruszyła za mną. Chociaż na tyle się słucha. Gdy byłam przy naszych wrogach, uśmiechnęłam się do nich promiennie.
-Nie mieli z nami szans- powiedziałam na przywitanie. Wśród tej grupki, byli tylko faceci. Przyglądali się mi z zaciekawieniem, a jeden z nich gapił się na mój biust. Starałam się to zignorować.
-Są przy nas, jak małe, nic nie warte karaluchy- na uwagę, blondyna stojącego na uboczu, wszyscy się zaśmialiśmy.
-Ma pani, ochotę na spacer?- powiedział inny, nie wiadomo dla czego i podszedł do mnie bardzo blisko, kładąc przy tym na moim ramieniu rękę. To było jego największym błędem. Przez dotyk, mogę spokojnie zabijać, kogo mi się tylko podoba. Wyobraziłam sobie czarną smugę, która zaczęła wpełzać na chłopaka. Przy jego sercu wbiłam ją w nie brutalnie. Mężczyzna zastygł w bezruchu. Uśmiechnęłam się szyderczo, a potem dwoma ruchami, otoczyłam całą grupkę ogniem, tak aby nie mieli gdzie uciec.
-Boicie się?- spytałam. Powoli moim ciałem zaczynała władać, żądza mordu. Spojrzałam na nich, na moje słowa, zastygli tylko w bezruchu- pytałam się czy się boicie?- powiedziałam lekko głośniej. Niektórzy kiwnęli głową na tak. W stronę tych, którzy tego nie zrobili, poleciały lodowe igły, które przebiły ich, tak, że po chwili z "wojowników" sączyła się krew. Wiedziałam, że to ich nie zabije, więc moim kolejnym ruchem, było posłanie w ich stronę, ognistych kul, które zaczęły trawić ich ciało. Po okolicy, rozniosły się ich okropne jęki. Spojrzałam na resztę zgromadzonych.
-Który teraz?- zaśmiałam się, już totalnie nie panując nad sobą. Dwóch chłopaków, którzy stali przed mną zaczęło zwijać się z bólu. Czułam się niezniszczalna. To wszystko zdawało się być takie proste. Nagle poczułam ból, w okolicach brzucha, spojrzałam na to miejsce i zobaczyła, że mam w nie wbity krótki, zakrzywiony nóż, na którym spoczywała ręka tego samego blondyna, bo mówił że moja wataha jest jak karaluchy. Spojrzałam na niego spod łba. Chłopak cały się trząsł. Wyciągnęłam w jego stronę rękę i pogładziłam delikatnie policzek. Zaśmiałam się, a potem ciało mężczyzny, bezgłośnie opadło na ziemię. Spojrzałam na tamtych dwóch, których wcześniej torturowałam. Posłałam w ich stronę czarne stróżki mgły. Zaczęli się dusić. Nagle, w mgle pojawiła się moja siostra.
-Zostaw ich!- aby nie zrobić jej krzywdy, zaczęłam przyciągać do siebie mgłę. Gdy wokół niej i ludzi, powietrze było już całkowicie czyste, jeden z dwunogów. Wbił w łapę Seanit, nóż. Wadera jęknęła z bólu i kulejąc odsunęła się od napastnika. Spojrzałam na niego wściekła, a w stronę jego towarzysza poleciały, lodowe odłamki. Chłopak tylko jęknął, a potem wyzionął ducha. Ten który zaatakował Seanit, będzie miał o niebo lepszą śmierć. Podeszłam do niego i położyłam na nim rękę. Zaczął się wić i potwornie jęczeć. Odsunęła  się od niego. Będzie tak leżał jeszcze parę ładnych godzin, przypominając sobie wszystko co smutne, a potem umrze z głodu i wyczerpania.
-Pomóż mu!- krzyknęła moja siostra
-Czy ty na prawdę, jesteś aż tak głupia, gdyby nie ja on by cię pewnie zabił! To wojna, tu nie ma oszczędzania życia... powiesz jeszcze coś w tym stylu, a nawet ciebie uznam za zagrożenie i będę musiała zabić- wadera spojrzała na mnie jak na wariatkę, ale nic nie powiedziała. Jej cierpliwość czasem mnie wręcz dobija, wścieka bardziej, niż jakby dyskutowała. Ruszyłam przed siebie- Idę zabijać, albo się podporządkujesz i nie będziesz się wtrącać, albo zostajesz tutaj- nie czekając na jej odpowiedź zmieniłam się w wilka i zaczęłam biec. Sanit ruszyła za mną

☾☼☽

Słońce, świeciło pełnią mocy. Świat wokół nas był rozgrzany do granic możliwości, a ja jak gdyby nigdy nic, stałam schowana za krzakami i czekałam aż moja siostra mnie dogoni. Gdy była już ukryta razem za mną, zaczęłam tłumaczyć jej plan:
-Widzisz, tamte namioty- wskazałam na pięć czerwonych, budowli z materiału, wadera kiwnęła głową na znak, że widzi- zaraz je podpalę, w tym czasie ty, uciekniesz stąd jak najdalej, a ja pozabijam uciekinierów, po czym ruszę zniszczyć namioty, znajdujące się za tamtymi drzewami
-Nie zostawię cię
-Owszem zostawisz, bo nie nadajesz się do walki i będziesz dla mnie tylko zbędnym balastem- zaczęłam kreować, dużą ognistą kulę- do zobaczenia, siostro- kula poleciała w stronę namiotów. Rozległ się okropny huk. Ogień zaczął rozprzestrzeniać się po pierwszych dwóch budowlach, a do trzech pozostałych, nie miał zamiaru się dostać. Rzuciłam w nie kolejnymi dwoma kulami ognia. Po okolicy, niosły się krzyki przerażenia. Ruszyłam w stronę wielkiego ogniska. Poczułam, że coś tyka mnie w bok.
-Przecież, mówiłam ci że... ja pieprze! Masz uciekać!- ryknęłam na Seanit. Wadera skuliła się, jednak nie zrobiła ani jednego kroku w tył. Ja ją normalnie zabiję.
-Nie
-Okey, tylko nie zdziw się jeżeli twoje życie dzisiaj się zakończy- ruszyłam w stronę z której dochodziło najwięcej ludzkich głosów. Przy jednym z namiotów, stała jakaś kobieta i troje mężczyzny, nawoływali w stronę płonącego namiotu. Nagle zaczęli zwijać się z bólu. Uśmiechnęłam się szyderczo. Dwunogi zaczęli się dusić, a ja patrzyłam na to z zadowoleniem. Potem, moje Boskie ja wzięło nad mną kontrolę. Wszystko zaczęło się zlewać, a ja zabijałam każdego kogo tylko spotkałam, na swojej drodze

☾☼☽

-Nadal chcesz mi pomóc?- spytała się siostry, leniwie żując jagody, które wcześniej nazbierałam. To zbieranie ich dało mi więcej, niż się spodziewałam. Wymyśliłam jak się pozbyć mojej siostry,która tylko stwarzała nam wszystkim zagrożenie.
-Tak
-W taki  razie. Spotkamy się tu za dwie godziny. To znaczy,ty tu zostaniesz, a ja pójdę po posiłki do Caillte
-Czemu nie mogę iść z tobą?
-Bo nie umiesz zmieniać się w nic skrzydlatego- z moich pleców, wyrosły skrzydła. Jak zwykle lekko to bolało.
-Dobra, umowa stoi- wzniosłam się w powietrze. Moja siostra nie wiedziała się, że właśnie podpisała się pod wyrokiem swojej śmierci...

☾☼☽

Pod sobą widziałam tysiące ludzi i wilków, wrogą armię, była ona tak ogromna że zajęła prawie całą południowo-wschodnią i południową część Magicznego Lasu. Ich siła, ich liczebność przerastała moje wszelkie marzenia, o tym aby moja wataha miała tylu członków. Jedną bitwą mogli by nas zmieść z powierzchni ziemi i nawet tego nie odczuć... jednak tego nie robili. Tylko czemu? Moim oczom zaczął ukazywać się Świecący Las, byłam blisko swojego celu.

☾☼☽



-Szukam dobrego zabójcy- powiedziałam do jakiejś wadery, przy straganie. Przed wkroczeniem do
Caillte zmieniłam się w niepozornie wyglądającą waderę, aby nie przyciągnąć do siebie tłumu gapiów i wilków szukających od mnie pomocy.
-Skąd panienka wie, że ja mogę kogoś takiego znać- pyskiem wskazałam na jej tatuaż, tak aby tylko ona mogła to zobaczyć
-Znam ten znak, aż nazbyt dobrze- powiedziałam spokojnym głosem, a wadera uśmiechnęła się do mnie.
-Dawno nikt nie potrzebował zabójców, wojna niszczy za nich- skrzywiła się. Szukanie klientów, było pewnie jej głównym źródłem dochodów, a teraz to źródło nagle się wyczerpało. Uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco, a ona odwzajemniła się tym samym- chodź za mną- machnęła na jakiegoś młodego basiora aby popilnował straganu, a sama zaczęła iść w stronę lasu. Gdy przekroczyłyśmy rzekę, naszym oczom ukazała się, mała chata. Wadera poprowadziła mnie do niej- dalej nie wchodzę, pani Kasumi zakazuje mi bycia przy rozmowach z klientami- kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam i zapukałam do drzwi, zza których po chwili, oschły głos, krzyknął, "wejść". Weszłam do środka i zmieniłam się w swoją normalną postać. Na środku izby stała jakaś wadera, miała na sobie czarny płaszcz i z kamiennym wyrazem twarzy, przyglądała się mi i zgaduję, że wcześniej mojej przemianie.
-Kogo, my tu mamy... alfa we własnej osobie nas odwiedziła- syknęła w moją stronę, a ja puściłam jej uwagę mimo uszy. 
-Umiesz zabijać?
-Głupie pytanie- Usłyszałam szelest.Po podłodze, koło łap zabójczyni chodził czarny kot. Patrzył na mnie swoimi złotymi ślepiami i wyglądał tak jakby miał mnie zaraz zjeść tylko za to, że rozmawiam z jego panią.
-Może i głupie, ale ważne- prychnęłam. Czy w tych czasach, nikt już nie szanuje alf, każdy tylko chce mnie z równowagi wyprowadzić, a co ja na to biedna mogę no nic. Bo jak ich zabiję, to kim będę rządzić?
-Umiem- jaka skromna, przewróciłam oczyma
-To mam dla ciebie zlecenie, zabijesz moją siostrę- uśmiechnęła się szyderczo, jednak było to tak nieznaczne, że prawie nie widoczne.







☾☼☽

-Więc zrobimy tak...- przerwałam jej:
-To ja tu jestem od myślenia, ty masz po prostu zabijać
-Gdzie w tym sens?- prychnęła
-Każdy zabity przez mnie, zostaje naznaczony, dlatego musiałam kogoś wynająć- szłyśmy w stronę kapliczki Moon. Przed zabiciem opiekunki, muszę zadbać jeszcze o ten głupi księżyc, bo jak zgaśnie wszyscy będą tylko narzekać- z resztą, zaczęłam już realizować swój plan
-Czyli?
-Seanit aktualnie, niczego nie świadoma, siedzi sobie w lesie i czeka na mnie, co za tym idzie, gdy usłyszy jak ją wołam ruszy w stronę mojego głosu- zrobiłam przerwę, aby ominąć parę gałęzi
-Mów dalej...
-Jako iż znam telepatię, w łatwy sposób mogę ją zawołać, będą nawet... parę kilometrów od niej, ale tym razem nie ma to dla nas znaczenia, bo nam wystarczy tylko parę metrów- uśmiechnęłam się złowieszczo, robię się zła, za bardzo zła...wariuję- Seuś, podejdzie w miejsce, z którego, rzekomo, będzie wydobywał się mój głos, a potem ty przyszpilisz ją do ziemi, bądź drzewa, po prostu unieruchomisz. Jako iż chcę, młodej dać nauczkę, wygłoszę jej krótkie kazanie, po którym ty ją zabijesz
-Nie pracuję, na oczach innych
-W takim razie, po moich pięknych słowach, odejdę w las, a ty zrobisz swoje

☾☼☽

Bogini księżyca, patrzyła na mnie jak na wariatkę, a ja tylko uśmiechałam się do niej nieznacznie.
-Po co, tak szybko chcesz żeby to Demetire, stała się opiekunką księżyca?
-Bo jest wojna, a moja siostra nie chce się schować- powtórzyłam już chyba po raz setny
-Dobrze więc, wystarczy że nałożysz małej naszyjnik Seanit...mam nadzieję, że nic nie kombinujesz...- wszystko wokół się rozpłynęło.

☾☼☽

Patrzyłam się na swoją siostrę, która była przytrzymywana przez Kasumi. Wadera przyglądała się mi z dezorientacją i przerażeniem, a ja tylko uśmiechałam się do niej. Ogarniało mnie szaleństwo. Mój największy problem miał się właśnie rozwiązać. Podeszłam do niej i ściągnęłam jej z szyi, mały wisiorek, w kształcie księżyce połączonego ze słońcem, na którego środku, znajdował się żółty kryształek. Gdy ozdóbka znalazła się w moich łapach, jego kolor zmienił się na ciemno niebieski, taki sam jak mają oczy Deme.
-Widzisz siostro, moje groźby są prawdziwe, a ratowanie wrogów niebezpieczne... można przypłacić za to życiem- zaśmiałam się szyderczo, w jej oczach widać było wszechogarniającą panikę. Z resztą co w tym dziwnego, za chwilę umrze.
-Nie masz serca- powiedziała przez zaciśnięte zęby.
-Może i go nie mam ale chociaż mam rozum, którego najzwyczajniej w świecie tobie brakowało- ruszyłam w głąb lasu- żegnaj siostrzyczko- nie odwracałam się nawet gdy to mówiłam. Po lesie rozniósł się wrzask Seanit, a potem nastała błoga cisz, zwiastująca koniec życia byłej opiekunki księżyca...

<Seanit?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz