niedziela, 18 stycznia 2015

Od Pata- Anabell cz. 3

"Aha, czyli umrę tutaj ?"
Ciemność.
Dookoła mnie była tylko ciemność.
Nie było tutaj grawitacji.
Nie czułem już zimna wody, nie dusiłem się z braku tlenu.
I nagle u góry coś się zapaliło, to słońce świeciło mocno.
Znalazłem się w jakimś lesie.
Było bardzo cicho, drzewa miały zielone liście, dookoła rosła trawa i krzaki, a nade mną latały ptaki. Co jakiś czas drzewa szumiały, ptaki ćwierkały. Jednak dało się wychwycić jakieś inne odgłosy... Jakby coś uderzało o ziemię. Słychać było też ludzkie głosy, gdakanie kurczaków, kwakanie kaczek, i wiele różnych odgłosów. Pobiegłem w tamtą stronę. Kończył się tam las, a przed linią drzew stały jakieś... Jakieś ogromne klocki ze słomą na górze. Miały dziury w ścianach czasami wypełnione szkłem. Wychodzili z nich ludzie, ubrani w jakieś dziwne stroje. Tych klocków było naprawdę dużo. Ludzie przepychali się. Ziemia była wyłożona kamieniami. Z drugiej strony wybiegł jakiś  człowiek. Krzyknął coś w niezrozumiałym dla mnie języku i nagle na niebie coś błysnęło bardzo mocno. Słońce zaczęło gasnąć, światło zaczęło znikać. Ludzie wpadli w panikę. Jednak kiedy słońce miało już dogasnąć, na tle jego światła pojawiła się sylwetka wilka. Słońce rozświeciło się jeszcze bardziej i zaczęło normalnie świecić. Popatrzyłem na to ogromnymi oczami, jednak nie miałem czasu pomyśleć bo świat zawirował a ja pojawiłem się w środku jakiegoś placu wyłożonego kamieniami. Dookoła mnie stały ogromne klocki z dużymi sterczącymi... Cosiami z których wylatywał dym. Po placu chodzili ludzie, ubrani w jeszcze dziwniejsze stroje. Większość facetów było ubranych na czarno, do spodni mieli przypięte złotymi łańcuchami jakieś okrągłe pudełka. Kobiety zaś chodziły w jakiś sukniach. W rękach trzymały parasole. Nagle zobaczyłem czwórkę jakiś wilków. Biegły po ulicy i straszyły ludzi. Dwunodzy biegali po całym placu w panice. Spojrzałem na niebo, słońce jakby pulsowało. W pewnym momencie słońce nie wytrzymało i "wybuchło" światłem. Wyglądało to tak, jakby całe światło słońca skupiło się i niczym pociski pomknęło w moją stronę. Jedynym źródłem światła teraz były te świetliste pociski. Ludzie zaczęli uciekać, a wilki patrzyły się zdezorientowane. Wszystko wskazywało na to, że stoją na trajektorii lotu światła. Nie wiedziałem co zrobić. Zasłoniłem oczy i nagle usłyszałem odgłos upadania. Kiedy popatrzyłem znów na wilki, słońce świeciło normalnie, a każdy wyglądał inaczej. Jeden był czerwony - płonął, drugi był niebieski, trzeci miał biały kolor i srebrne tatuaże, zaś czwarty był cały brązowy, mogłoby się wydawać że był z ziemi. Otworzyłem pysk zaskoczony. Nie zdążyłem jednak nic zrobić, bo świat znów zawirował. Znów znalazłem się w ciemności. Poczułem się samotny na myśl o tym że właśnie wyszedłem z pełnego ludzi miejsca.
-Jak po spotkaniu ze swoimi pradziadkami ? - usłyszałem agresywny głos w głowie.
-Co ? - zapytałem.
-To co słyszałeś - warknął głos.
-Ale co... Co to ma być?
-A myślałem że jesteś bardziej inteligentny - głos był obojętny - właśnie widziałeś czwórkę wilków, Fire, Water, Wind i Earth. Jak myślisz, dlaczego się tak nazywają ?
Zastanowiłem się.
-Od... Od nazw swoich mocy ?
-Blisko, jednak jakbyś nie zauważył, oni jako pierwsi dostali moce.
-To magia nie istniała od zawsze ? - zapytałem bardzo zaskoczony.
-No brawo mistrzu dedukcji ! Tak samo jak Sun !
-CO?!
A może to po prostu halucynacje z braku tlenu ?
-NO TO ! To też widziałeś !
-Ja ? Kiedy ?
-Tak, ty, przed chwilą.
Chwila.
Ta sylwetka wilka na tle słońca.
-Ale dlaczego Sun się tam znalazł ?
-Wszechświat ma swoje prawa. Jeżeli coś zaczyna umierać, lub umrze, trzeba to wymienić, prawda ?
-No chyba tak.
-No więc Sun został wybrany jako opiekuna słońca.
-Aha... - jedyne słowo które przyszło mi na myśl.
-A teraz zachowaj się jak na przodka żywiołów przystało i użyj magii wiatru by uwolnić się spod tej wody.
-Ale ja nie umiem... Nie znam tej magii.
-Znasz ją, uwierz mi.
Poczułem że wracam do zmysłów.
Ciemne plamy w moim polu widzenia zaczęły się kurczyć, a ja poczułem okropną potrzebę powietrza. Zamknąłem oczy. Musiałem się skupić, by wyjść z tego cało. Skuliłem się, a przede mną wyobraziłem sobie kulkę powietrza. Otworzyłem oczy, świeciły białym światłem. Kulka przed moimi łapami wybuchła a ja znalazłem się w obronnej bańce. Opadłem na Pociągnąłem haust powietrza i zacząłem wykasływać wodę z płuc. Nagle wpadłem na pomysł. Zamknąłem oczy. Poczułem wodę w moich płucach jak dodatkową kończynę. Podniosłem ją do pyska i wyplułem. Otoczyłem siebie lodową kulą i wyniosłem ją na powierzchnie.
-To ona ! - wykrzyknąłem. - To wyspa nawrotów !
Dopłynąłem do brzegu i położyłem się na piasku.
-Ziemia... Słodka ziemia...
Zamknąłem oczy.

Kiedy je otworzyłem zdawało mi się że upłynęło parę godzin.
Podniosłem się i rozejrzałem.
-Ale gdzie one są ? - zapytałem sam siebie.
Na plaży leżał tylko ogromny stos głazów. Na granicy piasków była półka skalna a pod nią szereg jaskiń. Nagle stos się poruszył. Kamienie odwinęły się, zmieniły kolor i zeskoczyły z siebie. Przede mną stało stado małych koto-podobnych stworzeń z różnokolorowymi kamieniami na czole.
Nareszcie znalazłem Nawroty.

C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz