Lysteria z Tyvsą poszły na tak zwane lekcje. A ja zastanawiałem się, czemu życie nie mogło być prostsze? Poszedłem spotkać się z Demetire. Jej obecność mnie uspokajała. Mała trochę podrosła. Już nie była tak łysa jak na początku. Zaczynała rozumieć co się dzieje wokół niej. Ale chyba nadal myślała że jest bezpieczna. Gdy podeszłem do niej, ucieszyła się. Pomerdała tym swoim słodkim ogonkiem i przytuliła się do mnie. Była nienaturalnie ciepła. Nie przeszkadzało mi to. W tej chwili potrzebowałem ciepła i dobroci.
- Hej, Deme. Jak się czujesz?
Pisnęła wesoło. Lekko się uśmiechnąłem.
- Jak widzę dobrze. Co powiesz na mały spacer?
Mała zeskoczyła z łóżka. Wziąłem ją na plecy. Żeby Tyvsa się nie martwiła to napisałem jej wiadomość. Powinno wystarczyć.
- Gdzie chciałabyś pójść?-zapytałem. Pokazałem jej mapę. Łapką wskazała na Morze Księżycowe. Skrzywiłem się. Zbyt dużo wspomnień...
- A gdzieś indziej?
Demetire wyczuła mój smutek, przytuliła się do mojego policzka.
- Dobrze cię mieć. Potrafisz mnie pocieszyć.
Polizała mnie swoim szorstkim językiem. Łapką wskazała na zewnątrz.
- Dobry pomysł.- mruknąłem.- Już zbyt długo tu siedzisz.
Wyszliśmy na dwór. Owionął nas chłodny wiatr. I tak było dość ciepło, jak na tę porę roku. Mała wtuliła się w moje futro. Była trochę jak prywatny kaloryfer. Tak wiem, głupie porównanie.
- No to co robimy, mała?
Poszliśmy nad staw. Woda totalnie zamarzła. Przed wpuszczeniem Deme na lód, sam sprawdziłem czy jest bezpiecznie. Nie rozpadł się. Przez następne półgodziny uczyłem Demetire jeździć. Radziła sobie całkiem nieźle. Nie mogła jednak dłużej postać na lodzie, bo topniał pod jej nogami. Bawilismy się świetnie.
- Co wy robicie?!!-wykrzyknął Maki.
<ciąg dalszy Makiego>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz