-To znaczy nie?-spytała, przyglądając mi się uważnie.
Spojrzałem na nią smutnymi oczami. Nic nie powiedziałem.
-No widzisz?!-powiedziała trochę zawiedziona-Ty nic do mnie nie czujesz, jak mam być szczęśliwa lub tym bardziej wesoła?! Nie da się!
~~Ech...
-Ja się w tobie zakochałam Zero i nigdy nie przestanę!-krzyknęła, a po jej policzkach zaczęły lecieć łzy.
Odwróciła się na pięcie i pobiegła, zasłaniając twarz rękoma. Po kilku sekundach znikła z mojego pola widzenia. Zostałem sam. Nastała cisza, a z nieba zaczął padać śnieg. Spojrzałem w górę.
~~Pięknie zabijam fizycznie, ale i też uczuciowo. Przeze mnie Elena i Lysteria się kłócą. Umiem łamać serca. Po prostu super.
Stałem tak przez chwilę spoglądając w niebo i zastanawiając się po co ja jeszcze żyje. Przez chwilę chciałem się zabić, ale nie zrobiłem tego.
~~Samobójstwo jest dla tchórzy. Ja nie jestem tchórzem. Nie jestem!
Straciłem w połowie kontrolę i moje ciało przejęła bestia. Skierowałem się w stronę zamku. Śnieg naokoło mnie topniał pod wpływem ciepła. Co chwilę paliłem drzewa, które rosły nieopodal mnie. Gasiły jej jedynie płatki śniegu. To było trochę dziwne, jakby śnieg chciał mnie uspokoić i ratować niewinne drzewa. Stanąłem i odwróciłem się za siebie. Wszystkie drzewa, które się paliły, były zgaszone, a śnieg, który się roztopił znowu był na ich miejscu śnieg.
~~Dziwne. Bardzo dziwne...
Odzyskałem kontrolę i przemieniłem się. Kto by pomyślał, że śnieg może kogoś uspokoić. Uśmiechnąłem się i pobiegłem do zamku. Chciałem komuś to powiedzieć. Przez przypadek wpadłem na Lysterie.
-Wybacz.-pomogłem jej wstać i zacząłem opowiadać.
<Lysteria?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz