Patrzyło na mnie wiele par oczu. Wiele brudnych dzieciaków, z przekrwionymi oczami wielkości pięciozłotówek, wychudzone i głodne. Biedne. Życie ich nie rozpieszczało.
- Ona jest prawdziwa?-zapytał jakiś maluch. Taksowali mnie wzrokiem. Jakiś szczeniak tknął mnie palcem.
- Chyba tak.
Patrzyli na mnie z wyczekiwaniem.
,, Gdzie ty mnie przeniosłeś?" spytałam Jupitera.
,, Prosto do jednej z cel."
Przełknęłam ślinę.
- Czy jest tu ktoś dorosły? -zapytałam. Z tymi dziećmi raczej bym się nie dogadała. Maluchy rozstąpiły się i utworzyły coś na kształt tunelu. Na jego końcu siedziała, jakaś staruszka. Futro miała, jak po płukance. Białe, a na końcach lekko fioletowe. Zmarszczki znaczyły jej całą twarz. W łapach trzymała jakąś kraciastą szmatkę. Podeszłam do niej i powiedziałam:
- Chcę wam pomóc.
Spojrzała na mnie. Była ślepa. Oczy miała przesłonięte bielmem.
- To, że wyskoczyłaś z jakiejś kupy wirującej aury, to nie znaczy, że masz dobre zamiary.
Zatkało mnie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
- Ale...-zaczęłam.
- Cicho. Przeszkadzasz.
- W czym?
- Tak naprawdę to w niczym, ale chcę, żebyś się zamknęła.
Oburzyłam się. Zacisnęłam usta z niesmakiem. Usiadłam w kącie. Coś mi nie dawało spokoju. Jak ona mogła widzieć, że wychodzę z portalu, jeżeli była niewidoma?
,, Jest wiekowa." powiedział Jupiter.
,, Ale to nie wyjaśnia tego co powiedziała."
,, Właśnie wyjaśnia. Nauczyła się słuchać."
,, Co to?"
,, Bardzo przydatna umiejętność. Może cię kiedyś nauczę."
Zastanawiałam się nad wyjściem z tej mało komfortowej sytuacji. Jak wyjść z tej celi? Wyjęłam siarkę. A gdyby tak?
- Czy ktoś z was umie zapalać ogień? Albo ma krzesiwo albo coś podobnego.-spytałam wilczki. Spojrzały po sobie. Przed szereg wystąpiła mała wadera. Była jedną z czystszych i lepiej odżywionych maluchów w pomieszczeniu.
- Mame Horii czasami zdarza się pierdnąć ogniem, ale to jak jest najedzona. Co teraz nie zdarza się często.
,, To też dlatego, że jest wiekowa?” uniosłam brew.
,, Problemy gastryczne zdarzają się w tym wieku.”
- To też się nada. Jak masz na imię?
Uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Lily.
Zamarłam. Przecież siostra Alexa miała tak na imię.
- Czy masz może starszego brata?
- Tak. Nazywa się Alex.
Zachwiałam się. Nie mogę jej powiedzieć, że jej brat jest uwięziony i brutalnie torturowany. Udawałam szczęście. Mój uśmiech wyszedł mi dość blado, ale chyba w to uwierzyli.
- Posłuchajcie. Mam plan, jak wydostać nas z tego więzienia.
Wszyscy utworzyli krąg wokół mnie. Na ich twarzach po raz pierwszy pojawiła się nadzieja. Wytłumaczyłam im na czym polega ich plan. Ostatecznie się zgodzili. Wszyscy rzucili się do roboty. Jupiter oznajmił mi, że Mars opuścił twierdzę. Najgorszy był moment z pierdnięciem Horii. Fuj.. Ściany rozwaliły się z hukiem. Na przyszłość zapamiętać: mniej siarki do detonacji budynków. Rozdałam resztę substancji i kazałam im lecieć do innych cel. Nie musiałam długo czekać. W oddali już słuchać było odgłos spadających głazów i sypiących się zabudowań. Teraz została tylko jedna rzecz do załatwienia. Mianowicie: Alex. Już zbierałam się w sobie, by pobiec korytarzem, gdy Lily złapała mnie za łapę. Spojrzałam na nią pytająco.
- Ja nie wiem, gdzie jest moja rodzina. Wiem, że mama, tata i brat uciekli, ale nie wiem gdzie są.
Zbierało się jej na płacz. Przytuliłam ją. Ostatnio robię to coraz częściej.
- Mam dla ciebie złą wiadomość i dobrą.
Popatrzyła mi głęboko w oczy. Przypominała mi trochę Demetire.
- Dobra jest taka, że wiem, gdzie jest twój brat. A zła... że jest tutaj.. torturowany.
Nie mogłam jej okłamywać. Zadrgała jej dolna warga, ale nie popłynęły jej łzy. Wzięłam ją za łapę i pociągnęłam za sobą.
- Tak naprawdę to dlatego się tu wzięłam. By go stąd zabrać.
Znalazłyśmy go w wielkim pomieszczeniu. Leżał na środku i krwawił. Koło niego siedziała jakaś biała wadera i płacząc wymawiała jego imię.
- Co się stało?!-zapytałam.
- On.. zmienia się w człowieka.-wyjąkała.- Mars tak długo go torturował. Więc skazał go na największą męczarnię. Nieodwracalną zamianę w człowieka.
- Musimy go stąd zabrać.
Przede mną otworzył się portal. Ciało Alexa było podrapane, pokrwawione i poobijane. Drżał. Co chwila widziałam jego dwie postacie. Wysokiego bruneta i jego jako wilka. Przerzuciłyśmy go przez portal. Biała wadera też poszła z nami. Znalazłyśmy się w szpitalu. Wilki otaczały Lysterię ze wszystkich stron.
- Co się stało?
- Jest ranna. -Ktoś mi odpowiedział.
- Alex też.
Dopiero teraz zauważyli nas. Zero. Był tam. Podbiegłam do niego, przytuliłam go i zaczęłam płakać.
- Nie wiem czy mam cię ochotę pocałować czy zabić.-powiedział.
- Czemu zabić?-zdziwiłam się.
- Lysteria mi powiedziała, że poszłaś do Alexa bo go kochasz nad życie. A tam jest Alex.
- Poszłam po Alexa, bo Lysterii nie chciało się ruszyć swojej zapchlonej *upy! A ja miałam jakiś honor!
<ciąg dalszy Lys, Zero i Alexa>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz