Popatrzyłam na Zero. Widać było że takie tematy go krępują. Po raz pierwszy zastanowiłam się kogo kocha. Może swoich rodziców? Wydało mi się to głupie.
- Jasne chodźmy.
Powoli wracaliśmy do zamku. Cisza była wręcz namacalna. Można ją było kroić nożem. Zero odprowadził mnie do pokoju. Gdy tylko drzwi się za mną zamknęły, walnęłam się na łóżko. Wtuliłam się w poduszkę. Mogłam spokojnie sobie podepresjować. Tak, wiem że nie ma takiego słowa.
- Czemu życie jest takie trudne i pokręcone?-zapytałam Jupitera.
- Wyjątkowym zawsze jest trudno.
- Nie jestem wyjątkowa.-zaprzeczyłam. Widziałam jak Jupiter przewraca oczami.
- Czemu wszystkie wadery są takie?
- No niby jakie Jupi?
- Miałaś mnie tak nie nazywać.
- O jaki pech.
- Twój sarkazm. Potrafisz powiedzieć coś co wydaję mi się miłe, ale mówisz to w taki sposób. Specyficzny.
Uśmiechnęłam się.
- To dar.
Milczeliśmy. W końcu nie wytrzymałam.
- Co robisz?
Ciekawe, co mogą robić bogowie.
- Nie przeszkadzaj. Proces tworzenia paluszków rybnych jest bardzo pracochłonny.
- Paluszki rybne?-Nie wierzyłam własnym uszom.- Serio?
- Ja..-zaczął, ale ktoś otworzył drzwi. To była Tyvsa.
- Musimy porozmawiać.
<Tyvsa>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz