piątek, 27 lutego 2015
Od Tyvsy- c.d Pata
-A co jak go tu nie ma?- spytałam
-Jest na pewno, po prostu znając go, boi się że przeklęłaś swoją komnatę-ma racje, Mars od zawsze był taki, widział problem tam gdzie go nie było i co najlepsze, wymyślał że cały świat che go zabić. Po cichu ruszyliśmy do drzwi. Nie mogą nas usłyszeć, bo cała zasadzka się nie uda, a na to nie możemy sobie pozwolić. To nasza jedyna szansa, na pokonanie Boga Wojny. Delikatnie uchyliłam drzwi i rozejrzałam się po dobrze znanym mi korytarzu. Wszystkie jego ściany były poniszczone, a piękne niegdyś obrazy nie były już obrazami tylko stertą materiałów i połamanych ram. Ludzi są głupi, jak mogli zniszczyć coś tak pięknego, gdy to coś należało do nich. Ruszyłam przed siebie, a mój partner za mną. Na całym 30 metrowym korytarzu nie było widać, ani żywego ducha. Ciekawe, gdzie Mars trzyma swoich doradców. Może uznał to piętro za skażone moją obecnością. Z resztą nie ważne, to nawet dla nas lepiej, nie musimy się przejmować że nas wykryją. Zapukałam do dawnej komnaty Sanariona. Drzwi otworzyły się. Weszłam do środka. Wśród sterty ziół i fiolek z lekarstwami, stała niepozorna dziewczyna.
-Mars jest w Sali Narad, część moich ludzi też tam jest. Tak jak obiecałam, wszyscy ubrali się na czarno, reszta "przyjaciół" Marsa jest w zielonych bądź czerwonych szatach. Jak na razie wszystko idzie z planem- uśmiechnęła się delikatnie
-Dziękuję, Jilin- powiedziałam do niej, a potem wszyscy we troje wyszliśmy z pokoju.
-Na korytarzach nie ma nikogo, Mars porzucił wszelkie środki bezpieczeństwa, sądzi że nic mu tu nie zagraża- powiedziała cicho dziewczyna, wskazując na jedne z głównych schodów. Ciekawe czy jej pewność siebie nas nie zgubi. Ruszyłam we wskazane przez nią miejsce, ani na schodach, ani na dolnym korytarzu nie było nikogo. To wszystko zdawało się zbyt proste. Bez nawet najmniejszych komplikacji doszliśmy do sali narad, przed którą stała dwójka wojowników w czarnych płaszczach, wyciągnęli zza siebie dwa kolejne i wręczyli je mi oraz Maki'emu. Narzuciłam swój na siebie, skrzętnie zakrywając twarz i włosy. Plan czas zacząć, delikatnie uchyliłam drzwi i dostałam się do środka największej z sal zamkowych.
<Pat?>
Od Zero BlacFire - c.d Eleny
-Ta... Czas mordu, zabijania, krwi... To co najbardziej lubię.... Będzie fajnie....-mówiłem bez przekonania, i jak idiota uśmiechnąłem się do niej, ale w moich oczach można było zobaczyć głęboko ukrywany smutek.
To nie będzie jakaś tam codzienna i byle jaka bijatyka... Od mojego każdego ruchu będzie zależało życie. To będzie wojna. Straszna wojna. Czuję, że Elena da radę, ale ja? Pfffff.... Nie. Może nie przeżyję i nie zobaczę nigdy Eleny... Nie przeżyłbym tego nawet jako trup. Ach te moje rozumowanie... Będzie dużo rozlewu krwi. Każdy zły ruch w walce i po tobie...
~~A jeśli zrobię coś nie tak? A jak zabiję kogoś ze swoich?
To było całkiem możliwe... Ale nie czas na takie myślenie! Jeszcze wykraczesz dupku. Właśnie się zaczęło... Przemieniłem się, nie zważając na nic uwagi. Zamknąłem na chwilę oczy. Teraz muszę kierować się siłą umysłu (którego nie mam), oraz mojego niezawodnego instynktu (który zawodził). Usłyszałem jak ktoś wyskakuję w moją stronę z krzaków. Nie otwierając oczu, złapałem wilka za szyję i udusiłem go, powoli otwierając oczy. O tak... Wskoczyłem w krzaki, z którego wyskoczył nieprzyjaciel. Było tam z kilka nieznajomych mi wilków. Czemu ich nie powybijać? Rozrywałem jednego po drugim.
<Elena i inni... >
Od Zero BlacFire - c.d Eleny
-Spokojnie, Zero.-starała się mnie uspokoić-Wdech i wydech, wdech i wydech...
-Ta, szybciej to ja tu padnę, niż się uspokoję.-powiedziałem głęboko oddychając.
Dobra powoli się uspokajałem... Nie wiem co bym zrobił, gdyby Elenie się coś stało. Nawet nie mogę o tym myśleć.
-Zero, wszystko z tobą ok?-przyglądała mi się Elena-Cały się trzęsiesz...
Miała rację. Cały drżałem ze zdenerwowania.
-Chodź, może się przejdziemy.-zaproponowała.
Szliśmy przez las, a po jakimś czasie znalazł nas Rahmi.
-Przyszedłem, powiedzieć, że...ten...no...eee...-jąkał się i mówił to wszystko z niechęcią-chciałbym was....eeee...prze-prze-przeprosić...za...ten...moje zachowanie...
<Elena? BUHAHAHAHAHA POWRÓCIŁEM >
czwartek, 26 lutego 2015
Wyniki loterii!
Od Eleny- c.d Pata
- Elena... -wyszeptał. Wtuliłam się w niego. Gładził ręką moje włosy.- Wiesz, że możemy umrzeć?
- Tak. Zdaję sobie z tego sprawę.-odpowiedziałam cicho. Nie chciałam umierać. Mimo tych wszystkich dziwnych rzeczy, jakie się wokół mnie działy, to podobało mi się to życie. Nie chciałam go powtórnie stracić.
- Jeżeli nie przeżyje....-zaczął Zero. Odsunęłam się i popatrzyłam mu głęboko w oczy.
- Nie mów tak.-zaprotestowałam z mocą w głosie.- Przeżyjemy oboje.
Wdrapałam się na palce i pocałowałam go. Chciałam zapamiętać te chwilę. Całowaliśmy się, jakby to był ostatni. I może taki był. W końcu przestaliśmy się. Na moich wargach tańczył szeroki uśmiech.
- Spróbujmy przeżyć. Może jak to wszystko się skończy, to będziemy mieli spokój?-powiedział Zero.
- Raczej w to wątpię.
Ruszyliśmy za naszą armią. Nagle kątem oka zauważyłam ruch. Odwróciłam się i rzuciłam w wroga gwiazdką. Broń trafiła go prosto w czaszkę. Usłyszałam szczęk pękającej kości. Po chwili wilk zdechł. Zero zamienił się w wilka. Poczułam w nozdrzach zapach krwi.
- A więc wojna się zaczęła-powiedziałam, wyciągając saksy.
<ciąg dalszy Zero i kto tam jeszcze chce xd>
Od Shirini
-Uważaj-krzyknął Rhydian i podszedł do mnie. Zaczęliśmy ich zabijać, lecz było ich coraz więcej.
-Podaj mi rękę-powiedziałam trochę nie chętnie.
-Po co?-spytał.
-Daj szybko-krzyknęłam. Rhydian podał mi łapę, gdy to się stało wszyscy upadli na ziemię (oprócz mnie i basiora). Zaczęliśmy uciekać.
Pobiegliśmy do alfy i spytaliśmy "co teraz"?
środa, 25 lutego 2015
Od Kasumi c.d Caspiana
-Niby czemu? Takie jak ty denerwuje się najprzyjemniej-Caspian uśmiechnął się chamsko, powtórzyłam jego gest a po chwili moja ręka znalazła się na jego poliku. Paznokciami przecięłam, jego jakże delikatną skórę z której zaczęła sączyć się krew. Chłopak złapał się za policzek, po czym odsunął rękę przyglądając się jej.
-Czy ty mnie właśnie spoliczkowałaś?-zapytał zmieszany. Oh, daj spokój gdyby nie moja silna wola byłbyś już martwy, powinieneś się cieszyć.
-Nie, wiesz chciałam cie pogłaskać ale coś nie wyszło-uśmiechnęłam się, obróciłam na pięcie i zostawiłam chłopaka. Oczywiście jak na złość szybko mnie dogonił.
-Jeszcze ci mało?-spytałam nie odwracając wzroku.
-Tak, mogę ci zadać pytanie?
-Nie
-Kiedy wyhodowałaś takie długie włosy?-zapytał, zatrzymałam się.
-CO?!-czy on nie zna umiaru?
-No bo ciągną się aż do ziemi-powiedział po czym chwycił pasmo moich kudłów. Westchnęłam głośno i pacnęłam faceta w rękę.
-Nie dotykaj-powiedziałam bez uczuć.
-Przepraszam roszpunko-odpowiedział lekko się skłaniając. Jak ja go nie cierpię!
-Zwariuje z tobą-warknęłam.
-No to na co czekasz?-zaśmiał się. Myślałam, że Kano jest upierdliwy, a tu proszę, zjawia się basior który jest od niego o niebo gorszy.
-Na chwilę spokoju-rzuciłam i skoczyłam na ręce w locie zmieniając się w wilka i truchtając w stronę zamku w którym tymczasowo mieszkaliśmy. Słyszałam z tyłu jego kroki,wiedziałam, że również zmienił się w wilka, nie zbliżał się ani nie oddalał szedł równym tempem. Może to dziwne, ale jednak coś we mnie chciało by szedł bliżej, obok. Starałam się to stłumić, pokonać, zabić. Nie lubisz go!-warknęłam do siebie w myślach. Poczułam to, to czego nie czułam od kilkunastu lat. Kurwa, nie! Nie, nie, nie! Zaczęłam się bać, ona nie może ze mną wygrać. Zaczęłam biec. Basior który wcześniej szedł ze spuszczoną głową, podniósł ją gwałtownie i ruszył za mną w pogoń.
-Zaczekaj! Co się stało?-krzyknął zbliżając się do mnie.
-Nic-warknęłam i przyśpieszyłam. Widziałam jak basior lekko utykał, lecz nie dawał za wygraną i znów wyrównał ze mną tępo.
-Przecież widzę ze coś cie gryzie.-spojrzałam na niego, piorunując go wzrokiem. Jak burza wbiegłam do pałacu.
Basior nadal za mną podążał. Zbiegłam do lochów, skręciłam w lewo i zwalniając dotarłam do drzwi mojego pokoju pod którymi się zatrzymałam.
-Kas?-Caspian podszedł do mnie.
-Ja... po prostu jestem zmęczona.-rzuciłam i weszłam do siebie. Zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżko.
-Ona... ona chyba wraca-powiedziałam w poduszkę, lecz tak by usłyszał mnie siedzący na krześle Kano.
Chłopak obrócił się do mnie gwałtownie i wytrzeszczył oczy, po czym podszedł i mnie przytulił. Zasnęłam na jego kolanach.
<Caspian?>
Od Rhydiana- c.d Shirini i Pata
Od Pata - Wataha Wiecznego Księżyca
Przerwałem bo na dziedzińcu zaczęły pojawiać się postacie.
-Albo nie wysyłaj nikogo. - stwierdziłem.
Najpierw pojawił się Nefertum, zaraz po nim Set, a potem po kolei pojawiali się Nut, Seth, Hathor, Geb, Sun i Moon. Nad naszymi głowami zaczęły krążyć smoki.
Podbiegłem do nich.
-Skąd wiedzieliście o tym że rozpoczyna się wojna ? - zapytałem.
-Usłyszeliśmy wybuchy na wyspie Nawrotów, więc Nut poszła to sprawdzić. Była tam jednak jedynie wkurwiona i ranna Neptune - wyszczerzył do mnie zęby Nefertum.
-Gdzie jest Tyvsa ? - zapytała niebieska smoczyca, lądując.
-Uciekła. - powiedziałem z pogardą.
Bogowie spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
-Jak na razie... To my tutaj rządzimy. - powiedziała Elise.
Spojrzałem na zielonego ogromnego smoka który wylądował obok smoczycy.
-Przepraszam, yyy... - powiedziałem.
-Thor - podpowiedział mi smok.
-Thorze, czy mógłbyś polecieć po garstkę ludzi ukrywających się w pobliskim lesie ? Mają nam pomóc. - spytałem.
-Jak zawsze na usługach Watahy. - Schylił głowę. Nie wiedząc co zrobić także kiwnąłem mu głową i wróciłem do naszych wojsk.
Nikt nie myślał już o niczym innym niż o nadchodzącej bitwie.
Ujrzałem ich wszystkich.
Elena, Lysteria, Zero, Indila, Alex... Było ich tak wielu, że wyliczanie zajęło by mi dość długo.
Ciekawe komu z nich przyjdzie umrzeć.
Wojska Marsa zapewne już tu idą, Tyvsa uciekła do Smoczego Zaułka, Seanit nie żyje, wszyscy którzy byli dla mnie autorytetami, osobami na których można było się wesprzeć opuścili nas.
Teraz to ja i Elise jesteśmy wsparciem.
-Posłuchajcie mnie uważnie ! - krzyknąłem. Umilkły rozmowy. - Nie mamy czasu na długie przemówienia, mówiąc ładnie, jesteśmy w dupie. Chce wam tylko powiedzieć że przyszłe pokolenia będą wam wdzięczne, że mogą żyć i że obroniliśmy się ! Chodźmy skopać Marsowi dupe !
Ryk potoczył się po zamku. Przyleciał Thor. Około pięćdziesiąt ludzi zeskoczyło ze smoka.
Zaczęliśmy maszerować przez las. Słychać już było kroki Armi Marsa. Dochodziliśmy do polany. Poczułem że ktoś łapie mnie za rękę. To była Elise. Myślałem że po prostu się boi, jednak na rękach trzymała Anabelle.
-Oni wiedzą o tym. - powiedziała. Świat zawirował, Nasze wojsko zaczęło atakować, a my przenieśliśmy się do twierdzy alf.
<WSZYSCY ?>
Tyvsa, Maki, Lysteria i San, macie się magicznym sposobem pojawić koło twierdzy alf. Najlepiej jak wtedy skończycie opowiadanie ;)
Od Shirini
-Czego chcesz?-spytałam-Po co mnie śledzisz?
-Yyyy...Mhm...-jąkał się-Ja nigdy, ja... tu już byłem...
-Taaa, nie widzę tu "łódki" czy "czegoś", a nie wyglądasz na wilka z mocą. Ale nie ważne jak się tu znalazłeś, czemu mnie śledzisz?-zawarczałam.
Wilkowi było nie wygodnie, odepchnął mnie a ja... wpadłam do morza zaczęłam tonąć, nie mogłam zmienić natury bo miałam za mało powietrza. Ostatnie co ujrzałam to wilka Rhydiana który...
<<Co zrobisz Rhydian?>>
wtorek, 24 lutego 2015
Od Caspiana c.d. Kasumisia
-Czy tam skąd pochodzisz... wyrzucono cię?- dziewczyna usiadła naprzeciwko mnie i zamyśliła się. Jej piękne, niebieskie jak nieskazitelny ocean oczy zatrzymały się na jabłoni obok mnie. Długie włosy, unoszące się na wietrze, leciały na wszystkie strony. Część kosmyków nawet dotknęła mojej nogi. W końcu oderwała wzrok od drzewa i teraz patrzyła prosto w moje oczy.
-Nie- rzuciła i zaczęła wstawać. Zrobiłem to samo i po chwili szliśmy ramię w ramię wzdłuż lasu.
-Hmm... w takim razie- urwałem. Poczułem zapach obcego wilka dochodzący z krzaków na krawędzi lasu. Zmarszczyłem brwi. Minutę później z gęstwiny dobiegł cichy szelest. Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Kasumi popchnęła mnie na trawę, a sama zmieniła się w wilka. Z krzaków wyskoczył basior i rzucił się na nią. Wbił kły w jej kark. Z utworzonej rany zaczęła tryskać krew. Szybko wstałem i już chciałem jej pomóc, gdy w zaledwie kilka sekund wadera przeturlała się w stronę pobliskiego drzewa i przygniotła nim napastnika, opierając się o nie plecami. Krótko mówiąc zmiażdżyła przeciwnika o drzewo. Szczwana bestia, pomyślałem. Po chwili z krzaków wyskoczył kolejny wilk. Kasumi stała do niego tyłem, więc nie miała z nim żadnych szans. Musiałem coś zrobić. Momentalnie podbiegłem do przeciwnika i z całej siły odepchnąłem go, sam upadając. Nieprzyjaciel jednak zdołał utrzymać równowagę i teraz szarżował prosto na Kasumi. Ta zaś albo miała mega wyczulony słuch, albo węch, bo gwałtownie się odwróciła i... ugh... przejechała swoimi krótkimi, ale ostrymi rogami po boku wilka, rozcinając mu skórę. Napastnik padł na ziemię, martwy. Z moich ust wydobył się jęk obrzydzenia. Wadera szybko spojrzała na mnie po czym biegiem zagłębiła się w las. Czy ona właśnie przede mną ucieka?! Nic więcej nie myśląc zmieniłem się w wilka i pobiegłem za nią. Chwilę później byłem już obok wadery.
-Hej, stój!- krzyknąłem, ciągle biegnąc- Zatrzymaj się, nie uciekaj!- wilczyca syknęła na mnie.
-Nie rozkazuj mi- powiedziała z kamienną twarzą, nawet na mnie nie patrząc.
-To nie rozkaz tylko prośba! Proszę!- stęknąłem. Moje ciało nie zdążyło się jeszcze zregenerować po ostatniej walce, w wyniku czego teraz nie potrafiłem przebiec nawet 1/4 tego, co kiedyś umiałem. Mimo wszystko jednak się nie poddawałem i nawet z kolką, nie mogąc złapać oddechu dalej biegłem. Kasumi nadal miała kamienną twarz. Po jakimś czasie potknąłem się i padłem jak długi na trawę.
-Co cię napadło?- cicho wychrypiałem, zmieniając się w człowieka i obracając się na plecy. Wilczyca nawet nie mrugnęła, tylko dalej biegła w ogóle nie zwracając na mnie uwagi. Żałośnie stęknąłem i podniosłem się. Widząc, że wadera coraz bardziej się oddala pobiegłem za nią. Tym razem było już dużo lepiej, bo mój organizm rozgrzał się i przygotował siły na pogoń.
-Proszę- błagałem. Kasumi nagle się zatrzymała. Prawie na nią wpadłem.
-Odwal się ode mnie!- wrzasnęła przerażającym, mrożącym krew w żyłach głosem.
-Nie- cicho mruknąłem.
-Czemu?!- Kasumi zmieniła się w człowieka i stanęła naprzeciwko mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy, jednak po kilku minutach spuściłem wzrok- Czemu?- powtórzyła, już spokojniejsza- Czemu za mną ciągle łazisz i nękasz?!- wróciła do przeciwnego tonu.
-Szczerze? Bo lubię wkurzać ludzi- uśmiechnąłem się zawadiacko. Kasumi prychnęła.
-Wybrałeś sobie niewłaściwą osobę.
-Niby czemu? Takie jak ty denerwuje się najprzyjemniej- Tak naprawdę, dziewczyna po prostu mnie zaintrygowała. Lubiłem tą otaczającą ją tajemniczość. Na twarzy Kasumi zagościł szeroki uśmiech. Zmarszczyłem brwi. Zanim zrozumiałem co się dzieje, jej ręka z niesamowitą siłą uderzyła o mój policzek. Na wardze poczułem krew. Dotknąłem rany placem, jednocześnie patrząc dziewczynie w oczy. Jestem pewny, że było w nich widać prawdziwe błyskawice. Cicho, bardzo wolnym tonem spytałem:
-Czy ty właśnie mnie spoliczkowałaś?
<Kas?>
poniedziałek, 23 lutego 2015
Wof!
-Contunsja (mega szybkie zapierdzielanie);
-Teleportacja;
-Zmiana stanu skupienia;
-Zmiana koloru;
-Mega szybki porost sierści i pazurów;
-Moc przywoływania poduszek;
-Moc świecenia w ciemności;
Od Elise- c.d Pata
-Ja, przepraszam... Miałam, trudną przeszłość - pocałowałam go delikatnie w policzek, po czym odsunęłam się od niego, aby naciągnąć na siebie ubranie.
-Co się stało?
-Wiesz... Uważają mnie za ładną... I delikatną - po moich policzkach pociekły łzy, wspomnienia wracały, a w raz z nimi otwierały się stare rany.
- Chodźmy - przetarłam z twarzy łzy i stanęłam prosto.
Nie czas się mazać, jest wojna.
Czas przeć do przodu i pokazywać innym, że jest się twardym!
<Patuś?>
Od Pata - cd. Elise
Zatrzymałem się na chwilę. Poczułem że robię się cały czerwony.
-Bo wiesz, - pochyliła głowę - jak mnie nie potrzebujesz...
Schyliłem się w taki sposób by moja twarz znajdowała się na wysokości twarzy Elise.
Przysunąłem się do niej i nasze usta się złączyły. Lekko je rozchyliłem, a Elise poszła w moje ślady. Nasze języki splotły się w długim namiętnym pocałunku. Wyprostowaliśmy się,nie przestając się całować. Korzystając z sytuacji objąłem ją w pasie. Jeszcze przed chwilą miałem w głowie kłębek myśli jednak teraz nie mogłem przestać o niej myśleć. Położyła ręce na mojej klatce piersiowej i oparła się o mnie. Zaczęliśmy się cofać, poczułem coraz większe pożądanie. Oparłem się o ścianę jaskini i chwyciłem jej koszulkę. Oderwaliśmy się od siebie i zaczęliśmy się rozbierać. Znów się pocałowaliśmy. Zjechałem powoli po ścianie pół nagi. Elise oparła się o mnie. Objąłem ją i zacząłem rozpinać jej stanik. Nagle odepchnęła się ode mnie.
-Pat... Ja nie mogę... - powiedziała.
Uklęknąłem przed nią, i pocałowałem ją. Położyła się na plecy, a ja, idąc w jej ślady także się położyłem.
Elise przerwała nasz pocałunek i powiedziała:
-Ale ja... Pat, nie ! - krzyknęła.
Całe moje pożądanie opadło. Spojrzałem na Elise ze złością.
-Niechaj będzie, chodźmy już wypieprzyć tą Neptune z wyspy ! - założyłem koszulkę i wyszedłem z jaskini.
<Elise ?>
niedziela, 22 lutego 2015
Od Tyvsy (pisane jako Maki)- c.d Kasumi
-W końcu, martwa- zaśmiała się i dosłownie rzuciła na mnie. Mocno się we mnie wtuliła i przelotnie pocałowała w usta. Zaśmiałem się.
-Boga śmierci może zabić tylko inny Bóg- powiedziałem cicho, a ona skamieniała. Z jej twarzy uciekł uśmiech, patrzyła na mnie w osłupieniu.
-Sł...ucha?!- odsunęła się od mnie gwałtownie i ruszyła w stronę jednej z szafek.
-Tyfuś, ty żyjesz- otworzyła szufladę i wyciągnęła z niej nóż. Odwróciła się w moją stronę.
-Zabij mnie!- wydarła się do mnie i rzuciła w moją stronę broń, która upadła na ziemię z brzdękiem.
-Nie
-Zabij mnie!
-Nie!
-Zabij mnie, cholerny tchórzu!
-Mówię ci, że nie!- powietrze w pokoju było gorące, a oczy mojej partnerki żarzyły się na czerwono.
-Ty chuju, tchórzy pojebany, pozwól mi to w końcu zakończyć! Daj mi, kurwa, umrzeć!- ruszyła w moją stronę. Gdy była przy nożu podniosła go. Przyłożyła go sobie w okolicach serca. Podeszła jeszcze bliżej mnie. Sięgnęła po moją rękę i umieściła ją na rękojeści broni. Spojrzała wściekle w moje oczy-ZRÓB TO!- wyrwałem jej swoją rękę i klingę, tak aby nie naciąć jej delikatniej skóry. Spojrzałem z wahaniem na broń. To był ten sam sztylet, którym kazałem jej się zabić, jakiś rok temu. Podniosłem głowę i złapałem wściekłe spojrzenie dziewczyny- przypominasz sobie?- delikatnie odsunęła się od mnie i poszła za mnie. Poczułem jej ręce na swoich barkach, a potem złożyła delikatny pocałunek na mojej szyi-kochasz mnie?- zapytała, szepcząc mi to do ucha.
-Tak- odpowiedziałem, bez najmniejszego wahania. Jej ręce przeniosły się na moje biodra, a potem przekręciła mnie, tak abym stał do niej przodem. Nie mogłem się poruszać. Nie chciałem się poruszać. Pragnąłem zdać się tylko na nią, zrobić wszystko co zechce. Tyvsa, złożyła na moich ustach pocałunek, odwzajemniłem go. Przelałem w niego całą swoją miłość do niej. Nagle poczułem, że jej ręce kierują się w stronę, jednej z moich, tej w której trzymałem nóż. Delikatnie wyciągnęła mi go z ręki nie przestając całować. Wtedy nie obchodziło mnie to, zależało mi tylko na jej dotyku.
~Chcę ją zabić, powtórz!~usłyszałem w myślach. Bezwiednie posłuchałem się głosu:
-Chcę cię zabić- powiedziałem w jej usta, a ona znów mnie pocałowała.
~Dobrze~pochwała tego głosu, była dla mnie jak najcudowniejsza rzecz na świecie~zabij ją~dziewczyna przeniosła moją rękę na sztylet przyłożony do jej serca. Spojrzałem na niego z wahaniem. Jednak wiedziałem, że wykonam polecenie głosu. Chciałem, żeby był szczęśliwy. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Wybudziło mnie ono z transu. Szybko cofnąłem się od Tyvsy i ruszyłem w stronę drzwi. Wadera cicho przeklęła.
-Kto to?!- zawołałem przez ścianę, starają się uspokoić. Cały drżałem.
sobota, 21 lutego 2015
Od Kasumi c.d Caspiana
-Czy tam skąd pochodzisz...-zatrzymał się i zamyślił. Poszłam w jego ślady, usiadłam naprzeciw i zaczęłam rozmyślać nad tym, czego ten basior ode mnie chce.
-...wyrzucono cie?-dokończył.
-Nie.-rzuciłam szybko i wstałam. Zaczęłam znów iść, po chwili basior dołączył.
-W takim razie...-nie dokończył. Usłyszałam szelest, wiedziałam, ze to nieprzyjaciel. Odepchnęłam basiora a sama przyjęłam na siebie napastnika. Obcy wilk wbił się kłami w mój kark, już wiedziałam co robić. Przeturlałam się po trawie w kierunku drzew. Atakujący basior nie odpuszczał, wgryzł się mocniej starając się przesunąć do szyi. Po chwili pojawił się kolejny. A no tak, wojna-pomyślałam. Uderzyłam wgryzającym się we mnie wojownikiem, miażdżąc go. Prawdopodobnie coś mu złamałam, ale nie obchodził mnie jego stan, lecz jego towarzysz który po chwili został gwałtownie odepchnięty od leżącego i oszołomionego Caspiana. Uderzając go głową, moje rogi przebiły skórę a po ciele napastnika pociekły stróżki krwi. Poczułam jej zapach. Kurwa-przeklęłam w myślach. Starając się zatrzymać zdrowe zmysły szybko dokończyłam robotę wbijając kły w gardziel wroga i zabijając go, po czym szybko odbiegłam w las...
<Caspian?>
Od Caspiana - c.d. Kasumi
-Hej! Mam znakomity pomysł!- nagle wykrzyknąłem- Zagrajmy w 10 pytań. Jeśli zgadnę skąd pochodzisz to... to będę wiedział, a jak nie, dam ci spokój.
-To będzie za proste- dziewczyna pokręciła głową- Od razu zgadniesz.
-Pamiętajmy, że możesz odpowiadać tylko tak i nie- dopowiedziałem. Dziewczyna uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Okej, ale jak przegrasz nie tylko dasz mi spokój, a nigdy więcej się już do mnie nie odezwiesz, pasuje?- Nie. Kompletnie nie. Muszę to wygrać.
-Tak.
-No, to jakie jest twoje pierwsze pytanie?
<Kasumi? Powodzenia xD>
Od Lysterii
- Mam dosyć tego uczestniczenia w waszym sporze. Zajmijcie się sobą. - odparłam. Pomogłam im teraz mam dość obcowania z debilem na 5 lat. Spokojnie mi wystarczy. Wyszłam z lasu. Wewnętrzny głos podpowiadał mi ,że zbliża się wizja. Poszłam do pokoju. Stanęłam przed lustrem.
,, W płonącej góry kierunku się udaj ,życia twego sekret i tajemnice tutaj. Twa misja to będzie ostatnia być może. Nie tobie los poświęcić wilków sforze. Tam miłość twoja zostanie poznana. Wroga masz zabić z samego rana. Gdy cienia wreszcie ostatni wyczujesz oddech ,w boskim gronie oczekuj pociech". I co chodzi? Nie miałam pojęcia. Dziwne bo zachowałam przytomność podczas przepowiedni. Jedno wiem dotyczyła mnie. Spojrzałam przez okno. Ujrzałam w oddali wielką górę. W blasku zachodzącego słońca wyglądała jakby płonęła. Złapałam za pióro i nabazgrałam na papierze przepowiednię oraz to ,że udaję się na misję. Wiadomość do Tyvsy ,żeby się nie czepiała ,że jej nie poinformowałam. Złożyłam kartkę. Wyszłam z bronią. Pozostałam w skórzanej kurtce. Miałam na sobie czarne jeansy i wysokie glany. Podrzuciłam kartkę pod drzwi. Biegłam w stronę drzwi. Otworzyłam je z hukiem. Wybiegłam i po chwili znajdowałam się w stajni. Osiodłałam konia i wzbiłam się w powietrze. Zauważyłam Rahmiego tulącego się do brata. Dobiegły mnie rozmowy o tym jak mały Rahmi zjadł oczy smoka. Potem przepraszał ich za to ,że był dupkiem i kazał im to mi przekazać. To się mnie naszukają. Leciałam ze zniewalającą prędkością. Czułam się prawdziwie wolna. Teraz wiele kilometrów od watahy mogłam robić co tylko zechcę. Porozumiałam się z Kifo. Złapie mnie. Zeskoczyłam. Wiatr przyciskał moje ubrania do ciała. Byłam jak szybujący ptak. Zobaczyłam konia pod sobą. Wylądowałam stopami na nim. Ugięłam nogi i znowu usiadłam w siodle. Po jakimś czasie koń wylądował i schował rogi oraz skrzydła. Śnieg dalej wyglądał jakby płynął.
C.D.N
<Elena ,Zero? Jak złapaliście Rahmiego? >
Od Eleny- c.d Rahmi'ego
- Co zamierzasz zrobić?-spytał bez emocji. Ostatnim ruchem ciała stanęłam na ostatniej gałęzi. Widziałam stąd kawałek terenów watahy. Był to piękny widok.
- Jak myślisz, wysoko jest?-nie odpowiedziałam na pytanie. Usiadł obok mnie. Jego szczerozłote pióra lśniły w ostatnich promieniach słońca.
- Na pewno więcej niż 300 metrów.-odparł niewzruszony. Czasami zastanawiałam się nad czym, czy on wogóle coś czuje.
- Złapiesz mnie?-zapytałam, lekko przechylając się przez krawędź. Skinął głowę. Chyba widziałam na jego dziobie cień uśmiechu. Z rozpostartymi ramionami rzuciłam się w dół. Uśmiechnęłam się. Czułam jak świat wokół mnie wiruje. Powietrze, tak to mój żywioł. A kiedyś chciałam bawić się ogniem. Z wielką szybkością spadałam w dół. Poczułam lekkie pieczenie na ramionach. Nagle feniks podrzucił mnie do góry i usadowił mnie na swoim grzbiecie. Potem znowu (specjalnie) rzuciłam się w dół. Była to świetna zabawa. W końcu oboje byliśmy zmęczeni. Położyłam się na śniegu i wdychałam otaczający mnie zapach nadchodzącego deszczu. Nie mogłam się tym długo nacieszyć. Usłyszałam westchnienie ulgi i uchyliłam oczy. Patrzył na mnie Zero.
- Myślałem, że coś ci się stało!-wykrzyknął, potrząsając mnie za ramiona. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Ale nic mi nie jest.-odrzekłam. Przytulił mnie mocno, prawie łamiąc mi przy tym żebra. Po chwili mnie puścił.
- Czy ty chcesz, żebym dostał zawału?! Myślisz, że jak ważna dla ciebie osoba skacze sobie w dół z prędkością 300/h to nie jest trauma?!
<cd. Zero>
czwartek, 19 lutego 2015
Ogłoszenia pumeksojańskie
środa, 18 lutego 2015
Przepraszam!
Przepraszam, za to iż nie dodaję opowiadań, ale nie mam jak tego robić... mam baaardzo dużo roboty, wiecie szkoła, rodzina itp. itd.
W piątek/sobotę powinnam zacząć wszystko dodawać, uzupełnić, ogólnie ogarniać całą watahę.
Jeszcze raz przepraszam.
Alfa, Tyvsa
Od Kasumi c.d Caspiana
-Jesteś głuchy, czy głupi?-powiedziałam znudzona jego zachowaniem.
-Jestem Caspian-zaśmiał sie basior w formie człowieka.
-Nigdzie z tobą nie ide-parsknęłam i przyspieszyłam kroku. Nagle poczułam dotyk dłoni na nadgarstku i zostałam ciagnieta w stronę ogrodów. Westchnęłam głośno.
-Dobra, umiem chodzic.-powiedziałam i zaczęłam iść rowno z chłopakiem, który już mnie puścił.
-No więc Kas...
-Nie mów tak do mnie-warknęłam przerywając mu.
-Okey, no więc Kasumi, skąd pochodzisz?-spytał jak gdyby nigdy nic i założył ręce za głowę.
-Z daleka.-odparłam. Nie lubiłam gdy ktoś mnie wypytywał o cokolwiek a co dopiero o moje pochodzenie i o mnie.
-A tak dokładniej?-nie poddawał się.
-Z bardzo daleka. Mógłbyś przestać?
-Mogła byś odpowiedzieć?-uśmiechnął się.
-Nie.
-To ja też nie.-westchęlam. To będzie długi spacer pomyślałam, i zaczęłam rozmyslać czy nie lepiej byłoby zawrócić albo uciec od ciekawskiego i natrętnego wilka.
wtorek, 17 lutego 2015
Od Rhami'ego-c.d Lysterii
Położyłem po sobie uszy. Chciałem się wyrwać z ucisku, lecz na próżno, te g***o za mocno mnie trzymało. Westchnąłem w duchu. Popatrzyłem na Lysterię, czy jakoś jej tam z kpiną. Coś paprała na mój temat. Najwidoczniej mówiła do mnie, ale ja je nie słuchałem. Nie będę słuchać kogoś kto mi nawet nie dorównuję. Słaba jest i tyle, nie będę kłamać. Tylko słabi używają mocy do błahostek. Tak jak ona. Ja-inteligentny wilk-używam mocy, gdy po prostu nie ma innego wyjścia. I teraz musiałem jej użyć. Po moim ciele przeszedł prąd. Oczywiście był dla mnie nie groźny w sumie, to go nie czułem. Nie to co wodny człek. Poraziłem go prądem. Chwilę się trzymał, ale po chwili na jego miejscu powstała kałuża. Elena się zdziwiła, a Lysteria próbowała go odnowić, lecz na próżno.
~~Dobrze ci tak s**o.
Uśmiechnąłem się triumfalnie i odszedłem. Nie miałem zamiaru nikogo słuchać, lub z kimś przebywać. Nikt nie będzie mi rozkazywać, że mam się pogodzić z bratem, albo go słuchać.
~~Phi! Chcieliby...
<Lysteria, Elena>
poniedziałek, 16 lutego 2015
Od Caspiana c.d. Kasumi
-Uuu... widzę, że zadziorna z ciebie suczka - kątem oka zauważyłem, że dziewczynie drgnęła powieka. Nie mogąc się powstrzymać wybuchnąłem śmiechem. Kasumi rzuciła gromkie spojrzenie, przez jeszcze bardziej nie mogłem się opanować. Nie chcący opadłem na zraniony bok. Syknąłem, a moje poczucie humoru gdzieś wyparowało. Zirytowany zmieniłem się w człowieka i usiadłem na szpitalnym łóżku. Nagle usłyszałem cichy chichot dochodzący z ust Kasumi.
-Bardzo śmieszne- delikatnie potarłem obolałe miejsce. O dziwo widniał tam tylko siniak. Co prawda wielki i mocno fioletowy, ale to zawsze lepsze niż krwawiąca rana.
-A nie?
-Nie- różowowłosa prychnęła. Nie wiedzieć czemu zaintrygowała mnie. Poczułem nagłą potrzebę poznania jej historii, tajemnic, nawet zwykłych tików nerwowych... Dlatego też, gdy oznajmiła, że idzie na spacer, krzyknąłem:
- Zaczekaj! Pójdę z tobą-dziewczyna, dotychczas idąca w kierunku drzwi, nagle się zatrzymała.
- Idę sama- odwróciła się do mnie- A ty nawet nie waż się iść za mną.
- Czemu?- uśmiechnąłem się zawadiacko.
- Bo ja tak mówię- nie czekając na moją reakcję wyszła z pomieszczenia. Zaklnąłem i nieporadnie stanąłem na dwóch nogach. Cały byłem obolały... ale co się dziwić, w końcu zgniótł mnie byko-wilkołak.
- Ej, ej, ej, a ty gdzie?- spytała się mnie pretensjonalnym tonem Rangiku-Nie po to się tyle nad tobą męczyłam, żebyś teraz wszystko to zniszczył- dodała.
-Obiecuję, że wcale nie będę narzekał, prosił cię o coś, albo zadawał pytań, jeśli mnie puścisz- powiedziałem idąc w stronę drzwi.
-Niech będzie- odparła po krótkim zamyśleniu. Rzuciłem do niej "dzięki" i zamknąłem za sobą drzwi. Znajdowałem się w szarym korytarzu. Na ścianach wisiały różne obrazy, a pod nimi stały krzesła lub kanapy. Zaryzykowałem i skręciłem w lewo. Po krótkim marszu zauważyłem przed sobą Kasumi. Boże, jak pięknie wyglądała od tyłu. Jej rozpuszczone włosy latały, opadając na białą, obcisłą bluzkę. Była ubrana w seksowne, skórzane spodnie, które idealnie eksponowały jej szczupłe nogi i tyłek. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Kasumi!- dziewczyna odwróciła się i zmierzyła mnie spojrzeniem.
-Czego?- spytała oschle, zakładając ręce na biodrach- Powiedziałam, że chcę iść sama, głuchy jesteś?
Wzruszyłem ramionami i podszedłem do niej.
-Znam takie jedno, piękne miejsce za ogrodami- zignorowałem jej piorunujące mnie spojrzenia- Chodźmy.
<Kasumi?>
niedziela, 15 lutego 2015
Wyniki Konkursu!
Od Kasumi c.d Caspiana
-Widzę, ze czujesz się dość dobrze żeby się kłócić-parsknęłam.
-Szukasz czegoś?-spytała szara wadera.
-Oznak życie tego pana-powiedziałam patrząc na basiora.
-Może jednak dasz mu te leki, najlepiej nasenne, może przestanie narzekać.-dokończyłam.
-Wolałbym coś przeciwbólowego-rzucił basior.
-Nic nie dostanie! Koniec!-powiedziała zbulwersowana wilczyca.
-Jak uważasz -rzuciłam kierując się w stronę wyjścia.
-Czekaj, mogłabyś przynieść coś do jedzenia? Wolałabym nie zostawiać go samego.-powiedziała, robiąc do mnie wielkie oczy.
-Eh, dobra-powiedziałam i wyszłam, kierując się w stronę kuchni. Akurat wrócili z upolowaną łanią więc poprosiłam o dwie porcje. Bez wahania spełniono moją prośbę, i po chwili szłam korytarzem z talerzami w dłoniach, oczywiście jako człowiek.
Po wejściu do pomieszczenia wręczyłam dwójce talerze.
-Dziękuje.-powiedziała z uśmiechem wadera.
-A ty nie jesz?-spytał basior.
-Ja... ja już jadłam-wydukałam szybko.
-Tak właściwie jesteś tu nowa racja?-zapytał wilk kierując na mnie swój wzrok.
Wcześniej nie widziałam, ze ma różne barwy oczu. Jedno żółte, drugie niebieskie.
-Ta...-powiedziałam siadając, nie miałam nic lepszego do roboty więc postanowiłam zostać i porozmawiać.
-Jak ci na imię?- spytał.
-Kasumi, a ciebie jak zwą?
-Caspian-powiedział i wizą kawałek mięsa do pyska. Zawsze czułam się nieswojo, patrząc jak ktoś je. Dokuczał mi również odór krwi z rany Caspiana, ale starałam się to ignorować.
-Dlaczego dołączyłaś do watahy? Czemu teraz? podczas wojny?-spytał przełykając przerzuty kawałek.
-Tak, jakoś. Nie miałam się gdzie podziać, więc stwierdziłam, czemu nie? A wojna, myślisz że się boje, ze jestem bezsilna?-zapytałam nieco urażona.
-Nie wiem, nie widziałem twoich umiejętności.-powiedział.
-I nie chcesz.
Rangiku patrzyła na nas z boku kończąc posiłek.
-A może chce?-uśmiechnął si e szyderczo.
-Nie, nie chcesz, i nie zobaczysz.-rzuciłam.
-Szkoda, a może jednak nie umiesz walczyć?
-A może w końcu się zamkniesz i zjesz?
-...
<Caspian?>
Od Caspiana c.d. Rangiku
-Jak masz na imię?- rozejrzałem się po pomieszczeniu. Znajdowałem się w białym, nienagannie czystym pokoju z kilkoma pustymi łóżkami i dużą ilością półek, na których stała masa maści, płynów i różnego rodzaju innych lekarstw.Obok mnie stała szara wilczyca. Z głowy wyrastały jej kasztanowe, ludzkie włosy. Zdziwiło mnie to trochę, pierwszy raz widzę, żeby wilk miał "futro" człowieka. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że... miała siedem, fioletowych, wystających jej z tyłka ogonów. Gdy już opanowałem zaskoczenie, zebrałem siły i spróbowałem się podnieść. Niestety, z marnym skutkiem - uzyskałem tylko większy ból i kręcenie głowy tajemniczej wadery.
-Nawet nie próbuj, ruszać się będziesz mógł się dopiero za parę dni, a swobodnie chodzić... nawet wolę nie mówić. Skrzywiłem się.
-A nie możecie mi dać jakichś tabletek? Wtedy nie czułbym bólu i mógł spokojnie biegać i skakać-powiedziałem przejęty. Wilczyca tylko prychnęła.
-Nie można cały czas funkcjonować na chemii.
-Czemu nie?
-Bo chemia to nie rozwiązanie na wszystko.
-Czemu nie?
-Bo nie! Przestań!- zirytowała się. Zaśmiałem się. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i ujrzałem kremowoszarą waderę.
<Kas?>
sobota, 14 lutego 2015
Od Kasumi c.d Tyvsy
Po przekroczeniu bram, zauważyłam, ze zamek jest pusty, prawie pusty. Wiedziałam gdzie iść, mój węch był niezawodny. Naszym oczom ukazały się wielkie, zdobione, drzwi, które ktoś zostawił uchylone. Kazałam Kano zostać a sama wdarłam się do środka. Ujrzałam nikogo innego jak Tyvsę. Na początku się zdziwiłam ale potem z opanowaniem podeszłam do dziewczyny.Westchnęłam, to tłumaczyło dziwny aromat we krwi. Przybrałam postać człowieka i ściągnęłam alfę na ziemie.
Wyglądała spokojnie, tak jakby spała. Na rękach widoczne były czerwone szramy, przełknęłam ślinę.
-Kano, chodź tu.-zawołałam oschle. Po chwili w drzwiach pojawił się mój kot. Podszedł do nas już w formie człowieka.
-Czy ona...-urwał i spojrzał na mnie.
-Zanieśmy ją do watahy-postanowiłam i wstałam.
-Ale ty musisz ją wziąć-uśmiechnęłam się chamsko. Kano jękną ale podniósł dziewczynę i ruszył w stronę drzwi. Doszłam do niego i ruszyliśmy z powrotem do zamku w którym tymczasowo mieszkaliśmy.
Od Tyvsy- c.d Lysterii- "Boże który mi to zesłałeś, jesteś najgorszym ze wszystkich"
Od Lysterii-c.d Tyvsy
Tyvsa Kendra... wadera ,która przestaje wzbudzać we mnie respekt ,a zaczyna nienawiść i ogólne obrzydzenie. Co ona sobie wyobraża?! Początkowo daje do zrozumienia ,że ma dość tego ,że każdy przychodzi do niej z zażaleniami i problemami ,a teraz irytuje się ,że z problemem do niej nie przyszłam. Wściekłość rozpierała mnie od środka. Żołądek mi się ściskał i ledwo powstrzymywałam falę wody ,która chciała walnąć ją prosto w łeb. Minął może miesiąc ,miałam jeszcze całe 8 na powiedzenie jej o tym. I to poetyckie porównanie... dać d**y Marsowi? Przepraszam ,ale jeżeli widzi ,że jestem w ciąży ,nie z własnej woli ,to powinna domyśleć się ,że zaspakajanie potrzeb mojego ojca to nie moje pragnienie. Z resztą właśnie . Ojca.
-Myślałam ,że pan Maki raczy Cię o tym powiadomić!-wydarłam się jej prosto w twarz. Spojrzała mi wściekle w oczy chcąc ,żebym się uciszyła.- Nie Tyvso. Mam dość siedzenia cicho gdy inni mówią. Wszyscy mi przerywają ,ale ja nie zamierzam być teraz cicho. Po pierwsze. Ja akurat mogę sobie znaleźć dom gdzie chcę. Moi rodzice mocno chcą ,abym ze swoimi umiejętnościamido nich dołączyła.
-Głupia mogę Cię zabić jednym dotykiem! Naprawdę chcesz mi się stawiać?!
-I co osiągniesz zabijając mnie? Uważasz ,że chcę przejąć watahę od Ciebie ,że chcę przejąć władzę i zacząć jaką tyranię? Nie nie zamierzam. Jestem wierna i lojalna twojej osobie ,jednak twoje działania są według mnie zbyt radykalne.
-O czym ty mówisz?!
-Chociażby Seanit. Kochane siostry i nagle ta ukochana ,umiejąca wybaczać, miłosierna ,dająca każdemu szansę ,uważająca ,że każdy ma prawo do życia ,umiera. Jak to możliwe. Nie zamierzam tego nikomu mówić ,ale...- uśmiechnęłam się złośliwie- to daje do myślenia. Nie wiem czy każdy czułby się tutaj bezpieczny.
-Zostaniesz ukarana.-odparła tylko sucho.- Nie masz prawa spotykać od tond Anubisa. Twoje dziecko... zostanie zabite. Zaraz po urodzeniu.- wszyscy wlepili w nią oczy. Maki podszedł do niej.
-Tyv ,ale ... no... może coś bardziej... lekkiego? Bez niej , Anubis stanie po stronie Marsa-powiedział do niej.
-Nic mnie to nie obchodzi!- Anubis zniknął. Tyvsa spojrzała na mnie władczo.
-Kobieto ,nie czujesz ,że mam 16 lat?!-łza spłynęła mi po policzku. Jak na mogła.
-Taka jest kara za łamanie zasad.-odpowiedziała widocznie szczęśliwa.
-Wiesz co przeżyłam! Powinnaś chociaż mnie zrozumieć!
-Ty? Nic nie przeżyłaś! Raz Ci złamali serduszko i tyle- powiedziała z udawaną troską. Maki podszedł do niej.
-Zapanuj nad sobą Tyv. Co ty robisz?! Uspokuj się!
-Nie mam nad czym panować!- krzyknęła.
-Wiesz co planuje Ozyrys. Anubis już ma pewnie datę ślubu! Otrząśnij się- powiedział jeszcze Maki.
-Nie przejrzałaś mojej pamięci ,może i dobrze. O średniowiecznych torturach powinnaś coś wiedzieć. Ale czy uważasz ,że tylko ty masz prawo kochać? Przeżywam coś podobnego ,jak ty kiedyś! Jako śmiertelniczka pokochałaś boga śmierci ,czyż nie? Dlaczego tylko ,ty możesz być szczęśliwa? Dlaczego nie chcesz ,by ktoś inny ,też znalazł spokój i miłość?! Dlaczego jesteś taką pie*rz*oną egoistką?!
-...
<Tyvsa?>
Od Lysterii-c.d Rahmi'ego
-Postanowiłam założyć cyrk. Główna atrakcja.....[bębny w tle][stukot talerzy] zarzygana ,podpalana rybka akwariowa- odpowiedziałam na jego uroczy komentarz.
-Wypuść mnie s*ko-warknął Rahmi. Znajdował się kilka porządnych metrów nad ziemią... no dobra trzy.... pstryknęłam palcami ,a bańka pękła i spocona ,zarzygana i podpalana rybka akwariowa znalazła się na ziemi. Odór wymiocin był nie do wytrzymania. Z obrzydzeniem patrzyliśmy na oblepionego pomarańczowo-zieloną mazią basiora. Ruszył na przód ,jednak poślizgnął się w swojej wymiocinowej kałuży.
-Zabiję Cię s*ko, teraz w tym momencie!- wydarł się wstając i zaszarżował. Poczekałam ,aż znalazł się dwa metry ode mnie.
-Przydał by Ci się prysznic ,nie uważasz?- spytałam spokojnie i uderzyłam w niego falą wody.
-Pardon ,nie wiedziałam ,że to trafi Cię tak mocno.-powiedziałam uprzejmie.- No cóż drodzy państwo ,cyrk stracił swoje walory zapachowe ,niestety rybka jest aktualnie tylko mokra i podpalana- dodałam z teatralnym żalem. Rahmi zaniechał prób ,,zabicia mnie"
-Jakie z was s*ki-dodał po raz kolejny. Przewróciłam oczami.
-Paniczu tutaj masz rację... wadery może i s*ki ,lecz basiory to psy- odparłam filozoficznym tonem.- względy rasowe ,jednak tak właśnie nas nazywają w ludzkim świecie.
-Może i bym Cię polubił ,ale jesteś waderą.... twój pech- odparł złośliwie. To mnie miało zranić? Tak jasne ,udało się...
-O mój boże, jak to się mogło stać? Nie polubisz mnie?- odparłam z teatralną rozpaczą- gówno mnie to obchodzi- dodałam normalnie.
-Nie wiesz z kim zadzierasz zdziro.-rzucił. Zero był wyraźnie zaniepokojony.
-To też jakoś mnie nie interesuje. Z resztą kim byś nie był nie dorastasz mi do pięt.
-Tak ,a niby kim jesteś? Księżniczką wszechświata?!-spytał kpiąco.
-Jeżeli jesteś dość inteligentny to zrozumiesz ,że moi rodzice chcą nam rozwalić watahę.
-Neptune i Mars? Hahaha! Udowodnij!-zakpił ze mnie... serio? Chcesz bym Ci to udowodniła? Ale co tam... po co mam udowadniać coś... mu?
-Nie zamierzam Ci nic udowadniać.-Elena nabazgrała na ziemi jakiś napis. ,,Weź zrób jakieś wodne coś tam ,żeby musiał wysłuchać" Dobra... zrobię. Wodny człowiek owiązał Rahmiemu łapy i pysk. Unieruchomił go i otworzył mu uszy.
-Rahmi idioto więc...
<Rahmi ,Zero?>
Konkurs Walentynkowy
Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek!Obyście znaleźli swoją drugą połówkę, która nie tylko w walentynki będzie was traktować, jak cały swój świat!
Po drugie, przedstawiam wam cudowne prace konkursowe członków naszej watahy:
Od Eleny-c.d Rahmi'ego
- Naprawdę wyglądzasz jak rybka akwariowa.-mruknęłam. Dotknęłam łapą bańki. Była przyjemna w dotyku. Konsystencją trochę przypominała gumę. Zmieniłam się w człowieka i wzięłam bańkę w ręce.
- Co powiesz na jeden set?-spytałam się Lysterii. Uśmiechnęła się złowieszczo.
- Tak. Chce popatrzeć jak obrzyguje całe wnętrze.-oparła. Rahmi nadal próbował się wydostać.
- Hej, wypuście mnie!-krzyczał. Zgodnie to zignorowałyśmy. Przez następne kilka minut odbijałyśmy go sobie. Zrobił się cały zielony i z trudem powstrzymywał się od puszczenia pawia. I chyba po raz pierwszy w czymś się zgodziłam z Lys. I przy okazji Rahmi dostał za swoje.
- I jak, Rah? Masz już dosyć.-spytałam opierając się o bańkę.
- Nie nazywaj mnie tak!-wykrzyknął wściekły. Próbował z jeszcze większym zapałem rozwalić swoje więzienie. Dyszał ciężko, jego klatka piersiowa unosiła się w szybkim tempie.
- Dzidzia ma dosyć?-droczyłam się z nim.
- A wy się dziwicie, czemu nie lubię wader!-warknął.
- Bo są piekielnie inteligentne, mądre, ładne i zabawne? W przeciwieństwie do ciebie?-spytała Lysteria. Zaśmiałam się. Na polanę weszli Zero i Kaygi. Kaygi z lekko podkurczonymi ramionami, smętnie szedł koło Zero. Gdy zobaczyli Rahmiego słaniającego się na nogach, przerazili się.
- Co wy mu zrobiłyście?!-wykrzyknął Zero. Przewróciłam oczami. Lysteria odpowiedziała za mnie:
- Nie piekl się tak. Nauczyłyśmy go trochę szacunku. Nic mu nie jest.
- Wredne suki!-krzyknął Rahmi.
<Zero lub Rahmi, Lysteria>
Od Rhami'ego-c.d Lysterii
Wstałem w bańce, co było dosyć trudne i zacząłem (próbowałem) przegryźć bańkę. Kaigy coś tam bredził przepraszając mnie, przyglądając mi się uważnie. Próbowałem przegryźć, wydrapać i zrobić dziurę w bańce-nic nie pomogło. Zmrużyłem oczy, spoglądając na waderę, która zamknęła mnie w bańce.
-Wypuść mnie!-ryknąłem, a ona kiwnęła przecząco tym pustym łbem.
~~Wredna suka!
Zrezygnowany, oraz wściekły usiadłem. Spojrzałem na Kaigy'ego z nieufnością i rzekłem zamykając łapami uszy:
-Bla bla bla... Przestań bo od twojego głosu ogłuchnę...
-Znowu się zaczyna...-mruknęła Elena.
Zignorował to i mówił dalej:
-...więc żyjmy w zgodzie, ok Rahmi?
-Oczywiście, że nie.-uśmiechnąłem się, a potem spojrzałem w dal lasu, z którego wychodził Zero-Więc oszczędź mi czasu i odejdź z tond zanim wydostane się z tej bańki i skopie ci dupę...
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?-spytał.
-Nie i nie mam zamiaru więc idź z tond bo na twój widok rzygać mi się chcę.
Kaigy najwidoczniej stracił cierpliwość.
-K*rwa ja chcę się pogodzić, nie ogarniasz tego?!-warknął Kaigy.
-No i?
Zero podszedł do Kaigy'ego i złapał go za ramię. Szepnął mu coś do ucha.
-Zaraz wrócimy...-odparł Zero patrząc na mnie znacząco, zabierając Kaigy'ego.
Zostałem z waderami, super! Oparłem łep o łapę, patrząc to na jedną waderę to na drugą.
<Elena, Lysteri?>
piątek, 13 lutego 2015
Od Tyvsy- c.d Lysterii
Od Lysterii- c.d Eleny
- Czyli dzisiaj obiad otwiera kuzyn Zero w sosie własnym? - spytałam poważnie.
- Nie bądź taka mądra ,nie wiesz kim jestem.
- Teoretycznie jesteś tak trochę moim kuzynem.
- Nie. Wadery są idiotkami nie mogę być z nimi spokrevwniony!- wrzasnął w jak w jakiejś ...ekstazie? Sama nie wiem.
- Czyli tatuś Cię urodził ?
- Uch... spadaj. - Nie ruszyłam się z miejsca. Po kilku minutach zobaczyłam kolejnego basiora. Ostatnio coraz więcej nowych się tu zjawia. Rahmi szybko wstał.
- Łap go!- usłyszałam krzyk Eleny. Odruchowo to zrobiłam. Wilk znowu siedział w wodnej bańce. Drugi podszedł bliżej ,a Elena stanęła koło niego. Otworzył pysk ,ale się speszył. Elena szturchnęła go i popatrzyła na niego ponagliła go.
-Więc bracie...
<Rahmi? >
czwartek, 12 lutego 2015
Od Eleny-c.d Rahmi'ego
Rahmi, jaki z niego dupek. Brat chce go przeprosić, a ten ma go głęboko w *upie? Nienormalny jakiś. Kaygi był zdziwiony takim jego zachowaniem, a Zero nadal nie mogący uwierzyć, że drugi jego kuzyn tu przyszedł. Odetchnęłam głęboko i pobiegłam za Rahmim. Nawet się nie zorientował, że za nim idę. Zatkałam mu pysk łapą. Próbował się wyrwać, ale trzymałam go mocno. Gdzieś zaszeleściły drzewa.
- Cicho. Słyszysz?-zapytałam szeptem. Wytężył słuch.- Polowanie.
Kierując się odgłosami spłoszonego zwierzęcia, bezszelestnie skradaliśmy się za nim. Wyłonił się za drzew. Był to okazałych rozmiarów jeleń. Jego piękne poroże lśniło.
- To on.-wyszeptał Rahmi. Co jak co, ale na zabijaniu się znał. W krótkim czasie zwierzę leżało martwe pod naszymi nogami. Rozleniwiłam się. Ostatnio wszystko miałam poddawane pod nos i już dawno nie byłam w terenie. Straciłam wprawę. Zaczęliśmy pałaszować.
- Smaczne.-powiedziałam, czując słodki smak jeleniego mięsa.
- Tak. Masz dobry gust.-odparł. Raczej nie chodziło mu o charakter.
- Jestem kobietą o subtelnym, lecz prostym guście. Lubię spacery o północy, jednorożce i szydełkowanie. Kiedyś byłam na takim spacerze i widziałam jednorożca. A potem zabiłam go moim szydełkiem.-rzekłam półżartem, półserio. Zaśmiał się.- A co do Kaygiego...
- Co on tu wogóle robi?!!-pieklił się. Przewróciłam oczami.
- Chciał ci coś wytłumaczyć. Chociaż go wysłuchaj.-poprosiłam. Wstał.
- Nie! Nie będę się zadawał z tym... Aghg!!
Odbiegł i biegiem wszedł w las. Nie śpiesząc się podążyłam za nim. Przeszłam zaledwie kilka metrów, gdy zobaczyłam Rahmiego zamkniętego w wodnej bańce. Obok stała wkurzona Lysteria.
- Idioto! Uważaj jak łazisz!-krzyczała.
- To ty na mnie wpadłaś!-odkrzyknął Rahmi. Wątpię, żeby to akurat Lysteria na niego wpadła, ale nic nie powiedziałam. Schowałam się za dużą sosną i przyglądałam się ich ostrej wymianie zdań. Szkoda, że nie miałam aparatu. Rahmi tak zabawnie wyglądał.
<Zero, Rahmi i Lysteria>
środa, 11 lutego 2015
Od Rahmi'ego-c.d Eleny
Elena poszła, a Zero odparł złowrogo:
-Ty wszystko musisz popsuć!
-Ale o co ci chodzi-uniosłem jedną brew do góry.
-Nie ważne...-mruknął zirytowany, odchodząc-Chodź.
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem za Zero. Szliśmy w milczeniu przez las. Po moim kuzynie było widać, że jest zły, ale to nie była moja wina! Chyba... Nie ogarniałem go. Po jakimś czasie doszliśmy na łąkę, gdzie widniało stado saren. Oblizałem się z uciechy, a Zero uśmiechnął się złowieszczo.
-Weźmiemy tego dużego samca, ok?-spytał się Zero-Jest najsmaczniejszy ze wszystkich, no nie?
-Uważam, że masz rację.-szepnąłem, uśmiechnięty-Ty mu zagrodzisz stronę z prawej, a ja z lewej. Chwilę się z nim pobawimy, a potem zabijemy. Co ty na to?
-Ok.
Zero poszedł w prawo, a ja w lewo. Gdy byliśmy gotowi, wyskoczyliśmy z ukrycia, biegnąc w stronę samca. Stado rzuciło się do ucieczki. Jak dobiegłem do samca, zagrodziłem mu drogę. Zawrócił i o mało co nie wpadł na Zero. Zaśmiałem się. Stado uciekło, zostaliśmy tylko my i samiec. Zaczęliśmy się z nim ,,bawić''. Skakaliśmy na nim, pobiegaliśmy sobie trochę i takie typu rzeczy. Gdy nam się znudziło, powaliliśmy go na ziemię.
-Ty go zabij.-oznajmił Zero-To będzie takie powitanie w watasze.-uśmiechnął się.
-Jak sobie tego życzysz...-schyliłem się w stronę szyi samca-Spełnię twoje marzenie...
Nasza ofiara patrzyła na mnie błagalnie, ale ja to zignorowałem. Już miałem zakończyć jego, żywot lecz usłyszałem znany mi głos:
-Cześć Rahmi! Cześć Zero!
Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
~~Nie to nie może być prawda...
Zero też osłupiał, tylko nasze przyszłe jedzenie nie wiedziało co się dzieję. Szybkim ruchem, wyprostowałem się i spojrzałem w stronę lasu z lekko otwartym pyskiem. Wtedy ofiara wyrwała się z ucisku Zero i uciekła. Mój kuzyn nawet na to nie zwrócił uwagi, patrzył się w stronę lasu, tak samo jak ja. Po 5 sekundach, wyszedł z niego mój brat-Kaigy, wraz z Eleną.
-Rahmi, ty żyjesz?!-ucieszył się, a ja wręcz przeciwnie.
W środku poczułem odrazę i nienawiść. Zmrużyłem oczy, obróciłem się na pięcie i szybkim krokiem oddaliłem się. Niebo pociemniało. Kaigy podążył za mną.
-Odwal się!-warknąłem do niego, a on to zignorował.
Przyśpieszyłem, a ten c**j zrobił to samo. Dogonił mnie i dotknął moje ramię. Odwróciłem głowę i chciałem go ugryźć w łapę, ale odskoczył w porę, niestety. Podążyłem dalej przed siebie.
-Chłopie ogarnij się!-Kaigy zmrużył oczy.
-Idź sobie!
Brat znowu ruszył za mną.
-Rahmi ja się chcę z tobą pogodzić...-oznajmił.
-G***o mnie to obchodzi co ty chcesz a czego nie!-przerwałem mu.
W tym momencie zaczął padać deszcz. Świetnie.
-Wiem dlaczego masz, akurat takie moce....-powiedział.
-K***a, mówiłem, żebyś s**********ł!-warknąłem-W dodatku ty też masz moce, tak jak Zero i Sketch. To rodzinne, LOGICZNE!
-Rahmi posłuchaj...
-Won! Nie mam zamiaru cię słuchać, idioto!
Pobiegłem w stronę lasu.
<Elena?>
wtorek, 10 lutego 2015
Od Alex'a - c.d Tyvsy i Night
Podeszła do mnie siostra Makiego. Raczej nie podobało jej się, że musi mnie uczyć, ale nie powiedziała tego głośno. Z kwaśną miną stanęła koło mnie.
- Nie umiesz chodzić?-spytała.
- A jak myślisz? Specjalnie chodzę, jak paralityk.
Zmarszczyła nos, jakbym był jakąś kupą w którą weszła. Odetchnęła głęboko i pokazała mi, jak ma być ułożone ciało. Starałem się wykonywać jej polecenia, jak najlepiej. Na początku niezbyt dobrze mi szło. Ale w miarę upływu czasu zaczęło mi to wychodzić coraz lepiej. W końcu chodziłem w miarę normalnie. Po godzinię nawet zacząłem biegać.
- Mhm... Mogę już iść?-spytała znudzona.
- Co? A tak, tak.-odparłem. Nie wierzyłem, że to ciało ma aż tyle możliwości, gdy już nauczy się nad nim panować. Idąc, patrzyłem na niebo. Chmury snuły się leniwie po nim, tworząc różne kształty. Nagle potknąłem się o kamień i upadłem na ziemię. Uderzyłem głową o chodnik.
- Au.
Zawisł nade mną jakiś cień. Uniosłem się trochę na ramionach, by zobaczyć kto to. Patrzyła na mnie moja siostra. Chyba zbyt mocno się uderzyłem.
- Lily?
- Braciszku! Wreszcie cię znalazłam.-uradowała się. Wstałem. Przetarłem oczy. Za Lily stali moi rodzice.
- Tata? Mama?-takie inteligentne słowa u 4 letniego wilka.
- Synku.
Przytuliłem ich. Łza popłynęła mi po policzku.
- Alex, musimy iść do Alfy. Zajmij się Lily, dobrze?-powiedziała matka. Widzę ich po raz pierwszy od prawie dwóch miesięcy, a oni najpierw idą Tyvsy. O co chodzi?!
- Jasne.-odparłem zdumiony.- Chodź Lily. Przejdziemy się.
Mała ciągle zadawała mi jakieś pytania. A czemu jesteś człowiekiem? A czemu jesteś cały na czarno? A czy mam dziewczynę? Przy tym ostatnim myślałem, że ją uduszę. Poszliśmy do lasu. Nagle trafiliśmy na jakąś polanę. Na środku był kopiec usypany ze śniegu i otoczony kolczastymi gałęziami. Zajrzałem do otworu. Patrzyła na mnie mnie jakaś wadera. Przekrzywiłem głowę i zapytałem:
- Jak masz na imię?
- Jesteś człowiekiem.
- Mhm, no nie do końca. Nazywam się Alex. A ty?
- Nie będę tego mówić ludziom.
- A jak ona poprosi?
Pokazałem na Lily.
- Jestem Night.
<Night>
Od Eleny-c.d Lysterii
Dusza Lucasa zaczęła napływać do jego ciała. Kotek przewrócił się na bok i już nie poruszył. Nagle Lucas(już jako człowiek) usiadł zdumiony i odetchnął. Pomacał się po głowie i sprawdził czy wszystko jest na swoim miejscu. Przejrzał się wokoło i wstał. Ściągnął podziurawioną kolczugę. Zaczął normalnie oddychać.
- Przez chwilę myślałem, że znowu mnie zabierasz.-powiedział do Anubisa.
- Nie. Nie wiem jeszcze o co chodzi, ale masz jakąś rolę do odegrania.-odpowiedział. Pogłaskał Lysterię po głowie i zwrócił się do mnie:
- Ma wrócić bezpiecznie.
- Sama sobie poradzę.-warknęła.
- Ta. Z rozplutymi flakami i wypływającą śledzioną. Na pewno sobie poradzisz.-powiedziałam z sarkazmem.
- A żebyś wiedziała!
Jednak widać było, że jest bardzo słaba. Anubis zniknął. Lucas nadal nie mógł dojść do siebie. A Lysteria była prawie po drugiej śmierci. Idealny poranek na herbatkę. Zawołałam Takahiro i Kifo. Mroczny koń wyczuwając że coś się dzieje z jego panią, zarżał niespokojnie. Ta próbowała go uspokoić.
- Lysteria, jesteś bardzo słaba. Polecisz na feniksie.
- Nie chcę!-zaprotestowała.
- Koński chód może cię poturbować. A Kifo raczej nie należy do tych.. Spokojniejszych. A zresztą to tylko na chwilę.
Przez kolejne 10 minut wykłócała się ze mną. Kosztowało mnie to użycie całego zapasu ripost i argumentów ale się opłaciło. Wsiadła na grzbiet mojego towarzysza.
- Takahiro, leć przez portal do lecznicy. Tylko szybko.-rozkazałam. Feniks odleciał z zasypiającą Lysterią.
- A to znaczy, że my jedziemy na koniu.-powiedział Lucas. Chyba było mu już lepiej. Kiwnęłam niechętnie głową. Od Kifo aż cuchnęło śmiercią. Wsiadłam mu na grzbiet. Lucas usadowił się za mną.
- Do lecznicy. Może być nawet z prędkością dźwięku.
Koń pobiegł przed siebie. Prędkość była oszałamiająca. Ale nawet mi się to podobało. Co z tego że pod koniec prawie puściłam pawia. Gdy byliśmy już na miejscu pobiegliśmy szukać Lys. Anubis by mnie chyba zabił gdybym tego nie zrobiła. Znaleźliśmy ją śpiącą w jednym z lekarskich łóżek. Usiadłam obok i czekałam. Lucas przysiadł obok mnie i zasnął opierając się o moje nogi.
<cd. Lys>