Chodzenie na dwóch nogach było trudne. Z resztą ciało też było nieporęczne. Zginało się w dziwnych miejscach. Na szczęście pomagała mi Clare. Od kiedy się obudziłem nie odstępowała mnie na krok. Jednak było to nawet przyjemne. Zrobiłem kilka kroków. Moje kroki były niepewne, ale zdecydowanie lepsze niż dwie godziny temu. Złapałem się krawędzi biurka. Tak, bardzo nie lubię tej formy. Tyłek to mi już chyba zsiniał od tego ciągłego upadania. Z ciężkim westchnieniem rzuciłem się na łóżko. Włożyłem głowę w poduszkę.
- Alex, będzie dobrze. Robisz spore postępy.-Clare próbowała mnie pocieszyć.
- Jasne. Jeżeli nauczę się chodzić, to jestem księżniczka perska.-sprostowałem z ironią. Mój głos był przytłumiony przez poduszkę.
Uśmiechnęła się.
- Spójrz na mnie. Jest lepiej.
Uniosłem głowę i obróciłem się na plecy.
- Czemu leżenie nie mogło być trudniejsze od chodzenia, a nie odwrotnie?-zamarudziłem. Potarłem oczy dłońmi i wstałem. Nałożyłem na siebie koszulkę. Kolejne coś do czego kompletnie nie byłem przyzwyczajony. A wyjście w samych spodniach raczej nie byłoby zbyt stosowne.
- Może pójdziemy na stołówkę?-zaproponowała Clare. Skinąłem głową na zgodę. Podpierając się na wilczycy, powoli zmierzaliśmy do celu. Czułem, że nogi mi się zaraz rozjadą i zrobię szpagat, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka. W środku było mało wilków. Była pora poobiadowa i prawie wszyscy odpoczywali w pokojach, albo trenowali na placu. Clare podprowadziła mnie do stołu, a ja usiadłem na ławie. Wadera przyniosła mi trochę rosołu, a sobie jagody. Mimo, że medycy wypuścili mnie ze skrzydła szpitalnego, to nadal byłem bardzo słaby. Co wieczór miałem się u nich zgłaszać, na badania. Wziąłem miskę w ręce i duszkiem wypiłem wywar. Nad ustami przyczepił mi się kawałek makaronu. Próbując go dostrzec, zrobiłem zeza. Clare zaśmiała się. Podeszła do nas Tyvsa. Wyglądała gorzej niż kilka dni temu. Futro jej trochę oklapło, oczy miała podgrążone. Zobaczyła mnie, zamieniła się w człowieka i usiadła koło mnie.
- Widzę, że nie wszyscy są ponurzy i depresyjni.
- Ależ ja jestem bardzo depresyjny. Nawet ten makaron mnie dobija.-odpowiedziałem z udawaną rozpaczą.
- Mnie dobija, że wszyscy przychodzą do mnie ze swoimi problemami. Jakbym nie miała własnych.-warknęła.
- Na przykład?-spytałem, kradnąc Clare jagodę. Pokręciła głową z pobłażaniem.
- Jest tego wiele. Oj, Tyvso. Ktoś mnie nie kocha. Oj, Tyvso. Mam depresję. Oj, Tyvso. Nie mam przyjaciół. A jest tego zdecydowanie więcej!-wyliczała z goryczą.
- To lepiej, żebym ci nie mówił o tym, że nie będę już wilkiem. Nie potrafię się zmieniać.
- Nie wydajesz się być zmartwiony.
- Jestem. Ale nauczyłem się jednej ważnej rzeczy. Gdy los daje ci cytryny, to zrób z niej lemoniadę.
Wadery pokręciły głowami z niedowierzaniem. Zjadłem drugą jagódkę.
<Tyvsa>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz