Pierwsze co poczułem to ból. Przeszywający, obezwładniający moje ciało od pyska do łap. Narastający na grzbiecie i bokach. Drugie, to ciekawski głos jakiejś wadery:
-Jak masz na imię?- rozejrzałem się po pomieszczeniu. Znajdowałem się w białym, nienagannie czystym pokoju z kilkoma pustymi łóżkami i dużą ilością półek, na których stała masa maści, płynów i różnego rodzaju innych lekarstw.Obok mnie stała szara wilczyca. Z głowy wyrastały jej kasztanowe, ludzkie włosy. Zdziwiło mnie to trochę, pierwszy raz widzę, żeby wilk miał "futro" człowieka. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że... miała siedem, fioletowych, wystających jej z tyłka ogonów. Gdy już opanowałem zaskoczenie, zebrałem siły i spróbowałem się podnieść. Niestety, z marnym skutkiem - uzyskałem tylko większy ból i kręcenie głowy tajemniczej wadery.
-Nawet nie próbuj, ruszać się będziesz mógł się dopiero za parę dni, a swobodnie chodzić... nawet wolę nie mówić. Skrzywiłem się.
-A nie możecie mi dać jakichś tabletek? Wtedy nie czułbym bólu i mógł spokojnie biegać i skakać-powiedziałem przejęty. Wilczyca tylko prychnęła.
-Nie można cały czas funkcjonować na chemii.
-Czemu nie?
-Bo chemia to nie rozwiązanie na wszystko.
-Czemu nie?
-Bo nie! Przestań!- zirytowała się. Zaśmiałem się. Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i ujrzałem kremowoszarą waderę.
<Kas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz