-Na górę do lokum, Rangiku, czegoś ala szpital... z resztą choć pomogę ci- zmieniłam się w człowieka i we dwie podniosłyśmy Caspiana. Powoli ruszyłyśmy na górę, a Kano za nami. Jeżeli mam być szczera, to powiem że Caspuś jest bardzo ciężki, sama nie dała bym sobie z nim rady. Gdy byłyśmy na schodach, jego nieruchome ciało prawie nam spadło... ale pamiętajmy o tym, że prawie robi dużą różnicę i że on nie będzie tego pamiętał. Minęłyśmy parę korytarzy, aż w końcu udało nam się stanąć przed niewielkimi, dębowymi drzwiami. Położyłyśmy na ziemi Caspiana, a Kasumi zapukała do drzwi.
-Kto to?- dobiegło zza drewnianej zapory, która po chwili została otwarta, a w niej stanęła szara wilczyca, z dużą ilością ogonów- o Tyvsa... co mu się stało?- wytrzeszczyła oczy, gdy zobaczyła Caspiana
-Miał bliskie spotkanie z potworem mieszkającym w piwnicy- wadera poinstruowała nas abyśmy wniosły go do środka i położyły na jednym z łóżek. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było w nim pełno półek, na których leżały porozkładane różne lekarstwa. Każde było innego koloru i miało na sobie coś napisane. W kącie pokoju stał mały stolik, na którym był niepozorny wazon ze zwiędniętymi kwiatkami. Po całej komnacie porozstawiane były łóżka, wszystkie, poza jednym ładnie zasłane. Na tym jednym za pewnie spała Rangiku.
-Nic mu nie będzie?- spytałam się jej. Zobaczyłam, że z pokoju zniknęła już Kas, a także jej towarzysz, ale jakoś nie specjalnie mnie to zdziwiło. Ich sprawa co robią i gdzie idą.
<Rangiku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz