piątek, 27 lutego 2015

Od Tyvsy- c.d Pata

Rozejrzałam się wokół siebie. Zgodnie z planem pojawiliśmy się w mojej dawnej komnacie, która wyglądała dokładnie tak jak ją zostawiłam.
-A co jak go tu nie ma?- spytałam
-Jest na pewno, po prostu znając go, boi się że przeklęłaś swoją komnatę-ma racje, Mars od zawsze był taki, widział problem tam gdzie go nie było i co najlepsze, wymyślał że cały świat che go zabić. Po cichu ruszyliśmy do drzwi. Nie mogą nas usłyszeć, bo cała zasadzka się nie uda, a na to nie możemy sobie pozwolić. To nasza jedyna szansa, na pokonanie Boga Wojny. Delikatnie uchyliłam drzwi i rozejrzałam się po dobrze znanym mi korytarzu. Wszystkie jego ściany były poniszczone, a piękne niegdyś obrazy nie były już obrazami tylko stertą materiałów i połamanych ram. Ludzi są głupi, jak mogli zniszczyć coś tak pięknego, gdy to coś należało do nich. Ruszyłam przed siebie, a mój partner za mną. Na całym 30 metrowym korytarzu nie było widać, ani żywego ducha. Ciekawe, gdzie Mars trzyma swoich doradców. Może uznał to piętro za skażone moją obecnością. Z resztą nie ważne, to nawet dla nas lepiej, nie musimy się przejmować że nas wykryją. Zapukałam do dawnej komnaty Sanariona. Drzwi otworzyły się. Weszłam do środka. Wśród sterty ziół i fiolek z lekarstwami, stała niepozorna dziewczyna.
-Mars jest w Sali Narad, część moich ludzi też tam jest. Tak jak obiecałam, wszyscy ubrali się na czarno, reszta "przyjaciół" Marsa jest w zielonych bądź czerwonych szatach. Jak na razie wszystko idzie z planem- uśmiechnęła się delikatnie
-Dziękuję, Jilin-  powiedziałam do niej, a potem wszyscy we troje wyszliśmy z pokoju.
-Na korytarzach nie ma nikogo, Mars porzucił wszelkie środki bezpieczeństwa, sądzi że nic mu tu nie zagraża- powiedziała cicho dziewczyna, wskazując na jedne z głównych schodów. Ciekawe czy jej pewność siebie nas nie zgubi. Ruszyłam we wskazane przez nią miejsce, ani na schodach, ani na dolnym korytarzu nie było nikogo. To wszystko zdawało się zbyt proste. Bez nawet najmniejszych komplikacji doszliśmy do sali narad, przed którą stała dwójka wojowników w czarnych płaszczach, wyciągnęli zza siebie dwa kolejne i wręczyli je mi oraz Maki'emu. Narzuciłam swój na siebie, skrzętnie zakrywając twarz i włosy. Plan czas zacząć, delikatnie uchyliłam drzwi i dostałam się do środka największej z sal zamkowych.

<Pat?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz