czwartek, 5 lutego 2015

Od Eleny-c.d Zero BlackFire

- Elenko, chodź do mnie. Chodź do mamusi.-powiedziała jakaś kobieta(człowiek), biorąc jakąś małą dziewczynkę na ręce. Patrzyłam na to z trzeciej perspektywy. Ale to przecież ja byłam Elena.
- Mamusiu, a kiedy tatuś przyjdzie?-zapytała dziewczynka, kładąc drobne rączki na twarzy swojej mamy.
- Jak tylko skończy kłaść chmurki do snu, kochanie.-odpowiedziała kobieta, całując malucha w czoło.- Wiesz, chmurki też muszą spać.
Była piękna. Mimo że napewno skończyła 30 lat to wyglądała bardzo młodo i powabnie. Włosy koloru karmelu upieła w zgrabny kok, kilka kosmyków spadło jej na twarz. Ubrana była w zieloną sukienkę z żółtymi akcentami na mankietach. Patrzyła na dziecko z wielką miłością, którą czuć mogą tylko matki.
- A czy tatuś też utuli mnie, jak chmurką?-spytała dziewczynka.
- Oczywiście, kochanie. Nigdy cię jeszcze nie zostawił bez kołysanki.
Ktoś otworzył szeroko drzwi, do środka wpadł zimny powiew wiatru. Mężczyzna wszedł do środka, wytarł buty o wycieraczkę i zamknął za sobą drzwi. Strzepał z kurtki śnieg i powiesił ją na wieszaku.
- Tatuś!-wykrzyknęła podekscytowana dziewczynka. Mężczyzna z uśmiechem na ustach podbiegł do nich i objął je obie.
- Ale się za wami stęskniłem.-wyszeptał im do ucha. Pocałował ,,mamę" a tą niby ,,Elenkę" wziął na ręce. Mała ucieszyła się i ze śmiechem próbowała go przytulić.
- Tato, zaśpiewaj mi kołysankę.-poprosiła dziewczynka.
- Nie potrafiłam jej zmusić do spania. Wiesz, że te wasze piosenki uwielbia.-wytłumaczyła kobieta, kładąc mężczyźnie rękę na ramieniu. Ten usiadł z małą na krześle i zamyślił się. Nagle jego twarz się rozpromieniła.
- Już mam! Ta będzie idealna.
Dziewczynka usadowiła się wygodniej, jakby wiedząc że czeka ją coś przyjemnego.
Mężczyzna zaczął śpiewać:
- Kiedy upłynie nam czas,
Zwabi nas ognia blask,
Na polanie gdzie żyje śpiew.
Ciepły dym w krągu tym
I poświata dobrych żyć,
Tylko tego brakuje nam dziś.
Swawolne serca, umysły krążące w dal
Śpiewajmy wszyscy w ten radosny czas,
Śpiewajmy wszyscy ile jest tu nas.
Choć lata słodkie szybko płyną,
To wiemy że...
Miłość wszędzie jest.
Kołysanka miała jeszcze kilka zwrotek. Coś ścisneło mnie za serce. Ta piosenka... Czułam ją w swojej przeszłości. Ale mama nigdy mi jej nie śpiewała. To skąd? Dziewczynka zasnęła w ramionach mężczyzny. Położył ją do wielkiego łóżka i przykrył kocem. Wstał i przytulił ,,mamę".
- A więc to już dziś.-westchnęła z głębokim żalem.
- Tak.-odparł, nie patrząc jej w oczy.- Reo, wiesz, że tak musi być.
- Tak. Ale to i tak mnie boli.
- Wiem, jesteś bardzo wrażliwą kobietą. Ale Elena... Ona musi o mnie zapomnieć.
Wykonał jakiś nieznany ruch ręką. Nad głową małej zabłysnęły znaki. Kwiat lotosu i płomień.
- Pamiętaj, nie możesz jej niczego powiedzieć.-ostrzegł ją. Wizja się rozmazała. Przeniosłam się w inne miejsce. Ta sama dziewczynka co była w poprzedniej wizji była teraz, ale starsza. Mogła mieć 7 lat. Poznałam ją po orzechowym odcieniu włosów i mocno błękitnych oczach. Siedziała, a raczej zwisała głową w dół z dużego klonu. Ręce miała zgięte pod głową i kiwała się w przód i w tył. Nagle usłyszałam płacz. Elena w wizji również. Szybko zeszła na ziemię. Ktoś płakał. Zaczęła rozglądać się za źródłem dźwięku. Był to ośmioletni chłopiec. Siedział skulony na trawie i pochlipywał. Dziewczynka uklęknęła obok niego i powiedziała:
- Cześć.
Chłopak podniósł głowę. Otarł łzy i wyjąkał:
- Czeeść.
- Jestem Elena.-przedstawiła się.
- A ja Lucas. Ale nie zamierzasz się ze mnie naśmiewać?
- Niby czemu?
- Bo jestem rudy.
Faktycznie. Na jego głowie miał mnóstwo krwistoczerwonych włosów. Nawet było mu do twarzy.
- Nie. Rudy to ładny kolor. Ja chciałabym być ruda.
- Naprawdę?
- Tak.
- Ale inni chłopcy się z niego śmieją.
- To są głupi. Może zostaniemy przyjaciółmi?
- Na zawsze.-odparł Lucas.
Znowu wszystko zniknęło. Kolejne miejsce. Wizjowa Elena biegła przez dziedziniec trzymając w ręku czarne gogle. Teraz miała 11 lat. Wpadła na Lucasa i wypaliła:
- Szykuj się, Glonomóżdżku! Za chwilę ruszamy.
Podała mu okulary i sama założyła podobne. Z uśmiechami szaleńców schowali się za krzakiem. Lucas wyjął ze skrytki pod drzewkiem, łuk i strzały z tępymi końcami. Do tego zestawu dołączyli jeszcze balony z farbą.
- Za chwilę tu przyjdą.-wyszeptał chłopak.
- W tych okularach wyglądzasz jak szalony naukowiec.-Dziewczyna odparła z uśmiechem.
- I kto to mówi?
Lucas wyjrzał za krzaka i natychmiast się skulił. Bezgłośnie przekazał jej  wiadomość, że idą. Dziewczyna odliczała na palcach do trzech. Słyszałam już rozmowy nadchodzących.
- Jak dorwiemy tego rudego i tą jego przyjaciółkę to połamie im wszystkie żebra.-groził jakiś chłopak.- Ta oślica włożyła mi do butów krowiego łajna!
- To nic. Mi włożyła tarantulę do ucha, jak spałem.
- A ja wpadłem w pułapkę. Pół dnia próbowałem się stamtąd wydostać. A ona i rudy się śmiali, jak wariaci!
- Bo tylko wariaci są coś warci!-wykrzyknęła ,,Elena" wyskakując za krzaka. Zaczęła rzucać w grupę chłopców balonami z farbą. Lucas przyczepił do strzał farbę i również zaczął ostrzeliwać wrogów. Groty były bardzo tępe, ale zostawały po nich cudne siniaki.
- Gińcie nieczyści!-darł się Lucas, strzelając jak snajper. Chłopacy zaczęli uciekać. Cali byli kolorowi i mokrzy. Napastnicy zaczęli się śmiać. Przybili sobie piątkę i poszli do zamku. Następne wydarzenia zmieniały się bardzo szybko. Była tam ,,Elena" i Lucas. Jak podkradali kurze jajka. Jak przenocowali w lesie. Jak chowali się na strychu, chowając się przed starą służącą. Jak uczyli się walczyć. Było tego wiele i wszystko pełne życia, radosne. Jak ta dziewczyna przebijała uszy. Dotknęłam wtedy moich kolczyków. Czy to ja byłam tą Eleną z wizji?!
W końcu szaleńcze wspomnienia zatrzymały się na jednym. Ja(czyli tamta Elena, nie miałam już wątpliwości) ubierała się w zbroję. Zawiązała odpowiednio rzemyki i zaczęła ostrzyć miecz. Do zbrojowni wszedł Lucas. On też był w pełnym wyposażeniu. Na głowie miał sławne już gogle.
- Ty nadal je masz?-zdziwiła się.
- Tak. Nie zapomniałem tego co dla mnie zrobiłaś.
- Przesadzasz.
Podszedł do niej i chciał coś powiedzieć, jednak przerwało mu wejście posłańca.
- Macie iść na wieżę.
Wspomnienie trochę się przewinęło. Lucas i ja ostrzeliwali ludzi w dole. Ginęli z ich strzał, jak muchy. Nagle ktoś wyważył drzwi. Drewno poleciało na wszystkie strony. Odwrócili się. Na wieżę wtargnął potwór. Miał dwa łby, pięć łap i był wielkości konia. Z jego pysków kapała ślina, tworząc małe kałuże. Przyjaciele rzucili łuki na podłogę i wyjęli miecze. Potwór zaszarżował. Ja i Lukas kłuli go mieczami, ale to nic nie dawało. Monstrum nie reagowało. Nagle ja zostala odrzucona na bok. Ręka złamana jak nic. Jękneła z bólu. Lucas rozproszył się i wtedy potwór go złapał. Wbił mu pazury w pierś. Lucas wił się i próbował uwolnić, ale to nic nie dawało. Ja ostatkiem sił stanęła na nogi, wskoczyła potworowi na plecy i poderżnęła mu gardło. Niefortunnie się stało, że jak bestia upadała to ja znalazła się pod spodem. Zostałam przygnieciona jej cielskiem. Chyba miała krwotok wewnętrzny i połamane żebra. Ulatywało z niej życie. Lucas podbiegł do niej i próbował ją wyciągnąć. Ale to nic nie dało.
- Lucas.-szepnęła. Nie wzięła kolejnego oddechu. Nagle jej ciało znikło w obłoku iskier. Wizja się skończyła. A więc Anubis mówił prawdę. Mój ojciec naprawdę mnie wykupił. A moim ojcem był Jupiter.
- Czemu mi nie powiedziałeś?!
Przede mną ukazał się Jupiter we własnej osobie.
- Nie mogłem.
Złość we mnie buzowała.
- Czemu pokazałeś mi te wspomnienia?! Żeby mi pokazać jaka byłam?
- One same się w tobie uwolniły. Trucizna tak na ciebie zadziałała.-mówił smętnym tonem.
- Jaka trucizna?!
- Wracasz.-nie odpowiedział na moje pytanie. Poczułam, że wraca grawitacja. Z ciężkim oddechem usiadłam do pionu. Zakaszlałam i wyplułam trochę zielonej cieczy. Zero i Rahmi patrzyli na mnie. Zero z ulgą, Rahmi ze znudzeniem.
- Mówiłem ci. Sama się otruła.-powiedział Rahmi z pogardą. Coś we mnie zawrzało.
- O tak. Słuchaj się Rahmiego. On ma rację. Specjalnie doprowadziłam się do śmierci tylko po to żeby wzbudzić w nim przerażenie.-mówiłam z sarkazmem i zarazem przesłodzonym głosikiem. Rahmi się skrzywił.
- Niezłą sobie znalazłeś przyjaciółkę.-prychnął.
- Phi, ja nie wiem czemu dali ci moc.-odparłam.
- Skąd o tym wiesz?!-wykrzyknął zaskoczony. Przewróciłam oczami.
- Jesteś taki głęboki, jak kałuża. Nietrudno było to odczytać.-odparłam i wstałam. Podszedł do mnie lekarz.
- Jak się panienka czuje?-zapytał.
- Pomyślmy. Okazało się, że byłam człowiekiem i umarłam. Że jestem półboginią, a moim ojcem jest Jupiter. Że mam większą moc niż myślę. A i jeszcze zostałam otruta. Mam nadzieję, że to ci wystarczy za odpowiedź!

<cd. Zero i Rahmi>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz